piątek, 28 sierpnia 2009

Tanie podróże regionalne?

Na blogu tym dużo czasu poświęcam podróżom po Europie. A coraz ciekawszym ostatnio staje się zagadnienie podróżowanie po Polsce. Czy to w celu wycieczek, wyjazdów służbowych albo odwiedzin u rodziny, zazwyczaj rozważane są trzy opcje - samochód, pociąg, albo PKS. A czemu nie samolotem? Zresztą, ogólnie temat krótkich wypadów krajowych staje się ostatnio zagadnieniem coraz bardziej interesującym a wszystko to z powodu pewnych zmian na rynku. Zobaczmy o co tak w ogóle chodzi?
Kolej. Jakiś czas temu pojawiła się nieciekawa informacja dotycząca zmian w polskim kolejnictwie. Otóż wszystkie tzw. pociągi pospieszne przejęte zostały przez spółkę PKP InterCity (odpowiedzialną dotąd m.in. za pociągi ekspresowe i InterCity), natomiast zarządzającym nimi dotychczas PKP Przewozy Regionalne pozostały jedynie tzw. pociągi osobowe. W bardzo krótkim terminie oznaczało to zwiększenie cen biletów, które stały się niewiele tańsze od tych na tzw. Ekspresy. Rewolucji nie ma, ale w momencie gdy przestała mnie obowiązywać zniżka studencka i gdy ceny jeszcze wzrosły, wyjazd do takiej Warszawy czy Krakowa stał się dla mnie prawie dwa razy droższy. Jeszcze ciekawiej wygląda sprawa przesiadek. Otóż wcześniej posiadając bilet na pociąg pospieszny można było bez problemów jakiś odcinek trasy przejechać pociągiem normalnym. A teraz, trzeba kupić bilet u dwóch różnych przewoźników, przez co jego cena jest jeszcze większa. Szkoda tylko że jakość podróży i czasy połączeń nadal mają wiele do zarzucenia... Ale niewiele czasu po omówionych zmianach potencjalny solidny kęs firmie PKP InterCity odebrała właśnie PKP Przewozy Regionalne. Dlaczego? Ano dlatego, że na kilku trasach eksperymentalnie uruchomiła pociągi o nazwie interREGIO, które jadą w odnowionym składzie wagonów osobowych (bez przedziałów), ale pomimo kursowania na tych samych trasach co pospieszne i zatrzymywania się na podobnej liczbie przystanków, do celu podróży dojeżdżają szybciej i, co najważniejsze, dużo taniej! Wprawdzie składy te jeżdżą na raptem kilku trasach, ale co chwila uruchamiane są nowe. Co więcej, odpowiedź PKP InterCity była bardzo szybka. Początkowo wróżyli tej inicjatywie porażkę, ale gdy okazało się, że niska cena zabiera dużą część klientów jaka im z tytułu monopolisty przysługiwała, wprowadzili szereg promocji np. z biletami na trasie Kraków-Warszawa nawet w cenach 39PLN! Podobno trzeba się nieco naszukać aby je znaleźć w systemie rezerwacyjnym, ale gdy nie jest się ograniczonym do określonej daty i godziny, stanowi to ciekawą propozycję.
PKS. Owszem, w większości przypadków jeszcze bardziej tkwi w zeszłej epoce niż nasza kolej. Nie korzystam z nich z racji konieczności siedzenia w trakcie jazdy, oraz zajeżdżania specjalnie do centrum każdego miasteczka aby odwiedzić ichniejszy dworzec autobusowy. Ale w trakcie ostatniego powrotu z Łodzi przesiadki koleją regionalną zmuszały nas do ośmiogodzinnej podróży, a pośpieszne kursowały o niepasujących nam godzinach. Niemałym zdziwieniem przywitaliśmy informację, że jakimś okazjonalnym połączeniem PKSu dojedziemy do celu najtaniej i najszybciej niż jakąkolwiek koleją. Warto więc czasami sprawdzić i tą opcję!
Samolotem? Niestety świadomość naszych rodaków co do podróżowania samolotem jest bardzo niska. Owszem, do Londynu lecimy, ale po kraju należy już podróżować samochodem (często po zatłoczonych i dziurawych drogach), albo właśnie tłuc się marnej jakości koleją. Owszem, było już kilka prób regularnych regionalnych połączeń lotniczych (Direct Fly, oraz częściowo Centralwings i Air Polonia), ale żadna z nich nie utrzymywała się tak długo, jak w przypadku linii Jet Air. Jej profil jako samodzielnego przewoźnika (po zakończeniu współpracy z LOTem – przyp. Tambylec) początkowo wydawał mi się bardzo dziwny. W momencie gdy prawie nikt (oprócz Ryanair) nie latał do Bydgoszczy, oni założyli tam swoją bazę operacyjną tworząc jeszcze bardziej zaskakujące połączenia pokroju Bydgoszcz-Zielona Góra. Okazało się, że w tym szaleństwie był jakiś plan i firma po ponad roku działalności fajnie się rozwinęła i rozbudowała swoją siatkę połączeń. Owszem, latają małymi samolotami typu 18-miejscowy Jetstream 32 czy 46-miejscowy ATR4, ale w chwili obecnej obłożenia lotów i tak sięgają raptem 80%. Firma stawia na małe porty łącząc je ze sobą, lub dzięki współpracy z Austrian Airlines (dowożenie do hubu we Wiedniu) z ichniejszą siatką lotów długodystansowych. Kolejną niszą w której świetnie się Jet Air odnajduje, są tzw. dziury w kolei i loty z przystankami. Większość ich połączeń wykonywanych jest na zasadzie międzylądowań, dzięki czemu oferuje szerszą siatkę połączeń, czasowo i tak bijąc kolej i samochód przynajmniej o połowę. Przykładem mogą być trasy Warszawa-Drezno przez Zieloną Górę, albo Szczecin-Kraków przez Poznań. No i sprawa najważniejsza, czyli cena. Co jakiś czas Jet Air oferuje bardzo ciekawe promocje, w których np. lot Wrocław-Gdańsk kosztuje 198 złotych w obie strony. Owszem, Gdańsk-Kraków, czy Warszawa-Zielona Góra to równowartość 298 PLN, ale i tak porównując czas podróży, komfort i kosztu biletu kolejowego/przejazdu samochodem, jest to propozycja dość atrakcyjna. Chociaż system rezerwacyjny zawiera kilka błędów (np. obecność trasy Wrocław-Bydgoszcz, na której nie ma żadnych dostępnych biletów), to warto czasami postudiować ich stronę internetową. Kilku znajomych skorzystało z usług Jet Air oceniając zarówno obsługę pasażera, jak też komfort lotu na poziomie niczym nieustępującym tradycyjnym liniom lotniczym! Szkoda jedynie, że promocja firmy jest aktualnie na dość słabym poziomie. Jestem bowiem pewien, że obłożenie lotów byłoby znacznie większe, gdyby tylko więcej ludzi zdawało sobie sprawę z istnienia i ceny ich połączeń.
Większość krajów, na których rozwinięty jest rynek lotów pasażerskich, posiada możliwości przelotów krajowych w bardzo dogodnych cenach. Przykładowo loty Easy Jet Edynburg/Glasgow-Londyn/Brystol, Paryż-Nicea/Biarritz, Mediolan Malpensa-Rzym/Bari/Sardynia/Sycylia, czy też Ryanair na ich trasach Dublin-Cork, Londyn-Glasgow, Berlin-Frankfurt Hahn/Düsseldorf Weeze lub rozbudowanych siatkach połączeń z Madrytu, Mediolanu Bergamo czy Rzymu. Jakiś czas temu pojawiły się plotki że Wizzair chciałby latać z Katowic do Gdańska. Jeśli Ryanair uruchomi bazę operacyjną na którymś z polskich lotnisk, zapewne również wystartuje z przynajmniej jednym połączeniem lokalnym. Zanim jednak to, oraz podróże po kraju za złotówkę nastąpią, warto poszperać czasami w internecie za nieznanymi nam dotąd formami podróżowania. Okazuje się bowiem, że samolot, to niekoniecznie LOT z przesiadką w Warszawie, a pociąg, to drogi InterCity. Wszystko wskazuje na to, że era monopolistów powoli się kończy. A to bardzo dobrze, bo pojawia się opcja lepszego dbania o klienta i jego potrzeby komfortu, dotarcie na miejsce o odpowiadającej porze i przede wszystkim za odpowiadającą mu cenę!


sobota, 22 sierpnia 2009

Nowe kierunki w zimowym rozkładzie Ryanair

Ryanair coraz bardziej zaskakuje tego roku. Po niedawnej wspomnianej Inwazji na Kanary, czy też połączeniach Kraków/Łódź-Oslo Torp co jakiś czas wciąż podaje interesujące wiadomości. Parę dni temu powód do radości mieli mieszkańcy kilku polskich miast. Otóż Ryanair zapowiedział loty na następujących trasach: Bydgoszcz-East Midlands, Gdańsk-Edynburg, Gdańsk-Düsseldorf Weeze, Kraków-Leeds (przy okazji otwieranej kolejnej bazy na terenie Wielkiej Brytanii), Rzeszów-East Midlands, Rzeszów-Liverpool, oraz Wrocław-Rzym Ciampino. Co więcej, jak donoszą plotki, Rzeszów jeśli nie w sezonie zimowym, to w kolejnym powinien (co regulują umowy pomiędzy lotniskiem i linią lotniczą) dostać jeszcze jeden nowy kierunek. W Bydgoszczy również ćwierkają, że East Midlands nie będzie jedyną nowością w zimowym rozkładzie.
Najciekawszą propozycją jest natomiast kierunek Wrocław-Rzym Ciampino. Jest to pierwsza próba latania do polski z tejże bazy. Wprawdzie wcześniej zawieszono loty na trasie Wrocław-Mediolan Bergamo, ale jak donoszą władze dolnośląskiego lotniska, trasa do stolicy Włoch (wykonywana wcześniej przez Centralwings) była bardzo popularna wśród, o dziwo, włoskich turystów! Ryanair rozpoczynając loty ze swoich kolejnych baz do Polski często kierował maszyny właśnie do Wrocławia. Dla przykładu można podać historyczne pierwsze połączenie tej linii do Polski (Wrocław-Stansted), pierwsze hiszpańskie z Barcelony-Girony, czy później Alicante. Wydaje się więc, że w przypadku rychłego sukcesu tych lotów dość szybko będzie się można spodziewać połączeń do Rzymu również z innych lotnisk. Cieszy to przede wszystkim mieszkańców mniejszych miast, gdyż to one stoją w pierwszej kolejności do uruchomienia takich połączeń. Wynika to z niepisanej zasady nie dublowania tras pomiędzy Ryanair i Wizzair, oraz faktu że ta druga łączy już Rzym z Gdańskiem, Katowicami i Poznaniem. Może to oznaczać, że takie miasta jak Łódź, Bydgoszcz czy Rzeszów otrzymają niedługo upragnione okno na inną niż Brytyjsko/Irlandzką część Europy.
Z rozkładu przewoźnika wynika, że maszyny na trasie Ciampino-Wrocław kursować będą we wtorki, czwartki i soboty, co może wróżyć niskie ceny i częste promocje. W takim przypadku otwiera to drogę do tanich połączeń z innymi włoskimi destynacjami, jak Sardynia (Cagliari, Alghero), Sycylia (Trapani), Mediolan czy Wenecja (Treviso). Do tego władze Wrocławskiego lotniska poinformowały, że są prowadzone rozmowy w sprawie otworzenia jeszcze jednego kierunku włoskiego (Bergamo, Bologna?) oraz, i tutaj niespodzianka, trzeciego Hiszpańskiego!!
W przypadku półwyspu Iberyjskiego, najbardziej prawdopodobnym jest Madryt. Otóż tamtejszy hub zwiększy stan bazowanych samolotów. Wynika to z faktu otwarcia codziennego połączenia na trasie Madryt-Lanzarote/LasPalmas/Teneryfa, które odbywają się o niemal identycznym czasie. Stolica Hiszpanii już teraz jest bardzo interesującym miejscem przesiadkowym na krótkich trasach krajowych (multum tanich połączeń na Majorkę/Ibizę, do Santiago de Compostella, Santanderu, Girony, Valencii, Almerii, Alicante, czy Porto). Jednak szybko staje się poważnym hubem również na połączenia na wyspy kanaryjskie, oraz do Maroka. Wynika to z rozpoczęcia lotów do takich Afrykańskich miast, jak Fez, Nador, Marakesz, czy Tangier. Zapowiada się więc ciekawa wojna cenowa z linią EasyJet, która także obecna jest na niektórych z tych tras. Nawet jeśli nie uruchomione zostaną loty bezpośrednie Polska-Madryt, warto zwrócić uwagę na coraz bardziej taniejące połączenia Polska-Barcelona Girona/Alicante. Z tych lotnisk bez żadnego problemu znajdzie się dogodną czasowo i cenowo przesiadkę do Madrytu. Tegoroczna zima może być pod znakiem Śródziemnomorskich wojaży :-)

Poniżej prezentacja omawianych kierunków. Białymi kreskami zaznaczone są zapowiedziane trasy do/z Polski. Na czerwono zaznaczyłem lokalne i zwyczajowo tanie trasy Ryanair z lotniska w Madrycie. Na żółto nowo otwarte kierunki z Madrytu. Zielone to lokalne trasy wykonywane przez EasyJet, a na niebiesko najbardziej interesujące czyli te, na których jest bezpośrednia rywalizacja pomiędzy tymi dwoma liniami. Tam można bardzo często spodziewać się najtańszych biletów.

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

ukryte opłaty dodatkowe Ryanair

W sobotę na portalu internetowym www.pasazer.com pojawił się ciekawy raport na temat ukrytych dodatkowych opłat pobieranych przez linię lotniczą Ryanair. Jak pokazuje przykład, cena biletu może wzrosnąć nawet o 10% wyświetlanej wartości a wszystko to dzięki przelicznikowi walut. Oczywiście zabieg ten nie jest niczym uzasadniony i zdaje się być ciekawym dodatkowym źródłem dochodu linii, która, jak informują różne źródła internetowe, w przeszłości kilkukrotnie stosowała już podobne techniki. Ale zacznijmy od początku.

Linie lotnicze zazwyczaj działają na rynkach wielu krajów, przez co rozliczenia prowadzą również w wielu walutach. Na przykład, jeśli startujemy z lotniska będącego w strefie Euro, to nasz lot i wszystkie sprawy z nim związane będą rozliczane naturalnie w Euro. Dzięki temu latem 2008 roku przy niskim kursie tej waluty w stosunku do złotówki można było zwiedzić spory kawał Europy za stosunkowo mniejsze pieniążki, niż teraz. Niemniej nastręcza to również wiele kłopotów, które dają możliwości stosowania różnorakich sztuczek.

Na cel naszego przykładu weźmy lot na trasie Frankfurt-Hahn - Wrocław. Bookujemy bilet, a cena ostateczna wyświetlana na stronie tuż przed dokonaniem polecenia zapłaty jest na poziomie załóżmy €10. Płacimy kartą, która podpięta jest pod nasze konto bankowe rozliczane w złotówkach. Naturalnym procesem jest, że w tej chwili wspomniana wcześniej kwota €10 jest przeliczana (wg ustalonego tzw. kursu bankowego) na złotówki. Suma po przeliczeniu będzie tą, która zostanie pobrana z naszego konta na cele zakupu biletu. W chwili obecnej nie ma nic nadzwyczajnego, jest to normalna procedura stosowana na całym świecie przy rozliczeniach w różnych walutach. Co więcej, czasami "kurs bankowy" jest na tyle korzystny, że płacimy kilka złotych taniej, niż byśmy się mogli tego spodziewać :-)

Teraz załóżmy że chcemy dokupić sobie do zarezerwowanego już lotu tzw. "pierwszeństwo wejścia na pokład". Bilet kupowaliśmy płacąc kartą VISA Electron, dzięki czemu uniknęliśmy "opłaty za kartę" w wysokości €5 za osobę za każdy lot. Krótkie wytłumaczenie dlaczego tak postąpiliśmy można znaleźć w punkcie "1.4.4: Płatność" artykułu "Biletowe łowy" mojego poradnika. Niemniej w przypadku dokupienia "priority boarding" "opłata za kartę" nie ma już miejsca, płatności dokonujemy więc inną kartą, podpiętą pod inne konto bankowe, którego rozliczenia prowadzone są w Euro. Chcemy w ten sposób uniknąć dodatkowej straty na przewalutowaniu. Jak informuje portal, banki, dostając polecenie przelania konkretnej wartości w Euro nie dokonują żadnych przewalutowań i wysyłają dokładnie tyle pieniążków, ile zostało podanych. Ryanair za pierwszeństwo wejścia na pokład życzy sobie na hipotetycznej trasie Hahn-Wrocław równowartość €3 (Euro, ponieważ startujemy z lotniska znajdującego się w strefie Euro). Niemniej po krótkim śledztwie wyszło na jaw, że wartość tą przelicza według swojego przelicznika na złotówki a następnie, jako że karta którą płacimy tym razem rozliczana jest wyłącznie w Euro - na Euro. W wyniku tej operacji zamiast €3, według wspomnianego przez portal przykładu mamy do zapłaty równowartość €3.35 Czynność ta nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia, gdyż złotówki w przypadku konta prowadzonego w Euro nie mają najmniejszego prawa uwzględniania. A dodatkowe pieniążki zmierzają oczywiście na konto linii lotniczej. Warto jednak zaznaczyć, że w przypadku, gdy będziemy tą samą kartą płacić za lot o wartości załóżmy €70, oprócz naliczonej kwoty €5 "opłaty za kartę" może zostać dodana równowartość około 10% co w tym przypadku zakończy się na ponad €85. A gdy występuje spora ilość takich przypadków (większość ruchu generują np. lecący do strefy Euro rozliczający się w Funtach Anglicy, a ruch z nowych krajów członkowskich Unii Europejskiej również nie jest tutaj bez znaczenia) może się okazać, że ta ukryta opłata stanowi solidny, dodatkowy i uzyskany nie fair przychód Ryanaira.


Niestety Ryanair uważnego pasażera przyzwyczaił już że nie wszystko jest tak łatwe, piękne i oczywiste jak to opisuje. Nie powstrzymuje się przed stosowaniem agresywnej polityki wyciągania pieniędzy od lokalnych władz za sam fakt latania na ich lotniska. Lub odwrotnie, nieuzasadnionego wycinania połowy siatki połączeń z tego miasta głośno tłumacząc zaistniały fakt "ogromnymi wzrostami (pewnych) opłat", które owszem są prawdą, ale stanowią malutki procent ogólnych kosztów połączenia lotniczego. W ten sposób postąpiły w zeszłym roku między innymi z Krakowem i Rzeszowem starając się, jak wróbelki ćwierkają - w przypadku tego drugiego z sukcesem, wyciągnąć od władz lokalnych coś na wzór "haraczu" za powrót na te lotniska. Owszem, dzięki temu Ryanair jest tani, ale zamiast stosować tzw. "czarny marketing" mogliby sami powstrzymać się od praktykowania różnego typu ukrytych opłat, przez co cena biletu dla niektórych pasażerów mogłaby być, jak pokazuje przykład, nawet 10% tańsza.

PS. Zaprezentowane w tym poście zdjęcia pochodzą z serwisu www.pasażer.com. Zamieściłem je celem przybliżenia problemu, który dokładnie opisany jest tutaj.

niedziela, 9 sierpnia 2009

Żółta Łódź... Fabryczna

Podróże to nie tylko wyjazdy dalekie i długie. Mimo całej mojej pasji do bycia tam, jakkolwiek daleko to tam jest, chętnie wybieram się również w miejsca bliżej tu. Może takie wyjazdy nie posiadają dodatku kryjącej się za innym językiem, kulturą i krajem niespodzianki. Jednak mimo to każda wycieczka ma swoją osobną historię i zajmuje mniejszy, lub większy wycinek w naszej pamięci.

Łódź planowana była od dawna. Studiują tam nasi dobrzy znajomi więc w permanentnym zapewnieniu mieliśmy bezpłatny nocleg, wyżywienie i fajne towarzystwo. Dla mnie wyjazd ten był również odświeżeniem wspomnień zapisanych ładnych kilka lat temu. Nierozerwalnie związały się one z muzyką, oprócz której tak w ogóle nic na tym świecie nie widziałem. Wtedy wszystko było inne, bardziej przystępne, powodujące że chciało się jechać przez pół polski tylko po to, aby spędzić ponad 20 godzin na nogach a 30 bez snu. Z wyjazdów owych zapamiętałem Łódź jako miasto brudne, pełne starych budynków i nie posiadające prawie nic oprócz sławetnej ulicy Piotrkowskiej. Nie dziwię się czemu, ponieważ przechadzając się po centrum, wielokrotnie można natrafić na stare, czasami zapomniane chyba przez każdego kamienice. Ale ukryty w nich jest jakiś taki specyficzny duch sprawiający, że pomimo ich slumsowatego charakteru nie chce się od nich uciekać byle szybciej jak w przypadku innych polskich miast. Może to specyficzna forma kontrastu, gdzie na jednej ulicy zobaczyć można klitkę przerobioną na warsztat rowerowy, za nim przedwojenny blok mieszkalny a powyżej gdzieś w tle szklany biurowiec? Może to te wąskie drogi w centrum, gdzie powyginane tory tramwajowe wiodą obok zabezpieczonych metalowymi obiciami ścian częściowo rozebranych kamienic zmierzając do równoległej ulicy najeżonej nowoczesnymi centrami biurowo-usługowymi? Chociaż naprawdę wiele jest do zrobienia, to coś w naszej Łodzi ruszyło na przestrzeni kilku ostatnich lat. Sama Piotrkowska przyciąga praktycznie nazwą. Wciąż oprócz pubów i knajp nie znajdzie się tam nic ciekawego. Ale nieco dalej jest przecież Manufaktura. Mini miasto w centrum Łodzi, rozległy teren posiadający swoje istotne miejsce w pamięci potomków wielu mieszkańców, jak też sporej rzeszy fanów Andrzeja Wajdy. Jak przez mgłę pamiętam informacje dotyczące programu rewitalizacji dorobku Pana Poznańskiego. Ale nie da się ukryć, to trzeba zobaczyć. Wprawdzie jest to centrum handlowo-rozrywkowe, ale pomysł i rozmach realizacji zasługują na co najmniej wspomnienie. Lekkość fontann kontrastuje tam z wagą będących u ich podnóża metalowych krat. Sielankowość zakupów i nocnej zabawy z topornością ciężkich, ceglanych budynków. Szereg małych sklepików, z ogromnym rynkiem i zamieszczoną na jego środku plażą. Wprawdzie to tylko mekka zakupowiczów z wplecionym zapleczem do towarzyskich spotkań. Ale w końcu przyjechaliśmy tam w odwiedziny do znajomych, a przy okazji łyknęliśmy bardzo ciekawego klimatu jakim to miejsce emanuje.

Wyjeżdżając z Łodzi pomyślałem sobie, że to miasto ma w sobie ogromny potencjał, ale aby go ujawnić, potrzebne są jeszcze większe środki finansowe. Przez ostatnich kilka lat czasu nie zmarnowano, ciekawy jestem co się stanie w ciągu najbliższej załóżmy, dekady? Zainteresowałem się też jak to wyglądało kilkadziesiąt lat temu, dlatego zapewne niebawem skuszę się na seans z "Ziemią Obiecaną".


Jeszcze jednym epizodem wartym wspomnienia była forma podróży. Te lokalne zazwyczaj odbywałem koleją, jednak w momencie przekroczenia magicznej bariery 26 lat i oddania pociągów pospiesznych w ręce PKP Inter City - takie wyjazdy stały się dla mnie dużo droższe niż kiedyś. Kto by jednak pomyślał, że nawet z przesiadką osobowym "ogórkiem" da się dojechać w raptem 15 minut dłużej niż pospiesznym, a przelotowym PKSem jescze szybciej i taniej? Na rynku przewozów krajowych pojawiło się ostatnio dużo zmian. Dobrze, konkurencja rośnie, oferty kierowane do szerszej rzeszy klientów a ceny spadają. Warto będzie poobserwować te zjawiska :-)








wtorek, 4 sierpnia 2009

Sztuka taniego latania - biletowe łowy

Już się do tego przyzwyczaiłem, że opowiadając o tanich wyjazdach część słuchających nie jest w stanie mi uwierzyć a jeszcze inni z przekonaniem twierdzą że po dojściu mnóstwa dodatkowych opłat wychodzi cena z kosmosu i że nie ma nawet co próbować. Owszem w większości wypadków mają rację. Ale mimo wszystko udaje się za niewielkie pieniążki zwiedzić solidny kawał Europy. Poniżej zaprezentuję rady w kilku punktach jak tego dokonać?

Punkt 1.: ... i w zasadzie ostatni: Umieć się dostosować! Powiedzmy sobie szczerze, w Polsce rynek lotniczy nie jest jakoś dobrze rozwinięty. Dlatego większość lotnisk załóżmy że ma codzienne połączenie z Londynem, ale pozostałe miasta okrojone już są do trzech, czy czterech lotów tygodniowo. Jeśli więc liczysz na to, że polecisz o wybranej przez siebie porze dnia, w dowolne miejsce, to może Ci się uda, ale na 99% nie tanio :( Podobnie z weekendami - w piątki, niedziele i święta bilety lotnicze zazwyczaj drogie są. Dlatego też według różnych opinii podróżowy sport jest przede wszystkim domeną studentów, bądź osób z płynnym układem zmian w pracy. Ale dwa, trzy dni urlopu na żądanie, czy zwolnienia lekarskiego zazwyczaj bardzo pomagają każdemu :-) Zdaję sobie sprawę że nie jest to do końca uczciwe, ale przecież przez 48 godzin nasza firma nie upadnie, ani nikt nie przejmie naszego stanowiska, czyż nie?

Punkt 1.1: Mieć cierpliwość. Jeśli mieszkalibyśmy w takiej np. Anglii, to przykładowo z każdego Londyńskiego lotniska do Dublina mamy lekko licząc 8 lotów dziennie. Na takich trasach jest mnóstwo tanich biletów, ale z drugiej strony wyspiarze korzystają z nich jak z metra. My, Polacy, nie mamy niestety takiej okazji. Dlatego bilety nie leżą na ulicy - trzeba ich szukać. A czasami szuka się długo... Warto tutaj dodać, że nie ma co liczyć że znajdzie się coś na konkretną datę. Szczerze powiedziawszy, ja nigdy nie planuję ani miejsca, ani dnia podróży. Bo to zazwyczaj nie wychodzi. Najzwyczajniej, jeśli coś znajduję i nie koliduje mi to z wcześniejszymi planami, to biorę. O załatwienie wolnego w pracy na te daty martwię się później.

Punkt 1.1.1: Mieć dużo czasu na poszukiwania.
Początkowo jest fajnie - znajdujemy coś przypadkiem i bierzemy. No ale kurczę, jak udało nam się polecieć w dwie strony za 10 złotych, to czemu tego nie powtórzyć? Po jakimś czasie orientujemy się, że z naszego lotniska można dostać się bezpośrednio załóżmy do Hiszpanii. Czemu nie lecieć tam na wakacje? Po miesiącu oczekiwania na ofertę twierdzimy, że za wspomniane wcześniej 10 złotych tam nie polecimy, dlatego szukamy lotów z przesiadką. Po roku okazuje się, że co drugi albo trzeci dzień poświęcamy przynajmniej 30 minut na przewertowanie systemu rezerwacyjnego aby zobaczyć, czy nie ma jakieś okazji? W ten sposób z doświadczonymi w wyszukiwaniu ofert znajomymi na pytanie jak znaleźć bilety w ciekawych cenach zawsze odpowiadamy - zrobić dobrą herbatę, usiąść przed ekranem komputera i po prostu klikać przeczesując wzdłuż i wszerz wszystkie możliwe daty. A czemu co trzy dni? Ano dlatego, że linie lotnicze często zmieniają swoje oferty, taki Ryanair na przykład robi to średnio co kilka dni. Czasami w sieci pojawi się informacja, że od północy zacznie obowiązywać promocja z biletami za naście złotych. Nie muszę chyba pisać, że w takie wieczory większość znajomych z tematycznych for, tak zwani "łowcy promocji", zazwyczaj są dostępni na Gadu-Gadu do samego rana ;) Co to daje? Niestety czasami nic mimo intensywnego szukania przez kilka godzin. Ale kiedy indziej, nawet ot tak daje się znaleźć Hiszpanię, Włochy, czy Maroko za mniej niż 100 złotych! Chyba więc warto czasami poszukać?

Punkt 1.1.2: Nie nastawiać się na jedno miejsce docelowe.
Tak jak pisałem wcześniej, jeśli się chce lecieć na trasie Londyn-Dublin, to się tanich biletów nie szuka - one po prostu są. W Polskich warunkach jest już inaczej. Wszystko oczywiście zależy od lotniska i miejsca docelowego. Np. z Gdańska lot do Norwegii jest zazwyczaj bardzo tani dzięki ofertom Wizzair. Ale już Łodzi jedyna szansa aby się tam dostać, to złożenie się przesiadek. Ale kilka tygodni temu Ryanair otworzył trasę Łódź-Oslo Torp na którą dało się znaleźć bilety za mniej niż 10 złotych. Moim złotym środkiem jest nie stawianie sobie twardych celów podróży. Owszem, w całej Europie mam ich co najmniej kilkanaście, ale to są miejsca do odwiedzenia w przeciągu najbliższych kilku lat. Jeśli coś innego wyskoczy w międzyczasie, to z pewnością nie jest spisane na straty ;)

Punkt 1.2: Nie zastanawiać się.
Pamiętam jak na jednym forum ktoś napisał pierwsze i jedyne przykazanie kupowania tanich biletów.
Jak jest coś bardzo atrakcyjnego, to bierz bez zastanawiania. O urlop i dopasowanie innych rzeczy będziesz się martwił później!
I to jest prawda najświętrza - bilety w niskich cenach na atrakcyjnych trasach schodzą bardzo szybko. Czasami dwie godziny zastanawiania się może owocować wykupieniem interesującej nas daty. Dlatego uwielbiam współpodróżników, którzy na każdy telefon z propozycją od ręki odpowiadają tak, niezależnie gdzie, kiedy, ani za ile (bo i tak wiadomo że tanio).

Punkt 1.3: Loty łączone.
Podam z własnego doświadczenia. Strasznie chciałem się kiedyś dostać do Hiszpanii. Otworzono bezpośrednie połączenie z mojego miasta, a bilety kosztowały jakieś 80 złotych w jedną stronę. Potem ich ceny bardzo poszły w górę i sporadycznie widywałem je w atrakcyjnych ofertach - zazwyczaj znacząco przekraczały kwotę 300PLN. Pomimo bezpośredniego połączenia raz wybrałem przesiadkę w Niemczech. Za oba przeloty zapłaciłem 40 złotych! Fakt, podróż łączona, przesiadki i inne takie są w nisko kosztowych liniach lotniczych obarczone pewnym ryzykiem, ale o tym mam zamiar napisać dokładniej w jednym z następnych postów.

Punkt 1.4: Opłaty dodatkowe.
Wielu ludzi słyszało o tanich liniach lotniczych. Większość z nich z pewnych plotek jest też przekonana, że do krzykliwych cen pokroju "1 złoty" dochodzą opłaty za wszystko, przez co ostateczna cena jest bardzo wysoka. Owszem, da się polecieć za złotówkę, ale tylko jeśli się spełni wszystkie napisane małym druczkiem warunki. Wbrew pozorom nie jest to ciężkie.
Idąc za ciosem przedstawianego na jednej z wcześniejszych grafik lotu Londyn-Dublin, pokażę jakie oszczędności można uzyskać. Na obrazku obok wybraliśmy opcję all-inclusive w linii lotniczej RyanAir. Sam bilet kosztował nas w wyjątkowej promocji £1, w tej chwili musimy dopłacić do każdego lotu jeszcze £25,33 a to bynajmniej nie koniec...

Punkt 1.4.1: Bagaż.
Nie licząc moich lotów z ojczyzny do pracy i urlopu w Tunezji - każdy inny wypad zamykał się w czasie trzech dni. Są to zazwyczaj wyjazdy bardzo mobilne, więc dla wygody własnej staram się zmniejszać najbardziej jak się da wielkość przewożonego bagażu. Ma to też aspekt ekonomiczny, gdyż każda tania linia lotnicza pobiera dodatkowe opłaty za możliwość zabrania dużej walizki. Tzw. bagaż podręczny (plecak, lub mała walizka) obarczone zazwyczaj są restrykcjami wagowymi, wymiarowymi, że o kwestiach bezpieczeństwa nie wspomnę. Niemniej z doświadczenia wiem, że przy trzydniowym wyjeździe wszystko co mi będzie tam potrzebne jestem w stanie schować do plecaka, bądź podręcznej walizki. Jak to zrobić? Pozwolę sobie zacytować ciekawy poradnik, jaki znalazłem na serwisie Koniec Świata
Wszystkie rzeczy które chcesz zabrać, rozłóż na łóżku lub podłodze. Następnie wyrzuć połowę i weź o połowę więcej pieniędzy. Stara maksyma, ale zawsze się sprawdza.
Prawda święta. Całość znajdziesz tutaj. Plecak/mała walizka -> 40 złotych oszczędności na każdym locie.

1.4.1.1: Środki higieny.
Jak wiadomo, ruch lotniczy poddany jest pewnym zasadom bezpieczeństwa. Chodzi mi tutaj o środki higieny osobistej, które bez żadnych ograniczeń można przewozić w dużym bagażu, ale zupełnie inaczej sprawa wygląda w przypadku podróżowania wyłącznie z plecakiem. Po pierwsze, każdy płyn (napoje włącznie), żel i chemiczne środki nie mogą być w ilościach większych niż 100 ml na każde opakowanie. Jeśli więc chodzi o szampony, płyny do kąpieli, pasty do zębów, płyny do opalania czy kremy do rąk, trzeba się ratować tzw. próbkami. Warto czasami wybrać się do apteki albo czegoś w rodzaju Rossmanna i poprosić jakiegokolwiek pracownika o próbki towarów. Dzięki temu mam mnóstwo szamponów i płynów po prysznic. Krem do rąk dostałem w malutkim zakręcanym pudełeczku, który wypełniam innym tuż przed wyjazdem. Wielkościowo w zupełności starcza mi na 3 dni. W któreś aptece zakupiłem specjalistyczną pastę do zębów w bardzo małej tubce. Wystarczy wycisnąć ilość porównywalną do główki od szpilki i działa! A bez maszynki/pianki do golenia mogę się obejść przez kilka dni...

1.4.2: Ubezpieczenia.
W zasadzie każda linia lotnicza próbuje sprzedać nam ubezpieczenie lotnicze. Ale fakt jest taki, że z niego nie będzie można leczyć np. złamanej nogi, czy, odpukać, pobytu w szpitalu. Obejmuje on jakąś odpowiedzialność w przypadku zniszczenia/zgubienia bagażu, ale po co to w przypadku, gdy podróżuje się wyłącznie z plecakiem? W naszym przypadku brak ubezpieczenia to oszczędność rzędu sześćdziesięciu złotych.

1.4.3: Pierwszeństwo wejścia na pokład. RyanAir wprowadził opcję wykupionego pierwszeństwa wejścia na pokład. Chodzi o to, że przy wyznaczonym dla każdego lotu gate ustawiają się dwie kolejki. W pierwszej z nich mogą stać osoby z małymi dziećmi, lub posiadające omawianą kartę. W drugiej pozostałe. Cóż, dzięki temu zyskujemy prawie pewność, że zajmiemy upatrzone sobie wcześniej miejsce (warto napomknąć, że miejsca w samolotach większości tanich linii lotniczych nie są numerowane - kto pierwszy ten lepszy). Jednak sprawdza się to wyłącznie w przypadku, gdy pasażerowie do samolotu wchodzą przez tzw. rękaw (częto widziane na amerykańskich filmach bezpośrednie przejście z terminala lotniska do samolotu). Jednak od razu gdy wpuszczona zostanie ostatnia osoba z "priority boarding" odprawiana jest druga kolejka. Z doświadczenia dodam, że nigdy nie wykupowałem takiego pierwszeństwa i miejsca inne niż przy oknie zajmowałem tylko wtedy, kiedy tego chciałem. Co więcej, w przypadku gdy tuż za gate-em pasażerowie wchodzą do autobusu i czekają na dowiezienie do samolotu, zazwyczaj wchodzący do pojazdu na końcu (ci z drugiej kolejki przy gate) wychodzą z niego jako pierwsi i jako tacy stawiają się też w samolocie. Kolejna oszczędność 12 złotych.






1.4.4: Płatność. Większość linii lotniczych dodatkowo obciąża pasażerów dodatkową opłatą za operacje finansowe. W przypadku Wizzair istnieje możliwość dokonania przelewu bankowego, dzięki czemu płaci się dodatkowo tylko 11 złotych. W przypadku Ryanair bilety można opłacić jedynie przy użyciu karty. Za każdy lot każdego pasażera płaci się wtedy dodatkowo €5 w przypadku najpopularniejszej w Polsce i Europie karty VISA. Niemniej w krajach Europy środkowo-wschodniej można otrzymać niejaką VISA Electron z uaktywnionymi płatnościami internetowymi. W Polsce takie karty oferuje M-Bank (o ile się orientuję, trzeba zadzwonić na ichsiejszą infolinię i poprosić o uaktywnienie płatności internetowych) i bodaj konto Inteligo. Warto popytać się w tych bankach, gdyż dzięki Electronowi nie doliczana jest żadna dodatkowa opłata!

1.4.5: Serwis pokładowy.
Najtrafniejszym opisem taniej linii lotniczej jest porównanie do komunikacji miejskiej. Jej zadaniem jest bezpieczne przewiezienie Cię (na czas) z miejsca A do miejsca B. I nic więcej! Dlatego też najmniejszą cenę zapłacisz, jeśli tylko będziesz przewożony. Jeśli myślisz o (niekoniecznych w podróżowaniu) dużych bagażach, ubezpieczeniach, etc. to wtedy płać dodatkowo. Podobnie jest z serwisem pokładowym. Jest, ale ceny zazwyczaj są mało konkurencyjne z np. osiedlowymi sklepami. Ale z drugiej strony podróż po Europie nie zajmuje więcej niż 4 godziny, można więc w trakcie lotu obyć się bez wody, którą można kupić od razu po wylądowaniu, lub jeszcze później w markecie centrum miejscowości do której się przyleciało. Daje to oszczędność różną - w zależności kto co potrzebuje ;)

1.4.6: Podsumowanie opłat dodatkowych. No cóż, na poniższych obrazkach wybierałem ten sam lot, którego cena bazowa była idealna. W drugim brałem wszystko to, co mi przysługuje w liniach tradycyjnych (wyłączając serwis pokładowy), w pierwszym natomiast pozbywałem się niepotrzebnych przy krótkich wyjazdach dużych bagaży i chciałem płacić oczywiście kartą VISA Electron. Obrazki z cenami końcowymi powiedzą same za siebie...


1.5: Mieć szczęście.
W zależności jakie się ma potrzeby. Loty w tanich liniach lotniczych nawet w normalnych cenach są na kieszeń przeciętnego polaka. Ale jeśli ktoś ma większe wymagania, to i ilość szczęścia musi być odpowiednia. Jeśli chce się lecieć np. do jakiegokolwiek miasta w Anglii, to odpowiedni cenowo bilet znajdzie się bez większego nakładu czasu/pracy. Wielka wyspa mnie nie interesuje, gdyż byłem na niej już tyle razy, że mi się najnormalniej przejadła. No to może coś bardziej atrakcyjnego? Mediolan. Z Polski jest kilka bezpośrednich połączeń, ale nawet z przesiadkami da się dolecieć tam za €5. Tambyłem i na liście miejsc wartych odwiedzenia mam kilka miast z jego okolic. Jednak wiem że można się tam dostać łatwo i tanio, dlatego zostawiam je jako swego rodzaju rezerwę gdyby nie było nic innego. Na co więc liczę? Ano na miejsca trudne do zdobycia, gdzie zazwyczaj nie można się łatwo dostać, jest mało bardzo tanich biletów, albo nie ma odpowiadających mi przesiadek. Na przykład Maroko, do którego mogę polecieć przez Hiszpanię lub Francję. Minimum 3 przeloty żeby się dostać w jedną stronę. Na przykład Wyspy Kanaryjskie. Aktualnie mają mnóstwo lotów, ale wierzę że €50 za przelot w dwie strony z Madrytu to jeszcze nieco za drogo. Na przykład Chorwacja, osiągalna czasami wyłącznie przez Anglię czy Niemcy. Albo Fińskie Tampere na który mam świetny plan wyjazdu na dobę, ale póki co nie mam jak się dostać na jedno lotnisko z którego zaczęłaby się cała przygoda. Wiem, zakręcone to. Ale nie mam dużych wymogów - wystarczy mi się wybrać raz na dwa miesiące gdziekolwiek. A przy odpowiedniej determinacji szczęście samo się uśmiecha i sprawia, że jest możliwość dostania się w któreś z tych wyszukanych miejsc.

1.6: Ale po co?
No cóż, można siedzieć w domu i oglądać seriale telewizyjne. Można wybrać tradycyjną linię lotniczą, zapłacić (czasami mniej niż w przypadku linii nisko kosztowych) i lecieć all inclusive nie martwiąc się o jakiekolwiek przesiadki/spóźnienia. Nie ukrywam że i ja tak będę robił w przyszłości. Ale póki jestem studentem, który niekoniecznie dysponuje co miesiąc kilkoma stówkami na wyjazdy. Mam sporo czasu na "polowania" na bilety i po roku szukania mam w głowie sporą część rozkładów, zwyczajów cenowych i godzin lotów kilku tanich linii lotniczych. A co jeśli ktoś nie ma czasu na poszukiwania? No cóż, pozostają albo mniej ambitne, aczkolwiek z pewnością warte odwiedzenia miejsca. Jedno lotnisko niekoniecznie musi bowiem oznaczać jedno miasto. Wspomniany przeze mnie Mediolan ma obok siebie Bergamo, jak też malowniczejjezioro Como w Alpach. Chociaż lotnisko Orio Al-Serio odwiedzę już za miesiąc, to niestety nie odwiedzę żadnego z tych miejsc. Wciąż mam więc jeszcze przynajmniej dwa powody na odwiedziny Włoskich ziem. Inna sprawa to fora internetowe. Polecam np. dział Promocje LCC i tradycyjne na forum www.lotnictwo.net.pl. Pojawiają się tam informacje o praktycznie wszystkich interesujących ofertach na całym świecie, jak również niektórzy z nas wypisują proponowane wycieczki (tzw. "kółeczka") za niewielkie pieniążki.

1.7: Na co zwracać uwagę?
Jest jeszcze kilka rzeczy na które warto zwrócić uwagę w przypadku tanich linii lotniczych. Po pierwsze są to lotniska. Otóż, wszystkie tzw. "low costy" szukają oszczędności na każdy z możliwych sposobów. Dlatego nie interesują ich wielkie lotniska, które z racji swoich rozmiarów pobierają dużo większe tzw. opłaty lotniskowe, a w wyniku sporego ruchu wymagają więcej czasu na obsługę każdej maszyny. A jak wiadomo, samolot ma latać (zarabiać) zamiast jeździć po płycie lotniskowej. Dlatego też nie należy się dziwić, gdy w rozkładzie linii pod nazwą Sztokholm okaże się, że wylądujemy na lotnisku Skavsta oddalonym od stolicy Szwecji o około 80 kilometrów. Podobnie jest z Gironą, położoną od właściwej Barcelony o 60 kilometrów, czy Hahn - 100 km. od obsługiwanego tym lotniskiem Frankfurtu. Budzi to pewne niedogodności, ale z drugiej strony jest okazja do zwiedzenia bardzo uroczych małych miasteczek. I tak słyszałem że przy okazji podróży do Wenecji warto na dzień zatrzymać się w pobliskim Treviso, a z osobistych doświadczeń wiem, że niewielkie Bergamo przy którym znajduje się lotnisko Orio Al-Serio wyraźnie wygrywa z nijakim w zasadzie Mediolanem.

1.7.1: RyanAir. Czołowa tania linia lotnicza wprowadza na ten rynek coraz to nowsze pomysły. Jako bodaj pierwsza na świecie wprowadziła opłatę za duży bagaż. Jeszcze 10 lat temu było to niewyobrażalne na lotniczym rynku, a w dzisiejszym świecie tanich linii jest normalnością. Dlatego mimo że ich pomysły pokroju płatnych toalet i miejsc stojących często są rozpuszczane celem wytworzenia darmowego PR, to czasami warto się zastanowić czy naprawdę nie zostaną kiedyś wprowadzone w życie? W trakcie rezerwowania biletów u tej linii, na pierwszej stronie pojawiają się opłata za transport, odprawa online oraz podatki/opłaty. Opłata za transport jest ceną biletu. Odprawa online jest dodatkową opłatą wprowadzoną w połowie 2009 roku. Tłumaczona tym, że teraz każdy pasażer musi odprawić się sam przez internet i przez to musi zapłacić €5 za wprowadzony nowy system. Niemniej w pojawiających się cenach promocyjnych, bilety na niektórych trasach nie objęte są tym punktem. Pod pozycją podatki/opłaty rozumiemy natomiast wszelkie opłaty pobierane przez lotnisko (np. za obsługę maszyny i pasażerów), podatki krajowe etc. RyanAir, podobnie jak każda inna linia lotnicza, dostaje czasami upusty, dzięki czemu może sobie pozwolić na wystawienie pewnej części biletów zwolnionych z tego dodatku. Jeśli uda Ci się znaleźć bilet pozbawiony tych dwóch ostatnich pozycji, to jest to wtedy bilet bardzo tani. Szczerze, od dwóch lat nie latam inaczej, jak tylko po znalezieniu takich właśnie propozycji.
Warto także wspomnieć o odprawie internetowej. Otóż na minimum do czterech godzin przed planowanym lotem należy zalogować się na stronie RyanAir i przeprowadzić samodzielną odprawę. Polega ona na podaniu danych osobowych podróżujących (data urodzenia, numer i rodzaj dokumentu pokazywanego służbom na lotnisku). Następnie należy samemu wydrukować wszystkie pojawiające się karty pokładowe. Jeśli mamy zamiar podróżować z dużym bagażem, na lotnisku podchodzimy do specjalnego terminala i wykonujemy wszystkie pokazane tam czynności. Następnie bagaż oddajemy w specjalnym check-in oznaczonym bag-drop. Jeśli podróżujemy wyłącznie z plecakiem, uzbrojeni w wydrukowaną kartę pokładową idziemy bezpośrednio do bramki.

1.7.2: Wizzair. Wizzair jest największą w naszej części Europy tanią linią lotniczą. Swoje restrykcje bardzo zbliża ostatnio do tych, wprowadzanych przez RyanAir. Dlatego istotną sprawą jest oczywiście duży bagaż, oraz brak możliwości odprawy biletowej online (wciąż trzeba stawić się na lotnisku na dwie godziny przed odlotem). Jako nieliczna linia wprowadziła możliwość opłacenia biletu przelewem bankowym. Niemniej przyjemność ta kosztuje dodatkowe 11 złotych. Opłata kartą VISA to koszt rzędu 23 złotych. Ich cennik nie pokazuje jak na wartość końcową biletu wpływają opłata za transport, a jak opłata lotniskowa. Niemniej linia ta dostaje szereg upustów, przez co niekiedy można znaleźć bilety w cenie rzędu 39 złotych. Najciekawszą promocją jaką dotąd widziałem, było 19 PLN za lot, niemniej takie okazje przytrafiły się bodaj trzy razy w tym roku.

1.7.3: EasyJet. Jeden z największych graczy na polu tanich linii lotniczych, jednak czasami zaskakująco odbiegający od ich standardów. Jednym z nich są cele podróży, przez co samoloty tej linii lądują na głównych lotniskach takich miast, jak Mediolan (Malpensa i Linate zamiast oddalonego Bergamo), Barcelona (El-Prat zamiast Girona), Paryż (Orly i Charles De Gaulle zamiat Orly), Sztokholm (Arlanda zamiast Skavsta), Amsterdam, Zurich, czy Bruksela (zamiast Charleroi). W przypadku tej linii koszt dużego bagażu to €11, ubezpieczenia €9,50, ale pomimo większych lotnisk, opłaty lotniskowe mogą się zamknąć nawet w granicach €11. EasyJet nie stosuje bardzo agresywnej polityki biletów "za złotówkę". W linii tej warto szukać lotów z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, gdyż zwyczajowa cena może niewiele spaść, a najczęściej im mniejszy czas do planowanej podróży, tym ona wzrasta.

1.8: Napisy końcowe.
Spodobał mi się ten blog, dlatego decyzja jego pisania będzie wprowadzona w życie przez jakiś czas. Dzisiejszy post jest czymś w rodzaju pierwszej lekcji o tanim podróżowaniu. Co jakiś czas postaram się dodawać kolejne praktyczne informacje. Mam nadzieję, że komuś w ten sposób pomogę, albo że ktoś załapie podobnego bakcyla, jakiego kilka lat temu złapałem ja :-)