niedziela, 23 sierpnia 2015

Gdzie by tu nie pojechać?

Chociaż blog zarósł kurzem w sposób niewiarygodny, to oczywiście nie oznacza że zaprzestałem podróżowania. Po prostu na pisanie nie było tak jakoś czasu a przyznam że nawet i ochoty. W ostatnich miesiącach pojawił się jednak pewien wątek, który leży na sercu.

Scenka sytuacyjna – nagle w pracy pojawia się news o ataku terrorystycznym na muzeum w Tunisie. Informacja, jak informacja – przykra sprawa. Jednak jeden ze znajomych pierwsze co zrobił, to od razu zalogował się na strony biur turystycznych i sprawdził ceny wycieczek do Tunezji. Późniejsza rozmowa, lektura kilku artykułów i przede wszystkim wypowiedzi wakacjowiczów pokazały dość ponury obraz turystów z naszego kraju.

W rozmowie z kumplem jego głównym argumentem było to, że teraz w kraju pojawi się mnóstwo policji i będzie bezpiecznie. Zwłaszcza w hotelu. Bo to oczywiście wyjazdowicz z serii "nie po to lecę przez pół kontynentu żeby potem wychodzić poza mury hotelu" :D Wtedy wydawało się, że ma rację, ale nie trzeba było długo czekać aby okazało się, że hotele wcale nie są tak bezpieczną oazą. Jakoś mnie to nie zdziwiło, bo osobiście Sousse zapamiętałem jako wylęgarnia drobnej przestępczości, gdzie turysta jest chodzącym workiem z pieniędzmi. Czy jest sens się nim przejmować? A po co, skoro niedługo wyjeżdża a na jego miejsce przyjadą kolejni?

Jakiś czas po rozmowie przypomniałem sobie, że przecież ja też taki byłem. Maroko zwiedzaliśmy kilkanaście tygodni przed wybuchem muzułmańskiej wiosny. Czasami mniej lub bardziej przypadkowo trafialiśmy w niezbyt bezpieczne rejony miejskie. W końcu kilkukrotnie prawie spóźniliśmy się na samolot, co w Wenecji jeszcze wielkim problemem nie jest, ale znów w Maroku już tak :D Jednak w ciągu ostatnich miesięcy jakoś tak zacząłem zwracać uwagę na bezpieczeństwo własne. Zauważyłem też krótkowzroczność w myśleniu "raz się żyje". Zwłaszcza, że przykładowa śmierć od postrzału to – paradoksalnie – jedno z najlepszych możliwych rozwiązań. A przynajmniej komfortowych – po prostu koniec filmu, live fast, die young. Tylko w tej postawie niestety nikt nie myśli, że rezultat ataku nie jest zero-jedynkowy – śmierć vs. ucieczka i szczęśliwe przeżycie. Jest jeszcze postrzał, wypadek, cokolwiek co może spowodować utratę sprawności lub problemy zdrowotne do końca życia. Kiedyś nie zawracałem sobie tym głowy, ale dziś świadomość że z powodu oszczędności 400 złotych miałbym w wieku 70 lat mieć problemy z jakimiś podstawowymi czynnościami życiowymi jest raczej przytłaczająca.

Niestety większość z naszych krajanów podróżuje w taki właśnie sposób. Jakość może być kiepska, bezpieczeństwo lipne, ważne żeby było tanio. A potem oburzenie na biuro podróży że te nic nie robi aby sprowadzić ich do kraju, lub że nie informowało o możliwych niebezpieczeństwach. Niestety, głupota była w nas od dawna i wyplewianie jej idzie bardzo ciężko. Zwłaszcza jak czytałem przerażone wypowiedzi po ostatnim ataku na plaży w Sousse. Najbardziej rozbawiały mnie twierdzenia że generalnie jak dotąd miejsce to było bezpieczne. Hm... mi wystarczył jeden wyjazd aby stwierdzić coś zupełnie odmiennego. Ot, informacje o niezliczonych kradzieżach kieszonkowych (temu co nam zwinął aparat nadal życzę aby Allah dał mu szczęście w życiu i sprawił aby musiał wykarmić co najmniej kilkunastu potomków), czy choćby widok kontrolnej budki policyjnej przy ulicach kilku punktów miasta. Powiedzmy sobie szczerze, takie budki z jakiegoś powodu zostały tam postawione. Chyba nie muszę więc tłumaczyć czemu nie zdziwiły mnie informacje o problemach terrorystycznych w Tunezji i Sousse zwłaszcza?

Nasłuchując newsów z całego świata odnoszę wrażenie, że tegoroczny sezon wakacyjny był jednym z najgorszych dla klientów biur podróży. No bo tak - Egipt już od dawna emanuje niebezpieczeństwem. I choćby nie wiem jak Egipcjanie czarowali że zagrożenie do kurortów nie zawita, to działania tzw. państwa islamskiego  na Synaju w mojej opinii skreśla na jakiś czas Hurghadę i Sharmę. Tunezja - wiadomo. Niestety Turcja również staje się punktem zapalnym nie tylko w kontekście dżihadystów (czyt. Kobane), ale też Kurdów i politycznych niepokojów wewnątrz kraju. Wiele osób nie zauważa też problemów Grecji. OK, tutaj jest kwestia finansowo-ekonomiczna, ale od niej wiedzie bardzo krótka droga do niepokojów społecznych. Co więcej, warto pamiętać o coraz częstszych problemach na tle rasowym, które - sądząc po zmieniających się preferencjach politycznych - mają w Grecji pewien poklask. Na tle wyżej wymienionych istną oazą spokoju może się wydawać Chorwacja. Niestety tak nie jest. Z coraz większym niepokojem obserwuję bowiem skomplikowaną sytuację na całych Bałkanach i osobiście twierdzę, że może ona być większym zagrożeniem dla Europy niż problem Wschodniej Ukrainy.

Co zatem wybrać? Odpowiem wymijająco - to nie mój problem, ponieważ nie korzystam z biur podróży ;) Warto jednak nie popadać z jednej skrajności w drugą, ponieważ wtedy każde miejsce na świecie można odebrać jako niebezpieczne. Przyznam się, że i ja mimo wszystko podejmuję ryzyko. Zbliżający się urlop mam bowiem zamiar spędzić w Paryżu i w Kraju Basków. Paryż - wiadomo, pomimo ogromnego aparatu bezpieczeństwa jakiś incydent zawsze może się wydarzyć. W kwestii Kraju Basków być może niektórym z Was będzie mówiła coś nazwa ETA. Do tego w ciągu ostatnich kilku miesięcy zastanawiałem się nad opcjami Belgradu, Izraela czy nawet Iranu. Owszem, opcje nie ociekające stuprocentowym bezpieczeństwem. Jednak na szczęście do podróżowania nie podchodzę już w sposób ambicjonalny i wytworzyłem w sobie pewien hamulec bezpieczeństwa: jeśli jakieś informacje wzbudzają we mnie pewne wątpliwości co do bezpieczeństwa, wolę nie ryzykować dla wydanych już kilkuset złotych.

1 komentarz:

  1. Cóż za reaktywacja! Miło Cię czytać ponownie ;) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń