To się nazywa wejście! Już od jakiegoś czasu w sieci pojawiały się informacje, że stroniący od dużych lotnisk Ryanair chce nie tylko zacząć latać z lotniska El Prat pod Barceloną, co wręcz otworzyć tam swoją bazę. I w końcu plotki okazały się prawdą. Od września tego roku Ryanair otwiera 20 nowych tras i umiejscawia na tym lotnisku pięć swoich maszyn.
Lotnisko El Prat leży praktycznie w samej Barcelonie, jednej z największych atrakcji turystycznych naszego kontynentu, która od czasu zorganizowania Igrzysk Olimpijskich w 1992 roku rokrocznie notowała zwiększaną liczbę odwiedzających ją turystów. Dlatego też w pewnym momencie postanowiono rozbudować powoli zapychający się terminal umożliwiając odprawienie do 55 milionów pasażerów rocznie w 2009 roku i 70 milionów w 2012. Niestety tuż przed uruchomieniem nowej infrastruktury (czerwiec zeszłego roku) lotnisko El Prat zaczęło tracić impet notując w ciągu dwóch następujących po sobie lat siedemnaście procent mniej obsłużonych podróżnych! Bardziej dosłowne opisy przedstawiały sytuację w starym terminalu T2 po przeniesieniu się przez większość obecnych na lotnisku linii do T1 jako "opustoszały". Zmusiło to lokalne władze w Katalonii do podjęcia działań zmierzających do zwiększenia ruchu na El Prat, co sfinalizowało się między innymi w większej otwartości na przewoźników nisko – kosztowych. Jednym z tego działania efektów było np. przeniesienie tam swoich operacji przez linię Wizz Air.
Sytuacja z Ryanair miała się natomiast zupełnie inaczej. Po pierwsze przewoźnik ten posiada już dwie bazy w Katalonii. Jedną z ważniejszych w całej sieci w ogóle jest określona jako „Barcelona – Girona”. Znajduje się ona nieopodal miasta Girona i od centrum Barcelony oddalona jest o blisko 80 kilometrów. Druga, „Barcelona – Reus” otwarta została jakieś dwa lata temu i umiejscowiona jest w oddalonym o nieco ponad 100 kilometrów od Barcelony mieście Reus na Costa Daurada. I przyznam się szczerze, że właśnie z tego powodu niechętnie się przyglądałem bazie Ryanair na El Prat. Oczywiście, lotnisko prawie w samym centrum jest doskonałą lokalizacją w planach wypadu do tego pięknego miasta. Ale coraz dokładniej przyglądając się lotniczemu rynkowi na Półwyspie Iberyjskim zauważam, że inne operujące tam linie również do drogich nie należą. W końcu gdybym się pospieszył to za lot Ibiza – Barcelona na pokładzie Vueling zapłaciłbym niecałe €25 od osoby (koniec końców wyszło około €35). Drugą niepokojącą sprawą był fakt, że Ryanair z El Prat miał operować głównie na trasach krajowych. Jak śledzenie systemu rezerwacji tego przewoźnika wykazuje, to właśnie one zawierają najwięcej tanich biletów z takich lotnisk jak Girona czy Reus. To one też dają największą możliwość zwiedzenia najważniejszych punktów Półwyspu Iberyjskiego i, co ważniejsze, są dostępne bezpośrednio z Polski. Girona posiada połączenia z Gdańskiem, Wrocławiem, Poznaniem a dalej z Majorką, Ibizą, Madrytem, Porto, Sewillą, Malagą i trzema wyspami Kanaryjskimi. Reus daje natomiast możliwość dolotu z Poznania i Krakowa, oraz na Majorkę, do Sewilli, Santiago de Compostela i Santanderu. Jeśli część Iberyjska tej wyliczanki miałaby być przeniesiona na lotnisko El Prat, aby je wykonać musiałbym więc do kosztów podróży doliczyć kilkadziesiąt euro za transport oraz, co najważniejsze przy krótkich wypadach, dodatkowy czas spędzony w pociągach czy autobusach. A przeniesienie takie byłoby naturalnym rozwiązaniem, ponieważ podróżujący z obrzeży Hiszpanii dużo chętniej skorzystaliby z wymagających mniejszych nakładów czasu połączeń pomiędzy centrami swoich miast, niż tych wymuszających jeszcze dojazdy.
Inna sprawa to fakt, że lotniska w Gironie i Reusie położone są w atrakcyjnych miejscach, do których zapewne nigdy byśmy nie dotarli gdyby nie umiejscowione tam bazy. Girona jest bowiem bliżej Pirenejów, Andory czy turystycznego kurortu Costa Brava. Reus to malownicza Costa Daurada oraz miasto Tarragona. Daje to możliwość odwiedzenia tych nieznanych przeciętnemu turyście miejsc przy okazji dłuższej przesiadki, jak też jako cel ostateczny. A co jeśli chcę zwiedzić samą Barcelonę? Jak już pisałem wcześniej – przy dogodnych przesiadkach można skorzystać z usług Spanair, Vueling, Wizz Air czy easyJet, które też potrafią zaskoczyć biletami w bardzo znośnych cenach.
No ale stało się, Ryanair zapowiedział wczoraj wejście na El Prat i otwarcie tam swojej 42. bazy. Podobno standardowo przy takim ruchu wynegocjował spore zniżki i dotowanie przez lokalne organizacje niemal każdego elementu swojej działalności. Na początek ma operować pięcioma Boeingami na dwudziestu trasach. Większość z nich to rzeczywiście krajówki, lub okolice basenu Morza Śródziemnego. Mamy więc trzy wyspy Kanaryjskie, Santander (codziennie), Santiago de Compostela (11 operacji tygodniowo), Sewillę (2x dziennie), Malagę (2x dziennie), Walencję (codziennie), Ibizę (codziennie) i Majorkę (2x dziennie). Konkurencja zapewne bardzo się zdenerwowała tym faktem. Zwłaszcza od lat inwestujący w swoją bazę na El Prat Vueling, który będzie teraz konkurował bezpośrednio na ośmiu trasach a pośrednio (loty na lotniska obsługujące te same miasta, ale oddalone od siebie o kilkadziesiąt kilometrów) na pięciu. Już w dużo lepszej sytuacji jest kreowany na odwiecznego rywala Ryanair – easyJet, który pośrednio będzie się pokrywał tylko na dwóch trasach. Bardzo zaskakującym jest natomiast fakt, że Ryanair nie zdecydował się tworzyć „Pont Aeri”, czyli tzw. „Mostu Powietrznego”. Chodzi o połączenie Barcelona El Prat – Madryt, która do 2008 roku była najbardziej uczęszczaną trasą lotniczą świata z 971 wykonywanymi tygodniowo lotami w 2007 roku! Zapotrzebowanie na to połączenie zdecydowanie jest, w końcu dziennie Iberia wykonuje na tej trasie do 20 lotów, Spanair 7 a Vueling 13!
Dobrze, ale co nam daje ta dzisiejsza informacja? Bezpośrednio niewiele, ponieważ Ryanair nie zdecydował się na otwarcie żadnego połączenia do Polski. W zależności jak będą kształtowały się ceny i godziny operacji zyskaliśmy jedynie możliwość przesiadek na takich lotniskach, jak Oslo – Rygge, Bruksela – Charleroi, Paryż – Beauvais, Mediolan – Bergamo czy Rzym – Ciampino. Ciekawiej może się natomiast zacząć robić na trasach wewnątrz Półwyspu Iberyjskiego. Jak przez ostatnich kilka miesięcy na tym blogu staram się udowodnić – zapotrzebowanie tam jest bardzo duże, ale ruch również spory. Z zainteresowaniem będę się więc przyglądał tamtejszemu rynkowi, gdyż zapewne przez kilka najbliższych miesięcy będzie można zaobserwować dużo promocji na lokalnych trasach różnych przewoźników. A biorąc pod uwagę fakt, że Hiszpania mnie ostatnio niezwykle fascynuje, daje mi to możliwości kolejnych wypadów w niezwiedzone jeszcze rejony Półwyspu. Mam tylko nadzieję, i bardzo się o to boję, że na lotnisku El Prat nie rozpocznie się wyniszczająca wojna kilku przewoźników, finalizująca się w doprowadzeniu do sytuacji gdy większość połączeń będzie nierentowna. Wtedy ktoś będzie musiał odpuścić, a znając możliwości finansowe Ryanair – oni pozostaną. A wtedy bezwzględnie mogą wykorzystywać pozycję lidera lub monopolisty czego przykłady widać na wielu operowanych przez nich trasach. Oby więc te biletowe łowy nie przerodziły się ostatecznie w drożyznę. Takiego scenariusza za kilka lata obawiam się właśnie w momencie wejścia Ryanair na El Prat...