czwartek, 3 listopada 2016

Globalna wioska, czyli zdjęcia w Google Maps

W poprzednim wpisie opisywałem usługę Zdjęć, nieco wymuszoną alternatywę dla zamykanego przez Google serwisu Panoramio.com. Postanowiłem dać jej szansę z powodu przeświadczenia, że zgromadzone tam zdjęcia automatycznie - jak kiedyś w Panoramio - znajdą się w Google Maps. Nic bardziej mylnego. Co więcej, fotki można publikować w Mapach bez uruchomionej usługi Zdjęcia. Mapy prawdopodobnie korzystają z własnej bazy danych. Jeśli chcesz tam umieścić zdjęcia z prywatnej galerii, Mapy tworzą swoją niezależną kopię.

Przejdźmy do sedna. Cały czas jestem zafascynowany zjawiskiem globalnej społeczności, gdzie każdy może ułatwić życie innym osobom. Dlatego doceniłem ostatnie zmiany w Mapach Google, gdzie klikając na dowolne miejsce, można znaleźć ogromne ilości rzetelnych informacji - od godzin otwarcia, lub największej popularności, przez adres witryny, krótki artykuł Wikipediowy, info jak dojechać (czasami również transportem publicznym), po zdjęcia oczywiście. Sprawdźcie sami. Odnajdźcie na mapie interesujące Was miejsce (może to być kościół, miasto, lub nawet mała firma), kliknijcie na nie, a po lewej stronie pojawi się okienko informacyjne. Wszystko to może być uzupełniane danymi podawanymi przez każdego użytkownika. Tak samo każdy internauta może dane miejsce ocenić gwiazdkami i opisać. Z tym jednak mam spory problem, ponieważ możliwość taka bardzo wzmacnia klasyczną chęć wylewania z siebie internetowego hejtu. Czasami usprawiedliwionego, ponieważ przykładowo restauracja może być droga, serwować surowe/zimne danie, lub po prostu kibel w niej będzie brudny. Jednak wśród opisów widziałem już kilka lokalnych komentowych wojenek toczonych wśród tanich hoteli w Bari, lub konkurujących ze sobą firm zajmujących się serwisem aparatów fotograficznych we Wrocławiu

Jeśli chodzi o zdjęcia prezentujące wskazany obiekt, możecie je dołączyć we wspomnianym przed chwilą oknie informacyjnym. W ten sposób totalnie zmieniony został podmiot, gdzie w Panoramio ważny był widok z miejsca reprezentowanego koordynatami GPS, a w Mapach zwrócony jest focus na konkretny obiekt. Czyli zdjęcia na przykład Sagrada Familia mogą zawierać obrazy ze środka kościoła, ujęcie Barcelony ustrzelone z jednej z wież, jak też delikatny zarys budynku widziany z podejścia samolotu na lotnisko El-Prat. Jedno zdjęcie może być również przypięte do większej ilości obiektów.. Fotka wspomnianej Sagrady można bowiem dodać do karty informacyjnej samego kościoła, Barcelony, Katalonii, czy Hiszpanii.

Co wzbudza mój niepokój, to fakt że zdjęcie można przypisać tylko do wskazanego w Mapach miejsca. Jest to zazwyczaj miejsce turystyczne, lub siedziba firmy. Odpada więc możliwość pokazania murale, lub po prostu oddania uroku jakieś specyficznej ulicy, widoku. Gdy danego miejsca, np. jakieś fontanny/rzeźby, nie ma w Mapach, zawsze można ją dodać. Jest to z jednej strony zaleta globalnej wioski, gdzie każdy może mieć wymierny wpływ na przydatność wielkiej funkcjonalności. Ale jest również wada - nieuważne dodawanie nowych miejsc i brak należytej moderacji skutkuje pojawianiem się dubli (jak na obrazku po lewej), niedokładnych opisów (np. tylko zdawkowe Fontanna - także na obrazku), lub też możliwością rozdrabniania ich na mniejsze części - np. wspomniana Sagrada Familia, następnie Fasada Narodzenia Pańskiego, Fasada Męki Pańskiej, wnętrze, ołtarz i wieże.

Kolejna nurtująca mnie niejasność, to mechanizm za pomocą którego dane zdjęcia pojawiają się w Mapach. Gdy jest to miejsce o niewielkiej popularności, jakiś zaczynający działalność hostel, posiada on kilkanaście przypiętych zdjęć i moje po prostu za jakiś czas pojawiają się na liście. Jednak gdy mówimy o czymś ogromnym, np. Forum Romanum, Rzym czy całe Włochy, nie mam zielonego pojęcia jaki mechanizm reguluje pojawienie się, bądź nie pojawienie się moich fotek wśród wybranych już dwustu.

Najbardziej jednak martwi mnie traktowanie użytkowników dodających własną treść, jako zwyczajne dojne krowy. No bo tak, ogromna rozbudowa mechanizmu Map służy oczywiście zarabianiu przez  Google. My uzupełniamy ich bazę danych o czynnik ludzki - wskazujemy popularność, jakie dane miejsce wywołuje emocje itp. Jednak jedyne co dostajemy w zamian, to podziękowanie i motywujący tekst, jak bardzo fajni jesteśmy ;) Ani nie wiemy czy i kiedy nasze zdjęcia zostaną przypięte do wskazanych miejsc, ani nawet nie wiemy jakie realne wyniki dają nasze godziny spędzone przed komputerem za darmo. Google nie zapewnia bowiem żadnej strony ze statystykami odwiedzin. Jedyne co dostałem, to - po jakiś dwóch tygodniach od wrzucenia pierwszego zdjęcia - mail z informacją o liczbie wyświetleń i życiowym rekordzie. A jeszcze żeby było ciekawiej, gdy Google w skrzynce mailowej wykryje potwierdzenie rezerwacji w jakimś noclegu i przy włączonej nawigacji zorientuje się, że znajdujesz się we wspomnianym miejscu, oczywiście wyświetli Ci na telefonie powiadomienie, abyś nie zapomniał zrobić tam zdjęć i wrzucić do usługi Map :D

Jest jeszcze jedna ogromna niejasność. Jeśli z jakiegoś powodu przestanie nam być po drodze z Google i będziemy chcieli wyprowadzić nasze manatki, usunięcie konta i treści z usługi Zdjęć wcale nie spowoduje usunięcia ich z Map. Coś takiego da się zrobić w czymś w rodzaju centrum przesłanych plików, do którego dotarłem po kilku godzinach testów. Sądzę że niewielu osobom starczy cierpliwości aby dojść do tego miejsca, co tylko potwierdza tendencję Google do - w mojej opinii - traktowania swoich użytkowników w sposób nie-do-końca-fair.

Oczywiście wśród tych gorzkich żalów nie można zapominać o sednie. Usługa Google Maps dla przeglądającego i podróżującego, cały czas jest nieopisanym kompendium wiedzy, która częstokroć bardzo potrafi ułatwić życie. Integracja z rozkładami jazdy lokalnej komunikacji, zdjęcia Street View pozwalające zobaczyć jak dojść we wskazane miejsce, linki do witryny danego obiektu, zdjęcia satelitarne i - robione samolotem - pozwalające na podgląd w trzech wymiarach, możliwość pobrania map na telefon i wyszukania trasy z punktu A do punktu B będąc offline - to są udogodnienia z których realnie korzystam. Byłoby idealnie, gdyby do tego twardego produktu zwrócono również nieco więcej uwagi na jego miękkie elementy. Super-dokładny schemat ulic można bowiem pobrać w ramach umów podpisanych z lokalnymi zarządcami, zdjęcia Street View zrobić samo-kierującymi się samochodami. Jednak to dopiero użytkownicy nadają tym danym znaczenia emocjonalnego. Oceniają, opisują, wrzucają własne zdjęcia, wskazują co jest ciekawsze, lub wywołuje większe wrażenie. Warto o tym pamiętać.

środa, 2 listopada 2016

Gdzie wrzucać podróżne fotki po zamknięciu Panoramio? Recenzja usługi Zdjęcia w Google

Informacyjnie, moje konto na Panoramio z wyjazdowymi fotkami znajdziecie pod adresem: http://www.panoramio.com/user/1373046

Serwis Panoramio.com, to na pierwszy rzut oka internetowa galeria zdjęć. Jednak geneza powstania tej usługi była zupełnie inna. Cała zabawa polega bowiem nie tyle na zamieszczaniu fotek, co na ogromnej palecie możliwości, jakie daje geolokalizacja. Dlatego też startup został bardzo szybko zauważony i wykupiony przez Google. Ogromnym wsparciem była integracja treści serwisu z Mapami i Google Earth. Właśnie to spowodowało, że kilka lat temu założyłem na Panoramio swoje konto i jak dotąd tylko tam zamieszczałem swoje zdjęcia wyjazdowe. Być może w trakcie któregoś wyjazdowego opisu/przewodnika natrafiliście na link do galerii pokazującej dokładnie wskazane miejsce. Odnośniki te są również integralną częścią wirtualnego pamiętnika moich podróży, który znajdziecie pod mapką w prawej części bloga.

Niestety, w trakcie urlopu we Włoszech na moją skrzynkę wpłynął mail z informacją, że Google postanawia jednak zamknąć serwis. Nie pomogły jęki, prośby, groźby i duża społeczność dumna z tego, że dzięki swoim ujęciom może pokazywać świat. Google przechodzi proces głębokich zmian, integracji, reorganizacji. Trzeba unowocześniać, zarabiać, a z Panoramio jakoś w tym wszystkim nie było po drodze. Dlatego wszyscy użytkownicy dostali szybką piłkę - rejestrujesz się, integrujesz, przenosimy Twoje zdjęcia i jesteś przewodnikiem w Mapach. Jeśli nie, to na serwis fotki możesz wrzucać przez kolejny miesiąc, przeglądać przez następny rok, a potem cze jak czapka.

Po powrocie z urlopu postanowiłem ogarnąć temat i spróbować nieco rozpoznać rynek. Po jakimś czasie pomyślałem, że dam jednak szansę usłudze Zdjęcia w Google. W głowie miałem bowiem przekonanie, że gdy wrzucę tam geotagowane zdjęcia, to - jak kiedyś w Panoramio - pojawią się one w mapach Google. Nic bardziej mylnego. Po pierwsze, choć fotki są oznaczone koordynatami GPS (w domyśle - w tym punkcie zostały zrobione), to są to tylko elementy dodawane do albumów. Wśród ustawień usługi nie znajdziesz ptaszka w stylu  przypisuj zdjęcia do wskazanych/pobliskich miejsc. Aby coś takiego się zadziało, musisz samemu odnaleźć poszukiwany obiekt i w jego karcie informacyjnej kliknąć opcję dodawania nowego zdjęcia.

Dobrze, zatem do usługi wrzuciłem nieco zdjęć i chcę je teraz dodać do Map. Niestety, nawigowanie po tym sposobie to jakiś koszmar. Musimy bowiem wybierać z mieszanki nieposortowanych i chaotycznie ustawionych grup, jak Zdjęcia z wpisów (chyba te, które wcześniej zostały dodane do np. Map), zdjęcia wrzucone na bloga, hangout-sów (czat w Gmail), albumy, tagi, czy jakiś katalog oznaczony jedynie datą. Bardzo szybko zacząłem więc do Map przesyłać fotki bezpośrednio z dysku twardego mojego komputera. I uwaga - procedura taka, w mojej opinii, nie działa jakoś znacznie inaczej od tego, gdy użyjemy fotki z prywatnej galerii. Obraz taki jest prawdopodobnie duplikowany do serwisu Map.


OK, czyli już wiemy, że zdjęcie nie musi znajdować się w prywatnej galerii aby móc je wstawić do usługi Map. Dajmy jednak Google szansę i spróbujmy wrzucić wspomnienia z któregoś wyjazdu. Procedura ta jest bardzo prosta. Wystarczy bowiem przeciągnąć zaznaczone zdjęcia z systemu operacyjnego do okna przeglądarki internetowej. Niestety, regularnie, po jakimś czasie z moją przeglądarką zaczyna się dziać coś złego i w pewnym momencie po prostu się ona wyłącza. O tyle dobrze, że przy próbie przesłania do usługi takiej samej fotki, system ją rozpozna i nie pozwoli na zdublowanie. Czyli jeśli na raz chcę przesłać około 100 zdjęć, wystarczy że za każdym razem przeciągnę je nad okno przeglądarki. Po jakimś 10. wywaleniu się całego programu wszystkie fotki będą już wgrane. Trochę to przez łzy, ale działa ;) 

No to czas utworzyć album. Wpisuję tytuł - konkretny wyjazd - dodaję zdjęcia, działa. Nawet fajnie działa, ponieważ zdjęcia są automatycznie posortowane po dacie ich wykonania. Wprawdzie może to powodować problemy, gdy galerię stanowią fotki z dwóch niezsynchronizowanych ze sobą aparatów, ale to wątek na kiedy indziej.

No dobrze, a co z tagami, o które tak bardzo dbałem na Panoramio? Bo zamiast przelatywać po wszystkich fotkach, wolałbym mieć łatwy dostęp do tych zrobionych tylko w Barcelonie, Włoszech, przedstawiających zachód słońca, meczet czy po prostu te, na których widać mnie. Zatem nie da się... Znaczy się można tworzyć nowe albumy, które następnie usunie się z ich listy. Będą one widoczne tylko w zakładce Udostępnione. Niestety ich kolejność w tym miejscu jest totalnie chaotyczna, co zdecydowanie nie ułatwia sprawy.

A, jeszcze żeby było ciekawiej, linki do albumów to zakodowane przez Google hashe. Jeśli więc przesyłasz coś takiego swojej znajomej, ona nie wie czy dostanie album z całego wyjazdu, jego wycinku - np. tylko jedno miasto, czy być może robione telefonem zdjęcia spod prysznica ;) Dodatkowo nie ma czegoś takiego jak strona główna użytkownika, gdzie każdy może podglądać wszystkie udostępnione albumy. Nie ma możliwości obserwowania danej osoby, przypadkowego powrotu żeby sprawdzić czy zostało dodane coś nowego. Za każdym razem autor musi wygenerować i wysłać link do swojego albumu. Dorota wspomniała, że tagowanie i możliwość pokazywania wszystkiego była w Picassie. No tak, tylko że Google też ją zamknął...

Co w zamian tych ograniczeń usługa daje nowego? Cóż, nie wiedzieć czemu tworzące się automatycznie prezentacje. Do tego punkt lokalizacyjny, który w zasadzie jest tylko etykietą, w którą można wpisać dosłownie wszystko. Jest też mapa, która może służyć jako zobrazowanie odbytych w trakcie wyjazdu lotów. Tylko co ja się namęczyłem, aby wśród proponowanych miejsc docelowych znaleźć lotnisko we Wrocławiu. Trzeba bowiem wpisać coś, co Google będzie w stanie połączyć z jakimiś współrzędnymi geograficznymi. Niestety po wpisaniu np. Lotnisko Wrocław wyświetlane podpowiedzi skupiały się na parkingach, zamiast na porcie lotniczym ;)

Co do mapy - wszystko jasne. Punkt lokalizacyjny niech zatem służy do tematycznego podzielenia podróży. Takie rozdziały - zazwyczaj oznaczające jakieś miasto. Tylko że w Wenecji spędziliśmy dwa dni, w trakcie których sporo czasu poświęciliśmy na osobne wyspy Murano i Burano. Jak tam popłyniecie, to zrozumiecie dlaczego warto je wydzielić od Wenecji. Teraz pod linkami macie albumy (tagi) dotyczące tylko wymienionych miast. Ten podział byłby prosty, gdyby jednak nie automatyczne posortowanie zdjęć po dacie wykonania. Teraz muszę bowiem każde pojedyncze zdjęcie przesunąć w górę, lub w dół o niemal 1/4 galerii. Aż nie mogłem w to uwierzyć, że Google tak dobrze sobie radzi z milionami ton informacji, a nie daje możliwości równoczesnej i łatwej edycji kilku zdjęć ;) 

Usługa Zdjęcia posiada jednak jedną bardzo dobrą właściwość. Zainstalujcie sobie na tablecie/telefonie jej aplikację. Aha, uważajcie z synchronizacją kont, ponieważ po chwili obok zdjęć z Waszych urlopów znajdą się te robione urządzeniem - czy to pokazujące drina z palemką, wysyłane koleżance fotki butów znalezionych w jakimś sklepie, czy też te spod prysznica ;) Ale wracając do sedna, gdy w aplikacji wejdziecie w wybrany album i przewertujecie każde zdjęcie, program je zapamięta. Modulo - jedziesz do rodziny z dala od swojego wi-fi, odpalasz urządzenie i snujesz długą opowieść pośród ponad 300 zdjęć robionych przez tydzień wyjazdu :-)

Podsumowując, po tygodniu korzystania mam bardzo mieszane uczucia co do usługi Zdjęć. Co najważniejsze, nie jest ona niezbędna aby obrazy pojawiły się w Google-owych Mapach. Samo jej działanie jest natomiast skupione na innych priorytetach. Za mało w niej możliwości konfiguracyjnych a za dużo nastawienia na prosty do osiągnięcia wow-effect. Nie wiem czy to ja się starzeję i moje przyzwyczajenie do encyklopedycznej zawartości internetu nie współgra z dzisiejszym nowoczesnym, multimedialnym i w gruncie rzeczy dającym niewiele wartości podejściem do prezentacji treści. Ale chyba coś w tym jest, bo Dorota także czasami ma problemy w połapaniu się o co chodzi w tej usłudze. Dlatego jeśli szukacie miejsca do wrzucania galerii ze swoich podróży, lepiej poświęćcie jedno popołudnie więcej, żeby sprawdzić także alternatywy. Być może znajdziecie coś, co będzie bardziej celować w Wasze gusta i potrzeby.