środa, 15 czerwca 2016

Ryanair przenosi loty krajowe na lotnisko Chopina

Jakiś czas temu w sieci pojawiły się zachwyty nad planem przeniesienia lotów krajowych Ryanair z lotniska Modlin do głównego portu lotniczego w Warszawie. Może przypomnę - zmiana nastąpi pod koniec sezonu letniego, od zimowego natomiast dodatkowo zwiększeniu ulegnie liczba lotów - do trzech dziennie.

Gdy kilka sezonów temu ogłaszano uruchomienie rejsów pomiędzy Modlinem a Gdańskiem i Wrocławiem, moja opinia była wprost przeciwna do hurra-optymizmu panującego w sieci. Historia bardziej sensownych połączeń krajowych - czyli na dłuższych odległościach, w bogatszych krajach o większej tradycji ruchu lotniczego, na główne lotniska itp. - była dość jednoznaczna. Girona/Alicante/Santander/Walencia - Madryt, Dublin - Cork, Bergamo - Ciampino, Beauvais - Marsylia, Schönefeld - Hahn/Weeze/Brema - wszystkie te kierunki posiadały po kilka rotacji dziennie i dziś ich już nie ma. Dlatego odniosłem wrażenie, że lotnicze krajówki po Polsce w takim układzie to przede wszystkim zabieg PR.

Po tych kilku sezonach obecności tras z Modlina stwierdzam, że trochę miałem rację i trochę się myliłem ;) Nie zaprzeczam, że samoloty z Wrocławia latają raczej pełne. Faktem jednak jest, że moja obserwacja dotyczy w przeważającej mierze lotów weekendowych. Druga sprawa to fakt, na ile te rejsy są pełne z powodu zapotrzebowania, na ile z powodu ceny? Przy lotach za 9 złotych zabiera się bowiem wszystkie dzieciaki, ciotki, babcie, wujków i psy na wycieczkę do Warszawy, żeby mieli swój pierwszy i być może jedyny lot w życiu. Przykładowo, wielokrotnie w poniedziałkowe poranki, gdy po wylądowaniu we Wrocławiu jechałem autobusem do pracy, słyszałem rozmowy że trzeba będzie szybko się przejść na Rynek, wzdłuż Odry, pokazać dzieciakom krasnale, zjeść coś w Maku i gonić na przystanek aby złapać lot powrotni. Trzecia sprawa to fakt, że niemała siatka połączeń i tanie doloty na Modlin zwiększają możliwości podróży po kontynencie. Sam tak robiłem Gdańsk, Rygge, Rzym i Ateny :-) Czyli mamy pełne samoloty, lecz przy zwiększeniu ceny do 100-150 złotych w jedną stronę obłożenie prawdopodobnie poleciałoby na łeb na szyję. Owszem, tzw. gajerków którym cena gra drugoplanową rolę trochę lata. W końcu pasują im godziny (zwłaszcza poranny wylot z Wrocławia/Gdańska) lub po prostu mają coś do załatwienia w północnej części Stolicy, przez co z Modlina jest im bliżej. Niemniej ruch ten jest tylko niewielką częścią całości obłożenia.

Kilka miesięcy temu zastanawiałem się w którą stronę pójdą rejsy krajowe Ryanair. Czy lotniskom regionalnym oraz linii w ramach promowania baz we Wrocławiu i Gdańsku będzie zależało na dokładaniu do nieopłacalnych połączeń tylko po to, aby móc reklamować śmiesznie tanie bilety, przekonywać do siebie nowych klientów w nadziei ich powrotu na pokład przy jakimś droższym kierunku. A może jednak będą celowali mimo wszystko w pasażerów podróżujących często, którym zależy na bliskości centrum Warszawy, dobrych godzinach, obsłudze itp.? Tylko na nich da się bowiem zarobić coś więcej, chociaż przy ruchu krajowym zapewne o zysku też nie ma mowy. Niemniej Ryanair przy swojej ogromnej flocie i siatce jest w stanie sobie na to pozwolić :-) 

W chwili obecnej linia wybrała moją drugą opcję z plusem w postaci trzeciej rotacji. Z plusem trochę przez łzy, ponieważ jego wartość jest w mojej opinii zerowa. Rejs w środku dnia dla biznesu jest bowiem albo za wcześnie aby skorelować go z poranną rotacją, albo za późno w stosunku do jej popołudniowego odpowiednika. Dużo lepsza byłaby rotacja na zamknięcie dnia. Opcja dla biznesu - jeśli planowany jest bardzo długi dzień spotkań, opcja dla pasażerów podróżujących turystycznie/weekendowo/do rodziny - aby spokojnie po pracy przyjechać do domu, zjeść obiad i pojechać na lotnisko. Czyli okolica wylotu z Wrocławia o 21:30 i powrotu około północy. Niestety doszłoby tutaj dublowanie godzin z LOTem, co oczywiście Ryanair by nie przeszkadzało ;) Dobrym pomysłem byłaby natomiast rotacja odwrócona z lądowaniem w granicach północy w Warszawie (w tym momencie ostatni rejs do stolicy startuje około godziny 21-22), ale to by oznaczało bazowanie maszyn na lotnisku Chopina, więc kompletnie odpada ;)

Czy projekt Chopin się powiedzie? Tego nie wiem. Ryanair to linia która niejednokrotnie wypowiadała się o wspaniałości jakiegoś pomysłu, po czym kompletnie go zarzucała. Póki co, chcą latać, a jak im się przestanie chcieć, to po prostu skasują kierunek ;) Z mojej strony ogłoszenie rejsów na główne lotnisko w Warszawie jest bardzo dobrą wiadomością. Paradoksalnie bowiem będę mógł się wypiąć na Ryanair przesiadając się do LOTu. Część z Was pewnie bowiem pamięta czasy OLT Express, gdy po wzmożonej konkurencji na trasach do stolicy nagle się okazało że nasz narodowy też może latać za sto złotych. A w tym przypadku mówimy już o szerokim wyborze sześciu, czy siedmiu rotacji dziennie a nie raptem dwóch. Czyli po pracy domek, obiad i lotnisko a po weekendzie dłuższa kima, krótszy dojazd na bliższe lotnisko i w biurze o nieco bardziej ludzkiej porze.

Wątek ten tak mocno omawiam i obserwuję, ponieważ ostatnio rejsy na trasie pomiędzy Wrocławiem i Warszawą to jakieś 50% moich wszystkich lotów. Dzięki większym możliwościom transportowym - różnym blablom, Polskibus, Pendolino i w dużej mierze też Ryanair - okazuje się, że bez większych problemów można prowadzić związek na odległość. Przy czym ani nie mam co narzekać na zwiększone obciążenia finansowe, ani na zmęczenie wynikające z trudów podróży. Ot, bus po pracy, przejrzenie w sieci newsów, odpalenie jakieś gry i chwilę później wysiadam z metra. I tak w jedną albo drugą stronę w niemal każdy weekend. Co więcej, dochodziło nawet do takich sytuacji, kiedy po pracy na rowerze jechałem na lotnisko, leciałem na kolację i tym samym rowerem następnego dnia z rana jechałem bezpośrednio do pracy. Taki urok młodzieńczej duszy i odrobiny szaleństwa w głowie ;)

Gdy tak sobie kiedyś omawialiśmy te możliwości transportowe, w pewnym momencie pojawiały się oczywiście porównania do innych krajów, gdzie ruch na trasach wewnętrznych jest dużo bardziej rozbudowany. Przykładem może być Francja z siatką Hop!, otaczana trasami kilku linii Hiszpania czy Włochy. Owszem, kraje bogatsze, odległości większe. Jednak od razu przypomniałem sobie pewną regułę zauważoną półtora roku temu na lotnisku w Bari. W ciągu dnia ściągano tam turystów z Niemiec, Anglii, wysyłano lokalsów do Paryża, Hiszpanii itp., natomiast niemal wszystkie ostatnie rotacje były wykonywane na lotach wewnętrznych. Część z nich odbywała się na trasach regularnych - Mediolan, Sycylia czy Rzym. Jednak rotacje części samolotów podzielone zostały na dwa, trzy loty w tygodniu na mniejszych, nieodległych od siebie kierunkach typu Genua, Florencja/Pisa, Triest/Wenecja/Werona, czy Brescia wspierana przez Bergamo.

Zacząłem więc sobie myśleć - czy coś takiego przyjęłoby się w Polsce? Jest bowiem kilka kierunków dalekich, które można by było połączyć i uzupełniać. Dwie rotacje tygodniowo z Gdańska do Rzeszowa, Krakowa i Wrocławia załatwiają samolotowi pracę na cały tydzień. Owszem, tylko dwie, jednak jeśli pojawi się wymóg podróży w dokładnie ten dzień, Rzeszowiakom pewnie szybciej będzie po pracy dolecieć i dojechać z Krakowa niż przez pół dnia pałować się wzdłuż kraju. Tak działała metoda lotów z Bari jednego dnia do Wenecji, innego do nieodległego Triestu. Do tego cena rzędu 100 złotych pewnie też nie jest jakimś mega wyzwaniem, zwłaszcza przy młodszym społeczeństwie, które zaczyna już całkiem nieźle zarabiać. Dodatkowym plusem dla linii jest to, że krótkie rotacje mogą się zaczynać naprawdę późno - nawet o 21.30. Kto by miał potrzebę latać na takich trasach? Cóż, studenci, osoby dojeżdżające do rodziny swojej, lub swojej połówki, czy freaki chętne poimprezować gdzieś przez weekend (wylot w piątek, powrót busem/pociągiem w niedzielę). Teraz przelecą się po kosztach a za dwa miesiące być może polecą na wakacje zostawiając linii sporo kasy ;)

Czy coś takiego wypaliłoby w naszym kraju? Cóż, Eurolot kiedyś próbował, nawet sensownie wychodziła im siatka z Krakowa i Gdańska. Niestety trafili na piekielnie ciężki dla siebie okres - notoryczne psucie się ATR-ów i brak dostawy dzisiejszych Dashów, oraz przede wszystkim totalna konkurencja OLT. Ryanair póki co zachwala pomysł rejsów na lotnisko Chopina, więc może i inne krajówki zaczną wchodzić w rachubę. Problemem jest tylko straszne foszenie się przewoźnika. Kilka sezonów po otwarciu bazy we Wrocławiu uruchomił on w ścisłym sezonie wakacyjnym połączenie do Gdańska. Myślałem że temat ten się rozkręci, gdyż w sierpniu zeszłego roku częstotliwość została zwiększona do czterech rotacji tygodniowo. Niestety pomimo powolnego rozwoju zarówno w Gdańsku jak i Wrocławiu w tym roku zabrakło miejsca w siatce na to połączenie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz