Baza na przyszłość
Jak wspominałem we wpisie „Komentarz po 'magicznej środzie'”, temat bazy operacyjnej tego przewoźnika w Krakowie stał się pewną wręcz mantrą. Ze strony Krakowa sprawa jest oczywista – bardzo spadła liczba turystów odwiedzających to miasto, a lotnisko po bankructwie Centralwings i SkyEurope zanotowało duże spadki w liczbie odprawianych pasażerów. W związku z tym województwo i miasto zaklepało pewną sumkę pieniędzy na promocję regionu, w postaci atrakcyjnie niskich opłat pobieranych od przewoźników lotniczych. Na efekt długo nie trzeba było czekać i oprócz powrotu Germanwings swoistą inwazję na Kraków przeprowadził również Ryanair. Ale bazy tego irlandzkiego przewoźnika Kraków tak do końca nie chce, bo uzyskało już od niego praktycznie to, co chciało. Ryanair natomiast powoli przepełnia się w Europie Zachodniej. Z powodu drożyzny panującej na lotniskach w Wielkiej Brytanii czy Irlandii, oraz zapewne niechęci do subsydiowania przez władze lokalne każdego widzimisię tego przewoźnika, zapowiada się stopniowe zmniejszanie znaczenia tamtejszych baz na rzecz ich południowoeuropejskich odpowiedników. Ale powiedzmy sobie szczerze, 10 baz we Włoszech i 7 na półwyspie Iberyjskim (+ bardzo duża obecność na Wyspach Kanaryjskich, Majorce, Sewilli czy Wenecji-Treviso) to już chyba wszystko co mogą tam osiągnąć. Łakomym więc kąskiem, aby utrzymać swój bardzo dynamiczny rozwój, jest ekspansja na wschód. Tym bardziej, że ten teren intensywnie zajęty jest przez jeszcze małego, ale za 3 lata już pokaźnego konkurenta jakim jest Wizzair. Przewoźnik ten ma bowiem 5 baz w Polsce, 3 w Rumunii i zaklepał stolice Węgier, Bułgarii, Ukrainy oraz Czech. Szczerze, bardzo ogranicza to możliwości Ryanair, który zaczyna zdawać sobie sprawę, że powoli traci ten rynek. Aby więc nie przegrać w przedbiegach, ostatnimi czasy bardzo otwarcie zapowiada uruchomienie pierwszej bazy w naszej części Europy na początek 2010 roku. Plotek jest wiele, a po tygodniu i tak głównym kandydatem zaczyna być wymieniane inne lotnisko. Jednak najczęściej w gronie faworytów pojawiają się Kraków i Bratysława. Ale z drugiej strony każde z nich ma swoje minusy, które zniechęcają nieco firmę.
Bazy nowe
Od




Pozostałe zmiany na ciekawych kierunkach
Jak już wspomniałem na początku opisu, gwiazdą nowych kierunków stał się między innymi Kraków. Dzięki atrakcyjnym stawkom oferowanym liniom lotniczym Ryanair otworzył tam loty z Düsseldorfu - Weeze, Brukseli - Charleroi, Rzymu, Pizy, Trapani na Sycylii, Alicante i Malagi. Wiele plotek mówi jeszcze o Frankfurcie - Hahn, Barcelonie - Gironie i Madrycie. Strzałem w dziesiątkę według mnie będzie Rzym i Piza. Mediolan - Bergamo już został zwiększony do siedmiu połączeń tygodniowo, co przy świetnej siatce przesiadkowej tego lotniska może spowodować dużo zazdrości. Nieco drgnęło w Szczecinie, które otrzymało dwa tygodniowe połączenia na lotnisko Düsseldorf - Weeze. Wprawdzie godziny lotów są dość późne, ale przy spędzonej nocce oferuje to świetne warunki przesiadkowe na szereg innych lotnisk. Na sezon letni znów do Poznania wraca połączenie z Reusem w Hiszpanii. Dziwnym jest brak zainteresowania tej bazy innymi lotniskami w Polsce a szkoda, bo jest miejscem bardzo ciekawym i niestety trudnym do bardzo taniego osiągnięcia. Sporo też zmieniło się we Wrocławiu. Po

Z kierunków

Sprawy pozostałe
Ryanair jakiś czas temu zapowiedział uruchomienie lotów łączących Amerykę Północną z Europą. Niestety póki co w kwestii tej nastała głucha cisza. Z pewnością jednak pomysł nie zostanie zarzucony tym bardziej, że rynki te mają spory potencjał.
Ostatnie zamówienia Ryanair na nowe samoloty zaczynają zmierzać do punktu realizacji. W związku z tym przewoźnik zaczął się rozglądać za kolejnymi. Zapowiadał nawet chęć jednorazowego zakupienia ponad 200 jednakowych maszyn, co mogłoby być jedną z największych transakcji na przestrzeni kilkunastu miesięcy. Wykorzystując ten fakt Ryanair nie omieszka wynegocjować dla siebie maksymalnie korzystnych warunków włączając w to wypływające ostatnio nowatorskie pomysły usunięcia dwóch (z trzech) kabin toalet, czy udostępnienia dla podróżnych miejsc stojących. Jednak jak od kilku miesięcy okazuje się, zarówno Boeing, jak i Europejski konkurent Airbus nie chcą przystać na wygórowane warunki Ryanair.
“We regret that our prolonged negotiations with Boeing have failed to reach a mutually acceptable conclusion. While we reached agreement with Boeing on pricing for 200 aircraft deliveries during the 2013-16 period, Boeing were unwilling to incorporate some other terms and conditions from our existing agreement into this new aircraft order . Ryanair has made clear to Boeing that we will not order aircraft if we believe that either the pricing or the other contractual terms and conditions will be inferior to those which we currently enjoy, as this would not be a wise or sensible use of shareholders funds.Firma publicznie zapowiedziała więc zatrzymanie swojej ekspansji na naszym kontynencie i na czas stabilizacji wypłacanie osiągniętych zysków w postaci dywidend. Ale tak szczerze prawie nikt nie wierzy w takie rozwiązanie aktualnej sytuacji tym bardziej, że przewoźnik ten wciąż łapczywie zwiększa swoją obecność na całym kontynencie. Jedną z moich propozycji są więc długie loty wzdłuż całej Europy. Co one dadzą? No cóż, załóżmy że taki samolot startuje z Portugalii około północy i kieruje się na wschód. Na około 45 minut ląduje w Polsce aby z powrotem w swojej bazie znaleźć się około godziny szóstej rano, czyli na chwilę przed rozpoczęciem normalnych dziennych operacji. Owszem, dla niektórych godziny podróży mogą być bardzo uciążliwe, ale patrząc na rynek tanich czarterów są one czasami bardzo podobne. Poza tym takie operacje pozwolą przewoźnikowi zagospodarować kilkanaście lotów tygodniowo i wyciągnąć od lokalnych władz kolejne dofinansowanie za nowe połączenia przywożące turystów zarówno w jedną, jak i drugą stronę. A sądzę że cena startująca od, załóżmy, €10 w jedną stronę przekona sporą liczbę pasażerów, którzy w ogóle nie będą narzekać na fakt podróżowania w nocy. Czemu więc nie?
Odwieczny, czasami sztucznie tworzony przeciwnik Ryanair – AerLingus - popadł ostatnio w spore kłopoty. Jego akcje bardzo zmniejszyły bowiem swoją wartość na giełdzie w Dublinie, a w zeszłym roku w wyniku spowolnienia na rynku lotniczym zanotował spore straty finansowe. Warto wspomnieć, że Ryanair już trzykrotnie składał propozycję przejęcia AerLingus, co było bardzo nie w smak zarówno rządowi Irlandii, jak też pracownikom tego narodowego przewoźnika. Nie ma czemu się dziwić, skoro np. aktualnie dość silne związki zawodowe zostałyby całkowicie zmarginalizowane, jeśli nie kompletnie skasowane. Jednak w wyniku wspomnianych wcześniej przeze mnie strat AerLingusa rozważane jest sprzedanie części akcji tej linii właśnie do Ryanair, który już w tej chwili posiada ich sporą ilość. Co da przejęcie właścicielskie dla tych obu przewoźników? Cóż, dla Ryanair przede wszystkim monopol na bardzo rozkręconym rynku Irlandzkim. Ceny na popularnych trasach pomiędzy wyspami (a przede wszystkim trasa Dublin – Londyn) z pewnością w momencie braku konkurencji bardzo podskoczyłyby do góry. Część obserwatorów zastanawia się także czy obecność we flocie AerLingusa dużych międzykontynentalnych samolotów Airbus oraz latanie na popularnych w Irlandii trasach do USA nie byłoby wykorzystane do uruchomienia wspomnianych wcześniej lotów pomiędzy Europą i Ameryką, ale pod wspólną nazwą Ryanair? Jest to pewne rozwiązanie, ale przyszłość w tej kwestii jest bardzo ciężka do przewidzenia. Z ostatniej chwili: niedawno przeczytałem cytat szefa Ryanair Michaela O'Leary, że uruchomienie przez Ryanair połączeń między kontynentami jest niemożliwe przynajmniej do 2015 roku.
Ryanair jest linią lotniczą, która dumnie lubi się chwalić niemal rozdawaniem biletów lotniczych. Niemniej fakt jest taki, że ludzie nie zorientowani we wszelkich kruczkach i gwiazdkach, po drodze mogą się nadziać na dodatkowe, czasami bardzo drogie opłaty. Między innymi aby nauczyć się ich unikać powstał ten blog. Ale warto zwrócić też uwagę na kilka ostatnich informacji jakie wypłynęły z kwatery Ryanair. Zapowiedziano bowiem, że 2010 rok przyniesie zwiększenie średniej ceny ichniejszych biletów „co powinno w obliczu kryzysu pozwolić utrzymać zyski na zaplanowanych wcześniej poziomach”. I rzeczywiście, ceny ostatnio wzrosły. Bilety na loty planowane dalej niż trzy miesiące na niektórych trasach przekraczają cenę €100. Do tego najtańsza promocja na przestrzeni ostatniego półtora miesiąca opiewała na czasami wyśmiewanie drogą kwotę €5. Przy lotach bezpośrednich wielkim wydatkiem to nie jest. Ale sprawa ma się zupełnie inaczej przy planowaniu podróży z kilkoma przesiadkami, a tylko takie można wykonać z Polski do bardziej egzotycznych miejsc jak Malta, Chorwacja, Wyspy Kanaryjskie czy Maroko. Jedną z form „ukrywania” dodatkowych zysków jest tzw. opłata za odprawę internetową. Ryanair zapowiedział ją niecały rok temu przy okazji wprowadzania obowiązkowej odprawy za internet. Miała ona pozwolić sfinansować nowy system w który między innymi wliczane były stanowiska na każdym lotnisku, pozwalające na wydrukowanie karty naklejanej na duży bagaż i inne podobne czynności. Jednocześnie pierwotny zamysł prowadził do zlikwidowania stanowisk check-in, dzięki czemu linia miała nie płacić lotniskom za dodatkowych pracowników. Koniec końców pomysł okazał się być niewypałem, gdyż kioski po początkowym nieśmiałym pojawianiu się na większych lotniskach zniknęły z nich całkowicie, stanowiska odprawy nadal pracują jak pracowały, a opłata, choć początkowo miała być łatwa do uniknięcia (czyt. około 1/3 biletów miała być z niej w zwolniona) permanentnie pojawia się na coraz większej liczbie tras. Co więcej, Ryanair zaczął stosować fajny chwyt z obniżaniem ceny, która ostatecznie robiła się droższa. Przykładowo jednego dnia oferowała bilety za €5, a następnie ogłosiła obniżki nawet do 40% wartości z poprzedniego dnia. Tylko że poprzedniego dnia wiele biletów było pozbawionych opłaty za odprawę przez internet, a tego prawie wszystkie ją zawierały. Koniec końców pasażer zamiast pięciu Euro musiał zapłacić 3 (promocja) i kolejnych 5 (check-in fee) co w sumie dawało kwotę €8. Fajnie nie? Moja najnowsza wycieczka do Alicante zaowocowała kilkoma innymi ciekawymi informacjami. Otóż sieć w ciągu ostatnich kilku dni informowała o nader intensywnych kontrolach na lotniskach finalizujących się w zmuszaniu pasażerów do płacenia dodatkowych opłat nawet, jeśli tego nie musieli robić. Sytuacje wynikające z oczywistego błędu w systemie odprawy internetowej Ryanair zostały wyeliminowane, ale szczegółowe kontrole dotyczące bagażu podręcznego są dużo intensywniejsze niż choćby w listopadzie. Co więcej, podobno od marca upierdliwość pracowników obsługujących loty Ryanair ma wzrosnąć przy okazji zwiększenia lotów w ciepłe rejony Europy. Z jednej strony rozumiem, gdyż wnoszenie trzech sztuk bagażu podręcznego (a widziałem takie przypadki np. w Hiszpanii czy Irlandii) jest przesadą, ale strony się teraz zupełnie odwróciły i wiele nerwów może się niepotrzebnie pojawić z powodu różnej interpretacji słów „komfortowo pasuje” przy procedurze umieszczania bagażu podręcznego w koszyku. No cóż, jak to często powtarzam, linia prowadzi politykę skrajną, więc na skrajne sytuacje pasażerów naraża.
Podsumowując, Ryanair rzeczywiście staje się linią coraz droższą i coraz ciężej jest znaleźć bilety w śmiesznie niskiej cenie. Dlatego chętniej zapatruję się na Wizzair, który w ostatnich miesiącach bardzo szaleje ze swoimi promocjami, więc loty startujące i kończące się we Wrocławiu przez najbliższe pół roku będę wykonywał raczej na jej pokładach właśnie :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz