środa, 16 grudnia 2009

Dreamliner wreszcie w powietrzu

Boeing 787, lub inaczej „Dreamliner” („Liniowiec marzeń”) wreszcie odbył swój pierwszy lot w historii. Co to oznacza dla nas, zwykłych tambylców? Ano w zasadzie niewiele, chociaż fascynaci lotnictwa zgodnie podkreślają, że wczorajszy dzień jest jednym z istotniejszych w historii lotnictwa pasażerskiego.

A czemu tak? Pierwsze prace projektowe nad tym modelem rozpoczęły się ponad pięć lat temu. Według początkowego zamysłu, miał to być średniej wielkości samolot pasażerski przeznaczony na loty długodystansowe. Główną zaletą i wyróżnikiem „Dreamlinera” są materiały z jakich został zbudowany. Do tej pory stosowano bowiem duraluminium, który jest lekkim stopem galu z dodatkiem miedzi, manganu i magnezu. 787 w około połowie składa się natomiast z bardzo lekkich materiałów kompozytowych, w blisko 20 procentach ze wspomnianego wcześniej duraluminium, a w pozostałych z tytanu, stali i pozostałych materiałów. Kolejnym unowocześnieniem są silniki, które zaprojektowano spełniając surowe wymogi dotyczące spalania paliwa, ciężaru, technologii i wytwarzanego hałasu. I tak Dreamliner ma zużywać do 20 proc. mniej paliwa niż konkurenci i emitować do atmosfery mniej dwutlenku węgla, być lżejszym od porównywalnych maszyn, a zatem latać szybciej, dalej i taniej. Oprócz warunków ekonomicznych zwrócono też dużą uwagę na komfort podróży. Dzięki mocniejszemu kadłubowi okna mogą zostać powiększone o 65% a fotele będą najszerszymi zastosowanymi w przemyśle lotniczym. Tradycyjne rolety zastąpiono też elektrochromowanymi przesłonami, dzięki czemu będzie można przysłonić okna i jednocześnie podziwiać widoki. Boeing obiecuje też koniec z turbulencjami i redukcję hałasu o 60 proc.

Niestety nie obyło się bez problemów. Projektanci Boeinga postawili sobie zbyt wyśrubowane ramy czasowe jak na tak przełomowy model. Według pierwotnych planów, 787 powinien już od kilkunastu miesięcy latać regularnie dla kilku linii lotniczych. Jednym z najpoważniejszych problemów było oblanie testów konstrukcyjnych okolic łączenia skrzydeł z kadłubem pierwszego przewidzianego do lotu modelu. Wydłużyło to dziewiczy rejs o około pół roku, gdyż należało przeprojektować nieco model wzmacniając niektóre punkty konstrukcji. Mimo braku pewności, czy po drodze nie pojawią się kolejne „kwiatki” Boeingowi zapowiedział Dreamlinera w powietrzu jeszcze przed świętami.

I tak wczoraj, już przed godziną 1900 naszego czasu w internecie pojawiła się relacja z pierwszego rejsu. Chociaż sam start opóźnił się o około 30 minut, to fascynaci lotnictwa z zapartym tchem oglądali kołowanie na lotnisku Plain Field w stanie Waszyngton a następnie szybki start i wznoszenie. W międzyczasie, jak poinformował prowadzący relację, pobierane było mnóstwo danych telemetrycznych pozwalających na potwierdzenie założeń projektowych i sprawdzenie zachowania maszyny w normalnym locie. W taki sposób kolejna karta historii lotnictwa pasażerskiego została zapisana.


Ale dlaczego ta konstrukcja jest tak ważna również dla nas? Przede wszystkim z powodu spojrzenia w przyszłość od pierwszej fazy projektów. Latanie staje się bowiem coraz bardziej popularne, a przemysł lotniczy niestety coraz trudniejszy do realizacji. Dlatego wielu ekspertów twierdzi, że tylko najbardziej efektywne i nowoczesne maszyny będą decydować o największej opłacalności danej linii lotniczej. Najważniejszy jest koszt paliwa, gdyż, jak wiadomo, era taniej „ropy” dawno odeszła do czasów zamierzchłych. Według wyliczeń innego producenta samolotów, Airbusa, w 2008 roku na niebie latało 14 tysięcy samolotów pasażerskich mogących przewieźć ponad 100 osób. Prognozy mówią, że 20 lat później liczba ta ma się podwoić. Dlatego oprócz kosztów paliwa bardzo istotna jest uciążliwość dla okolic lotnisk oraz komfort zwiększającej się liczby podróżnych. Projektanci Dreamlinera wzięli to wszystko pod uwagę, dlatego mówi się, że kolejne modele aby nie przegrać walki o rynek w przyszłości, powinny przynajmniej utrzymać ten narzucony, dużo wyższy poziom proponowanego produktu. Miejmy nadzieję, że dzięki temu lotnictwo szybciej stanie się dużo tańsze i bardziej opłacalne. Owszem, nie dotyczy to w chwili obecnej latania nisko-kosztowego, gdyż zarówno gwiazda ostatnich kilkunastu miesięcy Airbus A380, Boeing 787, jak też projektowany Airbus A350 raczej nie są kierowane do linii lotniczych operujących na krótkich dystansach. Jednak doświadczenie wynikające z tych projektów powinno zaowocować gdy przyjdzie czas na wprowadzenie nowych modeli samolotów mieszczących do 180 pasażerów.

Z ciekawostek, w chwili obecnej Boeing ma zamówione modele u 55 różnych linii lotniczych. Pomimo kilku rezygnacji zgłaszanych zwłaszcza w ciągu ostatnich miesięcy (efekt kryzysu w branży lotniczej, oraz opóźnianych dat dostaw) na dzień dzisiejszy zamówionych jest 393 samolotów tego typu, do czego należy doliczyć 320 opcji i praw do kupna. Jako ciekawostkę dodam, że pierwszą linią Europejską goszczącą Dreamlinera w swojej flocie będzie Polski LOT, który zamówił 15 takich maszyn a kolejnych 11 ma w opcji. Optymistyczne założenia przewidują wprowadzenie tych maszyn do siatki LOTu na przełomie 2011-2012 roku, co daje przeszło 4 lata opóźnień w stosunku do pierwotnych planów. Brak 787 tłumaczy według linii skasowanie szumnie zapowiadanego w zeszłym roku połączenia do Pekinu, oraz problemy na trasach do Ameryki Północnej. Wprawdzie dziś nie wiadomo jeszcze czy LOT przy obecnej sytuacji finansowej przetrwa do 2012 roku, jednak otrzymanie Dreamlinerów oczekiwane jest jako lekarstwo na całe zło, a przede wszystkim przyczynek do solidnego rozwoju siatki intratnych połączeń dalekodystansowych a co za tym idzie, również prestiżu firmy. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Ja w każdym bądź razie nie mogę się doczekać pierwszego lądowania tej maszyny na lotnisku w Warszawie. Chętnie się przejadę ją zobaczyć i mam nadzieję kiedyś również przetestować w locie :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz