czwartek, 15 września 2011

Po powrocie z Gruzji

Wprawdzie pierwszy wypad na kontynent Azjatycki zakończył się nam równo tydzień temu, jednak sprawy z nim związane będę się ciągnęły pewnie jeszcze przez kolejnych kilkanaście dni. Raz że sprawy formalne typu fotki (dopiero dziś skończyłem wrzucać na Panoramio obrobione i wybrane zdjęcia), czy oczywiście relacja na blogu której będzie można się spodziewać za jakiś czas. Dwa że na miejscu nawiązało się kilka znajomości które warto by było rozwinąć czymś więcej niż "pingującym" mailem. Trzy że wyjazd trzeba podliczyć finansowo co przy podwójnym przeliczniku, kilku wymianach walut i mnóstwie zakupów opisywanych nieznanym w Europie pismem - jest wyzwaniem niełatwym. Do kosztów niestety będzie trzeba doliczyć telefon który został ostatniego dnia gdzieś w Tbilisi i nawet jeśli uda się go zlokalizować, to odzyskanie zajmie zapewne jakiś czas...
Tak czy siak, wróciliśmy, zmęczeni, lekko zaziębieni, ale bardzo bardzo usatysfakcjonowani. Wyjazd wywarł na nas duże wrażenie. Sporo było improwizacji, część planów znów była tworzona w biegu a inna okazała się zbyt ambitna i musieliśmy ratować się życzliwością Gruzinów. Na to na szczęście zawsze można liczyć dzięki czemu wyjazd jest jeszcze milej wspominany. Oczywiście nie omieszkam napisać za jakiś czas obszerną relację i przewodnik. Jednak już teraz mogę z pełną świadomością polecić wyjazd do Gruzji każdemu, kto lubi eksperymentować i cieszyć się urlopem w sposób inny niż błogie lenistwo na plaży czy przyhotelowym basenie. My już przed zakończeniem pobytu stwierdziliśmy że zarówno Zakaukazie, jak też Gruzja jest dopisywana do listy "do odwiedzenia w przyszłości" i z pewnością za jakiś czas zaczniemy procedurę poszukiwania okazji cenowych aby znów dostać się w tamte rejony.