wtorek, 20 listopada 2012

Reaktywacja OLT

Przeglądając ostatnio różnorakie newsy z kategorii transport natrafiłem na artykuł o podobnym medialnym niesieniu jak zastosowany w tym wpisie tytuł. Oczywiście przy całej mojej sympatii do tego czym wydawało mi się że będzie OLT Express, ewentualnej reaktywacji wolałbym jednak nie widzieć. Niemniej po nośnym tytule - zawierającym jedno ze słów kluczowych sprawiających że w tym roku prasowy sezon ogórkowy praktycznie nie istniał - udało się wyczytać kilka ciekawych informacji. Dla ścisłości wspomniane słowo kluczowe to OLT, drugie to oczywiście Amber Gold.
Otóż gwoli przypomnienia OLT Express powstało na bazie trzech przewoźników - niemieckiej OLT oraz polskich Jet Air i czarterowej Yes Airways. Pamiętam że pierwsze informacje o Yes pojawiły się na równi z informacjami o planowanym uruchomieniu Enter Air. Były to czasy czarterowych ofert Centralwings albo już LOT Charters, kiedy to wydawało się że na naszym zatłoczonym niebie może znajdzie się miejsce na jeszcze jedną nową linię. Moją niechęć do Yes wzbudzało przedłużanie się niebytu, kiedy to poza informacją o uruchomieniu nie działo się nic. Stronę przewoźnika stanowił mało profesjonalny układ z grafiką "zerżniętą" z projektu wtedy jeszcze budowanego terminala we Wrocławiu, podczas gdy Enter Air coraz pewniej stawał się interesującym startupem. Koniec końców - ku mojemu zdziwieniu - Yes Airways ruszyło i co jakiś czas pojawiało się na pojedynczych trasach czarterowych. Powoli, coraz więcej i więcej dopóki nie przekazało swoich maszyn do OLT Express miszmaszując pomiędzy lotami krajowymi, planowanymi zagranicznymi i czarterami.
O Yes rozpisałem się ponieważ sedno wspomnianego artykułu była informacja dotycząca ludzi wcześniej tworzących właśnie tą linię. Nie da się bowiem ukryć że pomimo wariackich pomysłów i klapy osób ze szczytów piramidy decyzyjnej, OLT zebrała sporą grupę pracowników oddanych sprawie, chętnych na stworzenie nowej jakości i - co ważne - również kompetentnych. Mam tutaj na myśli cały przekrój - od Cabin Crew, pilotów poprzez Call Center po pracowników biurowych. Część tych ludzi podobno próbuje reaktywować Yes Airways korzystając z doświadczeń pracy zarówno w małej, jak też rozwijającej się w zawrotnym tempie gwiazdeczki roku 2012.
Oprócz samego artykułu zaciekawiły mnie zamieszczone tam komentarze obserwatorów rynku. Reaktywowana linia miałaby bowiem opierać swoją działalność na rynku czarterowym, który jakoby był w chwili obecnej znów zapełniony. Powodować to by miało nikłe szanse na powodzenie projektu zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę niesmak jaki pozostawił OLT Express. Czytając jednak te komentarze  przypomniałem sobie stan rynku czarterowego w momencie uruchamiania Enter Air. Wtedy podobno na czarterach raczej nie dawało się zarobić a wszystko to za sprawą linii arabskich, które - jak to wtedy określano - dzięki dotacjom latały poniżej realnych kosztów. Cóż, kilka sezonów pokazało że jednak udało się przejąć spory kawałek czarterów takim liniom jak Enter Air, Bingo czy OLT/Yes Airways. Może więc teoria że czekająca nas druga fala kryzysu, rosnące bezrobocie, inflacja, realny spadek wynagrodzeń, wzrastające ceny wycieczek i niepewna sytuacja w krajach wakacyjnych po prostu się nie sprawdzi?
Otóż, nie jestem specjalistą w kwestii czarterów, ale wydaje mi się że w tym rynku jest jeszcze sporo do ugrania. Wszystko zależy od oferty biur podróży. Osobiście nie korzystam, ponieważ nie interesują mnie sztuczne turystyczne spędy w Egiptach, Turcjach czy Tunezjach. Jednak im szybciej firmy zaczną oferować inne kraje, tym szybciej uniezależnią się od problemów polityczno-społecznych miejsc dotychczasowych i tym szybciej mogą zyskać dzięki ciekawości klientów nowych i obecnych. Dobrym pomysłem może być Chorwacja. Tego lata był to kierunek prawie 50% wakacyjnych wojaży zagranicznych moich znajomych z pracy. Istotnym plusem może tutaj być niewielka odległość do Polski. Jedną maszyną da się bowiem w tym samym czasie wykonać dużo więcej lotów (zysków) niż w stronę innych potencjalnych nowych kierunków - Sycylii, Balearów że o Maroku czy Kanarach nie wspomnę.
Drugim istotnym aspektem o którym wspomina się już któryś sezon z rzędu są czarterowe połączenia długodystansowe. Podobno Enter Air przymierza się do kupna większej maszyny, ponieważ znajdują się pasażerowie chętni nawet na kilkunastogodzinną męczarnię w ciasnym Boeingu 737 z koniecznym technicznym stopem na dotankowanie. A mowa tutaj o kierunkach typu Azja południowo-wschodnia, Indie, Kenia, Kuba czy coś na kontynencie Amerykańskim. Na takich trasach większe, szerokokadłubowe samoloty zapewniają lot bez postoju technicznego oraz z wyższym komfortem podróży. Dodatkowo pojawia się więcej możliwości uniezależnienia się od sezonowości. Latem można bowiem latać na półkulę północną, zimą bardziej celować w południowe rejony globu. Ba, jeśli będzie potrzeba to wzorem rosyjskich linii lotniczych grubszymi samolotami można też latać do Tunezji i Egiptu gdzie wzięcie będzie zawsze.
Trzecim bardzo istotnym dla mnie aspektem byłaby kolejna poruszana od kilku sezonów plotka o uruchomieniu sprzedaży wyłącznie biletów lotniczych. Oczywiście na lotniskach posiadających sporo połączeń regularnych i wakacyjnych może to nie wypalić. Ale zastanawiam się czy nie sprawdziłoby się to w portach mniejszych. Czy nie znalazłoby się tygodniowo 20 osób chętnych na kupno tylko biletów? Takich jak ja, niechętnych integrowaniu się ze swoimi krajanami w hotelach i na basenach, ale chętnych do  samodzielnego wyjechania w interesujące miejsce. Pomysł ten oczywiście nie dotyczy Egiptów i Tunezji. Myślę bardziej o kierunkach o niepewnym - jak na te małe lotniska - ruchu ale odpowiednio rozbudowanej bazie noclegów i okolicznych atrakcji. Czyli coś pokroju Maroko, Kanary, Baleary, Cypr... Zastanawiając się któregoś wieczora stwierdziłem że i tak co roku w zimie muszę jechać do Berlina aby na pokładzie Easyjet dostać się w jakieś cieplejsze miejsce. Sądzę więc że nie miałbym oporów przed zapłaceniem 600 złotych aby z plecakiem z lotniska w moim mieście polecieć na przykładową Teneryfę. Pytanie tylko czy byłoby to opłacalne dla linii? Low costom się opłaca, chociaż wiadomo że to zupełnie inny rynek.
Tak czy siak, patrząc jak nasza oferta czarterowa jest zapóźniona w porównaniu z ofertami nie tyle dla Niemców, Holendrów i Skandynawów co nawet tych pogrążonych w kryzysie Włochów i Hiszpanów, śmiem podejrzewać że jest jeszcze sporo do ugrania. Owszem, jesteśmy narodem uboższym. Ale niejednokrotnie było pokazywane że pobyt w tym samym hotelu jest tańszy w ofercie niemieckiej niż polskiej. Chociaż paradoksalnie koszty prowadzenia biznesu na zachodzie są przecież wyższe niż u nas - to raz. A dwa że pomimo relatywnie droższych wyjazdów, nasi rodacy i tak chętnie je kupują. Pokazują to w końcu zapełnione w wakacje samoloty zarówno czarterowe jak też lowcostowe. Może więc jeszcze jest co ugrać?

* Wspomniany artykuł który sprowokował do tego wpisu to zamieszczony na stronach forsal.pl "Na gruzach OLT może powstać nowy przewoźnik czarterowy" autorstwa Cezarego Pytlosa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz