poniedziałek, 3 stycznia 2011

Odkrywanie alpejskich zakamarków

Jestem w pewnym sensie lokalnym patriotą. Gdy Wizz Air otworzył we Wrocławiu swoją bazę operacyjną i po kilku próbach mogłem zrobić istotne porównanie usług tego przewoźnika do dotychczasowego niemal monopolisty w moim mieście i na moich podróżach - Ryanair, przy kupnie biletów zaczęły się u mnie pojawiać pewne priorytety. Nie ukrywam, że polubiłem tą landrynkowo-różową linię lotniczą i widzę w niej szansę na dużo większy rozwój mojego lokalnego lotniska niż w przypadku Ryanair. A przynajmniej dotychczasowy monopol został złamany. Pamiętam jak kilka miesięcy temu niemal załamała mnie informacja o tym, że pomimo wcześniejszego zajęcia przez Wizz Air trasy z Wrocławia i Poznania do Bergamo (opisany na blogu przewodnik po Bergamo pod tym linkiem) swoje pięć groszy postanowił dorzucić również Ryanair. Efekt był taki, że po kilku tygodniach bajecznie tanich biletów ktoś musiał skapitulować i w obu miastach był to niestety Wizz Air. Powiedziałem sobie wtedy, że nie polecę Ryanair na tej trasie, ponieważ nie popieram takich brudnych zagrywek. Niemniej przewoźnik ten zagrał jeszcze bardziej nieczysto i w końcu mnie złamał ;)
Wszystko to za sprawą chwilowego błędu w systemie jaki miał miejsce bodaj w sierpniu tego roku. Bilety na loty z Polski zamiast w cenie €5 były bowiem dostępne za 5 PLN. Frywolny przegląd dostępności tras pokazał, że za 20 złotych można kupić dwa powrotne loty do Bergamo, co ciekawsze - na kursy weekendowe! To potrafi złamać chyba każdego. Kupiłem w ciemno. W ciemno, ponieważ z dziewczyną nie znaliśmy jeszcze planu jej zaocznych zajęć na uczelni. Koniec końców okazało się że w ten weekend niestety będzie kolokwium, więc nici z jej wyjazdu. Do pewnego momentu twierdziłem że sam nie polecę, ale nagłe skasowanie wrześniowego urlopu na dwa dni przed planowanym wyjazdem, lotu do Forlí (Wizz Air wbrew wcześniejszym informacjom porzucił to połączenie na sezon zimowy), oraz faktu że już ponad pół roku bez przerwy stąpałem po ziemi sprawiły, że postanowiłem jednak lecieć. Za cel obrałem sobie jezioro Como w Alpach. Podczas mojego pierwszego wypadu wieloodcinkowego zauważyłem go z góry w trakcie porannego lotu z Hahn do Bergamo. Ten widok mnie zauroczył i postanowiłem że muszę kiedyś odwiedzić zachodnie wybrzeże tego dziwacznego zbiornika. Skoro w Mediolanie już byłem, Bergamo też odwiedziłem przy kilku okazjach, to czemu nie teraz?
Koniec końców mój wypad omal nie zakończył się jeszcze przed początkiem. Na przełomie listopada i grudnia nasz region (jak zresztą również cały kraj) zaatakowała zima. Niestety nawet dwuipółgodzinny zapas aby dowieźć mnie z domu pod terminal mógł się okazać niewystarczający dla taksówkarza z dwudziestoletnim stażem w zawodzie. Dodam że autobus tą trasę powinien pokonywać zgodnie z rozkładem w jakieś 40 minut. Na szczęście wiozący mnie ojciec przy czwartej próbie znalazł jakąś mało uczęszczaną drogę i pomimo ogromnych korków w jakich wcześniej utknęliśmy, w terminalu znalazłem się na jakieś 15 minut przed planowanym odlotem. Udało się, chociaż tak szczerze nie miałem jakiegoś wielkiego ciśnienia na tą podróż.

Wrocław-Bergamo
Lot jak zawsze bez historii. Nawet dobrze że nie siedziałem przy oknie, ponieważ przez niemal całą trasę znajdowaliśmy się nad grubą warstwą chmur. Niby lecieliśmy nad Libercem, Pragą i omijając Szwajcarię bezpośrednio do Bergamo, ale i tak nie było nic widać do niemal dwóch minut przed lądowaniem. Gdy wyszedłem z samolotu zdałem sobie sprawę, że jesteśmy grubo przed czasem. Dzięki temu udało mi się jeszcze zaopatrzyć w pobliskim Orio Shopping Center w cokolwiek do picia, a przy okazji poczyniłem pierwsze przymiarki pod zakup prezentów. W końcu powrót miał być w Mikołajki :D
Przed nocką na lotnisku w Bergamo miałem kilka obaw. Z jedynej dotąd tam odbytej miałem bardzo niemiłe wspomnienia. Tylko że miało to miejsce dawno temu a teraz jestem dużo bardziej doświadczonym i przygotowanym na takie ewentualności tambylcą :-) Przyznam się że koniec końców nocka była dużo milsza niż moje dotychczasowe relacje i ostrzeżenia dotyczące tego lotniska jakie wypisywałem czy to na blogu czy na różnych forach.

Sobota
Trasa do obranego celu podróży tym razem była jedną z najbardziej skomplikowanych w mojej historii. Najpierw samolot, potem autobus do Bergamo, następnie pociąg do Varenny z przesiadką w Lecco, prom i krótka piesza wycieczka. Łatwo nie było, ale znalezienie takiej opcji też nie było przysłowiową "bułką z masłem". Może właśnie dlatego do samego końca nie miałem ustanowionego jakiegoś konkretnego planu działania? Niemniej wszystko przebiegło bardzo sprawnie i na wschodnim brzegu jeziora byłem już przed godziną dziesiątą rano. Pierwsze wrażenie - "wow", drugie - "brrrr". Dawno nie byłem już w górach i chyba stęskniłem się za widokami otaczających szczytów. Niemniej od północy wiał dość silny i mroźny wiatr, przez co promienie świecącego na bezchmurnym niebie słońca raczej nie spełniały swojej roli. Na miejscu, miałem szukać opcji promowej w okolice hotelu. Postanowiłem jednak zrobić wcześniej małe kółeczko i zobaczyć czy coś jest ciekawego w okolicy. Spacer ten przemienił się w niemal trzygodzinny postój. Prawie jak małe dziecko po sklepie z zabawkami krążyłem po wąskich, krętych i stromych uliczkach pomiędzy ciekawie umiejscowionymi budynkami. W tym czasie pobiłem chyba swój życiowy rekord w robieniu zdjęć - zauroczony stawałem na prawie każdym rogu celem zrobienia kolejnych ujęć. Celowo gubiąc się w tym niewielkim miasteczku dotarłem w jakiś sposób do cichej zatoczki. Cichej, ponieważ osłoniętej od szalejącego wiatru. Woda tam była dużo spokojniejsza a wspomniane słońce namawiało do chwilowego lenistwa w jego promieniach. Pomyślałem że to całkiem niezły pomysł na chwilę odpoczynku i zaplanowanie kilkunastu najbliższych godzin.












Niedługo później nadszedł jednak czas na kolejny odcinek - tym razem promem do miejscowości Bellagio na samym końcu półwyspu rozdzielającego południową część jeziora Como na dwie odnogi. Wolałem dostać się od razu do hotelu, ale niestety tak ustanowiony został rozkład kursowania promów. Nie mogę powiedzieć żebym tego żałował. Bellagio niczym bowiem nie ustępowało Varennie. Dodam nawet, że cieszyło większym wyrachowaniem i standardem panującym w tej malowniczej miejscowości. Uliczki, oczywiście ciasne i strome, czasami sprawiały wrażenie nienaturalnej bajki. Nienaturalnej, ponieważ widać było że to miejsce tętniące życiem, lubiane przez bardziej zamożnych turystów, jednak w chwili obecnej niemal opustoszałe. Wolę jednak odwiedzać takie miejsca poza sezonami, ponieważ mogę wtedy zobaczyć jakie one są naprawdę a nie zasłonięte przez tłumy ludzi w okolicach.









Pobyt w Bellagio nie był czymś innym w porównaniu do Varenny. Troszkę kręcenia się po urokliwym miasteczku, odpoczynek na ławce nad brzegiem jeziora, czekanie na prom i płynięcie do kolejnego punktu. Mimo to byłem już nieco zmęczony i ucieszyła mnie myśl, że wynajęty pokój znajdował się w hotelu nieopodal przystani. Na najbliższą noc wybrałem Britannia Excelsior w Cadenabbi. W skrócie jest to bardzo przyzwoite trzygwiazdkowe miejsce. Właściciele przywiązują bardzo dużą uwagę do wytwornego klimatu, który chcą wprowadzić w niemal każde miejsce - od recepcji, poprzez korytarze po nawet najtańsze w ofercie pokoje. Trochę żałowałem że dostałem pokój po zachodniej stronie budynku. Przez to widok na jezioro miałem tylko z okna w łazience, ale z drugiej strony okoliczne szczyty widziane z pokoju także miały swój urok. Inna sprawa to fakt, że niedługo po wziętym prysznicu zaczęło się już robić ciemno, dlatego też przechadzkę po Cadenabbi i zachodnim brzegu Como odbyłem już po zmroku. Jak nigdy na wyjazdach w łóżku byłem już koło godziny dziewiątej, a po 23. spałem twardym snem. Z drugiej strony nieco pieszych kilometrów dziś przebyłem, a poprzedniego dnia pomiędzy pracą a lotem miałem czas tylko na krótki prysznic i szybki obiad.







Niedziela
Chyba dlatego jak dziecko spałem do niemal godziny ósmej rano. Po śniadaniu, porannym prysznicu i chwili relaksu trzeba było zacząć się pakować i zwalniać pokój. Na do widzenia kilka cennych uwag od pełniącej akurat zmianę recepcjonistki i udało mi się ułożyć dalszy plan działania. Pieszo dostałem się do Menaggio - z tego co się zorientowałem jednej z istotniejszych miejscowości na mapie letniego ruchu turystycznego przy jeziorze. Jednak chyba osiągnąłem już przesyt w kontekście urokliwości tamtejszych miejscowości i pomijając miłą nabrzeżną promenadę oraz ścisłe centrum, Menaggio nie wywarło na mnie jakiegoś wybitnego wrażenia. Dlatego bez większego zawahania znalazłem się na pierwszym promie zmierzającym do Varenny.





Tam ponownie krótki spacer i poszukiwania ciekawej knajpki. Na obiad Pizza, jak się później okazało niemałych rozmiarów i za całkiem rozsądną cenę. Za dobrze mi tam było, dlatego jak przybyłem na stację kolejową okazało się, że spóźniłem się na pociąg jakieś 4 minuty. Mała strata, najwyżej kolejną godzinkę spędzę nad brzegiem jeziora, jak też poczyniłem. Na sam koniec postanowiłem spędzić kilka chwil w Bergamo, Tym razem bez Citta Alta, ponieważ ograniczony byłem godzinami zamknięcia Orio Shopping Center. Niestety zrobiło się już zimno i zaczął padać marznący deszcz, dlatego też sił starczyło mi na niewiele ponad uroczy jarmark bożonarodzeniowy. W Orio Center jak zawsze - zapas kawy do następnej wizyty we Włoszech, oraz boskie ciasteczka Pan di Stelle. Takie tam niewinne zboczenia :D
Na lotnisku zorientowałem się, że bez snu już długo nie pociągnę. Dlatego czym prędzej zająłem sprawdzone dwie noce wcześniej miejsce, rozłożyłem się z materacem i jak nigdy tuż po godzinie 22. chrapałem w najlepsze. Niestety nocka do najmilszych nie należała. Na podobny pomysł wpadło bowiem dużo innych podróżnych. Co więcej, opóźnione przyloty sprawiły, że sporo ludzi kręciło się w terminalu jeszcze do godziny pierwszej w nocy.

Poniedziałek
Nad ranem okazało się, że spędzająca noc nieopodal mnie panna czekała na ten sam lot co ja. Zrezygnowaliśmy więc z porannej konwersacji w języku angielskim aby nieco później okazało się że trafiły na siebie dwa niezłe wariaty. Wracała ona bowiem z Porto, nisko kosztowe podróżowanie (wliczając w to Coach Surfing, Autostop, nocowanie na lotniskach, niezłą znajomość tras i promocji tanich linii lotniczych) nie było jej obce a lista miejsc które z własnych doświadczeń polecała odwiedzić wzbudziła we mnie co najmniej podziw. Za to właśnie lubię podróżowanie, ponieważ nigdy nie wiadomo co się stanie, ale zawsze jest fajnie :)
Chociaż zdarzają się także niemiłe niespodzianki. Tym razem na samym końcu tego krótkiego wypadu. Okazało się bowiem, że nocne opady śniegu i marznącego deszczu niemal sparaliżowały lotnisko. Warstwa śniegu, jeśli w jakimś miejscu w ogóle zalegała, to była może dwu-centymetrowa? Dlatego też nie można było mieć zastrzeżeń co do pasa startowego i dróg dojazdowych. Niestety kompletnie zawaliła obsługa samolotów. W trakcie czekania na maszynę do odladzania co kilkadziesiąt minut kapitan informował nas bowiem, że "według kontroli lotniska wciąż czekamy w kolejce i odlot jest opóźniony o kolejne 40 minut". Niestety, musieliśmy swoje odstać, ponieważ byliśmy jednymi z ostatnich w porannej tzw. fali. Do końca nie wiem czy to lotnisko dało ciała posiadając tylko jeden zestaw do odladzania, czy taż fatum sprawiło że pozostałe tego dnia nie pracowały? Niemniej wystartowaliśmy z ponad 150 minutowym opóźnieniem a w trakcie dojeżdżania do pasa startowego na płycie lotniskowej widzieliśmy całkiem przyzwoitą grupkę czekających na swoją kolej samolotów.

Bergamo-Wrocław
Niestety w tym przypadku także większość lotu odbywała się nad grubymi warstwami chmur. Ale obrana przez pilota trasa była dla mnie pewnym zaskoczeniem. Lądując nie zanotowałem bowiem standardowego półobrotu na lewe skrzydło i podejścia na pas startowy. Dlatego też myślałem że trzeci raz w historii będę lądował we Wrocławiu od strony zachodniej. Nic bardziej mylnego. Okazało się bowiem, że zrobiliśmy dziwne kółko omijając Alpy po ich południowej stronie, aby polecieć dalej nad Wiedniem, na granicy Czech ze Słowacją i dopiero przed Ostrawą zacząć kierować się na zachód. Wychodząc z samolotu przypomniało mi się, że właśnie są Mikołajki a co za tym idzie na lotnisku kultywowana jest bardzo miła tradycja. Chodzi o to, że część obsługi naziemnej przebrana jest w stroje Mikołajów i wita przylatujących pasażerów drobnymi cukierkowymi upominkami. Pomysł ten okazał się o tyle trafiony, że część współpasażerów na chwilę nawet zapomniała o dwugodzinnym opóźnieniu - tak przynajmniej wynikało z podsłuchanych rozmów telefonicznych :-)
Cóż, wyjazd ten od początku był opcją nieco zwariowaną. Oczywiście dostałem przyzwolenie na poniedziałkowe nieznaczne spóźnienie w pracy. Niestety zamiast wyliczonego przybycia w okolicach godziny dziesiątej, na miejscu stawiłem się o 13. - 5 godzin po normalnym starcie. Na szczęście krótkie wyjaśnienie sytuacji na dywaniku u szefa, plus wspomnienie że było to jezioro Como - miejsce które i on kiedyś odwiedził oraz bardzo miło je wspomina - zneutralizowały całą sytuację. I dobrze, bo w najbliższym czasie z pewnością będę chciał skorzystać z podobnych weekendowych wyjazdów naruszających nieco normalny tryb pracy :D Ale to już w przyszłym roku lotniczym. Ten zakończyłem z regresem w postaci 25 odbytych odcinków (trzy mniej niż w zeszłym roku). Do liczby tej nie wliczam 16biletów kupionych, ale których z różnych powodów wykorzystać nie mogłem. Następny sezon już teraz wiem że będzie dużo lepszy, co więcej, stuknie mi w nim pierwsza setka. Nie omieszkam oczywiście o tym napisać :-)

3 komentarze:

  1. Ha, akurat leciałem do Bergamo w mikołajki tyle że z Krakowa a nie z Wrocławia:) my lotnisko zobaczyliśmy nie na 2 minuty przed lądowaniem a jakieś 20 sekund więc pogoda rzeczywiście nie najlepsza. Gratuluję wycieczki! Bardzo ciekawe miejsca, my zwiedzaliśmy Bormio no i oczywiście Livignio:) ale już się nie mogę doczekać powrotu w Alpy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, gratuluję wycieczki jak i całego bloga. Mogę spytać ile taki weekendowy wypad ogólnie kosztował?

    OdpowiedzUsuń
  3. Super-hiper-extra zdjecia! Robile lustrzanka, czy jakims malym kompaktem?

    I jeszcze jedno:

    Zaplanowałem sobie taką rundkę. Bilety już kupione.

    8.03 LCJ 19:15 - NYO 20:55 WIZZ
    9.03. NYO 7:25 - BVA 9:40 RYAN
    9.03. BVA 13:05 - GRO 14:40 RYAN
    10.03. GRO 7:30 - PSA 9:00 RYAN
    10.03. PSA 13:05 - HHN 14:35 RYAN
    10.03. HHN 16:25 - GDN 18:10 RYAN

    Noclegi na lotniskach w NYO i GRO. Myślę (mam nadzieję), że przesiadki w BVA i PSA będą bezproblemowe i wystarczy mi jeszcze czas na zwiedzenie lotniska i okolic :-)

    Natomiast zastanawia mnie przesiadka w HHN. 1:50 min. Wystarczy? Ew. moge kupić bilet rezerwowy 11.03. HHN 9:45 - WRO 11:20, ale to dodatkowo 60zł. Kupować, czy nie powinno być problemu?

    OdpowiedzUsuń