czwartek, 15 kwietnia 2010

Sztuka taniego latania - jak kupić bilety w Ryanair?

Jak pokazuje codzienna lektura rozmaitych forów internetowych, wiele ludzi zadaje proste dla nas pytania "jak najtaniej zarezerwować bilet lotniczy?". Czynność ta wykonywana pierwszy raz w życiu jest swoistym wyzwaniem, zwłaszcza w obliczu legendarnych hord "gwiazdek i pisanych maleńkim druczkiem warunków zmuszających nas do dodatkowego płacenia za wszystko". Ale powyższy blog jest od tego, aby tą procedurę upraszczać a zawiłości tłumaczyć. We wpisie tym zaprezentuję moją typową drogę do zdobycia biletu u Ryanair popartą zrzutami ekranów z autentycznego procesu bookowania.

Uwaga: Nie życzę sobie jakiegokolwiek przedrukowywania, czy cytowania tego opisu w całości, części  lub  innym kształcie, gdziekolwiek w sieci, prasie czy innej formie przekazu bez mojej wyraźnej zgody. Mogę jej udzielić wyłącznie po skontaktowaniu się ze mną poprzez e-mail (spiral [kropa] active [małpka] gmail [kropa] com). Brak odpowiedzi z mojej strony nie może być uznane za ciche przyznanie zgody na powyższe.

Założenia tego procesu są następujące:
- proces bookowania jest aktualny na datę 10 marca 2010 roku i w każdej chwili może ulec zmianie,
- znam konkretną datę i trasę jaką chcę odbyć (o sztuce polowania na tanie bilety pisałem wcześniej w poście "Biletowe łowy" w Sztuce taniego latania),
- chcę zapłacić jak najmniej, dlatego rezygnuję z wszelkich usług dodatkowych,
- poprzez usługę dodatkową mam na myśli np. duży bagaż (zabieram ze sobą wyłącznie plecak),
- do zakupu biletu przez internet niezbędna mi jest karta płatnicza/kredytowa, którą oczywiście mam, a środki na niej zgromadzone są wystarczające aby taki bilet kupić

Bezpieczeństwo
Oczywiście jak każda wymiana informacji w internecie, tak też ta niesie ze sobą pewne ryzyko. Nie od dziś bowiem wiadomo że w sieci krąży mnóstwo programów/wirusów do wyłapywania rozmaitych informacji – od ultratajnych/poufnych dokumentów, poprzez zdjęcia wysyłane w załącznikach maili po hasła do kont bankowych. Nie będę tutaj jednak poruszał zbytnio kwestii bezpieczeństwa zakładając, że użytkownik zabezpieczony jest w tak podstawowe narzędzia, jak program antywirusowy i włączony firewall. W trakcie jakichkolwiek operacji na danych poufnych (nawet internetowe logowanie się do konta bankowego) proponuję wyłączyć wszelkie programy które nie są niezbędne. Mam tutaj na myśli nawet komunikatory internetowe typu Gadu-Gadu, odtwarzacze multimediów a zwłaszcza programy pobrane z nieznanego źródła. Dobrą praktyką jest wyłączenie wszelkich innych stron internetowych oprócz tej, która wymaga danych poufnych. Drugą dobrą praktyką jest wykorzystywanie jednego typu przeglądarki internetowej do codziennej pracy, a drugiego wyłącznie do korzystania z danych poufnych. I uwaga, do tego drugiego typu pod żadnym pozorem nie należy używać Internet Explorera. Nie bez kozery bowiem żartuje się, że Internet Explorer to najłatwiejszy sposób abyś dostał się do internetu, ale niestety również na odwrót, aby internet dostał się do Ciebie... Nie chcę robić reklamy, ale ja z powodu innowacyjności i względnie największego poziomu bezpieczeństwa stosuję przeglądarkę Chrome.

Strona 1

W naszej przeglądarce internetowej wchodzimy na stronę www.ryanair.com. Jeśli początkowo załadowała nam się angielska wersja językowa, zmieniamy ją na Polską używając do tego rozwijanego menu na górze po prawej stronie. Od tego momentu większość informacji będzie wyświetlanych w naszym ojczystym języku. Dane dotyczące lotu wybieramy z modułu umieszczonego w środkowej części strony. Od razu zaznaczam że chcę lecieć w jedną stronę i we dwie osoby. Chętnie zaznaczam też opcję „Czy mogę zmieniać daty swej podróży?” dzięki czemu widzę ceny lotów na tej samej trasie w inne dni tygodnia. Pod żadnym pozorem nie oznacza to, że po zakupieniu lotu za darmo będziemy mogli zmienić datę jego wykonania. Po dokonaniu tych czynności klikamy przycisk „WYSZUKAJ LOTY”.

Strona 2

W chwili obecnej pokazane nam są szczegóły dotyczące lotów na dany tydzień. Jeśli chcemy zmienić dzień naszego kursu, klikamy na interesujący nas kwadrat kalendarza. Na niektórych trasach prowadzone jest więcej niż jedna operacja dziennie – w takiej sytuacji należy kliknąć kółko w lewej części strony odpowiadające kursowi o interesującej nas porze. W panelu po prawej stronie wyświetlane są dane dotyczące interesującego nas lotu. Jest podana trasa, godziny operacji, jak też podsumowanie cenowe. Mamy szczęście, trafiliśmy na taryfę promocyjną w której nie będziemy płacić ani podatków i opłat lotniskowych, ani bezsensownej i według mnie niczym nie wytłumaczalnej opłaty za odprawę internetową. Cena łącznie wynosi €10 za dwie osoby i naszym celem w tym przypadku jest nie dopuścić, aby ona wzrosła! Klikamy więc przycisk „WYBIERZ I KONTYNUUJ”.

Strona 3

Na podstronie tej podajemy dane pasażerów, którzy mają odbyć planowaną podróż. Pokrótce „Mr” oznacza „Pan” a „Mrs” „Pani”. Fakt jest taki, że jeśli pojawi się błąd w tym miejscu, to na lotnisku chyba nikt z tego powodu nie będzie robił problemów. Część osób lubi się również dowartościowywać wstawiając sobie przed imieniem „Doktor”, ale kompleksy osobowościowe pozostawiam ich psychiatrom ;) Jak widać na przykładzie, imię pierwszego pasażera zaczyna się od litery „Ł”. I tutaj są dwie szkoły. Jedna z nich mówi, że nie należy wpisywać znaków niestandardowych typu ź, ö, ł, ø, ą, å, ć, œ, ń choćby dlatego, że może to powodować problemy przy odprawie – drukarka może źle wydrukować te znaki, albo system podczas boardingu może nie wyłapać odpowiednio tych znaków. Owszem, lokalne znaki są dużym problemem informatycznym, ale ja jednak preferuję drugą szkołę. Jak bowiem jest napisane podczas dokonywania odprawy internetowej, podane dane pasażera muszą się zgadzać dokładnie z tymi, które są na prezentowanym przez nas dokumencie tożsamości. Tam naturalnie imię zaczyna się od „Ł” a nie „L”. Owszem, jest niepisana zasada, że można mieć błędnie wpisanych do trzech liter w imieniu i nazwisku, ale tą furtkę wolę pozostawić sobie na kiedy indziej. Zresztą znając upierdliwość niektórych służb handlingowych chętnych na przymuszenie do płacenia dodatkowych opłat za cokolwiek (vide opisywane przeze mnie sytuacje na lotnisku w Alicante we wpisie „System rozpracowany!”), wolę być ubezpieczony i mieć wszystko dokładnie tak, jak w dokumencie. A drukarka nigdy nie robiła mi z tym problemów – reszta już nie jest moją sprawą...
Z pola dotyczącego bagażu wybieram opcję „0 sztuk bagażu”. Oznacza ona, że ze sobą mogę wnieść jedynie bagaż podręczny - jedna sztuka o wymiarach ściśle nie przekraczających 55x40x20 centymetrów a wadze poniżej 10 kilogramów. W praktyce może to oznaczać plecak, lub małą walizkę na kółkach – w takie coś można śmiało zmieścić rzeczy niezbędne nawet na tygodniowy wyjazd! Oczywiście odznaczam tzw. opcję „pierwszeństwa wejścia na pokład”, która z doświadczenia jest niepotrzebnym wydatkiem kilku Euro dającym w zamian prawie nic. Przy opcji ubezpieczenia zaznaczam „Bez ubezpieczenia podróżnego”. Jak bowiem się okazuje, daje ono również prawie nic, gdyż ubezpiecza między innymi duży bagaż na wypadek jego zniszczenia (ale i tak go nie biorę, ponieważ podróżuję wyłącznie z plecakiem), bądź umożliwia odszkodowanie w sytuacjach, w których i tak ono mi przysługuje co wynika z prawa Europejskiego. Tak więc na swoje ponad siedemdziesiąt dotychczasowych lotów ubezpieczenie brałem może ze trzy razy? I teraz tak, jeśli wszystkie wartości w górnej części strony będą poprzez nasz wybór ustawione na zero, to właśnie pomyślnie przeszliśmy przez pierwszą strefę dodatkowych opłat. Ciągle aktualne podsumowanie naszych cen za bilet i usług dodatkowych mamy w prawej części strony. Przed procesem ostatecznego bookowania warto choć raz w życiu poczytać sobie wszystko co zostało zapisane w ramce „WAŻNE – zaznacz pole, aby kontynuować”. Oczywiście to samo tyczy się wszystkich treści pod linkami w tejże tabeli! Dopiero wtedy możemy z czystym sumieniem kliknąć pole zaznaczające, po czym będziemy mogli kliknąć na przycisk „KONTYNUUJ” przekierowujący nas do kolejnej podstrony.

Strona 3,5

Ah tak, zawsze pojawia się to okno, które w nieco mylny sposób prowadzi do kolejnego kroku rezerwacji. Jeśli więc mimo wszystko nie chcę wykupywać ubezpieczenia podróżnego, klikam „OK”.

Strona 4

Tutaj podajemy swoje dane jako osoby dokonującej zakup i finalizujemy cały proces. Przed wypełnieniem formularza pola zawierają informacje jakie dane są od nas dokładnie oczekiwane. Warto zaznaczyć, że imię w tym przypadku nie może się już zaczynać od litery z lokalnymi znaczkami (system nie przepuści nas dalej). Ale co ciekawe, dotyczy to wyłącznie pierwszej litery, gdyż w naszym przypadku w adresie w środku zastosowałem „ś” i problemów nie było... Adres e-mail służy do korespondencji przewoźnika z nami na wypadek wszelkich sytuacji. Będziemy więc na niego informowani o ewentualnych zmianach w planowanych godzinach lotów, lub przypomni nam się o potrzebie dokonania odprawy online. Poprawny e-mail jest więc sprawą priorytetową! Bardzo fajną opcją jest „Użyj mojego adresu kontaktowego” w tabelce „Adres fakturowania”. Skraca to nieco proces zakupu ;) W tabeli „Numer pasażera dokonującego rezerwacji” należy podać swój prawdziwy numer telefonu. W historii moich lotów potrzebne to było wyłącznie raz, gdy dostałem sms-em informację o skasowaniu planowanego na za dwa miesiące lotu do Szwecji. Jak widać, nie posiadam dostępu do telefonu stacjonarnego, dlatego też w jego miejsce wpisuję swój komórkowy. Naturalnie w polu komórkowy wpisuję ten numer, który cały czas będzie aktywny w trakcie mojego wyjazdu (należy oczywiście zadbać wcześniej o uruchomienie roamingu). Może to być bowiem jedyna szansa na kontakt ze mną w trakcie podróży! Oczywiście informuję, że nie chcę otrzymać potwierdzenia informacji na sms. Taka przyjemność kosztuje, a tak czy siak potwierdzenie zostaje mi wysłane za darmo na maila.


W trakcie wybierania numeru kierunkowego powinna się wyświetlić następująca lista. To na niej znajdujemy Polskę (lub inny kraj z którego dany numer ma pochodzić) i klikamy myszką. Bardzo dobrze że wprowadzono ten system, gdyż pasażerowie dokonujący rezerwacji mieli wiele problemów nie wiedząc czemu wyskakuje informacja o błędnym formacie numeru. Bo jak należy wpisać np. numer telefonu komórkowego? +48123 987654, 0048123, 48123, czy może +48 123 987 654?


Tabelka płatność to najważniejszy punkt całej operacji. To w niej podajemy dane naszej karty, z której ma być pobrana odpowiednia ilość pieniążków. W polu „Typ płatności/karty” do wyboru jest kilka możliwości. Ale tylko jedna, „Mastercard Prepaid” sprawia, że do naszej ceny nie zostanie doliczona żadna dodatkowa kwota. Kartę tą można zdobyć kupując np. w banku BZWBK. Kosztuje ona 20 złotych, nie wymaga zakładania żadnego konta bankowego ani poświadczeń o zarobkach. Działa prawie tak samo jak zwykły komórkowy „tak tak”, który pozwala korzystać z telefonu dopóki są na niego przelane pieniążki. O co chodzi z tą kartą można przeczytać w blogu "Spokojnie, to tylko Ryanair" innego fana Ryanair, a dokładniej pod tym linkiem. W polu nazwisko posiadacza należy wpisać podane przy wyrobieniu/zakupie karty nazwisko. Numer karty podany jest na jej przedzie. Zazwyczaj jest to cykl szesnastu cyfr dzielących się na cztery grupy po cztery cyfry. Data ważności umieszczana jest najczęściej na karcie nieco poniżej. Kod CVV to już sprawa zależna od przyjętego przez bank systemu. W przypadku mojej starej netkarty Visa uzyskiwałem go po internetowym zalogowaniu się do konta bankowego i wygenerowaniu kodu na żądanie. Natomiast w większości kart jest to trzycyfrowy kod znajdujący się na odwrocie karty, tuż obok wyglądającego, jakby zaklejało coś, paska.
Po kompletnym wypełnieniu formularza do tego punktu warto jeszcze raz spojrzeć na górę strony czy cena ostateczna aby na pewno jest na pierwotnym poziomie. Tylko wtedy będziemy pewni, że nie zostaliśmy wrolowaniu w jakieś dodatkowe opłaty. Jeśli wszystko jest w porządku, klikamy przycisk „KUP TERAZ”. Warto też dodać, że cena jaka jest tam podana, jest ostateczną i dokładnie taka powinna być pobrana z naszego konta.


Aha, na początku przy danych kontaktowych podałem imię zaczynające się od „Ł” a nie „L”. Dlatego wyskoczyło takie polecenie. Ale nic to, szybka zmiana i znów klikamy ten sam przycisk.


Teraz wyskoczyła nam taka informacja. Oznacza ona, że jeśli klikniemy przycisk „OK”, z naszego konta powinna zostać pobrana odpowiednia kwota pieniążków, a bilet zarezerwowany. Wtedy i tylko wtedy przewoźnik pobiera od nas pieniążki - eksperymenty opisane we wcześniejszych punktach nie powodują rozpoczęcia jakiejkolwiek transakcji! Od teraz nie będzie już odwrotu, a pobrane pieniądze nie zostaną nam zwrócone.


Na kilkanaście do kilkudziesięciu sekund powinien się pojawić ten ekran. Strona sama się przeładuje w zależności od powodzenia lub odrzucenia naszej rezerwacji.


Jeśli wszystko będzie ok, powinna nam się wczytać nowa strona a po chwili wyskoczyć takie ogłoszenie.

Strona 5
(wersja płatność zaakceptowana)


Ta strona obok mnóstwa reklam zawiera również kilka bardzo cennych informacji. Pierwszą z nich jest numer rezerwacji, oraz jej status. Jeśli wpisane zostało „POTWIERDZONO”, wszystko powinno być w porządku. Nigdy nie korzystam z przycisku drukuj – otrzymany przez to dokument nie jest mi do niczego potrzebny. Natomiast numer rezerwacji staram się zapisać gdzieś w kalendarzu, bo będzie mi on jeszcze przydatny. Nieco poniżej znajdują się inne przydatne informacje, między innymi potwierdzające nasz przelot, oraz pobranie odpowiedniej kwoty z karty. Warto sobie choć raz w życiu przeczytać to w całości.

Strona 5
(wersja płatność odrzucona)

 Jeśli płatność, a zarazem cała nasza rezerwacja zostanie odrzucona, powinniśmy o tym być poinformowani takim oto okienkiem.


 Po kliknięciu na przycisk "OK" pojawia się taka strona. Mówi ona jasno, pieniążki z naszej karty nie zostały pobrane. Nie ma się czym przejmować, tylko należy dokonać procesu zakupu jeszcze raz. A co może być powodem braku autoryzacji? Cóż, z pewnością nie są to błędne dane pasażerów, czy dane adresowe kupującego bilet. Wynika to z tego, że autoryzację może odrzucić wyłącznie system płatniczy, czyli błąd musiał być popełniony w tabelce "Płatność". A zatem, niepoprawnie mogło być wpisane nazwisko, albo data ważności karty. Błędnie mogliśmy wybrać typ karty (np. w liniach lotniczych Vueling nie jest wyszczególniona karta "Mastercard Prepaid", ale taką kartą mogę dokonać płatności zaznaczając ją jako "Mastercard Credit Card"). Ostatecznie dana karta może nie obsługiwać płatności internetowych. Tak było w przypadku mojej Visy Electron jaką otrzymałem przy zakładaniu konta w Multibanku. Owszem, mogłem nią płacić w sklepie, wypłacać gotówkę w bankomatach, ale do płatności internetowych mogłem używać wyłącznie drugiej karty - wspomnianej wcześniej Netkarty. W naszym przypadku informacja taka wyskoczyła, ponieważ na karcie nie było dostatecznej ilości środków. Eh... kilku złotych zabrakło i trzeba było ją doładować ;)


Warto zaznaczyć, że swego czasu często pojawiał się tzw. błąd "Session expired". Pojawiał się on właśnie po wpisaniu danych z karty i potencjalnym finalizowaniu całej transakcji zakupu. Błąd ten pojawia się w momencie, gdy nasz proces zakupu trwa zbyt długo a zazwyczaj coś takiego zdarza się za pierwszym razem ;) Jest to taka sama furtka bezpieczeństwa jak automatyczne wylogowanie ze skrzynki mailowej po kilku minutach nie korzystania z niej. Jednak swego czasu zdarzało się to notorycznie nawet, jeśli proces bookowania zajmował mniej niż minutę. Warto zaznaczyć, że choć nie powinno do tego dojść, bilet okazywał się być zakupiony, a należności z karty pobrane!
Jak więc sprawdzić czy wszystko jest ok? Ano przede wszystkim, na podanego w procesie rezerwacji maila powinno przyjść potwierdzenie podobnej treści jak poniżej.

Mail z potwierdzeniem rezerwacji

W niej jeszcze raz znaleźć można kilka istotnych, ale powtarzalnych informacji. Raz w życiu przeczytać to należy. Natomiast jeśli się wszystko pamięta, to od czasu do czasu można to szybko przejrzeć czy aby na pewno nie zaszły jakieś zmiany od momentu ostatniego czytania? Jeszcze jedno - mail może przyjść z pewnym opóźnieniem rzędu nawet kilku godzin.
Teraz tak, pieniążki z karty nie muszą zostać pobrane od razu. Czasami czeka się na to kilka, nawet kilkanaście dni. Niemniej jak długo rezerwacja ma status „POTWIERDZONA”, tak długo nie ma z nią żadnych problemów. Ja przynajmniej nie miałem, a schodzących z konta pieniążków nigdy nie śledziłem, gdyż najczęściej przy rezerwacji korzystałem z karty koleżanki ;)

Teraz czas na relaks. Nasz lot ma się odbyć 27 kwietnia. Czyli do około 6 kwietnia mam wolne. Wtedy powinienem wrócić na stronę Ryanair celem dokonania odprawy on-line. Poza tym czas zacząć czytać przewodnik i planować jak się spakować, aby nie było problemów na lotnisku. Ten wpis może w tym wszystkim pomóc ;)

Potwierdzenie rezerwacji na stronie przewoźnika
Jeśli w międzyczasie chcę jeszcze raz zobaczyć status swojej rezerwacji (czyli w zasadzie to samo co 2 obrazki wyżej), można to zrobić za pomocą strony internetowej. Jest to także sposób na sprawdzenie czy bilet został zabookowany w momencie, gdy wyskoczył wspomniany wyżej błąd "Session expired", a na adres mail nie przyszła żadna wiadomość.


Wchodzimy zatem na stronę www.ryanair.com i przesuwamy ją nieco na dół. Po lewej stronie wyszukujemy link z napisem „ZARZĄDZAJ REZERWACJĄ”, który klikamy.


Na kolejnej podstronie klikamy opcję „Wyświetl moją rezerwację” i postępujemy za jedną z trzech szkół. Ja wybieram zawsze trzecią – dzięki temu nie muszę pamiętać numerów karty kredytowej czy rezerwacji ;) O ile podałem wszystkie dane poprawnie, jestem przepuszczony na stronę z informacjami o rezerwacji. W bardzo podobny sposób za nieco ponad 3 tygodnie będę dokonywał odprawy przez internet :-)

niedziela, 11 kwietnia 2010

Kolejny sezon wyjazdów wakacyjnych właśnie nastaje...

Wprawdzie kwiecień plecień co przeplata, przedwczorajszą bardzo gęstą mgłą na lotniskach w Katowicach i Gdańsku pokazał że da nam jeszcze nieco zimy, ale im bardziej na południe, tym więcej tam też lata. Nie da się ukryć, sezon wakacyjny rusza pełną parą. Znów lotniska zaczną tętnić życiem do późniejszych godzin nocnych, serwisy turystyczne huczeć od plotek o niesamowitych „last minute” a nasza klasa zapełniać się kolejnymi plażowymi fotkami zrobionymi w innych krajach. Bleh.....
Pamiętam gdy niecały rok temu zaczynałem prowadzić tego bloga, pierwszym opisem wyjazdu był nasz jak dotąd jedyny kontakt z biurem podróży. Chociaż byłem pewien, że nikt go nie przeczyta w tamtym sezonie letnim, to wiedziałem że jego obecność w internecie się nie zmarnuje i kiedyś przestrzeże kogoś przed podjęciem (być może) pochopnej decyzji. No bo co tu dużo się rozpisywać - nasz przykład jasno pokazał że za te same pieniążki i nakładzie włożonej w przygotowania pracy mogliśmy dostać dużo więcej wypoczynku i wyłącznie pozytywnych wrażeń przy samodzielnym układaniu swojego letniego wyjazdu! A teraz znów nadchodzi sezon wakacyjny i zaczynają dochodzić słuchy jak to kolejne miliony polaków udają się na niezapomniane wakacje w „egzotycznym” Egipcie, Turcji czy Tunezji. Kilka opowieści pokazuje, że niektóre wyjazdy rzeczywiście mogą być niezapomniane...
Nie dalej jak wczoraj czytałem na internetowym wydaniu Gazety Wyborczej historię pary z Białegostoku. Pojechali we dwójkę, niestety do kraju wróciła tylko Agnieszka. W trakcie urlopu Paweł dostał wylewu i jak się później okazało, zmarł w szpitalu. Zdarza się, ale co gorsza strona Egipska nie ma zamiaru wydać zwłok do czasu uiszczenia opłaty za jego leczenie. W pewnym sensie jest to jakieś logiczne zachowanie, ale co na to biuro podróży i ubezpieczyciel? Hm... pomijając rząd wielkości tej tragedii i bólu bliskich Pawła, przypomina mi to naszą reakcję po dowiedzeniu się co obejmowało nasze ubezpieczenie obowiązkowe wykupione przy okazji wyjazdu do Tunezji. No cóż, jakiś typ leczenia, co jest naturalne w takim przypadku, oraz wszelkie zdarzenia losowe typu zniszczenie, zagubienie, kradzież, etc. Hm... tylko że po zapoznaniu się z gwiazdkami okazuje się, że wiele najbardziej typowych sytuacji nie jest branych pod uwagę, a i w naszym przypadku mimo gwarancji rozpatrzenia sprawy w miesiąc, bodaj trzykrotnie dłużej czekaliśmy na jakąkolwiek odpowiedź. Czy za to się płaci wykupując ubezpieczenie?
Drugą sprawą, która bardzo niepokoi mnie przed zbliżającym się sezonem letnich wyjazdów, jest nagły boom powstających lotniczych przewoźników czarterowych. W ciągu zimy uruchomiono działalność trzech linii: flyLAL Charters, Enter Air i Yes Airways w zasadzie bez podania konkretnego planu ani gdzie, ani dla kogo , ani początkowo na czym w ogóle będą latać. Trochę to dziwne w momencie, gdy podobno rynek ten w naszym kraju jest mało rozwinięty, a wspierani przez własne rządy przewoźnicy z państw arabskich oferują stawki za przelot prawie poniżej kosztów opłacalności? Wprawdzie już wiadomo że YES Airways nie rozpocznie lotów tego lata, ale i tak odnoszę dziwne wrażenie, że wszystko tej zimy działo się jakby zbyt nagle. Nie znam się dokładnie w tym zagadnieniu, ale na forach internetowych pojawiają się różne plotki, jakoby w działalność niektórych z nowych przewoźników zaangażowani byli ludzie stojący wcześniej za sterami Air Polonia oraz Prima Charter. Działały one w czasie, gdy zupełnie nie interesowałem się lotnictwem, więc moje informacje polegają wyłącznie na plotkach. A te w najbardziej kontrowersyjnych formach po analizie działalności tych przewoźników zmierzały w stronę stwierdzenia, że już w momencie zakładania firmy w plan wpisany był upadek po kilku(nastu) miesiącach operacji. Przyznam się, że trochę zmroziło mi krew w żyłach na myśl o kolejnej informacji dotyczącej zostawienia urlopowiczów na lodzie gdzieś za granicą. Tym razem pewnie tak nie będzie, ale szczerze kilka razy zastanowiłbym się, gdyby biuro turystyczne poinformowało mnie, że będę leciał na pokładzie któreś z tych linii.
Ale do czego zmierzam? Ano chyba głównie do przypomnienia mojej tezy, że, przynajmniej w Europie, niewielka dawka rezolutności może za mniejsze pieniążki zapewnić dużo więcej frajdy. Oczywiście pod warunkiem, że ktoś w trakcie wyjazdu lubi zwiedzać zamiast siedzieć na hotelowym basenie 2000 kilometrów od domu, gdzie w najbliższej okolicy mimo wszystko 90% ludzi stanowią Polacy ;) Za kilkanaście dni zaczynamy nasze południowoeuropejskie mambo dżambo. Eh... tym razem nie będzie tak tanio jak wrześniowa Sardynia. Po prostu już nie ma szans na bilety lotnicze za złotówkę, przy okazji postanowiliśmy zwiedzić mnóstwo okolic a i nocleg urządzimy sobie w trzygwiazdkowym hotelu zamiast schronisku młodzieżowym. Ale mimo to powinniśmy być zadowoleni. Kilka dni temu przechodząc bowiem obok jednego biura turystycznego rzuciliśmy okiem na jego oferty. I bach – tygodniowy pobyt w tym samym hotelu w którym będziemy nocować i podobnym pakietem żywieniowym kosztuje 1600 złotych za wszystko. Postanowiliśmy więc zobaczyć ile mniej zapłacimy dostając więcej atrakcji, ale zorganizowanych na własną rękę? Zapewne wyniki tego doświadczenia podam w maju, ale patrząc na zasobność swojego portfela wiem, że nie stać mnie na wydatek wymienionego wcześniej rzędu ;)
Ale żeby nie było tak słodko, gloryfikować swojego sposobu na wyjazdy do końca nie będę. Jak bowiem się okazało, np. taka lotnicza Doda jaką jest Ryanair zapowiedziała kolejne zmiany w swoim cenniku. Jak tłumaczą, chcąc „jeszcze bardziej zachęcić” swoich pasażerów do podróżowania z małymi bagażami, podwyższając przed sezonem letnich urlopów opłatę za bagaż rejestrowany. Pomyślmy zatem, w zeszłym roku wprowadzono obowiązek odprawy internetowej wprowadzając za nią opłatę w wysokości €5. Owszem, można jej uniknąć, ale z Polski ciężko i na wybranych tylko kursach. Do tego średnia cena biletu podskoczyła zarówno dzięki generalnej podwyżce stawek, jak też zaprzestaniu sprzedawania biletów poniżej 20 złotych za odcinek. Oraz jak informowałem w poście „System rozpracowany” w okresie letnim mają się skrajnie nasilić kontrole dotyczące poprawności bagażu, które nawet w błahych przypadkach będą zmuszały pasażerów do uiszczania horrendalnych opłat w wysokości €40 za umieszczenie bagażu w luku czy wydrukowanie poprawnej karty pokładowej. Czy oby nie za dużo drogi Ryanair?
Może tak, może nie – zależy kto czego oczekuje. Można zatem nie przejmować się niczym i płacić grubą kasę za bycie traktowanym jak jajko, które jest w środku skorupki – czyt. w strefie obowiązywania umowy pomiędzy turystą a renomowanym i pewnym biurem podróży. Można też starać orientować się w jak największej liczbie zasad rządzących światem podróży i próbować podejmować grę wiedząc na co można liczyć. Tak jak my, rezygnując ze sztucznych ubezpieczeń i hord pracowników dbających o to abyśmy byli poinformowani że obiad będzie pomiędzy tą i tą godziną, dowożących nas na pod drzwi hotelu, sprzątających w pokoju co godzinę i przy okazji szperających w naszych rzeczach jak to na przykład miało miejsce w Tunezji. Dziękuję. I tak wiem, że na wypadek sytuacji niestandardowej prawdopodobnie zostanę na lodzie, wolę więc nie płacić za czasami tylko sztucznie wytworzone poczucie bezpieczeństwa. Znam swoje możliwości i wiem na co sobie mogę pozwolić. Zwłaszcza w krajach cywilizowanych, niż w mimo wszystko jeszcze nieco dzikich „egzotykach” pokroju Egiptu, Tunezji czy Turcji. Za kilkanaście dni rozpoczynam zatem nową partię, sądzę że i na niej ugram co nieco dla siebie :-)

PS. Do jeszcze ciekawszej konkluzji doszła amerykańska linia lotnicza Spirit Airlines, która zgodnie z tym artykułem zapowiedziała wprowadzenie opłaty za bagaż podręczny. Ciekawe kiedy zostanie to podłapane w Europie? ;)

niedziela, 4 kwietnia 2010

Spostrzeżenia własne - przewodnik po Dortmundzie

Dortmund to miasto należące do przemysłowego Zagłębia Ruhry, które tworzy ciasną strukturę takich pobliskich miast jak Essen, Duisburg, Gelsenkirchen, czy Bochum. Leży również w stosunkowo niewielkiej odległości od Düsseldorfu, Kolonii, Bonn, czy Münster (spolszczona dawna nazwa Monastyr). Okolice o sporej diasporze pochodzenia Polskiego, której silna fala emigracyjna (około 500tys. osób) miała miejsce w XIX wieku. Chociaż miasto to posiada silnie rozbudowaną siatkę połączeń z portami lotniczymi w Polsce, wynika to wyłącznie z ruchu emigracyjnego. Sam Dortmund nie reprezentuje bowiem prawie żadnych wartości turystycznych dla mieszkańców naszego kraju.
Pomimo że lotnisko w Dortmundzie jest noclegownią dla maszyn EasyJet, Airberlin i Germanwings, spowodowane jest to bardziej konfiguracją operacji tych przewoźników niż ich chęcią silnego zainwestowania w lokalny rynek. Germanwings skupia się bowiem tylko na bezpośrednich lotach do Monachium i czarterach. Airberlin wykonuje bezpośrednio wyłącznie jeden lot do Norynbergii (gdzie następnie można skorzystać z szeregu przesiadek na jednym bilecie) a w sezonie letnim dodaje drugi samolot latający przede wszystkim na kierunkach wakacyjnych. Easyjet natomiast oprócz dwóch dziennych wykonywanych równolegle rotacji do Londynu (w prawie tej samej chwili start maszyn zarówno z Dortmundu, jak też lotniska Luton) rozkład łata kierunkami turystycznymi typu Kraków, Budapeszt, Barcelona, Saloniki czy niezwykle popularna Majorka. Jednak największą ilością lotów wykazuje się jak dotąd Wizz Air zapewniając 14 połączeń z miastami Europy Środkowowschodniej i Bałkanów. I to właśnie u tego przewoźnika przeloty zaczynają się już od 30 złotych w obie strony a cena w granicach €25 za bilet powrotni jest czymś dość regularnym i łatwym do znalezienia. Warto zaznaczyć, że dużą popularnością Dortmund cieszy się w Gdańsku z którego wykonywane są codzienne połączenia, oraz Katowic z dwoma lotami każdego dnia.

Lotnisko
Terminal lotniska znajduje się około 13 kilometrów od centrum miasta. Oparta na kilku piętrach konstrukcja chociaż osiąga maksimum swojej przepustowości, to zwłaszcza w sezonie zimowym wydaje się być wręcz opustoszała. W środku, na terenie ogólnodostępnym, znajdują się w zasadzie dwie większe knajpki, z czego ta na najwyższym piętrze otwarta jest dopiero od godziny 1100. Niestety terminal choć wygodny, jest również na 100% praktyczny wyłącznie w określonych ramach i nic poza tym. Dlatego też mogą zaskoczyć takie sytuacje jak gorąca woda kosztująca w barze tyle samo co zaparzona herbata („bo w menu nie ma pozycji >>gorąca woda<<”), oraz całkowite zamykanie terminala na noc nawet w okresie zimowych mrozów...
Z lotniska do miasta najprościej jest się dostać poprzez autobusy AirportExpress kursujące średnio co godzinę (rozkład jazdy tutaj). Pierwszy odjazd z głównej stacji kolejowej następuje codziennie o godzinie 04:30 a ostatni kurs w stronę miasta o 22:30. Podróż zajmuje 22 minuty, a koszt w jedną stronę to €6. Chociaż nieco bardziej kombinowaną, to tańszą alternatywą jest pociąg. Stacja Holzwickede oddalona jest od lotniska o około 1500 metrów i z pewnością nie warto wydawać €1,50 na jeżdżący na tej trasie autobus AirportShuttle. Tym bardziej, że kursuje on z częstotliwością 20 minut i czasami dużo szybciej można się znaleźć na miejscu idąc pieszo. Zajmie to nam nie więcej niż 15 minut. Bilet kolei regionalnych Eurobahn (linia RB59 Soest-Dortmund Hbf - rozkład jazdy tutaj) kosztuje €4,50 i można go nabyć w automacie na stacji, jak też w terminalach zainstalowanych w każdym pociągu. Podróż zajmie nam 20 minut, kursy z Dortmundu zaczynają się już o godzinie 05:07 (pomijając niedziele) a ze stacji Holzwickede kończą najwcześniej o godzinie 00:32. Jeśli natomiast podróżuje się w parze, warto zakupić bilet uprawniający do czterech przejazdów na trasie kosztujący w tym przypadku €15,70. Opcją ultra-oszczędną jest trzykilometrowa wycieczka piesza na kolejną stację w miasteczku Sölde. Chociaż podróż koleją skraca się o raptem 4 minuty, to cena biletu „czterokrotnego” spada do €8. Wynika to z faktu, że na odcinku pomiędzy tymi stacjami przebiega granica stref taryfikacyjnych. Mała podpowiedź - sprawdzanie biletu, jeśli w ogóle następuje, to wykonywane jest tuż za stacją Holzwickede, lub za Dortmund Hbf.
Równie tanią opcją może być skorzystanie z lokalnego autobusu numer 440 (rozkład jazdy tutaj) jadącego w stronę Aplerbeck i tam przesiadka na jadącą do centrum linię metra. Według serwisu wikitravel bilet kosztuje €2,30 lub można skorzystać z niejakiej „travelcard”.
Fanów podróżowania niskobudżetowego z pewnością ucieszy fakt, że niecałe 300 metrów od terminala znajduje się Lidl pozwalający na szybki i tani zakup podstawowego pożywienia i napojów.

Nocleg
Nasz wyjazd był opcją bardzo zwariowaną i jej ostateczny kształt nie był znany nawet na 3 godziny przed odlotem. W związku z tym nie poszukiwaliśmy żadnego noclegu zarówno w Dortmundzie, jak też okolicach lotniska. Na mieście oprócz kilku hoteli nie zauważyliśmy w zasadzie żadnego ogłoszenia taniego hostelu turystycznego.
Warto podkreślić, że terminal lotniska jest zamykany pomiędzy godzinami 01:00 i 03:30 w nocy. Choć budynek jest dość pokaźnych rozmiarów nie ma szans aby być przegapionym przez robiącego rundkę ochroniarza i nawet w przypadku głębokiego snu pasażerowie są budzeni i wypraszani na zewnątrz. Nam przytrafiło się to późną zimą, gdy temperatura na dworze oscylowała w granicach -4℃ – 0℃. Znajdujący się w pobliżu (tuż obok Lidla) McDonald's nie jest najlepszym rozwiązaniem, gdyż kończy pracę o godzinie 01:00. Jedyną sensowną opcją jest pobliska stacja benzynowa. Zresztą pracujący na nocnej zmianie chłopak zupełnie nie był zdziwiony naszą obecnością gdyż co noc regularnie gości u siebie grupkę do kilku osób. Więcej informacji na temat nocowania na lotnisku w Dortmundzie znajduje się we wpisie Sztuki taniego latania "Spanie na lotnisku - opis lotnisk".

Wyżywienie
Centrum Dortmundu zaskakuje dużą ilością tanich fast foodów. Wśród nich wyróżnić można wszelkie „kiełbasiarnie” z bardzo popularną tam „Curry wurst”, pizzerie i McDonald'sy, restauracje tureckie serwujące między innymi kebaby, oraz pojedyncze knajpki z kuchnią azjatycką. Bardzo pozytywnym aspektem jest taniość tych miejsc, gdyż danie z Kebabem można zakupić już od €4, kiełbaskę za około €1, kawałek pizzy również za €1, a pełen obiad za mniej niż €8.
My za pierwszym razem wybraliśmy znajdującą się przy Brückstraße 15 chińską tanią restaurację „Wok-Man”. Skusiła nas ona właśnie swoją taniością, wyglądem i sposobem prowadzenia. Odnieśliśmy bowiem wrażenie, że jest to interes prowadzony przez jedną rodzinę, która zapewne nawet mieszka nad tą knajpą. Podglądając system pracy doszliśmy do wniosku, że szefem kuchni był ojciec i jego brat, a wszyscy pozostali członkowie rodziny mieli przydzielone swoje obowiązki. Uderzającą w tym miejscu była przede wszystkim jego szczerość. Nawet w kraju tak podporządkowanym normom jak Niemcy okazuje się bowiem, że istnieją miejsca gdzie Unia Europejska ze swoimi przepisami nie zagląda do każdego kąta. Wynikało to z faktu, że jeśli nagle w restauracji pojawiło się więcej klientów to stojąca na kasie najmłodsza córka była w stanie przejąć obowiązki przygotowania jakiejkolwiek potrawy, a dania nie odmierzane były co do grama, lecz nakładane „na oko”. I w ten sposób dostaliśmy naprawdę duże dwa talerze ryżu z sowitymi porcjami pikantnej wołowiny i kurczaka w sosie słodko kwaśnym za €10,40! Poprawka następnego dnia w postaci talerza makaronu z kawałkami kurczaka, kiełków i warzyw to wydatek €2,70! A co ze smakiem? Powiem szczerze, że nie wiem na ile miało tutaj znaczenie nasze przemarznięcie, zmęczenie i lekki głód, ale ilością, ceną i smakiem jedzenia byliśmy wręcz zachwyceni!
Dla fanów kuchni egzotycznych warto polecić również znajdujący się przy przy Brüderweg 6-8 (nieopodal kościoła św. Rajnolda – jednego z ważniejszych zabytków Dortmundu) market azjatycki. W połączonych dwóch sklepach można kupić wiele różności ze wschodu, od importowanego ryżu, owoców morza, herbat, poprzez sosy, przyprawy, napoje po chipsy, egzotyczne dania gotowe i różnorakie składniki. Osobiście polecam Papadomy – przyrządzane na głębokim oleju, nad ogniem lub w piekarniku, okrągłe duże chrupki dodawane tradycyjnie w Indiach do np. Chicken Kormy. W Polsce nie widziałem ich jeszcze w żadnym sklepie. Cena to €1,29. Bardzo ciekawą opcją są również ziemniaczane chipsy Bikaji w kształcie cieniutkich paluszków. Cena to €1 a takiego egzotycznego smaku w Europie jeszcze nie miałem okazji próbować ;)

Zwiedzanie
Każdy napotkany turysta, lub osoba która miała już okazję odwiedzić Dortmund na pytanie co tam jest do zobaczenia, odpowiada „nic”. I niestety dużo prawdy jest w tym stwierdzeniu. Dortmund jako miasto przemysłowe było bowiem bardzo silnie bombardowane w trakcie drugiej wojny światowej co doprowadziło do zniszczenia blisko 80% istniejącej zabudowy! Z czasów przed wojną przetrwała więc niewielka liczba zabytków i raptem kilka budynków w centrum. Proces odbudowy po wojnie spowodował utworzenie dużej ilości parków i terenów rekreacyjnych powstałych na gruzach i hałdach, dzięki czemu Dortmund stał się jednym z zielonych miast Westfalii.
Zwiedzanie centrum bardzo uzależnione jest też od pogody. Niestety nasz wyjazd obfitował w szarugę i chłód końcówki zimy przez co bardziej interesowały nas ciepło restauracji i knajp niż niuanse mijanych budowli. Niemniej jednak dało się zaznaczyć podejrzenie, że przy letniej pogodzie i sprzyjającej aurze klimat zwiedzania może pozwolić na bardziej pozytywne reakcje. Z pewnością warto jest się wtedy pokręcić po centrum, gdyż jak główny handlowy trakt Westenhellweg jest tylko ulicą ze sklepami, tak już okoliczne place mogą obfitować w przyjemniejsze widoki pod warunkiem, że ktoś lubuje się w niemieckim stylu budowania.
Dość ciekawą zagadką są pozostawione w wielu miejscach w centrum plastikowe kolorowe modele latających nosorożców. Niestety nie udało mi się znaleźć informacji na temat powodu ich występowania.
Dla fanów sportu a piłki nożnej przede wszystkim ciekawym punktem może być stadion Signal Iduna Park, na którym swoje mecze regularnie rozgrywa Borussia Dortmund, oraz gdzie w trakcie mundialu w 2006 roku reprezentacja Polski przegrała z reprezentacją Niemiec 1:0.
Dla fanów złocistego trunku, Dortmund to także były największy po Monachium ośrodek produkcji piwa z sześcioma lokalnymi browarami.
Warto również wspomnieć, że w 2010 roku pobliskie Essen, jak też całe Zagłębie Ruhry obok Węgierskiego Pécs oraz Istambułu dzierży tytuł Europejskiej stolicy kultury. Niestety na ulicach Dortmundu, przynajmniej w marcu 2010 roku jest to raczej niezauważalne.

Holzwickede
Ciekawą alternatywą w postaci ucieczki z miasta i kilku godzin relaksu przy ładnej pogodzie może być Holzwickede – niewielka miejscowość położona około dwóch kilometrów od terminala lotniska. Oferuje ona raptem dwa niewielkie kościoły i remontowany aktualnie park, ale podejrzewam że może to być ciekawa przy kilku wolnych godzinach spowodowanych np. przesiadką :-)

Ogólne wrażenia
Niestety Dortmund nie wywarł na nas bardzo pozytywnego wrażenia. Zapewne wynikało to z braku egzotyczności samego miasta podobnego czasami w budowie do Wrocławia w którym mieszkamy. Do tego doszło zmęczenie samym wyjazdem i jego ułożeniem „na wariackich papierach”. W jaki więc sposób może się przydać to miejsce w ruchu turystycznym? A na przykład do przesiadek. Chociaż z Polski również prowadzone są bezpośrednie połączenia lotnicze do Turcji czy na Majorkę, to jak pospolicie wiadomo turysta z niemieckiego biura podróży, choć płaci tyle samo, zawsze może liczyć na dużo większy komfort wypoczynku. Poza tym naprawdę rozwinięta siatka połączeń Wizz Air umożliwia przynajmniej częściowo przesiadki do takich jeszcze unikatowych i niszowych w naszym ruchu turystycznym miejsc, jak Kijów, Bukareszt, Sofia, Zagrzeb czy Belgrad. Z drugiej strony z powodu dużej ilości tanich połączeń lotniczych z Polską i ich niewielkiej odległości, Dortmund może się okazać idealnym miejscem odbycia swojego pierwszego w życiu lotu. Czas spędzony w powietrzu podczas powrotu do Wrocławia to 58 minut, cała trasa przebiegała nad lądem a w razie niepomyślnego pierwszego doświadczenia w trakcie lotu „tam”, zawsze można szybko do kraju wrócić koleją :-) Dodatkowym bodźcem do wyjazdu mogą być zakupy. Centrum miasta to przede wszystkim galerie handlowe i mniejsze sklepy oferujące wszystko – od seryjnych ciuchów, sprzętu elektronicznego, po wynalazki pokroju wspomniany wcześniej „Asia Market”. Naszą wizytę odbyliśmy po okresie wyprzedaży, ale patrząc na bardzo duży ruch w każdym ze sklepów spodziewamy się szeregu bardzo atrakcyjnych posezonowych obniżek cen :-)

Adresy kontaktowe
Lotnisko w Dortmundzie: www.dortmund-airport.de
Dortmund na Wikitravel: http://wikitravel.org/en/Dortmund

Informacja turystyczna:
Dortmund Tourist and Information Office
Königswall 18a
Tel. +49-231-18999222

Kolej na trasie pomiędzy Holzwickede a Dortmundem: www.eurobahn.de