wtorek, 10 maja 2016

Spostrzeżenia własne - przewodnik po Kraju Basków - Pampeluna, Vitoria i Logroño

Wszystkie zdjęcia z opisywanych miast zamieściłem w galerii na serwisie Panoramio pod tagami Pampeluna, Vitoria, Logroño.
Zdjęcia z całego wyjazdu do Kraju Basków znajdziecie pod linkiem: 2015.09.05-21 - Basque Country Navarre La Rioja Paris Prague.

Vitoria (bask. Gasteiz)
Krótko po wyjściu z dworca autobusowego w Vitorii odniosłem bardzo dziwne odczucie, jakobym był gdzieś w Holandii lub Irlandii. Z jednej strony mylny wpływ miała na to pogoda, ponieważ akurat było ciepło, jednak deszczowo i bardzo wietrzenie. Z drugiej strony architektura, zamysł urbanistyczny, konstrukcja budynków, materiały, czy dużej ilości zieleni miejskiej - jak w Dublinie czy miastach Holenderskich w których byłem. Przy okazji warto wspomnieć, że Vitoria w 2012 roku dzierżyła tytuł Zielonej Stolicy Europy.



Krążąc na ślepo nie mogłem znaleźć tej określanej jako jedna z największych w Europie średniowiecznych starówek. Cały czas poruszałem się po w miarę nowoczesnym kompleksie śródmiejskim aż tu pojawiły się ruchome schody i nagle jestem w innym świecie :-) Wszystko to za sprawą zamysłu łączenia regionów historycznych z nowoczesnymi rozwiązaniami architektonicznymi czy technologicznymi. Dzięki temu miasto zachowuje tożsamość historyczną, która nie tylko jest reliktem przeszłości, co w sposób czynny bierze udział w aktualnym życiu codziennym.





Generalnie Vitoria to bardzo klimatyczne miasto z kilkoma charakterystycznymi elementami. Ciekawe wrażenie robi duża dzielnica w stylu angielskim w okolicy Plaza de la Virgen Blanca. Fasady tamtejszych budyneczków są niczym w całości sprowadzone z wysp brytyjskich, z ich bielonymi ścianami, bajecznymi drewnianymi wykuszami, oraz metalowymi balustradami balkonów. Ciekawym zamysłem wyróżnia się także wspomniana wcześniej starówka. Obok bardzo zadbanych kamienic i wąskich ulic znajdują się bowiem umieszczone na otwartej przestrzeni ruchome schody. Kosze na śmieci wyglądają natomiast jak klasyczne wyobrażenie robota z pierwszej połowy poprzedniego wieku. Za to fantastycznym pomysłem był ukłon miasta w stronę młodej sztuki wizualnej. Mam tutaj na myśli murale z których miasto podobno słynie na tle kontynentu. Znaleźć je ciężko, szczerze powiedziawszy przez pierwsze dwie godziny nie natrafiłem na nic nadzwyczajnego. Aż do momentu gdy znalazłem się na Zapatari Kalea. Szczerze, odjęło mi mowę. Powaliła mnie klimatyczna różnorodność wykorzystywanych materiałów. Na górze znajdował się bowiem malunek, który w dolnych częściach ściany przechodził płynnie w obraz kafelkowy. Zadbano tam o najdrobniejsze szczegóły, gdzie dekoracyjny maziaj stał się w pewnym momencie wyciągniętą z kasety taśmą magnetofonową. Gdzieniegdzie chaos kafelków przypominający np. prace Gaudiego z Barcelony (np. kominy w Palau Güell), płynnie uzyskuje regularność aby stać się dekorem pod tabliczką z nazwą ulicy. W innym natomiast z małych elementów przechodzi w podłużne paski, które następnie uzyskują szarawej kolorystyki przechodząc płynnie w kamienne schody znajdujące się u stóp budynku. Tak ogromna niespodzianka sprawiła, że postanowiłem jednak jeszcze nie wracać na dworzec autobusowy i obejść dookoła całe wzgórze zaliczając każdą uliczkę wzdłuż i wszerz. Wprawdzie tak świetnych przykładów murale już nie znalazłem, ale dzięki baczniejszemu zwracaniu uwagi udało się natrafić na kilka klimatycznych miejsc, jak np. namalowany kwiatek wyrastający z wyglądającego jak doniczka kosza na śmieci, czy ciekawe kontrasty kamienistej drogi, drewnianej fasady budynku, kwiecistych rysunków i niszczejącej pod nimi kanapy.





Pampeluna (bask. Iruñea)
 Pampeluna to taki krótki wyskok poza tematykę Kraju Basków. Jest to bowiem stolica prowincji i wspólnoty autonomicznej Nawarry. Wprawdzie posiada swoje lotnisko, ale poza czarterami oferuje jedynie połączenia do Madrytu na pokładzie Iberii. Dlatego najłatwiej jest nam się tam dostać autobusem, lub koleją z Saragossy (wymaga przesiadek), Madrytu, Barcelony, lub dużo bliższego Kraju Basków właśnie.




Jeśli ktoś z Was cokolwiek słyszał o Pampelunie, z pewnością zawdzięcza to Ernestowi Hemingwayowi. W powieści Słońce też wschodzi na cały świat rozsławił on obchodzone w dniach 06 - 14 lipca Sanfermines - lokalne święto opisywane jako osiem nocy, kiedy Pampeluna nie śpi. To wtedy odbywają się widowiskowe encierros - przepędzanie byków z zagrody na arenę corridy. Biorący w nich udział śmiałkowie przy użyciu zwiniętej gazety starają się pogonić zwierzęta wzdłuż wiodącej przez ciasne uliczki centrum, niemal kilometrowej drogi. Wydarzenia te, jakkolwiek drastyczne, są dziedzictwem kulturowym Pampeluny, która stara się czerpać z niej jak największe korzyści. Poza tym - porównując do atrakcji całego półwyspu iberyjskiego - ma bowiem niewiele do zaoferowania.








Mimo to, warto wstąpić do Pampeluny choćby jako do punktu postojowego na trasie. Miasto jest bowiem estetyczne, przyjemne, historyczne i zadbane. Cieszy duża ilość zieleni, zwłaszcza przekształcona w wielki park Cytadela, oraz Taconera - park wewnątrz którego na wolności żyje różnorakie ptactwo, oraz np. sarny. Są one oczywiście oddzielone od ludzi murami starych konstrukcji obronnych, jednak oglądanie ich z wysokości kilku metrów jest atrakcją samą w sobie.







Pampeluna jest również ważnym punktem na trasie pielgrzymkowej do Santiago de Compostela. Dlatego też w sezonie letnim zapełnia się różnej maści piechurami, którzy tylko mijają miasto co najwyżej zatrzymując się w lokalnej bazylice, lub zatrzymują się na nieco dłużej. Dlatego miasto oferuje dość szeroką gamę noclegową - od hoteli, poprzez całkiem przyjemne hostele, po nisko-kosztowe auberge oferujące jedynie materac w sali wieloosobowej, kuchnię, oraz wspólną łazienkę.








Logron̆o
Miasto to również jest wyskokiem poza tematykę Kraju Basków, jednak od strony logistycznej jedyną szansą aby je zwiedzić może być właśnie przy okazji podróżowaniu po tym regionie. La Rioja, której Logron̆o jest stolicą, leży bowiem mniej więcej po środku drogi z Saragossy do Bilbao, z dala od Madrytu czy innych miast posiadających w miarę znośną komunikację z Polską. Pytanie więc po co zapuszczać się w takie totalnie nieznane i odległe zakątki? Cóż, ponieważ dla niektórych jest to miejsce niezwykle istotne na mapie naszego kontynentu. Wszystko to za sprawą Apelacji Rioja, zastrzeżonemu typowi win, które są produkowane jedynie w regionie La Rioja, Araba (Kraj Basków), oraz Nawarra (opisywana wcześniej Pampeluna). Osobie nieobeznanej z zagadnieniem win zapewne różnicy wielkiej nie robi z jakiego szczepu był robiony ich trunek. Jednak poruszając się po tamtejszym regionie niejednokrotnie spotykałem się z informacjami potwierdzającymi silną pozycję turystyki winiarskiej. Za sporą atrakcję jest bowiem uznawana wizyta w lokalnych bodegach, które oprócz degustacji produktów z pierwszej ręki, dobrej kuchni będącej efektem bliskości Kraju Basków (baskijska kuchnia uznawana jest za ścisłą światową czołówkę, co np. zostało wielokrotnie docenione przez Michelin), oferują m.in. noclegi z doskonałymi widokami na plantacje winorośli. Istotność tego ruchu mogą potwierdzać inwestycje zwiększające konkurencję pomiędzy najpopularniejszymi miejscami. Przykładowo winiarnia Marqués de Riscal znajduje się w budynku z fantazyjnie powykręcanym tytanowym dachem. Nie bez kozery przywodzi on na myśl Muzeum Guggenheima z Bilbao, ponieważ zaprojektował go również Frank Gehry. Wszystko to wpisuje się w wielowiekową dbałość plantatorów o zwiększanie popularności i rozpoznawalności ich produktów. Patrząc bowiem od strony historycznej, już w szesnastym wieku władze lokalne celem wzmocnienia jakości i reputacji zakazały używania do produkcji wina szczepów spoza regionu. Wtedy wprowadzono również gwarancje autentyczności i jakości produktu, ponieważ wina mogły być transportowane tylko w specjalnych bukłakach pieczętowanych znakiem stowarzyszenia plantatorów.



La Rioja zatem jest miejscem świetnym do cieszenia się przyrodą. Może to efekt tego, że same Logroño nie zaciekawiło mnie niczym specjalnym. Ot parki nad brzegiem rzeki Ebro, oraz katedra - która wprawdzie posiada dzieło przypisywane Michałowi Aniołowi, jednak przez dwa dni pobytu w mieście ani razu nie udało mi się dostać do jej środka. Miasto fajnie sprawdza się więc w formie punktu wypadowego na okoliczne wycieczki. Będąc bowiem na trasie Camino Santiago posiada mnóstwo schronisk dla pielgrzymów, które zapewniają niezbędne minimum, tyleż samo kosztując. Lekkim absurdem na miejscu okazał się brak możliwości wynajmu roweru. Autentycznie - w całym mieście nie ma ani jednej wypożyczalni. Po małym riserczu okazało się że takowa jest w okolicznym Navarrete do którego można się dostać lokalnym autobusem. Firma Navarent udostępnia rowery z pełnym zestawem - kaskami, pompkami, sakwami i butelką wody. La Rioja może zaoferować coś dla prawie każdego typu rowerzysty. Piętnaście kilometrów na północ od Logroño znajduje się pasmo wzgórz o niekiedy bardzo stromych podjazdach. Dużo łagodniejsze pofałdowanie znajduje się natomiast na południe od trasy szybkiego ruchu A12. Warto przejechać się jedną z bocznych dróg wiodących z Navarette do Nájera. Prowadzą one wzdłuż wielu plantacji winorośli oraz znajdują się na ścieżce Camino Santiago o czym wspomnę za chwilę. Oprócz kontaktu z naturą okolice oferują również sporo atrakcji historycznych - zarówno tych z kategorii mitów, jak też faktów spisanych. Z całą pewnością warto wstąpić do Nájery, choćby na kawę w jednym z umieszczonych przy rzece barów. Co najmniej krótką chwilę warto też poświęcić na pokręcenie się po klimatycznych uliczkach lokalnej starówki. W międzyczasie może się okazać, że nawet tak małe miasteczko jest bardzo istotne w świadomości dzisiejszej Hiszpanii. Tutejszy kościół Św. Marii do XVI w. był bowiem głównym miejscem pochówku władców tego kraju.




Kolejnym bardzo istotnym miejscem w świadomości Hiszpanów jest znajdujący się siedemnaście kilometrów dalej San Millán de la Cogolla. Prowadzi do niego łagodny, aczkolwiek bardzo upierdliwy, kilkukilometrowy podjazd. Jest on niezauważalny wzrokiem, przez co w połowie drogi odniosłem wrażenie że mój rower po prostu uległ uszkodzeniu i poważnie rozważałem rezygnację z dojazdu do tego miejsca. Jednak zmęczenie wynagrodzone zostało w drodze powrotnej, gdzie przy lekkim wietrze w plecy udało się osiągnąć całkiem niezłe prędkości ;) Wracając do tematu, Klasztory Suso i Yuso, dla których jedzie się do San Millán, znajdują się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jak bowiem wynika z badań, w tym właśnie miejscu została stworzona pierwsza literatura spisana w języku kastylijskim, z którego wywodzi się dzisiejszy hiszpański. Spoglądając dalej kusiła eksploracja zielonych wzgórz na południe od klasztorów, jednak kiepska pogoda i zbliżająca się godzina oddania roweru zmusiła mnie do powrotu. Może i dobrze, bo jest to miejsce świetne bardziej do tuptania niż jeżdżenia, a wzdłuż kilkunastu kilometrów spaceru można dotrzeć aż do Valdezcaray, kurortu narciarskiego z 22 kilometrami tras zjazdowych.

Nie wiem jak Was, ale mnie ta rzeźba przeraża ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz