poniedziałek, 24 października 2016

Przykręcanie śruby w Ryanair

No i skończyło się rumakowanie. Od bodaj niecałych trzech lat, Ryanair starał się zmienić profil na bardzo customer friendly. Marketingowo wyglądało to wręcz na całuski, cukiereczki, ciasteczka, w rzeczywistości już różnie. Totalna rewolucja w internetowym kanale sprzedażowym niejednokrotnie była pastwiskiem na tym blogu, ale dziś jest już dużo lepiej. Podobno linia wymaga na obsłudze pokładowej zwracanie większej uwagi na rację klienta, bez jakiejkolwiek zmiany w stawkach płacowych. W mojej opinii jest to słabe dorzucenie dodatkowych obowiązków, które niespecjalnie by mi się chciało rzetelnie wykonywać. Z drugiej jednak strony totalnie nie wywiązuje się z obietnicy przyciemniania świateł kabiny i zmniejszenia natrętności w sprzedaży pokładowej w godzinach późnowieczornych. Takowe przypadki mogłem policzyć na palcach jednej ręki. Co ciekawe, głównie na krajówkach włoskich ;) 

Oczywiście w dobroduszną przemianę na przewoźnika customer first jakoś nigdy nie wierzyłem, co pozwoliłem sobie ponad rok temu opisać w poście Dlaczego nie wierzę w zmianę w Ryanair? Nie musiałem długo czekać, ponieważ najwyraźniej linia, po sporych wydatkach na marketingową przemianę, przeszła teraz na etap dokręcania śruby.

Gdzieś w sieci dało się bowiem wyczytać, że na następny rok planowana jest istotna zmiana w procesie rezerwacji biletów. Aby tego dokonać, będzie trzeba przystąpić do programu lojalnościowego. W skrócie, wizja-raj dla cybernetycznych anarchistów, gdzie korporacja wie na jakich latasz trasach, jaką cenę jesteś w stanie zaakceptować i podpowiada ci co jeszcze możesz dokupić po - oczywiście - spersonalizowanej dla ciebie cenie. Ile w tym prawdy? Cóż, już jakiś czas temu z Dorotą zauważyliśmy, że na trasie Wrocław - Warszawa (i vice versa) taryfy zmieniane są kilka razy dziennie. I nie chodzi tutaj o wyprzedawanie się biletów a tym samym wskoczenie w wyższy poziom cenowy - o całe pakiety taryfowe. Przykładowo w określone dni patrzę na loty do stolicy na za trzy miesiące. Większość biletów jest po 21 złotych, ale akurat ostatni piątkowy rejs i pierwszy sobotni są - oznaczone jako mega promocja - w cenie 91 złotych (testowanie ile można zarobić na weekendowych wypadowiczach?). Następnego dnia rano nastąpiło przetasowanie, zamiast 91 jest niepromocyjne 86 złotych. W okolicach południa ceny natomiast stają do góry nogami i akurat mogę kupić ten obserwowany piątkowy w najniższej taryfie. W mojej opinii tak częste przetasowania w pakietach taryfowych są nieuzasadnione w jakiś sensowny sposób. Dlaczego więc tak? Szczerze nie wiem.

Może to nieco naiwne podejście z mojej strony, ale właśnie z powodu takiego manipulowania big data, research cenowy staram się wykonywać w przeglądarkowym oknie incognito. Nawet w Wizz Air na konto loguję się dopiero wtedy, gdy jestem przekonany o chęci zakupu biletów na wybrane już rejsy. Dlatego też do aplikacji i programu lojalnościowego Ryanair mam dość mieszane uczucia. Zwłaszcza, gdy sam CEO linii wskazuje, że bilety lotnicze w przyszłości będą stanowić jeszcze mniejsze źródło dochodu linii, większy nacisk będzie natomiast kładziony na sprzedaż wiązaną.

Dodatkowo Ryanair zaczął dokręcać śrubę w kwestii darmowej odprawy internetowej. Dotychczas takowa była dostępna na tydzień przed planowanym odlotem. Od 1. listopada dostępna będzie na cztery dni przed odlotem. Oczywiście nie jest to widzimisię linii, tylko działanie mające zachęcić do płatnego odprawiania się, które jest dostępne już od - uwaga - 30 dni przed planowanym odlotem. Czy taka zmiana coś wnosi? W przypadku lotów częstych niekoniecznie. Na lotach Wrocław-Warszawa odprawiam się zwyczajowo jako jeden z ostatnich - dlatego już przywykłem do siedzenia w rzędach ewakuacyjnych, lub z przodu samolotu. Inaczej sprawa wygląda natomiast przy lotach wakacyjnych, zwłaszcza tych o dłuższym terminie pobytu na miejscu. Owszem, jest internet i aplikacja mobilna, przez co nie trzeba - jak kiedyś na Majorce - z laptopem drałować do najbliższego Maka celem odprawienia się. Jednak wakacje rządzą się swoimi prawami. Dlatego pomimo kalendarzy, przypominajek, niby-wszechobecnego internetu i ułatwień technologicznych, pewnie niekoniecznie trudniej jest przeoczyć konieczność odprawienia się. Dajmy na to, niech to będzie 0,5% z 200 milionów pasażerów razy €45. Hmmmmm....... :D 

Tak swoją drogą zastanawiam się jaki będzie kolejny etap dokręcania śruby? Są to wyłącznie moje przypuszczenia, ale sporo miejsca widzę w kwestii bagażu podręcznego. Zauważcie proszę bowiem, że w chwili obecnej linia ma jedną z najlepszych ofert na rynku. Na lotniskach weryfikacja jest bardzo wyrywkowa, na pokład można wnieść standardowy bagaż podręczny o wadze do 10 kilogramów, oraz dodatkowo mały pakunek. Oczywiście dwa plecaki o maksymalnych wymiarach nie zmieszczą się w schowkach samolotu, dlatego od dwóch lat standardowym stało się przekazywanie bagażu do luków jako delivery at aircraft. Problemy z bagażami uwidaczniane są jeszcze bardziej przy rejsach na samolotach nowej generacji, których kabinowe schowki są dużo mniejsze.

Teraz porównajmy sobie tą hojną ofertę Ryanair do obostrzeń Wizz Air z ich darmowym małym plecaczkiem i kosmiczną plątaniną w cenach za pozostałe typy bagażów, czy też do ograniczeń u tradycyjnych przewoźników. PLL Lot, lub nawet Lufthansa (czym notabene bardzo mi podpadła) wprowadziły bowiem taryfy sarkastycznie określane micro-basic, pozwalające zabrać na pokład bagaż o wadze do 8 kilogramów. Przy takim rozwoju zastanawiam się, czy ta chętnie praktykowana procedura free gete bags nie jest właśnie przygotowaniem do jakiś zmian. A skoro dokręcamy śrubę, to może legendarne sceny na lotniskach w Gironie lub Alicante znów staną się standardem podczas odpraw na rejsach Ryanair? Zobaczymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz