czwartek, 22 lipca 2010

Obserwacje systemów rezerwacyjnych u Wizz Air i Ryanair

Jak napomknąłem na łamach bloga jakieś trzy dni temu, sytuacja finansowo – czasowo – dostępnościowa wreszcie umożliwiła mi planowanie kolejnych wypadów. Dzięki temu po prawie czterech miesiącach wróciłem na stare śmiecie systemów rezerwacyjnych, ofert i atrakcyjnych przesiadek na połączeniach. 
Dzisiaj kilka krótkich myśli dotyczących dwóch najważniejszych przewoźników nisko – kosztowych na naszym niebie – Wizz Air i Ryanair. Irlandczycy, co już wielokrotnie było krytykowane na lotniczych forach, skrupulatnie prą do przodu w swej polityce podnoszenia cen biletów lotniczych. Nie ma już szans na oferty za złotówki czy grosze, nawet najniższa stawka w postaci €5 z pobieżnych obserwacji stawała się pewnym „rarytasem”. Owszem, faktem jest że zaskakująco nisko kształtują się też ceny zwykłe. Jeszcze bowiem dwa lata temu „nowatorskie” kierunki pokroju Hiszpanii czy Włoch były zwyczajowo drogie. Teraz natomiast nawet niedawno uruchomione połączenia jak Wrocław – Malaga, Poznań – Mediolan Bergamo (zwłaszcza po wycofaniu się z tej trasy Wizz Air-a), Kraków – Trapani (jedyne regularne bezpośrednie połączenie z Polski na Sycylię) czy stricte wakacyjny Kraków – Reus można znaleźć w zaskakująco atrakcyjnych cenach. Niestety cena początkowa, jak to w przypadku prawie każdej linii lotniczej, czasami ma się nijak do ceny końcowej. Po raz kolejny w przypadku Ryanair mam tutaj na myśli opłatę za odprawę online – niby nieobowiązkową i według pierwszych informacji z zeszłego roku „łatwą do ominięcia”. Jednak szybkie przestudiowanie systemu rezerwacyjnego wykazało, że tak naprawdę lotów bez tej opłaty jest z miesiąca na miesiąc stosunkowo coraz mniej, a aktualnie wręcz „tyle co kot napłakał”. W zasadzie nie obowiązuje ona tylko na wybranych, permanentnie promowanych kierunkach. Pozostałe, nawet jeśli wpadają w aktualną ofertę, często mimo wszystko zmuszają do dopłacenia tych pięciu Euro od osoby. Cóż, niestety i ja musiałem się temu haraczowi podporządkować, na szczęście tylko na jednym odcinku.
A co z taktyką rezerwowania? Przedstawię może historię moich ostatnich trzech dni. Miałem upatrzone konkretne daty i loty. Wiem, nie jest to najlepsza metoda u przewoźników nisko - kosztowych, ale ogólna sytuacja sprawiła że tak się stało. Lot Bruksela Charleroi – Madryt figurował za nieco ponad €15 za osobę plus €5 opłaty za odprawę. Planowany na wieczór tego samego dnia Madryt – Jerez de la Frontera około €15 w sumie. Niestety kiedy przybita została pieczątka z zatwierdzeniem obserwowanej daty okazało się że iberyjska krajówka zyskała opłatę za odprawę online. Ale pomyślałem sobie nic to, lot wewnątrz Hiszpanii za €20 jest niemal rozpustą, chociaż fakt że system rezerwacyjny nie wskazywał jakiegoś jasnego trendu z tańszymi biletami. Podobnie było na odcinku Belgia – Hiszpania, generalnie loteria. Tylko że tutaj z nowym sezonem weszło trzecie połączenie dziennie, czyli było pewne prawdopodobieństwo że nie ma jeszcze odpowiedniego zainteresowania aby zapełnić wszystkie loty. Wniosek - nieśmiało można było liczyć na promocje. Postanowiłem więc poczekać z dwóch powodów – po pierwsze po północy miał wejść nowy pakiet ofertowy (zwiększenie z €8 na €10 za lot), po drugie na karcie płatniczej najzwyczajniej nie miałem w tamtym momencie odpowiednich finansów ;) Rano w kilka godzin po zmianie ofert spojrzałem na szybko w ceny interesujących mnie lotów i zauważyłem usystematyzowanie – €14,99 (+ opłata za odprawę) na Charleroi – Madryt i €14 (zamiast €12, ale przynajmniej bez opłaty odprawowej) na Madryt – Jerez. Czyli w systemie została nałożona nowa macierz cenowa i teraz można się spodziewać tylko podwyżek. W zasadzie nie pisałbym tego wątku gdyby nie fakt, że Ryanair informacje o swoich ofertach cenowych rozsyła mailami jakieś kilkanaście godzin po uaktywnieniu ich w systemie. Tak było i tym razem, gdyż mail na mojej skrzynce pojawił się późnym popołudniem, a wieczorne taktyczne sprawdzenie systemu rezerwacyjnego pokazało, że interesujące mnie loty nagle potaniały do €10, co więcej - wszystkie pozostały bez opłaty za odprawę online :D Dla mnie bomba, o połowę taniej niż kilka godzin wcześniej! W związku z tym śmiem twierdzić, że nie warto się poddawać po jednorazowym sprawdzeniu cen tuż po wejściu nowej oferty. Widać Ryanair stara się co jakiś czas uaktualniać swoją siatkę cenową – zwłaszcza po zakończeniu procesu informowania na maila o nowej promocji.
Inna sprawa to fakt, że wczoraj zupełnie bez zapowiedzi i jakiejkolwiek reklamy na stronie, Ryanair udostępnił niektóre kierunki w cenie €3! W tej sytuacji będące w permanentnej promocji loty „zamykające” mój wrześniowy urlop stały się jeszcze tańsze. Szczerze z racji niedalekiego okresu planowanego wylotu nawet nie liczyłem zbytnio na ofertę €5 a tu miła niespodzianka.
A co z Wizz Air? No cóż, przewoźnik ten coraz bardziej zaczyna uzupełniać siatkę połączeń na okres zimowy. Jednocześnie nie zrezygnował on ze swojego charakteru przewoźnika bardziej przewidywalnego cenowo. Jeśli więc jakiś kierunek jest promowany, to w systemie znajduje się dużo atrakcyjnych cenowo biletów i to nawet na bardzo odległe okresy pokroju luty 2011. Owszem, w międzyczasie ceny niektórych dat/kierunków mogą ulec zmianie, ale zazwyczaj odbywa się to bez jakieś wielkiej promocji czy rozgłosu. A stawki, takie jak od początku roku – „MEGA PROMO” to lot w jedną stronę już od 15 złotych przy opłacie przelewem bankowym. Oferta „PROMO!” to już 30, 50 lub 80 złotych w zależności od kierunków. Tylko że od pewnego czasu – i z racji mojej sympatii do tego przewoźnika jest mi ten fakt bardzo ciężko stwierdzić – Wizz Air staje się firmą coraz mniej pewną. Otóż w nieśmiałych pierwszych planach dotyczących września myśleliśmy nad skorzystaniem z wylotu Wrocław – Bergamo. Wtorek, na lotnisku lądujemy około godziny 2200 i czekamy do 0630 na środowy wylot do Sewilli. Oba loty w permanentnych promocjach i doskonałych opcjach przesiadkowych – nic tylko rezerwować. Ale niestety jakiś czas temu przewoźnik ten w wyniku bezpośredniej konkurencji z Ryanair dość gwałtownie (prawie z dnia na dzień) wycofał się z owej trasy. Po trzech tygodniach w głowach narodziła się myśl Portugalii. Tutaj doskonałą przesiadką mogło być lotnisko Paryż Beauvais. Pięć godzin czekania przy locie do Porto a w drodze powrotnej środowy późny lot z Porto do Francji, nocka na lotnisku i do 18 relaks w jakimś małym okolicznym miasteczku. Można by powiedzieć prawie doba na przesiadkę, ale tutaj była ukryta wartość. Jeśli bowiem z jakiś powodów nie doszedłby do skutku pierwszy lot, moglibyśmy jeszcze wskoczyć na planowany na tej samej trasie lot w czwartek z rana – na ostatni odcinek również wyrobilibyśmy się z kilkugodzinnym zapasem. Jakoś tak od czasu prawie stracenia przesiadki poprzez opóźnienie na trasie Majorka – Girona (za jakiś czas postaram się to dokładniej opisać) zwracam coraz większą uwagę na to, aby nie pozostać samemu sobie gdzieś w Europie. No ale niestety półtora tygodnia po ułożeniu tego planu okazało się, że czwartkowe połączenie Wrocław – Paryż Beauvais również zostało zawieszone, podobnie jak dwa tygodniowo do Londynu Luton. Owszem, można lecieć na tydzień, ale przy planach zwiedzania jeszcze przy okazji Faro byłby to za krótki okres. Na szczęście rezerwacji nie dokonywałem, ale takie zachowanie pokazuje, że wylatując z Polski nawet jeśli się chce, to nie da się uniknąć Ryanair. Co więcej – przesiadki z użyciem Wizz Air również stają się coraz trudniejsze jeśli wręcz czasami niemożliwe :( 
A co do naszej trasy na wrzesień. Pierwszy odcinek, to powtórka z zeszłorocznej Sardynii, czyli wylot i nocka w Charleroi. Chociaż z Belgii nie wylatujemy z pierwszą falą startów, to na szczęście czekamy tylko do godziny 10. rano. W Madrycie spędzimy około 8 godzin – idealny czas na zwiedzenie ogrodu botanicznego i Paellę w mojej ulubionej knajpie Alhambra. W Jerez de la Frontera będziemy około godziny 2200 – czyli prosto do hostelu i spać :-) W ciągu 7 dni w pierwszych planach jest posiedzenie w Jerez, Kadyksie i Sewilli. Urlop kończymy we wtorek lądując na lotnisku Frankfurt Hahn około północy. Tutaj znów udaje nam się zaliczyć wyłącznie krótki pobyt, gdyż po niemal siedmiu nocnych godzinach startujemy już do Wrocławia. Ukrytymi wartościami są oszczędzone dwie noce hostelowe (spanie na lotniskach w trakcie przesiadek) i fakt że jeszcze w poniedziałek mogę iść do pracy. Może to głupie tak na jeden dzień po weekendzie, ale w momencie gdy pracuje się na czas określony i raptem od trzech miesięcy, to każdy dzień urlopu jest jednak minusem w oczach szefostwa ;) 
OK, trasa wrześniowa już została zaplanowana. Na tym jednak nie koniec. Oczywiście nadal będę obserwował zachowania systemów rezerwacyjnych i informował o ciekawszych zmianach. Na październik, listopad i grudzień mam już swoje weekendowe typy – mam nadzieję że się uda :D 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz