niedziela, 3 lipca 2016

Gdzieś pomiędzy - Moldawia - intro

Zdjęcia z całego wyjazdu znajdują się w mojej internetowej galerii pod tagiem: 2016.04.29 - 05.08 - Moldova (with Transnistria)

Mam swoją nauczkę że nie powinno się za długo spać... W trakcie zeszłorocznego wyjazdu do Macedonii któregoś poranka nie bardzo byłem skłonny do wstawania. Dorota wprost przeciwnie a dla zabicia czasu przeglądała newsy z sieci. W pewnym momencie obudziła mnie wiadomością o Szalonej środzie na którą zareagowałem tylko pytaniami za ile, oraz ile dni urlopu będę musiał wygospodarować. Gdy nieco ponad godzinę później (po zaliczonej jeszcze drzemce) kończyłem śniadanie, potwierdzenia zakupu lądowały na mojej skrzynce mailowej. Mam nauczkę, ponieważ niedawny wyjazd do Bośni również powstał w wyniku mojej konieczności weekendowgo dospania i buszowania w sieci przez Dorotę ;) 

Mołdawia od pewnego momentu pojawiała się w mojej świadomości jako miejsce, do którego warto by było się wybrać przy jakieś okazji. A że niecałe 400 złotych, bagaż rejestrowany w cenie (czyt. możliwość powrotu z kilkoma winami) i oszczędność urlopowa z powodu majówki, to nad czym się zastanawiać?

Koniec końców, z planowanych bodaj czterech dni w wyniku zmian w rozkładzie i wyjątkowo łatwego przystania LOTu na naszą propozycję nowych terminów, wyjazd rozbudował nam się do pełnego tygodnia. Z jednej strony słabo, ponieważ lektura wpisów w sieci wykazała niewielką ilość atrakcji znajdujących się w okolicach Kiszyniowa. Z drugiej dobrze, ponieważ dysponowaliśmy większą ilością zasobów czasowych, co nie kolidowało z faktem planowania wyjazdu już w trakcie jego realizacji. Podróż ta wymagała bowiem wykazywania się umiejętnością improwizacji na poziomie advanced ninja. Wynikało to zarówno z problemów z transportem, jak też zmienną sytuacją dot. bezpieczeństwa. Początkowo planowaliśmy bowiem podjechanie do Odessy. Pomysł zakopaliśmy kilka dni przed urlopem, ponieważ jedyny możliwy termin to był 2. maj. Akurat w rocznicę tragedii w Domu Związków Zawodowych. Chodziło o pożar tego budynku, który był efektem zamieszek w centrum miasta i w którym zginęło ponad 40 prorosyjskich separatystów. W świat wychodziły informację o znów wzmagających się napięciach, więc postawiliśmy sobie pytanie - po co ryzykować? Trzecim powodem wymagającym improwizacji była planowana wizyta w Naddniestrzu. Zwłaszcza, że mieliśmy zjawić się tam tuż przed 9.maja, hucznie obchodzonym w krajach związanych/podbitych/jakkolwiek to nazwać przez matuszkę jako dzień wielkiego zwycięstwa i innych propagandowych bzdur pojawiających się przy jego okazji.



Szczerze, dobrze że wybraliśmy taką otwartą formę wyjazdu. Ku naszemu zaskoczeniu okazało się bowiem, że w naszą majówkę w Kiszyniowie obchodzono... Wielkanoc. Zaskoczeniu, ponieważ w naszej pobieżnej świadomości przesunięcie świąt zazwyczaj było około dwu-trzytygodniowe a nie prawie dwumiesięczne. Tak więc chwilę po wylądowaniu i w niedzielę trafiliśmy na niemal opustoszałe miasto i pozamykane 95% sklepów oraz knajp. Z tego co się później dowiedzieliśmy, weekend później w Mołdawii obchodzone miało być coś na wzór święta zmarłych. Dlatego napotkaliśmy na wiele utrudnień, gdyż sporo ludzi organizowało sobie mocno wydłużony weekend i nie było żadnej szansy aby dostać się do dwóch największych winiarni w Mołdawii. Dobrze że zachód mnie nie rozpasał i nie wymagam aby wszystko było przygotowane na tip-top jeszcze przed wyjazdem. Wygląda bowiem na to, że kraje wschodu zawsze oznaczają pewną dawkę niepewności, improwizacji i konieczności kombinowania na miejscu. Ma to swój klimat :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz