piątek, 5 lutego 2010

System rozpracowany!

Od jakiś dwóch tygodni w sieci pojawiały się kolejne informacje na temat świrowania obsługi Ryanaira w Hiszpanii. Fakt, robiąc wydłużoną trasę po półwyspie iberyjskim i kilku ichniejszych lotniskach zdziwiony byłem, że jedynie w Alicante robiono nam bardzo duże problemy z bagażem. Ale to nie wszystko, ponieważ sporym kłopotem okazały się również karty pokładowe. Cóż, Ryanair to linia ekstremalna i często lubi narzucać dziwaczne zasady, narażając podróżnych na nieprzewidywane koszta, warto wspomnieć, że czasami robi to zupełnie bezpodstawnie.
Sieć internetowa informowała ostatnio o świrowaniu obsługi Ryanair na lotniskach w Barcelonie-Gironie, Alicante, Majorce, czy nawet Maroku. Nasz przypadek dotyczył bagażu. Przypominam, bagaż podręczny w tej linii lotniczej powinien się mieścić w koszyku o rozmiarach 20x40x55 cm i ważyć mniej, niż 10 kilogramów. Oczywiście na pokład można wnieść tylko jedną sztukę bagażu. Jeśli więc pasażer, a raczej pasażerka, posiada np. niewielki plecak i torebkę, musi jedną z nich włożyć do drugiej (kolejność na szczęście dowolna). Naturalnie torba z zakupami w strefie bezcłowej również powinna się zmieścić w jednej sztuce bagażu, chociaż od tego paradoksalnie pojawiają się odstępstwa. Mam na myśli tutaj np. lotnisko w Gironie. Jak plotki doniosły, po wprowadzeniu tej mimo wszystko dziwacznej zasady ruch w sklepach wolnocłowych w tamtejszym porcie spadł tak drastycznie, że wymuszono na jego władzach zaniechanie tejże zasady. Dzięki temu żółte torby z napisem „duty free” są odtąd jakoby niewidoczne dla obsługi. Nasz problem w Alicante polegał jednak na czymś zupełnie innym. Chodzi o zapis w regulaminie podróży, że bagaż podręczny powinien „komfortowo pasować do rozmiarów koszyka” testowego. Całość, łatwo przewidzieć, rozchodzi się o rozumienie słowa „komfortowo”. I tak, nasz plecak mieścił się w podanych wymiarach, ale nie ukrywam że włożenie go do próbkowego koszyka wymagało pewnej ekwilibrystyki. Wynika to z szeregu spinek, zapinek, rączek i sznurków wystających z wielu jego części. Umożliwia to ściśnięcie i umodelowanie całości bagażu w dowolnie wybraną abstrakcyjną formę, jednak powoduje jednocześnie zaczepianie się o prawie każdą możliwą przeszkodę. Dzisiejsza rozmowa z obsługą lotniska w Alicante zaowocowała kilkoma ciekawymi pomysłami. Otóż, jak się okazało, kierownictwo egzekwując pojęcie „komfortowo” zwraca uwagę tylko na jeden fakt. Bagaż podręczny nie może być upychany w trakcie wkładania – z samej góry na dół ma opaść w wyniku działania ciężaru własnego. Mimo wszystko to sprawiało mi pewne problemy, ale skoro ich powodem były uchwyty umieszczone na spodzie plecaka, to czemu nie włożyć go do koszyka do góry nogami? Ziuuuum, plecak w całości się zmieścił i problem z głowy :D Dało mi to nowy pomysł na skuteczne pakowanie się na podróże – nieco mniej na górze, a więcej na dole :-)
Drugim problemem zaznaczanym w internecie, jest bardzo kontrowersyjna sprawa kart pokładowych.
Po przejściu bramki, udałem się do odpowiedniego gate i czekałem na wejście na pokład. Stałem, wraz z kilkoma znajomymi na początku kolejki. Zaczęło się przepuszczanie ludzi. Nadeszła nasza kolej, no i pan, który sprawdzał moją kartę stwierdził, że jest ona niepoprawna, bo wydrukowana na dwóch stronach. No i nie wpuści nas z tym na pokład. Dodam, że wcześniej z taką kartą przeszliśmy w Gdańsku i Hahn. Pan stwierdził, że rozmowa tylko oddala nas od znalezienia się na pokładzie, że mamy iść na dół wydrukować nową kartę. OK. Pobiegliśmy szybko na dół. W kiosku (za 5 Euro, lepiej tak niż 40 przy stanowisku) wydrukowaliśmy nowe karty. Sprint na górę. No i oczywiście bramka po raz drugi dzisiaj. Mając płuca na ziemi byliśmy przy wejściu, ale pan powiedział, że menedżer zadzwonił do niego, że mamy się stawić u niego natychmiast, bo oczywiście kolejne przypomnienie, nie polecimy!
A więc po raz drugi ( do odlotu ok 5 minut) lecimy na dół, po dwóch minutach znaleźliśmy jakieś stanowisko, tam spojrzeli na nasze karty, powiedzieli, że są OK i nie wiedzą czego chcemy od nich!!!! Ale podbili nam tam pieczątkę i po raz kolejny sprint na górę. Trzeci raz bramka dzisiaj! Na szczęście ludzie nas przepuścili, dzięki wielkie!
Ludzie już weszli, byliśmy ostatnimi osobami, które weszły na pokład, fartem jakich mało...
Po co to opisuje?
Aby przestrzec. ... Na lotnisku doskonale wiedzieli o co nam chodzi, jak podeszliśmy do drukowania, jak tylko pokazaliśmy kartę, to dla pani było wszystko jasne...
Otóż, różne urządzenia odmiennie interpretują przekazane do wydrukowania dokumenty. Do tego pojawia się również sprawa kilku języków, która, jak historia Ryanair wielokrotnie pokazuje, jest dla tej linii lotniczej problemem czasem ogromnym, co pokazuje np. poniższy wyrywek z bannera reklamowego ;)
Ale na spokojnie. Ryanair w momencie odprawiania się przez internet oferuje możliwość wydrukowania karty pokładowej, lub zapisanie jej do dokumentu PDF. Przy wydruku bezpośrednim nie powinno być żadnych problemów, ale na wszelki wypadek jeśli takowe są dostępne, w opcjach drukowania proponuję ustawić wycentrowanie i zmaksymalizowanie obszaru drukowania. Jednak w momencie zapisania kart pokładowych w formacie PDF okazuje się, że dokument ten automatycznie przeskakuje na dwie strony. Wynika to z wielkości czcionki, oraz słów. Otóż w wersji angielskiej oznaczenie że pasażer nie ma wykupionego pierwszeństwa wejścia na pokład oznaczone jest „OTHER Q”. Natomiast wersja polska, to „ZWYKŁA KOLEJKA” które automatycznie zajmuje dwie linie tekstu, wydłużając tym samym dokument tak, że mieści się na dwóch stronach formatu A4. Jak się natrafi na pracownika normalnego, sprawa zakończy się ręcznym przepisaniem karty pokładowej i wytłumaczeniem co się dokładnie stało.
Raz puściłem kobietę z naprawdę małą torebką, którą miała oprócz walizki i miałem tego pecha, że zostało to zauważone przez supervisora, który się wyłonił zza rogu no i było upomnienie... A karty pokładowe na dwóch stronach, jedną wyrzucam do kosza (tą drugą na której nie ma nic oprócz daty, rejsu i godziny) a na drugiej wypełniam szybko imię, nazwisko, destynację, numer karty i po krzyku.
Jednak przypadek lotniska w Gironie pokazał, że niektórzy mogą się domagać ponownej odprawy w okienku firmy pośredniczącej usługami Ryanair, co w takiej sytuacji będzie jednoznaczne z dodatkowym kosztem €40 od osoby. Moja rada poparta doświadczeniem z ostatnim lotem? Jeśli nie udało nam się wydrukować karty za pierwszym razem, tylko zapisaliśmy ją do dokumentu PDF, to nic straconego. Do czterech godzin przed odlotem można zalogować się pod tym linkiem (tak samo jak przy odprawie internetowej) a następnie wybrać opcję „DRUKUJ PONOWNIE”. Wszystko działa i pozwala uniknąć dziwnych i niestety czasami bardzo denerwujących sytuacji.
Z ostatniej chwili: Dziś pojawiła się informacja u pracowników obsługujących pasażerów Ryanair, że karty pokładowe wydrukowane na dwóch kartkach mają być akceptowane. Niemniej znając rzeczywistość dotyczącą tej firmy, warto mimo wszystko się dostosować do rad napisanych nieco powyżej.

Z informacji jakie uzyskałem od pracowników obsługi Ryanair w Alicante wynika, że firma ta jeszcze mocniej zaczęła zwracać uwagę na przestrzeganie czasami wręcz głupich zasad dotyczących bagażu podręcznego. Reżim podobno jeszcze bardziej zostanie zaostrzony w całej Europie na wiosnę, kiedy to zwiększony zostanie lotniczy ruch turystyczny, a rozkojarzeni często pasażerowie będą chcieli przewieźć ze sobą jeszcze więcej rzeczy. Jak przewiduję, prawdopodobnie obsługa będzie się przyczepiała do wszystkiego, łącznie z takimi głupotami jak przywiązana do plecaka torba ze śpiworem (widziałem już coś takiego na lotnisku Bruksela-Charleroi), plus oczywiście waga, wymiary i „komfortowość w umieszczaniu bagażu w koszyku”. Ciekawy jestem tylko jaki znajdą sposób na zakładanie wielu rzeczy na siebie, który zastosowałem w trakcie dzisiejszego powrotu (dwie pary spodni, dwie bluzy, kurtka pomimo +15C na dworze, dwa aparaty fotograficzne przywieszone do paska, a kieszenie opchane kablami od ładowarek i laptopa)? Mam nadzieję że żaden, gdyż w takiej sytuacji bardzo utrudnią nam nasz planowany wypad na 9 dni na Majorkę. Owszem, znając życie wszystko będzie zależało od lotniska – na jednych będzie absurdalny reżim, a na innych będzie można przejść nawet z pięcioma torbami. Ale mimo wszystko stres zawsze pozostaje. Mam nadzieję, że nie będzie trzeba stosować sposobu "frequently Ryanair carry-on baggage travellera" jakiego przykład jest na poniższym zdjęciu ;)


Dla ścisłości, założone zostały koszula i bluza, dwie pary kurtek, dwie pary spodni, kieszenie w bluzie wypchane przekąskami, kieszenie w spodniach kablami do laptopa, portfelami i ładowarkami do telefonów, do paska przypięte dwa aparaty, para butów i kosmetyczka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz