Wszystkie zdjęcia z opisywanych miast zamieściłem w galerii na serwisie Panoramio pod tagami Pampeluna, Vitoria, Logroño.
Zdjęcia z całego wyjazdu do Kraju Basków znajdziecie pod linkiem: 2015.09.05-21 - Basque Country Navarre La Rioja Paris Prague.
Vitoria (bask. Gasteiz)
Krótko po wyjściu z dworca autobusowego w
Vitorii
odniosłem bardzo dziwne odczucie, jakobym był gdzieś w Holandii lub
Irlandii. Z jednej strony mylny wpływ miała na to pogoda, ponieważ
akurat było ciepło, jednak deszczowo i bardzo wietrzenie. Z drugiej strony architektura, zamysł urbanistyczny, konstrukcja budynków,
materiały, czy dużej ilości zieleni miejskiej - jak w Dublinie czy miastach Holenderskich w których byłem. Przy okazji warto
wspomnieć, że Vitoria w 2012 roku dzierżyła tytuł Zielonej Stolicy
Europy.
Krążąc na ślepo nie mogłem znaleźć tej określanej jako
jedna z największych w Europie średniowiecznych starówek. Cały czas
poruszałem się po w miarę nowoczesnym kompleksie śródmiejskim aż tu
pojawiły się ruchome schody i nagle jestem w innym świecie :-)
Wszystko to za sprawą zamysłu łączenia regionów historycznych z nowoczesnymi rozwiązaniami architektonicznymi czy technologicznymi. Dzięki temu miasto zachowuje tożsamość historyczną, która nie tylko jest reliktem przeszłości, co w sposób czynny bierze udział w aktualnym życiu codziennym.





Generalnie Vitoria to bardzo klimatyczne miasto z kilkoma
charakterystycznymi elementami. Ciekawe wrażenie robi duża dzielnica w
stylu angielskim w okolicy Plaza de la Virgen Blanca. Fasady tamtejszych
budyneczków są niczym w całości sprowadzone z wysp
brytyjskich, z ich bielonymi ścianami, bajecznymi drewnianymi wykuszami,
oraz metalowymi balustradami balkonów. Ciekawym zamysłem wyróżnia się
także wspomniana wcześniej starówka. Obok bardzo zadbanych kamienic i
wąskich ulic znajdują się bowiem umieszczone na otwartej przestrzeni ruchome
schody. Kosze na śmieci wyglądają natomiast jak klasyczne wyobrażenie
robota z pierwszej połowy poprzedniego wieku. Za to fantastycznym
pomysłem był ukłon miasta w stronę młodej sztuki wizualnej. Mam tutaj na
myśli murale z których miasto podobno słynie na tle kontynentu. Znaleźć
je ciężko, szczerze powiedziawszy przez pierwsze dwie godziny nie
natrafiłem na nic nadzwyczajnego. Aż do momentu gdy znalazłem się na
Zapatari Kalea.
Szczerze, odjęło mi mowę. Powaliła mnie klimatyczna różnorodność
wykorzystywanych materiałów. Na górze znajdował się bowiem malunek,
który w dolnych częściach ściany przechodził płynnie w obraz kafelkowy.
Zadbano tam o najdrobniejsze szczegóły, gdzie dekoracyjny maziaj stał
się w pewnym momencie wyciągniętą z kasety taśmą magnetofonową.
Gdzieniegdzie chaos kafelków przypominający np. prace Gaudiego z
Barcelony (np. kominy w
Palau Güell),
płynnie uzyskuje regularność aby stać się dekorem pod tabliczką z nazwą
ulicy. W innym natomiast z małych elementów przechodzi w podłużne
paski, które następnie uzyskują szarawej kolorystyki przechodząc
płynnie w kamienne schody znajdujące się u stóp budynku. Tak ogromna
niespodzianka sprawiła, że postanowiłem jednak jeszcze nie wracać na
dworzec autobusowy i obejść dookoła całe wzgórze zaliczając każdą
uliczkę wzdłuż i wszerz. Wprawdzie tak świetnych przykładów murale już
nie znalazłem, ale dzięki baczniejszemu zwracaniu uwagi udało się natrafić na kilka klimatycznych miejsc, jak np. namalowany kwiatek
wyrastający z wyglądającego jak doniczka kosza na śmieci, czy ciekawe
kontrasty kamienistej drogi, drewnianej fasady budynku, kwiecistych
rysunków i niszczejącej pod nimi kanapy.
Pampeluna (bask. Iruñea)
Pampeluna to taki krótki wyskok poza tematykę Kraju Basków. Jest to bowiem stolica prowincji i wspólnoty autonomicznej
Nawarry.
Wprawdzie posiada swoje lotnisko, ale poza czarterami oferuje jedynie połączenia do
Madrytu na pokładzie Iberii. Dlatego najłatwiej jest nam się tam dostać
autobusem, lub koleją z Saragossy (wymaga przesiadek), Madrytu,
Barcelony, lub dużo bliższego Kraju Basków właśnie.
Jeśli ktoś z Was cokolwiek słyszał o Pampelunie, z pewnością zawdzięcza to Ernestowi Hemingwayowi. W powieści
Słońce też wschodzi na cały świat rozsławił on obchodzone w dniach 06 - 14 lipca
Sanfermines - lokalne święto opisywane jako
osiem nocy, kiedy Pampeluna nie śpi. To wtedy odbywają się widowiskowe
encierros
- przepędzanie byków z zagrody na arenę corridy. Biorący w nich udział
śmiałkowie przy użyciu zwiniętej gazety starają się pogonić zwierzęta
wzdłuż wiodącej przez ciasne uliczki centrum, niemal kilometrowej drogi.
Wydarzenia te, jakkolwiek drastyczne, są dziedzictwem kulturowym
Pampeluny, która stara się czerpać z niej jak największe korzyści. Poza
tym - porównując do atrakcji całego półwyspu iberyjskiego - ma bowiem
niewiele do zaoferowania.
Mimo to, warto wstąpić do Pampeluny
choćby jako do punktu postojowego na trasie. Miasto jest bowiem
estetyczne, przyjemne, historyczne i zadbane. Cieszy duża ilość zieleni,
zwłaszcza przekształcona w wielki park Cytadela, oraz
Taconera
- park wewnątrz którego na wolności żyje różnorakie ptactwo, oraz np.
sarny. Są one oczywiście oddzielone od ludzi murami starych konstrukcji
obronnych, jednak oglądanie ich z wysokości kilku metrów jest atrakcją
samą w sobie.
Pampeluna jest również ważnym punktem na trasie pielgrzymkowej do Santiago de Compostela. Dlatego też w sezonie letnim zapełnia się różnej maści piechurami, którzy tylko mijają miasto co najwyżej zatrzymując się w lokalnej bazylice, lub zatrzymują się na nieco dłużej. Dlatego miasto oferuje dość szeroką gamę noclegową - od hoteli, poprzez całkiem przyjemne hostele, po nisko-kosztowe auberge oferujące jedynie materac w sali wieloosobowej, kuchnię, oraz wspólną łazienkę.
Logron̆o
Miasto
to również jest wyskokiem poza tematykę Kraju Basków, jednak od strony
logistycznej jedyną szansą aby je zwiedzić może być właśnie przy okazji
podróżowaniu po tym regionie.
La Rioja, której
Logron̆o
jest stolicą, leży bowiem mniej więcej po środku drogi z Saragossy do
Bilbao, z dala od Madrytu czy innych miast posiadających w miarę znośną
komunikację z Polską. Pytanie więc po co zapuszczać się w takie totalnie
nieznane i odległe zakątki? Cóż, ponieważ dla niektórych jest to
miejsce niezwykle istotne na mapie naszego kontynentu. Wszystko to za
sprawą
Apelacji Rioja,
zastrzeżonemu typowi win, które są produkowane jedynie w regionie La
Rioja, Araba (Kraj Basków), oraz Nawarra (opisywana wcześniej
Pampeluna). Osobie nieobeznanej z zagadnieniem win zapewne różnicy
wielkiej nie robi z jakiego szczepu był robiony ich trunek. Jednak
poruszając się po tamtejszym regionie niejednokrotnie spotykałem się z
informacjami potwierdzającymi silną pozycję turystyki winiarskiej. Za
sporą atrakcję jest bowiem uznawana wizyta w lokalnych bodegach,
które oprócz degustacji produktów
z pierwszej ręki, dobrej kuchni
będącej efektem bliskości Kraju Basków (baskijska kuchnia uznawana jest
za ścisłą światową czołówkę, co np. zostało wielokrotnie docenione
przez Michelin), oferują m.in. noclegi z doskonałymi widokami na
plantacje winorośli. Istotność tego ruchu mogą potwierdzać inwestycje
zwiększające konkurencję pomiędzy najpopularniejszymi miejscami.
Przykładowo winiarnia Marqués de Riscal znajduje się w budynku z
fantazyjnie powykręcanym tytanowym dachem. Nie bez kozery przywodzi on
na myśl
Muzeum Guggenheima z Bilbao, ponieważ zaprojektował go również
Frank Gehry.
Wszystko to wpisuje się w wielowiekową dbałość plantatorów o
zwiększanie popularności i rozpoznawalności ich produktów. Patrząc
bowiem od strony historycznej, już w szesnastym wieku władze lokalne
celem wzmocnienia jakości i reputacji zakazały używania do produkcji
wina szczepów spoza regionu. Wtedy wprowadzono również gwarancje
autentyczności i jakości produktu, ponieważ wina mogły być
transportowane tylko w specjalnych bukłakach pieczętowanych znakiem
stowarzyszenia plantatorów.
La Rioja zatem jest miejscem świetnym
do cieszenia się przyrodą. Może to efekt tego, że same Logroño nie
zaciekawiło mnie niczym specjalnym. Ot parki nad brzegiem rzeki Ebro,
oraz katedra - która wprawdzie posiada dzieło przypisywane Michałowi
Aniołowi, jednak przez dwa dni pobytu w mieście ani razu nie udało mi
się dostać do jej środka. Miasto fajnie sprawdza się więc w formie
punktu wypadowego na okoliczne wycieczki. Będąc bowiem na trasie
Camino Santiago
posiada mnóstwo schronisk dla pielgrzymów, które zapewniają niezbędne
minimum, tyleż samo kosztując. Lekkim absurdem na miejscu okazał się
brak możliwości wynajmu roweru. Autentycznie - w całym mieście nie ma
ani jednej wypożyczalni. Po małym riserczu okazało się że takowa jest w
okolicznym
Navarrete do którego można się dostać lokalnym autobusem. Firma
Navarent
udostępnia rowery z pełnym zestawem - kaskami, pompkami, sakwami i
butelką wody. La Rioja może zaoferować coś dla prawie każdego typu
rowerzysty. Piętnaście kilometrów na północ od Logroño znajduje się
pasmo wzgórz o niekiedy bardzo stromych podjazdach. Dużo łagodniejsze
pofałdowanie znajduje się natomiast na południe od trasy szybkiego ruchu
A12. Warto przejechać się jedną z
bocznych dróg wiodących z Navarette do Nájera.
Prowadzą one wzdłuż wielu plantacji winorośli oraz znajdują się na
ścieżce Camino Santiago o czym wspomnę za chwilę. Oprócz kontaktu z
naturą okolice oferują również sporo atrakcji historycznych - zarówno
tych z kategorii mitów, jak też faktów spisanych. Z całą pewnością warto wstąpić do
Nájery,
choćby na kawę w jednym z umieszczonych przy rzece barów. Co najmniej
krótką chwilę warto też poświęcić na pokręcenie się po klimatycznych
uliczkach lokalnej starówki. W międzyczasie może się okazać, że nawet
tak małe miasteczko jest bardzo istotne w świadomości dzisiejszej
Hiszpanii. Tutejszy kościół Św. Marii do XVI w. był bowiem głównym
miejscem pochówku władców tego kraju.
Kolejnym bardzo istotnym miejscem w
świadomości Hiszpanów jest znajdujący się siedemnaście kilometrów dalej
San Millán de la Cogolla. Prowadzi do niego
łagodny, aczkolwiek bardzo upierdliwy, kilkukilometrowy podjazd.
Jest on niezauważalny wzrokiem, przez co w połowie drogi odniosłem
wrażenie że mój rower po prostu uległ uszkodzeniu i poważnie rozważałem
rezygnację z dojazdu do tego miejsca. Jednak zmęczenie wynagrodzone zostało w
drodze powrotnej, gdzie przy lekkim wietrze w plecy udało się osiągnąć
całkiem niezłe prędkości ;) Wracając do tematu, Klasztory Suso i Yuso,
dla których jedzie się do San Millán, znajdują się na Liście Światowego
Dziedzictwa UNESCO. Jak bowiem wynika z badań, w tym właśnie miejscu
została stworzona pierwsza literatura spisana w języku kastylijskim, z
którego wywodzi się dzisiejszy hiszpański. Spoglądając dalej kusiła
eksploracja zielonych wzgórz na południe od klasztorów, jednak kiepska
pogoda i zbliżająca się godzina oddania roweru zmusiła mnie do powrotu.
Może i dobrze, bo jest to miejsce świetne bardziej do tuptania niż
jeżdżenia, a wzdłuż kilkunastu kilometrów spaceru można dotrzeć aż do
Valdezcaray, kurortu narciarskiego z 22 kilometrami tras zjazdowych.


 |
Nie wiem jak Was, ale mnie ta rzeźba przeraża ;) |