czwartek, 20 października 2016

Z Lotniska Chopina na pokładzie Ryanair

No i stało się. Kilka miesięcy po ujawnieniu informacji, że Ryanair przenosi loty krajowe na lotnisko Chopina - główny port lotniczy Warszawy - połączenia te doszły do skutku. Wprawdzie w momencie przenosin byłem na urlopie we Włoszech, jednak przeglądając wieczorami sieć, udało mi się w mediach ogólno-informacyjnych wyłapać nagłówki mówiące o zwiększającej się konkurencji na polskim niebie. Czyli główne - w mojej opinii - założenie tych tras zostało wypełnione: reklama poszła w świat :-) 

Przenosiny lotów na Chopina było tematem wielu rozmów z Dorotą. Trasa Wrocław - Warszawa jest przez nas bardzo często uskuteczniana. Gdańsk także leży blisko sercu, ponieważ ułatwia to dostanie się do jej brata i bratowej - rezydujących w Sopocie. Eh... żeby tak jeszcze jej rodzinny Rzeszów ;) Ale wracając do meritum, jednym z omawianych wątków były ceny lotów. Wiadomo, na Modlin lataliśmy - nie licząc pojedynczych przypadków - za 9 do 19 złotych. Pamiętam, gdy strzeliłem, że cena 39 na Chopinie będzie w mojej opinii okazją i atrakcją. A gdzie tam, przed urlopem spokojnie można było zapłacić mniej, włączenie z bardzo atrakcyjną ceną 9 PLN na loty weekendowe. Dość jasno potwierdza to moją teorię, że trasy te po prostu mają przysporzyć Ryanair reklamy, bo o zyskach nie ma w tym przypadku mowy.

Mnie osobiście fakt zmiany i niskie ceny bardzo cieszą. Wprawdzie z lotów na trasie do Wrocławia (tak, tak, do Wrocławia a nie do Warszawy) będę korzystał mniej niż przez ostatni rok, jednak przeniesienie oznacza dla mnie sporo plusów. Poniżej kilka subiektywnych opinii po pierwszych testach.

Z Warszawy wylatuję pierwszym rejsem danego dnia. Nie znam jeszcze miasta, nie wiem jak wygląda kwestia porannych korków, opóźnień komunikacji miejskiej, ani kolejek przy security na lotnisku Chopina. Dlatego póki co na wszelki wypadek daję sobie spore zapasy czasowe. Mimo to, budzik nawet na pierwszy lot zadzwonił mi jakieś 20 minut później niż zwyczajowo dzwonił na lot z  Modlina.

Pierwsza bardzo wyraźna różnica, to czas dojazdu na lotnisko. Aktualnie trasa z przystanku opodal mieszkania pod sam terminal lotniska rozkładowo zajmuje mi... 15 minut :D No dobra, autobus przyjeżdża nieco spóźniony i wspomniana trasa także zajmuje mu nieco więcej czasu. Jednak jest to o niebo mniej niż dojazdy na Modlin, w które należało wliczyć metro, przejażdżkę koleją i busem.

Przy okazji jeszcze mała anegdota dot. komunikacji w Warszawie. Interpretacja regulaminu przewozów zmierza w stronę, że bilet czasowy uprawnia do przebywania w środku transportu przez wskazaną liczbę minut a nie - jak by się mogło intuicyjnie wydawać (głupi ja) - do rozkładowego przejazdu od punktu A do punktu B. Zatem jeśli mój autobus, np. z powodu korków, lub długo wysiadających pasażerów, będzie jechał dłużej niż 20 minut wskazane na bilecie, muszę skasować kolejny ;)

Co ciekawe, odlot do Wrocławia najwyraźniej odbywa się chwilę po peaku w porannej fali odlotów. Za każdym razem udaje mi się bowiem znaleźć kontrolę bezpieczeństwa, do której stoi co najwyżej kilka osób. To dobrze. Boarding na rejsach Ryanair odbywa się w nieznanej mi dotąd części lotniska. Chodzi o małą halę na poziomie zerowym, na którym znajdują się bramki 32-34. Ma ona swój urok. Widząc bowiem całą przestrzeń, można w spokoju skupić się na porannej pracy przy laptopie, przejrzeć w sieci newsy, lub po prostu poczekać aby przejść boarding jako jeden z ostatnich. Zwłaszcza, że do samolotu i tak musimy dojechać busikiem.

Oczywiście siedząc przed bramką nie mogłem sobie odmówić możliwości obserwowania pasażerów. I tak na moje oko, nieco poniżej połowy z nich leci prawdopodobnie w celu załatwienia jakiś interesów. Reszta to weekendowi, lub okazjonalni wypadowicze. Sporo z tych drugich Wrocław traktuje jako przesiadkę na docelowe góry. Jeden z pasażerów wspomniał, że na miejscu jest jakieś 6 godzin wcześniej. Gumowe ucho wyłapuje także, że większość rozmów dotyczy właśnie przeniesienia krajówek na lotnisko Chopina, zwiększeniu konkurencji itp. Są też głosy niezadowolenia, jak podsłuchana rozmowa telefoniczna pokroju

Pani Basiu, będę potrzebował maila z rezerwacją żeby się odprawić na lot powrotny. I tak na przyszłość, tego Ryanair to sobie odpuśćmy, bo musiałem teraz dopłacić 250 złotych i nie wiedziałem, czy w ogóle mnie wpuszczą do samolotu. Bo mają jakiś zepsuty system i nie mogli mnie dodać do pasażerów...

W skrócie, jakiś niezbyt wytworny gajerek, nie ogarnął chyba odprawy internetowej i myślał że w sposób tradycyjny musi podejść do stanowiska w terminalu. Tam został przywitany koniecznością dopłaty, po czym drugą zaliczył pod bramką, ponieważ próbował przejść z dwoma twardymi walizeczkami, przekraczającymi wymiary drugiego bagażu podręcznego. To dziwne, bo facet był niewiele starszy ode mnie, a sprawiał wrażenie totalnie nierozgarniętej ciapy. Jest to zdanie bardzo subiektywne, ale dla mnie odprawa internetowa jest opcją nie tyle udziwniającą, co ułatwiającą życie. Na lotnisku mogę bowiem stawić się na chwilę przed odlotem i zamiast szukać stanowisk odprawy biletowo-bagażowej, od razu przechodzę w stronę bramki. Na małych lotniskach pokroju Wrocławia - miodzio. W kwestii bagażu, dziwię się że Pan Gajerek lecąc w interesach bierze ze sobą dwie walizeczki. Ale nawet jeśli ma taką potrzebę i przyzwyczaił się do wygody klasy biznes w Locie, to Pani Basia powinna mu raczej wykupić lot z opcją all inclusive, zamiast podstawowej. Opłaty za brak odprawy też by się dało uniknąć, jeśli sprawdziłaby telefon, który podała w trakcie rezerwacji. Za prawie każdym razem odprawiam się na ostatnią chwilę. Wtedy zawsze na dzień przed lotem przychodzi mi sms z prośbą o odprawę i info że podczas odprawy tradycyjnej będę musiał zapłacić €/£45.

Wracając do meritum, busik podwozi nas pod lowcostowy stand 37, który pozwala na obrócenie maszyny w trakcie parkowania i tym samym uniknięcie kosztownej procedury push-back. Lądowanie we Wrocławiu zwyczajowo ma miejsce przed zaplanowaną godziną 0910. O godzinie 0930 zazwyczaj wchodzę do mieszkania.

Zróbmy więc porównanie. Przeglądając rozkład PKP widzę, że najszybszy czas przejazdu z Warszawy Centralnej do Wrocławia, to 3 godziny i 36 minut. Mapy Google twierdzą, że pomiędzy Warszawą a Wrocławiem da się przejechać samochodem 12 minut szybciej. W podobnym przedziale czasowym ostatnio zmieściłem się z podróżą samolotem od pierwszego budzika do stawienia się w mieszkaniu :D Samolot wygrywa więc w każdym zestawieniu.

Co więcej, w tym subiektywnym teście doszedłem do ciekawej sytuacji, o opisanie której raczej bym się nie podejrzewał jeszcze kilka miesięcy temu. Zwróćcie bowiem uwagę na jedną rzecz: Ryanair lata na takich samych trasach co PLL Lot. W chwili obecnej nie mamy już niedomówień - jest możliwość porównania jeden-do-jeden. Co na plus dla narodowego? Częstotliwość lotów, obsługa pokładowa - o ile ktoś zwraca na to uwagę, oraz - ale to z głębokim echem odbijającym się w loży szyderców - catering w postaci palucha Prince Polo i wody. Co na plus dla Ryanair? W skrajnej sytuacji nawet 180 złotych różnicy na bilecie powrotnym (w tej chwili bilety w PLL Lot startują od 200 złotych w obie strony), oraz możliwość zabrania plecaka o wadze do 10 kilogramów, plus dodatkowego małego bagażu. W Locie ograniczenia mamy do jednego bagażu i 8 kilogramów. Jak wieść gminna niesie, od pewnego momentu limity wagowe są skrupulatnie sprawdzane.

Zatem przy wielu smutkach i żalach jakie wylewam tutaj na Ryanair, tym razem muszę stwierdzić, że jeśli komuś nie zależy na bardzo dokładnej i specyficznej godzinie rejsu, to oferta tej linii jest po prostu najlepsza. Pytanie jak się teraz zachowa narodowy? Jeśli priorytetem będzie dowóz pasażerów do huba na przesiadki, to taka konkurencja jest mu na rękę - pozbędzie się klientów o niskiej rentowności. Jeśli natomiast będzie chciał zachować prestiż lidera na trasach krajowych, to nie ma bata - oferta musi się polepszyć, albo - co idąc za przykładem krótkiej konkurencji z OLT Express - ceny po prostu muszą spaść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz