niedziela, 13 grudnia 2009

Sztuka taniego latania - niebezpieczeństwa za tym stojące

Podróżowanie traktuję w pewnym sensie jak hazard. Po pierwsze dlatego, że rzeczywiście jest to jakaś forma gry na zasadzie "kto weźmie więcej/taniej?". Po drugie, to wciąga! Jak rzeka. Po trzecie, do dziś jako tako starałem się przemilczeć na blogu, że za tą grą kryją się również pewne niebezpieczeństwa. Kilka powodów powinno pokazać więc dlaczego porównanie do hazardu wbrew pozorom jest bardzo trafione.

Polowanie na bilety. Pisałem to w bodaj pierwszej części przewodnika. Zaczyna się od tego, że kupuje się ot tak z ciekawości jeden tani bilet gdziekolwiek. Po powrocie podlicza się wszystkie wydatki wyjazdu i okazuje się, że nas na to stać. Czeka się więc na kolejną okazję. Za którymś razem, pojawiają się zachcianki aby polecieć w określone miejsce lub o określonym czasie. Gdy się okazuje, że takie bilety nie leżą na ulicy, szuka się głębiej. Po roku każda nowa promocja finalizuje się tym, że wieczorem przy kawce odlicza się kolejne minuty do północy (nowe oferty wchodzą w życie zazwyczaj o tej porze) a potem rozpoczyna przeszukiwanie systemu rezerwacyjnego wzdłuż i wszerz. Ile to już razy kląłem, że przez 4 godziny nie mogłem nic znaleźć. A bo tutaj mi godziny przesiadki nie pasowały, a tam akurat tanie ceny się rozjechały w datach... A kiedy indziej od niechcenia wynajduję Sardynię za 12 PLN. Ale pomimo tych nieprzespanych godzin pojawia się spora satysfakcja, gdy można się pochwalić swoim łupem widząc w oczach znajomych zwyczajną zazdrość ;)

Gry cenowe. Powiedzmy sobie szczerze, loty sprzedawane po 30 złotych od osoby liniom lotniczym się nie kalkulują. Więc dlaczego to robią? Bo paradoksalnie jednak im się kalkulują :D Klienci bowiem bardzo przyzwyczajają się do pewnych zachowań co ciekawie w przypadku lotnictwa opisuje jeden artykuł na serwisie www.pasazer.com (http://pasazer.com/in-4276-tvn,cnbc,w,tandemie,z,pasazercom.php)

W Polsce utarł się pogląd, że tani przewoźnik jest tańszy od tradycyjnego – co nie zawsze jest prawdą, a o czym niejednokrotnie pisaliśmy. Zarówno Lufthansa proponuje bilety za 399 zł w dwie strony, jak i LOT w podobnych cenach zabiera pasażerów na swój pokład. Przykład?


Często różnice widać już w przypadku ofert podstawowych, nie mówiąc nawet o wartościach ukrytych. Jakich? Cóż, przewoźnik liniowy (np. LOT, Lufthansa, British Airways, Air France, Iberia, etc.) w cenę biletu wlicza serwis pokładowy (przekąski na krótkich trasach lub pełne obiady na lotach międzykontynentalnych + napoje), możliwość zabrania ze sobą dużej walizki o większych limitach wagowych, możliwość darmowego przebookowania na wiele wypadków losowych etc. Taka oferta była standardem jeszcze kilkanaście lat temu. Jednak z pojawieniem się tzw. nisko kosztowych przewoźników nastąpiła pewna rewolucja. Większość z nich bowiem w cenie biletu oferuje wyłącznie przejazd z obarczonym wieloma ograniczeniami tzw. bagażem podręcznym. Jeśli chcemy jechać z dużą walizką - płacimy dodatkowo. Jeśli natomiast przekroczymy jej limit wagowy, za każdy dodatkowy kilogram płacimy zazwyczaj horrendalne stawki. Jeśli chcemy mieć pierwszeństwo wejścia na pokład, albo dodatkowe ubezpieczenie, albo transakcję zrealizować przy użyciu najpopularniejszej karty bankowej/kredytowej - płacimy. Nie wspominając już o bufecie, który nie oferuje wiele, a kosztuje dość sporo jak na polskie warunki. Z drugiej strony tzw. przewoźnicy liniowi w większość oferowanych lotów załącza przesiadki. Przykładowo aby dostać się z Rzeszowa do Londynu LOTem lub Lufthansą należy lecieć najpierw do Warszawy lub Frankfurtu. Nawet jeśli cena za oba odcinki nie jest wygórowana, to traci się czas na przesiadkę (czasami również na czekanie na połączenie), oraz dodatkowo doliczane są opłaty i podatki za lądowanie w mieście, którego nawet nie ma jak zwiedzić.
Staram się więc zwracać przede wszystkim uwagę czy z mojego miasta do celu podróży mam bezpośrednie połączenie. Po kolejne, jeśli lecę na załóżmy 3 dni, wszystkie niezbędne na ten czas rzeczy mieszczę w plecaku. Jeśli natomiast mój wyjazd obejmuje większy odcinek czasu i ciężką walizkę, to chętniej przyglądam się ofertom standardowych przewoźników i ich opcji "all inclusive".

Gry cenowe – podejście nr 2. System sprzedaży biletów w Ryanair przypomina czasami bazar w małym miasteczku. Od kilku już miesięcy wchodząc na główną stronę tego przewoźnika po oczach bije nam banner reklamowy ze świecącym napisem „promocja!!!!”. Nieco poniżej zazwyczaj wypisana jest cena załóżmy 40 PLN. Śledząc ich system sprzedaży już od ponad roku zastanawiam się jaka to promocja wiedząc, że w przeciągu miesiąca na 90% będą bilety w cenie mniejszej niż 10PLN? Sytuacja nr 2 – pojawiła się promocja z biletami w cenie 4PLN w jedną stronę. Zaglądam na listę kierunków oferowanych w tych cenach – a tam np. Londyn, Barcelona, Rzym i Dublin. Świetnie, zaczynam więc szukać na kiedy – po 20 minutach orientuję się że ich nie ma. Otóż firma ta udostępnia tylko pewną ilość biletów na danej trasie w danej cenie. Czasami ich ilość jest mniejsza niż 10. Szanse na kupno takiego biletu są niewielkie, ale reklama przyciąga uwagę! Sytuacja nr 3 – tzw. system Włoski. Jest to moja nazwa robocza wynikająca z pewnej obserwacji. Otóż szukając w sierpniu dogodnych połączeń na Sardynię zauważyłem, że jest mnóstwo tanich jak woda biletów na trasach Mediolan Bergamo-Cagliari. I tak przez większość dni w pierwszej połowie września. Natomiast w tym samym okresie nie ma ani jednego biletu powrotnego. A w drugiej połowie miesiąca - na odwrót - za bezcen można się wydostać z wyspy, natomiast lądowanie na niej jest już dość kosztownym biznesem. Ostatnio zauważyłem, że podobna metoda zaczyna pojawiać się również w ofertach Ryanair dla polskich lotnisk :( Sytuacja nr 4 - LOT zapowiadał ostatnio internetową wyprzedaż swoich biletów w cenie 50% wartości z dnia poprzedniego. Okazja wydawała się być świetna, aż do dwóch dni przed wejściem w życie tej promocji. Wtedy to bowiem najniższe ceny biletów zostały solidnie podniesione tak, że w dzień promocji można było zaoszczędzić w większości przypadków raptem kilkadziesiąt złotych.

Ważne więc, aby znać systemy rezerwacyjne i zagrywki przewoźników, bo czasami coś co się świeci, może jednak nie być tak cennym przedmiotem!

Obsługa klienta. Tanie linie lotnicze powoli nabierają formy komunikacji miejskiej. Mają być tanie, masowe i nieoferujące nic poza możliwością transportu. Zgodnie z tą właśnie ideą doliczane są wszelkie usługi ekstra czyli takie, bez których w zasadzie lot odbyć można, ale mimo wszystko czasami trzeba z nich skorzystać. Mam na myśli tutaj wymienione wcześniej bagaże, serwisy pokładowe, etc. Również obsługa klienta, która czasami stoi na bardzo niskim poziomie. Jeśli więc przykładowo w trakcie odprawy w internecie popełniony został błąd w nazwisku - płacimy. Owszem, istnieje niepisana zasada, że jeśli w dokumencie tożsamości i rezerwacji jest różnica do trzech liter, to poprawa taka jest bezpłatna. Ale aby się tego dowiedzieć należy pojechać na lotnisko i odwiedzić okienko reprezentanta danej linii lotniczej, lub zadzwonić na humorystycznie określony "Party line" - zazwyczaj zagraniczny numer telefoniczny z drogą opłatą za każdą minutę i baaaaardzo wolną obsługą. A co jeśli błąd w nazwisku jest poważniejszy, lub pomyłka nastąpiła w numerze dowodu tożsamości? Cóż, u przewoźników nisko kosztowych taka atrakcja w postaci poprawy kosztuje nawet do €100!

Cele podróży. Osoby nieobyte z tanimi liniami lotniczymi kilkukrotnie mogą się zdziwić w trakcie poznawania proponowanych przez nie tras. Bo przykładowo, czemu jakaś linia lotnicza oferuje lot z Pizy do czterdziesto-tysięcznego nikomu nic niemówiącego miasteczka Memmingen, skoro mogłaby przylecieć choć raz do dużo większych Poznania, Krakowa czy Wrocławia? Cóż, tania linia lotnicza zarabia na wielu rzeczach i najbardziej interesuje ją właśnie suma tychże zarobków. W jakiś sposób wykalkulowała więc, że bardziej jej się będzie opłacać latać właśnie tam, chociaż na taki lot będzie mniej chętnych, a ceny niższe. Paradoks? Kiedyś wytłumaczę dlaczego nie. Po kolejne, czemu w przypadku Ryanair dwa miejsca oznaczone są jako Barcelona, chociaż oddalone są od tego miasta na oko o spory kawał lądu? Otóż dlatego, że nazewnictwo lotnisk w przypadku linii nisko kosztowych jest czasami bardzo płynne. Z powodu niższych opłat lotniskowych, mniejszego prawdopodobieństwa opóźnień i kilku innych spraw, dużo chętniej latają one na małe, położone kilkadziesiąt kilometrów od docelowego miasta lotniska. Dlatego też warto dokładnie przeczytać na jakim lotnisku dana linia ląduje identyfikując go np. po trzyznakowym kodzie IATA, bo może się okazać, że do celu podróży będziemy musieli doliczyć jeszcze ponad godzinę jazdy autobusem. Przykłady? Wspomniane wcześniej Memmingen oznaczane jest czasami jako Monachium Zachód, chociaż od tamtejszego miasta jest oddalone o 100 kilometrów! Oslo-Torp od Oslo o 107, Frankfurt-Hahn od Frankfurtu 128, Barcelona-Girona od Barcelony o 75, a nawet Katowice-Pyrzowice są czasami oznaczane jako Katowice/Kraków! Jest jednak w tym jakiś plus. Jeśli ktoś nie przepada za wielkimi, rozreklamowanymi miastami, ma niepowtarzalną okazję zwiedzić bardzo urokliwe mniejsze miejscowości. Przykładowo Bergamo przy którym mieści się lotnisko Mediolan-Bergamo, Girona przy Barcelona-Girona, Treviso przy Wenecja-Treviso, czy Prestwick przy Glasgow-Prestwick.

Przesiadki. Tzw. tanie linie lotnicze oferują przelot na trasie z punktu A do punktu B. Przesiadki są oficjalnie niewskazane, aczkolwiek jednocześnie nie zakazane. Dlatego wyobraźmy sobie, że mamy zabookowane dwa loty na trasie np. Majorka-Barcelona i Barcelona-Poznań. Teraz tak, na pierwszym locie mamy opóźnienie. Nie ważne z jakiego powodu, nie ważne jak duże, ważne że nie zdążyliśmy przez to na lot Barcelona-Poznań. I tutaj pojawia się problem... Ponieważ w każdej sytuacji przewoźnik nie ma żadnej odpowiedzialności jeśli to my się spóźniliśmy na samolot i teraz na własną rękę musimy dostać się do domu. Co to oznacza? Pociąg, autokar, autostop albo samolot. Biorąc pod uwagę odległość takiej trasy, albo fakt że następny lot odbędzie się dopiero za dwa dni wychodzi, że jesteśmy w plecy dużo godzin i jeszcze więcej pieniążków (zazwyczaj grubo ponad 1000 złotych od osoby). Owszem, większość tanich linii lotniczych dość solidnie pilnuje latania o czasie, jednak na trasie powrotnej zawsze jestem jakoś wewnętrznie niespokojny do momentu, aż znajdę się na ostatnim przesiadkowym lotnisku. Bo wiem że w takiej sytuacji mam już transport do domu, co najwyżej będę musiał zapłacić za hostel w przypadku skasowania lotu...
Oczywiście zupełnie inaczej sprawa się ma w przypadku przewoźników standardowych. Załóżmy że będziemy robić lot linią Lufthansa na trasie Wrocław-Monachium-Berlin. Jeśli nasze lądowanie w Monachium będzie na tyle opóźnione, że po prostu ucieknie nam kolejny samolot, nie ma się czym przejmować. Na trasie Monachium-Berlin kursuje kilka samolotów dziennie, bardzo prawdopodobnym jest więc, że zostaniemy przebookowani na najbliższy, a w ostateczności (np. jak zależy nam na czasie) możemy nawet zrobić jeszcze większe kółko na np. trasie Monachium-Düsseldorf-Berlin. Do niczego oczywiście dopłacać w tym momencie nie musimy :-)

W przypadku podróżowania tanimi liniami lotniczymi przesiadki trzeba umieć dobrze zaplanować. Czasami tzw. "wsparcia", czyli bilety na inne loty na wypadek opóźnienia są bardzo przydatne!

Opóźnienia/odwołania. Prawo międzynarodowe mówi jasno, że jeśli opóźnienie nastąpiło z winy przewoźnika, ma on pewne zobowiązania wobec pasażera. Oczywiście podstawowym jest zapewnienie transportu w najszybszy możliwy sposób, jeśli opóźnienie jest długie - ciepły posiłek, a jeśli obejmuje noc - również nocleg na koszt linii lotniczej. Ale nie ma co się łudzić, w przypadku nisko kosztowych przewoźników zazwyczaj powód opóźnienia, lub odwołania nie jest zazwyczaj zależny od linii, która wymiguje się w ten sposób od wszelkiej odpowiedzialności. Owszem, jeśli np. przez mgłę nie mogę wrócić do domu dziś, przewoźnik zapewnia mi miejsce na najbliższym dostępnym rejsie. Ale co jeśli ten rejs odbywa się za dwa dni? Cóż, nocleg i jego koszty leżą już w naszej kwestii...

Zmiana rozkładu. Podam swój przykład. Na grudzień zarezerwowaliśmy sobie loty na trasie Wrocław - Sztokholm Skavsta - Ryga i z powrotem. Przelot Ryga-Skavsta był w godzinach 0940-0945 (wiem, śmiesznie to wygląda, ale wynika z położenia w innych strefach czasowych), natomiast Skavsta-Wrocław 1550-1740. Po pewnym czasie przyszedł do mnie mail informujący, że lot Skavsta-Wrocław został przełożony na godzinę 0700-0850, co uniemożliwiało mi wykonanie przesiadki. Oczywiście zgodnie z poprzednim punktem odpowiedzialność Ryanair w tym przypadku jest żadna. Ale co najciekawsze, w pierwszym mailu przyszła jedynie informacja o tym, że dany lot mogę wyłącznie przebookować na inną datę (lot wyłącznie liniami Ryanair), lub zaakceptować zmianę godzin. Oczywiście zgodnie z prawem międzynarodowym mam prawo do rezygnacji z lotu i zwrotu pieniążków. Jednak link umożliwiający to przyszedł kilka dni później w mailu numer dwa! Prawo oczywiście nie jest tutaj łamane, ale...

Skasowanie lotu. Na tym nasze przygody się nie skończyły! Niecały tydzień po zmianie godzin na trasie Ryga-Sztokholm okazało się, że z końcem października całkowicie zamykane jest połączenie Wrocław-Sztokholm :( Jedyną informacją jaką dostałem był mail, że "zgodnie z moim poleceniem pieniądze za bilety na tej trasie zostaną mi zwrócone na konto w ciągu tygodnia". Oczywiście nie mam prawa do żadnych roszczeń za bilety na trasie Sztokholm-Ryga, ale na szczęście kosztowały mnie one €0.01 za osobę ;) Wprawdzie prawo międzynarodowe mówi, że w przypadku skasowania połączenia przewoźnik jest zobowiązany do zapewnienia alternatywy, choćby lotu z przesiadką. Jednak znając standardy Ryanair, nie oczekuję niczego pozytywnego...
A czemu takie skasowanie nastąpiło? Nie ma co się obawiać, nie jest to praktyka zbyt częsta. W październiku następuje zmiana rozkładu z tzw. letniego na zimowy. Firma zakładała początkowo, że połączenie Wrocław-Sztokholm będzie utrzymane. Wygląda jednak na to, że w pewnym momencie znaleźli bardziej intratną trasę na którą potrzebny jest akurat samolot wykonujący nasz lot.


Szkoda, ponieważ bardzo liczyłem na wizytę w Rydze. Chociaż, jak na początku lekko to zarysowałem, wyszukiwanie ciekawych tras zaczynam powoli traktować honorowo, to samo podróżowanie nie jest już czymś obowiązkowym. Miałem ochotę się tam znaleźć, ale patrząc na liczbę wylotów odbytych i już zaplanowanych na ten rok, będzie to tylko pewna część moich planów tambylczych.

Ale nie ukrywam, zabawa z tanimi liniami lotniczymi może być niebezpieczna. Ludzi młodszych, posiadających nieco wolnego czasu i dużo ciśnienia na zwiedzenie Europy, pociągają systemy przesiadkowe i wszelkie inne metody mieszane. Jednak zawsze istnieje pewne ryzyko, że się przekombinuje, albo coś pójdzie nie po myśli, czego naturalnym następstwem będą solidne straty finansowe. Dlatego zawsze na wszelki wypadek, nawet jeśli wyjeżdżam na tylko dwa dni, mam przy sobie około 300 Euro na osobę na szybkie pokrycie kosztów takich sytuacji przypadkowych. Naczytałem się w sieci różnych nieciekawych historii. Niektórzy czując się oszukanymi zrezygnowali w ogóle z podróżowania. Inni wplatali to ryzyko w ogólny rozrachunek zysków i strat twierdząc że i tak wychodzą na plus. Oczywiście nie życząc nikomu takich przeżyć wolałem ostrzec przed zajściem różnorodnych sytuacji. Bo lepiej przegrać, ale być świadomym że coś takiego mogło się stać i dlaczego.
Chociaż z drugiej strony – kolega od trzech lat prawie cały czas jest w podróży. Jak informował kilkukrotnie, dotąd nie miał żadnych niemile wspominanych przygód z tanimi liniami lotniczymi. Jego złotym środkiem jest właśnie duża wiedza na temat lotnictwa, ciągły monitoring i porównywanie cen promocji i ofert kilku strategicznych linii lotniczych, oraz nienarażanie się na zbytnie niebezpieczeństwo przesiadkowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz