źródło: www.bloomberg.com |
Do niedawna Ryanair nie tylko był, ale przede wszystkim chciał być kojarzony wyłącznie z niskimi kosztami. Celowano więc w bardzo słaby i kontrowersyjny marketing. Być może w sposób zaplanowany komplikowano różne sprawy aby wywołać skandal, aby ktoś napisał/powiedział coś o Ryanair, zazwyczaj dodając wcześniej określenie Tania linia lotnicza. Jednak ponad rok temu coś pękło. Oficjalnie w wyniku spadających zysków i ostrzeżenia akcjonariuszy, Ryanair postanowił przejść gruntowną przemianę. Nagle stał się linią całuski, cukiereczki, ciasteczka, dzięki czemu nie tylko sam się określał Ulubioną linią lotniczą na świecie, co zaczął chcieć być za taką uważany.
źródło: pluzcinema.com |
- cały czas sugerowane jest wykupienie polisy - można z tego zrezygnować tylko jeśli w rolecie z wyborem miejsca zamieszkania znajdzie się ukrytą opcję ubezpieczenie nie jest wymagane
- cały czas osobnym krokiem jest możliwość wynajmu samochodu, który to krok przechodzi się przesuwając bardzo długą stronę na sam dół do przycisku dalej
- cały czas stosowany jest absurdalny sposób dopisywania do listy marketingowej, gdzie aby wyrazić brak takiej zgody, należy - wbrew dzisiejszym standardom całego internetu - zaznaczyć pole wyboru
- cały czas system lubi się wieszać - już kilka lat temu zgłaszane były prawdopodobnie blokady na adres IP, ponieważ ludzie nie byli w stanie dokonać rezerwacji pomimo podawania poprawnych danych i podejmowania prób na różnych komputerach/przeglądarkach. Wykonana minutę później próba na innym adresie IP zawsze kończyła się poprawną rezerwacją
- wciąż stosowany jest piekielnie niekorzystny przelicznik walut. Przykładowo dla karty prowadzonej w PLN kupowałem bilet na rejs pomiędzy krajami strefy Euro. Cena była wyznaczona w tej właśnie walucie a strona poinformowała mnie o wybranym przeliczniku. W krótkim opisie zapewniano że kurs ten jest gwarantowany a jeśli zdecyduję się na rezygnację z niego, będę narażony na wahania walutowe których koszty sam będę musiał ponieść. W moim przypadku wyszło że przelicznik Ryanair był około 6-7% gorszy niż przelicznik mojego banku. A dodajmy że przeliczniki bankowe też do najkorzystniejszych nie należą...
Dopisywanie się do listy marketingowej |
Szwankujące tłumaczenie strony |
Ukryta opcja nie-wykupienia ubezpieczenia podróżnego |
No dobrze, to może przejdźmy do analizy twardego produktu. Cóż, te same samoloty, ta sama ciasnota, ten sam poziom czystości, nieco zmian w obsłudze klienta. I znów - zmian przez łzy. Wrócono bowiem do normalności w kwestii bagażu podręcznego. Ba, wbrew nowym trendom wyznaczanym przez Wizzair, nawet nieco je zluzowano wspaniałomyślnie zezwalając na wniesienie na pokład drugiej małej sztuki bagażu - czyt. torebka, laptop czy zakupy w sklepie wolnocłowym. Rzeczywiście, odniosłem wrażenie że trzepanie na lotniskach jest od roku dużo, dużo łagodniejsze. Niemniej to co widziałem kilka lat temu na lotniskach w Hiszpanii jest tak głęboko zakorzenione w mojej pamięci, że jestem skłonny nawet zmienić miejsce mojego urlopowego wyjazdu tylko po to, aby nie musieć lecieć Ryanair.
Kolejnym lekkim plusem jest wyciszenie w sprzedaży pokładowej w późnych godzinach rejsowych, jak też lekkie przyciemnienie światła. Jednak cała reszta znów jest w mojej opinii kwestią dyskusyjną. Przykładowo priorytet wejścia na pokład - opłata kilku euro, która nie daje dosłownie nic. Jeśli bowiem skończy się odprawa kolejki priorytetowej, musisz czekać w zwykłej ze wszystkimi innymi pasażerami - tak miałem we Wrocławiu. Czyli formalnie aby wejść do samolotu wcześniej - przed bramką musisz się stawić jeszcze wcześniej niż dotychczas. Co zresztą i tak nie gwarantuje bycia w samolocie jako jedna z pierwszych osób. Przykładowo w Modlinie pasażerowie wypuszczani są pod daszek, gdzie kolejnych kilkanaście minut muszą czekać aż samolot będzie gotowy na przyjęcie nowych podróżnych. Dodam, że przebywanie na otwartej przestrzeni w Modlinie jest naruszeniem habitatu komarów, które z dużą zawziętością atakują swoich agresorów. We Wrocławiu przynajmniej nie jest się na otwartym powietrzu, jednak kilka minut czekania w szklanym tunelu podczas letniego upalnego dnia też kwalifikuje się do kategorii wyzwania. Dodatkowy smaczek - Ryanair niby zmienia się dla pasażerów, jednak korzystanie z rękawów nadal jest tematem tabu, a boarding odbywa się najczęściej w najstarszych, najtańszych i najbardziej odległych bramkach. Przykładem dyskomfortu z pewnością jest lot z Gdańska do Warszawy. W PLL LOT boarding odbywa się w nowej części terminala. W Ryanair trzeba przejść do tej przestrasznej i masakrycznie ciasnej starej części a sam lot odbywa się na Modlin, z którego jeszcze potem trzeba dojechać do miasta.
Mit o customer friendly obalę jeszcze dwoma przykładami z doświadczeń własnych. Pierwszym z nich jest listopadowy odcinek Gdańsk - Modlin. Poranny rejs opóźniony był o bodaj 4 godziny. Jak podejrzewam, raczkująca wtedy baza w Gdańsku nie ogarnęła czegoś, bo nawet jeśli maszyna/obsługa nie była gotowa do lotu - zawsze do roboty można było zagonić rezerwową z Wrocławia. My jednak lecieliśmy rejsówką z bodaj Bristolu. Oczywiście chwilę po wylądowaniu otrzymałem sms i maila że opóźnienie jest nie z winy przewoźnika i odszkodowanie się nie należy. Oczywiście jestem zupełnie innego zdania co mam nadzieję nakazem wypłaty odszkodowania niedługo potwierdzą odpowiednie służby.
Drugim przykładem jest incydent z zakupem na pokładzie. Rejs był lotniczym debiutem dwóch osób, co naturalnie chciałem upamiętnić zakupem plastikowego modelu samolotu. Po powrocie do domu okazało się, że jedno z opakowań jest niekompletne - brakowało pionowego statecznika. Akurat przypomniało mi się, że Ryanair uruchomił możliwość mailowych reklamacji, co po chwili znalazłem i zgłosiłem. Po kilku dniach otrzymałem mailową odpowiedź, że wszelkie sprawy należy kierować listownie do kwatery Ryanair w Dublinie. Czyli tak, przesłanie do Irlandii paczki z modelem pewnie kosztowałoby więcej niż sam model a w odpowiedzi dowiedziałbym się, że przewoźnik nie odpowiada za kompletność sprzedawanych zestawów i że muszę kontaktować się z producentem.
Cóż, marketing to potężna broń. Umiejętne jej używanie potrafi niemal czynić cuda. Niestety w większości przypadków ogranicza się do wmawiania ściemy, czego świadkami na każdym kroku są klienci niemal wszystkich branż. W przypadku Ryanair jakoś tak od początku nie wierzyłem w ich nową politykę całuski, cukiereczki, ciasteczka. Marketingiem i nowymi wymogami korporacyjnymi można bowiem wmawiać wszystko. Jednak, co w pewnej wymianie argumentów rację przyznała mi stewardessa Ryanair, w zarządzie przewoźnika cały czas znajdują się ci sami ludzie o tej samej mentalności biznesowej. Co więcej, pracownicy i współpracownicy firmy otrzymali nowe procedury, za czym niestety nie szło polepszenie ich warunków pracy. A czy ktokolwiek z Was pracując u jednego z najgorszych na rynku pracodawców zgodziłby się za darmo zwiększyć swoją wydajność o 10%? Owszem, w Ryanair pojawiło się kilka zmian in plus. Jednak rozumiecie już teraz dlaczego nie do końca wierzę w tą ich całkowitą przemianę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz