Tambylstwo atakuje znienacka. Niby go niema, nie dotyczy, nie interesuje. Aż tu trach, dopadło nas!
U mnie zaczęło się dzięki pracy. Na rok wyjechałem na zachód w poszukiwaniu łatwych pieniążków i aby wreszcie nauczyć się nieco życia. Cały ten czas pracowałem na lotnisku, ale nie korzystając z wielu okazji do pozwiedzania. Miałem głowę gdzie indziej a myśli przy kim innym, z kim wyjechać nie mogłem. Na koniec tej przygody zafundowałem sobie Wyspy Kanaryjskie. Ot tak, bez żadnego przygotowania. I TRACH!
Pamiętam czasy gdy byłem bardzo mały. Wychowywałem się w raczej niebogatej rodzinie a pierwsze lata życia spędziłem w sypiącym się ustroju. Głównie przez to do głowy wbiła mi się taka jednoznaczność -> zagranica jest poza moim zasięgiem - to inny świat, dla ludzi bogatych. Pomyślałem sobie, że jeśli uda mi się wyjechać gdzieś, gdziekolwiek, to będzie coś. A już w ogóle będę kimś jeśli będę mógł lecieć samolotem. Bo to było zarezerwowane tylko dla bogatych. A inny kontynent ... to już w ogóle - jak wyprawa na Marsa!
Wspomniane nieco wcześniej Kanary miały być takim swoistym dowartościowaniem. Czekając na powrotni samolot pomyślałem sobie "właśnie osiągnąłem granicę, którą ciężko mi będzie przez najbliższy czas przekroczyć". Teneryfa, chociaż wyspa wcale nie płynąca mlekiem i miodem, nadal wydawała mi się czymś WOW. Byłem wtedy najdalej od domu zarówno na zachód jak i na południe. I w ogóle w innym świecie...
Po powrocie do macierzy pozostały tylko wspomnienia odświeżane co jakiś czas dzięki fotkom. Potem dołączyła jakaś tęsknota do tego specyficznego klimatu lotnictwa jakim nasiąkłem przez rok pracy. Zaczęło się więc czytanie o tych latających puszkach i podróżach sąsiadów z globalnej wioski. Nie długo trzeba było czekać, aby w mojej głowie narodziła się myśl... "Hej, ja przecież też tak mogę! I do tego stać mnie na to! Czyżby? ... Sprawdźmy to." Tutaj było drugie TRACH, dopadł mnie przypadek ciężko uleczalny!
No cóż, jestem dwudziestoparoletnim dzieciakiem. Gdy wraz ze swoim nowym tornistrem i piórnikiem pierwszy raz zjawiłem się w podstawówce, moi rodzice byli młodsi, niż ja jestem teraz. Czasami słyszę stresujące pytanie o wnuka/prawnuka, czy choćby... dziewczynę Hm... a ja chyba wolę korzystać z życia póki jeszcze mogę. Jak najszerszym kręgiem omijam więc wszelkie obowiązki, które i tak kiedyś spadną mi na głowę. Niestety, wyjątkowo wydłużony okres studiowania właśnie mi się kończy. Ale pocieszam się, że znalezienie pracy i płynącego z tego wynagrodzenia pozwoli na dalsze i jeszcze ciekawsze podróże. Obym tylko nie wylądował na kasie w Biedronce, bo jak wiadomo, kryzys nie sprzyja nowym pracownikom...
Kilka razy się zastanawiałem jak będzie wyglądać moje życie i tambylstwo za kilka lat? Odbije mi i zostanę w Nepalu, czy też nie będę miał na to czasu? Ciepłe kapcie i wieczorne wspominanie podczas przeglądania wiszącej mapy z powpinanymi pineskami? Nie wiem. Jeszcze nie tak dawno moim życiowym maniactwem była muzyka. Myślałem że nigdy nie minie, trochę tam też osiągnąłem, nieźle się bawiłem. Ale przyszedł taki moment, że wszystko się zatrzymało. Tutaj może też tak będzie, ale póki co mam zamiar zobaczyć kilka miejsc i podzielić się kilkoma opiniami.
Zeszły rok ukończyłem z wynikiem 27 zaliczonych lotów. Siedem miesięcy później mam już zrobionych 13, z czego 6 kolejnych zabookowanych. Jeszcze przynajmniej z 10 w 90-cio procentowych planach a kto wie czy nie wyjdzie coś ot tak. W trakcie ostatniej wycieczki zacząłem czytać przewodniko-książkę jakiegoś Pana. Już jej sam początek mnie zaintrygował
U mnie zaczęło się dzięki pracy. Na rok wyjechałem na zachód w poszukiwaniu łatwych pieniążków i aby wreszcie nauczyć się nieco życia. Cały ten czas pracowałem na lotnisku, ale nie korzystając z wielu okazji do pozwiedzania. Miałem głowę gdzie indziej a myśli przy kim innym, z kim wyjechać nie mogłem. Na koniec tej przygody zafundowałem sobie Wyspy Kanaryjskie. Ot tak, bez żadnego przygotowania. I TRACH!
Pamiętam czasy gdy byłem bardzo mały. Wychowywałem się w raczej niebogatej rodzinie a pierwsze lata życia spędziłem w sypiącym się ustroju. Głównie przez to do głowy wbiła mi się taka jednoznaczność -> zagranica jest poza moim zasięgiem - to inny świat, dla ludzi bogatych. Pomyślałem sobie, że jeśli uda mi się wyjechać gdzieś, gdziekolwiek, to będzie coś. A już w ogóle będę kimś jeśli będę mógł lecieć samolotem. Bo to było zarezerwowane tylko dla bogatych. A inny kontynent ... to już w ogóle - jak wyprawa na Marsa!
Wspomniane nieco wcześniej Kanary miały być takim swoistym dowartościowaniem. Czekając na powrotni samolot pomyślałem sobie "właśnie osiągnąłem granicę, którą ciężko mi będzie przez najbliższy czas przekroczyć". Teneryfa, chociaż wyspa wcale nie płynąca mlekiem i miodem, nadal wydawała mi się czymś WOW. Byłem wtedy najdalej od domu zarówno na zachód jak i na południe. I w ogóle w innym świecie...
Po powrocie do macierzy pozostały tylko wspomnienia odświeżane co jakiś czas dzięki fotkom. Potem dołączyła jakaś tęsknota do tego specyficznego klimatu lotnictwa jakim nasiąkłem przez rok pracy. Zaczęło się więc czytanie o tych latających puszkach i podróżach sąsiadów z globalnej wioski. Nie długo trzeba było czekać, aby w mojej głowie narodziła się myśl... "Hej, ja przecież też tak mogę! I do tego stać mnie na to! Czyżby? ... Sprawdźmy to." Tutaj było drugie TRACH, dopadł mnie przypadek ciężko uleczalny!
No cóż, jestem dwudziestoparoletnim dzieciakiem. Gdy wraz ze swoim nowym tornistrem i piórnikiem pierwszy raz zjawiłem się w podstawówce, moi rodzice byli młodsi, niż ja jestem teraz. Czasami słyszę stresujące pytanie o wnuka/prawnuka, czy choćby... dziewczynę Hm... a ja chyba wolę korzystać z życia póki jeszcze mogę. Jak najszerszym kręgiem omijam więc wszelkie obowiązki, które i tak kiedyś spadną mi na głowę. Niestety, wyjątkowo wydłużony okres studiowania właśnie mi się kończy. Ale pocieszam się, że znalezienie pracy i płynącego z tego wynagrodzenia pozwoli na dalsze i jeszcze ciekawsze podróże. Obym tylko nie wylądował na kasie w Biedronce, bo jak wiadomo, kryzys nie sprzyja nowym pracownikom...
Kilka razy się zastanawiałem jak będzie wyglądać moje życie i tambylstwo za kilka lat? Odbije mi i zostanę w Nepalu, czy też nie będę miał na to czasu? Ciepłe kapcie i wieczorne wspominanie podczas przeglądania wiszącej mapy z powpinanymi pineskami? Nie wiem. Jeszcze nie tak dawno moim życiowym maniactwem była muzyka. Myślałem że nigdy nie minie, trochę tam też osiągnąłem, nieźle się bawiłem. Ale przyszedł taki moment, że wszystko się zatrzymało. Tutaj może też tak będzie, ale póki co mam zamiar zobaczyć kilka miejsc i podzielić się kilkoma opiniami.
Zeszły rok ukończyłem z wynikiem 27 zaliczonych lotów. Siedem miesięcy później mam już zrobionych 13, z czego 6 kolejnych zabookowanych. Jeszcze przynajmniej z 10 w 90-cio procentowych planach a kto wie czy nie wyjdzie coś ot tak. W trakcie ostatniej wycieczki zacząłem czytać przewodniko-książkę jakiegoś Pana. Już jej sam początek mnie zaintrygował
W 2007 roku "wyskoczyłem" z Polski 46 razyEh...... :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz