niedziela, 2 czerwca 2013

Po co ta kolejna dotacja dla LOTu?

Ostatnio nie miałem za dużo czasu na śledzenie informacji prasowych, niemniej nawet w takiej sytuacji udało mi się zauważyć jakby przypadkowo skorelowane w czasie dwa wątki dotyczące PLL LOT. Pierwszy z nich to pozytyw w postaci restartu regularnych rejsów Dreamlinera, drugi to pojawiająca się potrzeba kolejnego dofinansowania linii z budżetu Państwa. Ciekawy jestem na ile czas ich pojawienia się w prasie jest sprawą przypadkową, na ile natomiast sprawnie zorganizowanym politpijarem? Tak czy siak zaciekawiło mnie proste wyliczenie jednej ze stacji telewizyjnych, które wspominało że każdy z Polaków musiałby znów dołożyć nieco ponad 10 złotych na ratowanie naszego tzw. narodowego przewoźnika. Na przekonaniu mnie w wątpliwościach po co miałbym łożyć na tą linię swoje pieniądze nie trzeba było czekać długo.
Otóż wczoraj sieć obiegła informacja dotycząca zaskakująco ciekawych cen w nowej taryfie first minute. Kurczę, loty za 160 złotych w obie strony! Niestety promocja ta znów potwierdziła że LOT powinien mieć zakaz podpisywania się nazwą Polskie Linie Lotnicze, ponieważ bardziej trafną byłaby Warszawskie Linie Lotnicze. Za dowód niech świadczą zrzuty ekranu z systemu rezerwacyjnego zamieszczone poniżej. Bilety na te same terminy, lot Warszawa-Helsinki - około 160 złotych, lot Wrocław-Helsinki - ponad 1000 złotych! No OK, jestem w stanie zrozumieć że przewoźnik nie jest od tego aby dotować połączenia z każdego portu regionalnego i obniżanie cen na tak lukratywnych dla niego i pozbawionych bezpośredniej konkurencji trasach jak Warszawa-Wrocław nie miałoby sensu ekonomicznego. Dlatego nie oczekuję cen rzędu 2x160 złotych. Nie mogę jednak zrozumieć dlaczego przewoźnik życzy sobie zapłacić drożej za lot z przesiadką Wrocław-Warszawa-Helsinki niż gdybym tą samą trasę miał odbyć na osobnych biletach? Jak widać w załącznikach, za przesiadkę na jednym bilecie przewoźnik życzy sobie dodatkowe ponad 200 złotych. Gwoli ścisłości dodaję, że wybranego dnia wszystkie rejsy na danej trasie - niezależnie od godzin - są w takiej samej cenie. Nie ma więc wyjątku że najtańszy rejs powrotni WAW-WRO jest przed wylądowaniem lotu z Helsinek więc kolokwialnie ceny się nie zesmaczują.


Cóż, jest to niepierwsza taka zagrywka naszego tzw. narodowego przewoźnika, który chce pieniędzy od wszystkich Polaków, niemniej większość z nich ma w głębokim poważaniu. W takiej sytuacji nie ma co się dziwić że coraz większy rynek zdobywa konkurencja, choćby Lufthansa która na tej samej trasie w tym samym dniu oferuje bilety w porównywalnych cenach. Gdybym musiał lecieć do Helsinek i bym nie był uzależniony od godzin, to wybrałbym ofertę Niemców. Ot tak, choćby za karę.