sobota, 27 kwietnia 2013

Ryanair exclusive

Nisko-kosztowy rynek lotniczy to naprawdę bardzo wdzięczny temat do obserwacji. Jest bowiem piekielnie dynamiczny, nie pozwala się nudzić a po kilku latach co jakiś czas potrafi porządnie zaskoczyć. Jedną z ostatnich ciekawostek stał się fakt, że jedna z najbardziej znienawidzonych i posiadających jedną z największych grup tzw. haterów firma stała się tworem ekskluzywnym. Bo naprawdę trzeba się wykazać jakimiś nadzwyczajnymi zdolnościami aby w ogóle być w stanie kupić u nich bilet lotniczy. Oczywiście pominę fakt że przed dokonaniem płatności trzeba zaznaczyć/odznaczyć/wybrać szereg opcji innych niż mówi podpowiedź aby nie narazić się na dodatkowe koszty, a wszystko to na przestrzeni ilu, już chyba kilkunastu różnych podstron? W sumie policzyłem.
  1. Strona główna, wybieram trasę i datę
  2. Podaję sekretne hasło dostępowe
  3. Wybieram konkretny lot
  4. Mnóstwo dodatkowo płatnych opcji
  5. Jakiś banner gdzie jedynym widocznym przyciskiem jest opcja dodatkowo płatna
  6. Reklamy typu bagaże, telefony i inne bzdury
  7. Kolejna reklama, tym razem Hertz
  8. Yes, wreszcie płatność
  9. Tu już chyba jest potwierdzenie rezerwacji - dawno tego nie robiłem więc nie wiem czy nie czekają w tym miejscu kolejne niespodzianki.
Mea culpa. Nawiązując jednak do tego co przed wyliczanką, oczywiście poza wątkiem jest również fakt zdarzającej się niemożności zapłacenia za wykupione loty. Już od wielu lat przewija się bowiem jakiś problem techniczny kiedy to płatności są po prostu odrzucane. Ciekawy jestem czy nieprzypadkowo najczęściej słyszałem o płatnościach dotyczących zakupów bez opcji dodatkowych, zwłaszcza kartami które kiedyś zwalniały z płatności za płatność?
 
To jednak wątki znane. Co przykuło moją uwagę podczas ostatniego przeglądania cen to zmiana systemu do wpisywania sekretnego hasła. Wygląda więc na to że stary system Captcha był niewystarczający i postawiono na skrypt wymagający większej inteligencji. Solvemedia bawi się bowiem w różne gry. Czasami trzeba więc wpisać zwykły tekst, czasami rozwiązać zadanko, rebus, być może wykonać specjalne ćwiczenie typu splunąć trzy razy przez lewe ramię a następnie hasło wklikać kciukiem lewej dłoni przełożonej pod prawą nogą ;) Typowa anty-customerska polityka Ryanair. Jednak wygląda na to że linia postawiła na ekskluzywną grupę klientów o ponadprzeciętnej inteligencji graniczącej wręcz z wyczuwaniem pozapercepcyjnym. Bo chyba trzeba mieć nawiązane połączenie z pewnego typu mocą aby wiedzieć co jest napisane w poniższych przykładach?
 
 
Oczywiście przydatną w posługiwaniu się mocą może być znajomość języka angielskiego, jednak nawet najlepsi mistrzowie Jedi mogą mieć problemy z wyczytaniem poniższych przykładów.

 
Przeglądając przykłady i z nieukrywaną radością kolejny raz klikając w przycisk ctrl+f5 w przeglądarce, odniosłem wrażenie pewnej powtarzalności słów. Zacząłem się więc zastanawiać na ile w słowniku maczał palce sam CEO Ryanair - MOL. Znany jest on bowiem z dość, no może aby nie używać wulgaryzmów to nie napiszę dosadnie jakiego charakteru (sporo Irlandczyków pasuje do tej cechy), ale zobrazuję to przykładami.
co według megasłownika oznacza
 
 
 
W ten sposób Ryanair ustrzelił niezłego hat tricka.
 
Dodatkową ciekawostką jest kolejna próba zastosowania bardziej inteligentnego marketingu. Niekoniecznie tego negatywnego (nie ważne co mówią, ważne żeby zapamiętali), gdzie strona internetowa jest po prostu wstrętna, nieczytelna, niepełna treściowo (czy tylko ja od długiego czasu widzę pustą prawą część strony głównej?) a kolorystyka jak z niskich lotów festynu. Ryanair jakiś czas temu zaczął prawdopodobnie wprowadzać bardziej inteligentne rozwiązania optymalizacyjne. Jednym z tego skutków jest pewnie poszatkowanie rozkładu lotów. Podejrzewam że jakiś mądry program wyliczył że układ lotów w taki dzień i o takich godzinach przyniesie największe zyski, przez co siatka została wymemłana bez możliwości łatwego zapamiętania że o tej porze takiego dnia tygodnia można się spodziewać rejsów w takie miejsce (piekielne utrudnienie przy planowaniu krótkich przesiadek na niecodzienne kierunki). Ciekawostką jest jednak zastosowanie captchy do gierek socjologicznych pozwalających zapamiętać kilka haseł kluczowych.
Chociaż w tym ostatnim przykładzie wydaje mi się że widzę napis "ultra blow fares" - w wolnym tłumaczeniu nadmiernie nadmuchane ceny ;) 
 
A teraz na poważnie. Ryanair po raz kolejny przekracza pewne granice totalnego olewania klientów. Oczywiście, podjęcie pewnej decyzji przez nieuwagę jest ewidentną winą klienta, ale liczba nastawionych na niego pułapek po prostu przekracza wszelkie granice przyzwoitości. Dlatego od pewnego czasu wszystkim na których mi zależy odradzam korzystanie z jej usług, a jeśli już nie mają wyboru to staram się sam zrobić rezerwację. Internet jest bowiem miejscem piekielnie niebezpiecznym, zwłaszcza jeśli ktoś jest najzwyczajniej naiwny lub nierozumiejący zagrożeń czy nieczytający dokładnie na co się pisze. Dobrze że przy opisywanej Captchy jest polecenie w języku polskim wpisz. Ale szczerze takie hasło przypomina mi szereg namawiających do kliknięcia bannerów z napisami Odtwórz / Pobierz, że moja wtyczka flash jest nieaktualna i należy ją zaktualizować klikając, że znają sposób jak schudnąć 4 kilogramy w 10 dni lub że mają zdjęcia nagiego biustu jakieś telewizyjnej taniej gwiazdeczki. Najgorsze jest to, że po kliknięciu można się spodziewać wszystkiego - łącznie z wykradnięciem danych i przejęciem kontroli nad komputerem. Dlatego staram się jak mogę chronić bliskich od tego typu pokus, a Ryanair polecałbym zwrócenie nieco większej uwagi na przejrzystość własnych usług. Pominę wieloletnie historie typu bagaż podręczny i kosmiczne kary za każde przeoczenie. Przykładowa zmiana Captchy zmieniła bowiem nieco układ strony. Oczywiście mistrzowie od optymalizacji olali fakt że nieco w dół został przesunięty pewien tekst który na stronie prezentowany jest teraz w postaci dziwnych kropek. Na szczęście są tam jakieś stare śmieci - w tym przypadku napis Nie masz dostępu do tej strony jeśli używasz programu automatycznego. Jest to pewne wytłumaczenie dlaczego ta Captcha i mówi dużo więcej niż wspomniane wcześniej wpisz. Tylko że teraz ukryte. Gdybym jednak nie znał kilku technik webmasterskich pozwalających na sprawdzenie tej treści, po charakterze Ryanair spodziewałbym się najgorszego - np. tekstu "Klikając powyższy przycisk zgadzasz się na comiesięczne pobieranie z Twojej karty kredytowej abonamentu za korzystanie ze strony Ryanair, oraz dodatkowo na instalację oprogramowania pozwalającego na szpiegowanie Twojego ruchu w internecie i przechwytywanie wszelkich wpisywanych haseł dostępowych". Oczywiście wszystko to w ramach opakowanego w ładne słowa (ukrytego) disclaimera. Kontakt ze światkiem finansowym pokazał mi sporo przykładów jak łatwo można klienta czy nawet współpracownika ściemnić, wyprowadzić w pole czy zastosować jakąkolwiek inną zagrywkę do osiągnięcia własnego wątpliwej jakości zysku.

Szczerze nie wiem jak sytuacja z captchą wygląda teraz. Moje przykłady są sprzed kilku dni. Odświeżanie strony i sprawdzanie kolejnych przykładów bardzo uprzyjemniło moją przerwę z kawą. Być może Wy też znajdziecie kilka perełek? W sposób Ryanairowy życzę Wam niezłej przy tym zabawy :-)

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Zwiedzanie hotelu

Kto by pomyślał że największą atrakcją w trakcie krótkiego wyjazdu będzie hotel? No dobrze, wiele ludzi tak "podróżuje". Żeby wypoczywając niemal dostać odleżyn i w międzyczasie mieć wszystko w poważaniu. Ale  żeby u mnie?
Wyjazd do Eindhoven był dość spontaniczny. Ot, miesiąc przed datą upolowało się tanie bilety lotnicze i koniec historii. W mieście tym nigdy nie byłem a dodatkowo na przyszłość chciałem zapoznać się z infrastrukturą lotniska. Latem była bowiem okazja szybkiej przesiadki na Belgrad ponieważ maszyna Wizz Air zamiast z Eindhoven wracać do Wrocławia, leciała właśnie do stolicy Serbii. W rozpoczętym dziś kolejnym sezonie letnim ma miejsce analogiczna sytuacja, tylko że samolot jest kierowany do Skopje. Obserwowałem te loty ale bałem się 25 minutowej przesiadki na nieznanym lotnisku, oraz ostatecznie nie zdecydowałem się z powodu dość wysokich cen biletów na Bałkany. W kwestii tego wypadu, przygotowania zostały ograniczone wyłącznie do spakowania się. Wcześniej byłem bowiem skupiony na nadchodzącej wizycie w Rydze. Koniec końców okazało się że gdzieś tam w czeluściach pokojowych półek przechowuję stary przewodnik po Holandii z serii Podróże Marzeń. Chociaż później okazało się że skupiono się w nim na małych miasteczkach w okolicy, samemu Eindhoven poświęcając raptem stronę czy dwie.
Nie ma czemu się dziwić, miasto charakterem przypominało mi bowiem Dortmund który opisywałem na blogu we wpisie "Przewodnik po Dortmundzie". Z tego co wyczytałem zostało ono bardzo zniszczone w trakcie II wojny światowej, w chwili obecnej stanowiąc nowoczesne miasto z raptem pojedynczymi zabytkami. Tradycyjne atrakcje ograniczają się więc do pojedynczych posągów/rzeźb, kościołów, obiektów związanych z zaczynającą tutaj swoją działalność firmą Philips a cała reszta to życie bieżące. No dobrze, może to jest opis traktujący miasto po macoszemu. Fakt jest taki że nowoczesność choćby budynków mieszkalnych także przykuwa wzrok i myśli. Oczywiście nie zastaliśmy jakiś futurystycznych szklanych domów ale o choćby zaskakujące połączenie ceglanych, odkrojonych niemal od linijki kostek z wielkimi oknami na salon. Z drugiej strony podobała się spora ilość zieleni obecnej poza ścisłym centrum - zarówno w postaci parków jak też wszelkich łąk, skwerów, przydomowych frontowych ogródków itp. Zwłaszcza że pomimo przełomu listopada i grudnia zieleń ta nadal była bardzo żywa a podchodząc do lądowania w Eindhoven podziwialiśmy pięknie mieniące się w słonecznych promieniach kolory jesieni. Kolejnym - niekoniecznie ściśle związanym z klasyczną turystyką - plusem miejsca to infrastruktura rowerowa. W końcu wizyta w Holandii jest dla cyklistów niczym pielgrzymka do Mekki o czym dopiero teraz mieliśmy okazję przekonać się na własnej skórze.
Dwa dni naszego wyjazdu w sposób niespodziewany zostały bowiem poświęcone rowerom. Niespodziewany, ponieważ kompletnie tego nie planowaliśmy - w końcu wyjechaliśmy w porze zimowej. Wszystko zmieniło się jednak za sprawą noclegu oddalonego od centrum miasta jakieś 8 kilometrów i ceny komunikacji miejskiej. Kurs autobusem w jedną stronę kosztuje tam €3. Gdy okazało się że wypożyczenie roweru na cały dzień uszczupli nasze portfele o €8,5 a na pół  dnia nieco ponad €6 - plan działań zaplanował się tak jakoś samoczynnie. I to nawet pomimo niskiej temperatury - oscylującej pomiędzy 0℃ a 5℃. Wystarczyło jednak porządnie się zaszalikować i zakapturzyć, przywdziać kupione naprędce w H&M rękawiczki i jechać. No może jedynym minusem były niewłaściwe do jazdy buty, które powodowały że "marzły nam stopy u nóg". Jeszcze jak tak wyliczam to dodam może głupie samopoczucie że jeździłem bez kamizelki odblaskowej i kasku. Tylko że to akurat w Holandii standard.
Tak więc drugiego dnia przyjechaliśmy do centrum Eindhoven odwiedzając przy okazji jego północno-wschodnie rubieże. Trzeciego natomiast pozwoliliśmy sobie zgubić się gdzieś na południe od miasta, cyrklując po malutkich i przeuroczych mieścinach oraz terenach zielonych. Najfajniejszy był przejazd przez las/teren rekreacyjno-wypoczynkowy w okolicach Valkenswaard gdzie do dyspozycji była ziemnisto-piaskowa droga dla koni i pojazdów terenowych a obok około 1,5 metrowy wyasfaltowany ciąg będący naturalną w Holandii ścieżką rowerową. Koniec końców nabiliśmy jakieś 50 kilometrów. W takiej sytuacji nawet cieszyłem się że przez zbieg okoliczności nie udało się nam zrealizować planu jednodniowej wizyty w Rotterdamie. Holandia to bowiem dziwny kraj gdzie w wielu miejscach nie można płacić kartą kredytową a automat biletowy na stacji niedaleko hotelu dodatkowo nie przyjmował gotówki. W trakcie szukania rozwiązania okazało się że uciekł nam pociąg a w niedziele na tej stacji kolejny kurs miał być za godzinę.W związku z tym na sam Rotterdam mielibyśmy bardzo mało czasu, dlatego po powrocie do hotelu znów zdecydowaliśmy się na rowery.
No właśnie, tytułowy hotel. Okazało się bowiem że nocleg w dormie w centrum miasta będzie droższy niż w pokoju dwuosobowym w znajdującym się przy zjeździe z autostrady konferencyjnym hotelu o standardzie czterech gwiazdek! Tak więc za cenę czasu poświęcanego na dojazd mieliśmy do dyspozycji pełne i bardzo smaczne śniadanie, pokój o wymiarach niewiele mniejszych niż moje budujące się mieszkanie i wszelkie udogodnienia związane z błogosławieństwem czterech gwiazdek - brak konieczności wożenia ręczników, herbat/kaw, szamponów do kąpieli i in. Niesamowitym plusem była też infrastruktura relaksacyjno-ruchowa - niewielki basen, sauna, jacuzzi, siłownia. Na basenie nie byłem chyba ze trzy lata, nie dziwota więc że każdego dnia w hotelowym spędzałem minimum dwie godziny. Dzięki temu do Wrocławia wróciłem z tak rozruszanymi i obolałymi mięśniami, jak chyba z żadnego wcześniejszego wyjazdu ;)
Z jednej strony można było czuć niedosyt małej ilości zwiedzania klasycznego, czyt. kręcenia się po ulicach miasta. Z drugiej Eindhoven ma niewiele do zaoferowania dla zwolenników takiego tambylstwa. Dlatego rzeczywiście dużo lepszym rozwiązaniem było kamuflowanie się od popołudnia do późnego rana w hotelu i korzystania z wszelkich jego udogodnień. Przynajmniej niewiele atrakcji straciliśmy więc nie jest to klasycznie wyśmiewane przeze mnie podróżowanie na inny kontynent tylko po to aby nie wystawiać nosa poza hotelowy basen (czyt. oferty all inclusive do Egiptu czy Tunezji). Z trzeciej jeszcze strony zaaplikowaliśmy sobie nieco ruchu rowerowego chłonąc nieodparty urok małych miasteczek i świetnej infrastruktury rowerowej. Wrażenia były na tyle pozytywne że nieśmiało zaczęliśmy zastanawiać się nad tygodniowym letnim wypadem. Ten niedrogi hotel byłby miejscem wypadowym na wszystkie okolice w promieniu do 70 kilometrów, oraz dalsze miasta z użyciem kolei w jedną i powrotem rowerowym w drugą stronę. Stosunek jakości do ceny noclegu mieliśmy fantastyczny. Póki co Holandia również nie jest kierunkiem o drogich cenach biletów lotniczych. Dodatkowo rowerowy raj zobowiązuje do taniego użyczania dwóch kółek. Może więc powtórka z tegorocznego Bornholmu? Czas pokaże.
We wpisie tym zamieściłem tylko kilka fotek z wyjazdów. Całą galerię można obejrzeć na serwisie Panoramio pod linkiem 2012.11.30 - 12.03 - Eindhoven