piątek, 16 grudnia 2011

Frywolne harce FRancy

Ryanair od kiedy pamiętam był linią która nie pozwalała zbyt łatwo zapomnieć o sobie. Uwielbienie kojarzące się niemal z kultem zdobyła serwując bilety pozwalające latać wzdłuż Europy za cenę mniejszą niż dojazd taksówką z domu do lotniska. Zrodziła tym samym sporą grupę niskokosztowych podróżników nie zastanawiających się jakim cudem przy tak tanich biletach możliwe jest prowadzenie tak skomplikowanego biznesu. Czym się jednak przejmować jeśli najwyraźniej świat zwariował? Skoro bowiem prezes tego świetnie prosperującego interesu głupkuje co jakiś czas puszczając plotki o pierwszej klasie z "lodami" w cenie biletu, zanoszeniu bagaży pod samolot czy pilotach którzy w wolnych chwilach na trasie przelotowej mogą pracować przy obsłudze pasażerów, to czemu lot do Maroka za 20 złotych nie miałby być standardem? Jednak dobre czasy się skończyły a ostatnie miesiące w wykonaniu Ryanair to tylko potwierdzają.

W trakcie mojego ostatniego wyjazdu oznajmione zostały podwyżki cen za kilka "usług dodatkowych". Dotyczyło to głównie bagażu rejestrowanego, bo przecież "linia promuje latanie w wersji light". OK, na krótkich kontynentalnych trasach nie ma z tym problemu, ale wiadomo że jadąc na tydzień na prawdziwe południowoeuropejskie wakacje zawsze weźmie się większą liczbę bagażu. A tutaj niespodzianka w postaci wyższej ceny za walizkę lecącą na kierunkach prourlopowych niż innych.
Można powiedzieć - dobra, każda linia nisko-kosztowa szuka dodatkowych zysków a podwyżka ta dotyczy tylko sezonu letniego. OK, ale Ryanair już w przeszłości pokazywał że po sezonie letnim cena obowiązywała na dużo dłuższym odcinku czasu oraz że w stosunku ceny do jakości wypada zazwyczaj bardzo słabo. Że wspomnę tylko o Wizz Air który za mniejszą stawkę pozwala na przewiezienie do 32 kilogramów bagażu zamiast 15 Ryanair.

Totalnym chamstwem w moim odczuciu było natomiast podwyższenie do absurdalnych wartości opłaty, czy bardziej dosłownie kary za to że chciało się przewieźć za dużo w tzw. bagażu podręcznym. Wiadomo, latanie w wersji light przerodziło się w incydentalne przekręty typu 17kg schowane w plecaku i potrójny zestaw ciuchów założony podczas boardingu. Jednak sytuacje absurdalne jakie widziałem na lotnisku w Gironie lub Alicante - np. nakaz schowania zawieszonej na szyi torebki z okularami i portfelem - powoduje wrażenie że granica dobrego smaku została przez obie zainteresowane strony przekroczona już dawno temu.

Kolejnym totalnym chamstwem jest 50% podwyżka kary "za niewydrukowanie bądź błędne wydrukowanie karty pokładowej". Sprawa ta wywołała spore zamieszanie kilka miesięcy temu kiedy to sporo osób przyłapano na "niezastosowaniu się do poleceń" - które tak naprawdę nie dla każdego są jasno sformułowane. Cóż jednak zrobić, pierwsza decyzja sądowa w tym kontekście poszła po myśli linii i teraz bardzo sobie z tego powodu będą używać.

Dokładając to do wcześniejszych występków Ryanair z mnóstwem innych opłat "dodatkowych" typu za odprawę, odszkodowania związane z odwołaniami lotów czy też po prostu podwyższenie cen średnich za każdy bilet wychodzi pewna konkluzja. Otóż dla osoby nie nasłuchującej info o promocjach - ba, to się już też skończyło bo nałożenie systemu captcha teoretycznie uniemożliwiło przeczesywanie cennika wzdłuż i wszerz - podróżowanie z Ryanair przestaje się opłacać. Mowa tutaj zarówno o lataniu bezpośrednim w miejsca drogie typu ostatnio Wielka Brytania/Irlandia czy południe Europy, jak też kombinowaniu z przesiadkami w tanich portach. Doszliśmy więc do momentu kiedy to decydując się na spanie na lotniskach i w tanich hostelach bez wyżywienia ale z dużym bagażem - w sumie niejednokrotnie zapłacimy więcej niż korzystając z oferty biur podróży z lotem bezpośrednim i hotelem o niezłym komforcie i wyżywieniu.

No dobrze, w pewnym sensie jest to zrozumiałe, Ryanair podwyższając ceny zniechęca do latania z przesiadkami - w końcu jego ofertą są wyłącznie loty z punktu do punktu. Jest to też w interesie lotnisk. Jeśli bowiem władze lokalne na terenie których jest duża baza (załóżmy że Bergamo, Charleroi czy Bolonia) dopłacają linii za uruchomienie lotów do Polski, to te pieniążki powinny ściągnąć do nich turystów z Polski i ich wydawane pieniądze a nie służyć jak przesiadka na inny dopłacany lot do Maroka, na południe Włoch czy Grecję. Tylko są dwa "ale". Po pierwsze - z naszego punktu widzenia - dlaczego w takim razie Ryanair nie postara się o połączenia z Polski w miejsca bardziej atrakcyjne turystycznie typu Chrowacja, Grecja i południe Włoch? Po drugie - z punktu widzenia dużych baz - dlaczego władze lokalne muszą nadal dopłacać do tych połączeń gdy poprzez wymienione wcześniej podwyżki cen Ryanair osiąga jeszcze większe zyski niż z otrzymywanych od władz lokalnych "dotacji" za samą tylko obecność na ich lotniskach?

Niestety umiejscowienie na pozycji kultowej z szerokim gronem wyznawców pozwala na robienie czego się chce. Dlatego, pomimo że Ryanair zaczyna być droższy nie tylko od innych przewoźników nisko-kosztowych co nawet od sieciowych (z Warszawy taniej jest dolecieć do Londynu z British Airways niż tłuc się do Łodzi, Ryanair na Stansted i znów pociągiem do centrum Londynu), wielu ludzi będzie najpierw u nich szukać połączeń. Szkoda tylko że efektem ostatnich kilku lat pokazywania jak można tanio coraz częściej jest przepłacanie przez nieświadomych realiów tambylców.

wtorek, 8 listopada 2011

Sztuka taniego latania - jak kupić Wizz Xclusive Club w Wizz Air?

Wątek ten nawiązuje do wcześniejszych odcinków Sztuki taniego latania - "Zakup biletów w Wizz Air", oraz "Jak przejść odprawę internetową w Wizz Air?".

Jak informowałem w kwietniu w wątku "Klub niskich cen Wizz Air-a", Wizz Exclusive Club jest płatną usługą, dzięki której zarejestrowani klienci będą mieli dostęp do puli tańszych biletów. Początkowo oferta ta wydawała się bardzo atrakcyjna, gdyż nawet na jednym odcinku można było zaoszczędzić nawet €15. Po kilku miesiącach weryfikacji, wygląda na to że usługa ta nadal pozwala zaoszczędzić nieco pieniążków nawet przy incydentalnym pojawianiu się na pokładach różowego przewoźnika.


Uwaga: Nie życzę sobie jakiegokolwiek przedrukowywania, czy cytowania tego opisu w całości, części  lub  innym kształcie, gdziekolwiek w sieci, prasie czy innej formie przekazu bez mojej wyraźnej zgody. Mogę jej udzielić wyłącznie po skontaktowaniu się ze mną poprzez e-mail (spiral [kropa] active [małpka] gmail [kropa] com). Brak odpowiedzi z mojej strony nie może być uznane za ciche przyznanie zgody na powyższe.


Jak się tutaj odnaleźć?
Prezentowany opis jest kolejnością kroków jaką wykonałem przy zakupie własnego udziału w usłudze Wizz Xclusive Club. Prezentację podzieliłem na kilka etapów które oprócz opisu staram się również zamieszczać w formie graficznej. Chociaż w tekście staram się zwracać uwagę tylko na najbardziej istotne miejsca poszczególnych stron, jak zawsze proponuję całkowite zaznajomienie się z treścią każdej z nich włącznie z zamieszczonymi na nich linkami. Pozwoli to na uniknięcie ewentualnych późniejszych niedopowiedzeń mogących powodować niemiłe sytuacje. Wpis jest opisem autentycznej procedury, modulo zmienione lub ukryte dane ważne służące np. do identyfikacji. Procedura wykonywana była na przełomie kwietnia i maja 2011 roku. W tamtym czasie obowiązywała promocyjna stawka za uczestnictwo w Wizz Xclusive Club w wysokości 45 złotych. Aktualnie (listopad 2011 roku) stawka ta wynosi 135 złotych.

Wprowadzenie
Zakup usługi Wizz Xclusive Club, jak w zasadzie większość rzeczy związanych z Wizz Air, zaczynamy logując się na stronę główną przewoźnika pod adresem www.wizzair.com. Oczywiście zakładam, że utworzyliśmy już wcześniej swoje własne Konto W!zz, bez którego zakup biletów, subskrypcja do usługi i większość innych spraw byłaby niemożliwa. Gwoli przypomnienia, jak założyć takie konto opisałem we wcześniejszej części przewodnika - "Zakup biletów w Wizz Air".

Strona 01 - logowanie do Konta W!zz
Po zalogowaniu się na stronie, w jej lewej części odnajdujemy panel do logowania, gdzie wprowadzamy adres e-mail pod który nasze konto jest podpięte, oraz przypisane do niego hasło. Jeśli w jakiś sposób hasło wypadło nam z głowy, klikamy na odnośnik "wskazówka". Na nowej stronie wprowadzamy adres e-mail połączony z naszym kontem i następnie przycisk "Wyślij zapytanie". Jeśli adres mailowy się zgadza, po chwili powinniśmy na tamtejszą skrzynkę otrzymać skorelowane z nim hasło.







Strona 02 - subskrypcja do usługi
Po zalogowaniu się w centralnej części strony wyszukujemy pozycji "Wizz Xclusive Club". W miejscu tym cały czas będą znajdować się informacje dotyczące naszego statusu w tej usłudze. Jeśli konto na które się zalogowaliśmy nie ma jeszcze wykupionej takiej subskrypcji, wyświetlać się powinien przycisk "Subskrypcja". Naturalnie klikamy go.








Strona 03 - wprowadzenie danych do subskrypcji
W kroku tym uzupełniamy dane przypisane do naszego konta. Będą one przydatne podczas rezerwowania biletów. Jak się bowiem później okaże, w okolicach pól gdzie wprowadzamy dane interesujących nas lotów (trasa, data, etc.) pojawi się nowe pole "Podróżuję". Zaznaczenie tego pola będzie oznaczało, że subskrybent będzie jednym z podróżnych na dokonywanej rezerwacji a co za tym idzie, oferta usługi będzie obowiązywać na wszystkich pasażerów tej rezerwacji. Fakt obecności subskrybenta jest konieczny aby oferta była ważna a wprowadzane tutaj dane pozwolą na automatyczne wypełnienie części pól w dalszych krokach rezerwacji.
Wracając jednak do naszej strony, do wyboru mamy pięć opcji. Pierwszą z nich jest płeć właściciela subskrypcji. Do tego trzeba jeszcze określić datę urodzenia subskrybenta - dane te muszą się zgadzać z danymi na dowodzie osobistym lub paszporcie, na podstawie których zostaniemy wpuszczeni do samolotu. Na szczęście Wizz Air w tym miejscu również ma lepszy system od Ryanair, gdyż zmusza użytkownika do wybrania jednej z kilku opcji, zamiast wpisania własnych wartości. Niby małe coś, ale unikamy tym samym możliwości głupiej pomyłki. Ostatnią opcją jaką mamy do wyboru, to waluta w jakiej chcemy dokonać płatności za subskrypcję. Będzie ona wykonana przy użyciu karty, dlatego warto zaznaczyć tą walutę w jakiej prowadzony jest nasz rachunek. Na sam koniec trzeba potwierdzić zaznaczeniem fakt przeczytania warunków Wizz Xclusive Club (oczywiście polecam przeznaczenie kilku chwil na lekturę tychże) a po tym wszystkim kliknąć przycisk "Subskrypcja".

Strona 04 - płatności
Na tej stronie będziemy dokonywali płatności za subskrybowaną usługę. Niestety, w przeciwieństwie do procesu rezerwacji biletów, w tym miejscu nie możemy zapłacić przy użyciu przelewu bankowego. Na szczęście w tym przypadku Wizz Air nie pobiera żadnej "opłaty za opłatę", niezależnie od tego jaka karta będzie użyta do zapłacenia za usługę.
Zatem podobnie jak przy rezerwacji biletów - wybieramy rodzaj karty, wpisujemy jej numer, nazwisko posiadacza, datę ważności i kod CVV. Dokładne wyjaśnienie gdzie takie dane znajdują się na karcie zamieściłem w odcinku sztuki taniego latania dotyczącego kupna biletów w Wizz Air. Gdy wszystkie dane zostaną już wprowadzone poprawnie, pozostaje nam tylko kliknąć przycisk "Dalej".
Jeszcze jedno - przypominam że w momencie gdy aplikowałem do tej usługi, promocyjna cena za nią wynosiła 45 złotych. W chwili obecnej należy się liczyć z kosztem 135 złotych.

Strona 05 - dokonywanie płatności
Strona ta informuje tylko że uruchomiona została procedura bankowo-pośrednicząca zmierzająca do pobrania pieniędzy z naszej karty i uznania usługi za wykupioną. Zgodnie z treścią strony, jedyne co powinniśmy teraz robić to niecierpliwie tupać nogą przez kilkanaście sekund. Wcześniej czy później, strona zostanie bowiem samoczynnie przeładowana do kolejnego kroku.


Strona 06 - potwierdzenie subskrypcji
Jeśli wszystko odbyło się bez problemów, powinniśmy być przekierowani na tą właśnie stronę. Od teraz przy wyborze lotów na które chcemy dokonać rezerwacji powinno być dostępne wspomniane wcześniej pole "Podróżuję". Po zaznaczeniu tego pola tańsza stawka biletów będzie dostępna w sposób domyślny. Po zalogowaniu się do konta Wizz na stronie głównej będzie również dostępna informacja na temat naszego statusu w Xclusive Club. Najważniejszą z nich jest oczywiście data do której dana usługa będzie dostępna. Jednorazowy zakup obowiązuje bowiem tylko przez rok.

czwartek, 27 października 2011

Spostrzeżenia własne - przewodnik po Oujdzie (Wadżdzie, Użdzie)

Oujda, Użda lub Wadżda – pod takimi nazwami kryje się jedno z ważniejszych miast w północno-wschodniej części Maroka. Początki jego historii sięgają X wieku kiedy to w  okolicy zaczęły osiadać plemiona Berberyjskie. Na przełomie lat 80. i 90. zeszłego stulecia miasto zanotowało bardzo intensywny rozwój. Niestety trwał on bardzo krótko i został zatrzymany w wyniku zamknięcia wszystkich lądowych przejść granicznych pomiędzy Marokiem a oddaloną o kilkanaście kilometrów Algierią. Dziś Oujda to cichnące miasto. Wszystko może się jednak zmienić na przestrzeni kilku następnych lat. Głównie za sprawą planów rozbudowy ośrodków turystycznych na wschodnim wybrzeżu Maroka, którego obsługą ruchu lotniczego miałby się zajmować pobliski port lotniczy Oujda.
Galeria własnych zdjęć z wizyty w Oujdzie znajduje się na serwisie Panoramio, pod linkiem Panoramio, Oujda.

Lotnisko

Port lotniczy Angads to w tej chwili jedna z najnowocześniejszych infrastruktur lotniczych w Maroku. W ostatnich latach wybudowano bowiem na nim nowy pas startowy w kierunku północny-zachód/południowy-wschód, terminal, płytę postojową oraz drogę dojazdową z pobliskiej trasy szybkiego ruchu. Gdy w styczniu 2011 roku miałem okazję odwiedzić to lotnisko – na prawie każdym kroku czuć było świeżość i nową jakość. Z infrastrukturą tą wiązane są bowiem spore nadzieje, ale o tym nieco później.

Lotnisko aktualnie znajduje się w siatce kilku przewoźników lotniczych. Loty krajowe i międzynarodowe zapewniają linie arabskie – Air Arabia Maroc (Paryż, Bruksela, Montpellier), Royal Air Maroc (Al-Hoceima, Casablanca oraz Amsterdam, Bruksela, Marsylia i Paryż). Oujda obecna jest również w siatce połączeń linii Transavia (połączenia z lotniskiem Paryż-Orly) i Ryanair (Charleroi i Madryt). Poza tym głównym klientem docelowym lotniska są przewoźnicy czarterowi wykonujący kursy dla biur podróży. Chociaż nie śledzę za bardzo tego rynku to wychwyciłem gdzieś informację, że w roku 2011 zaplanowano połączenia czarterowe do Oujdy z m.in. Katowic i Warszawy.
Formularz wjazdowy, strony 2 i 3
Lotnisko w Oujdzie, jak każde w Maroku, to przede wszystkim wydłużona procedura podczas lądowania i startu. Po wylądowaniu należy bowiem znaleźć specjalne formularze wjazdowe w których trzeba zamieścić takie informacje jak dane osobowe (imię, nazwisko, data i miejsce urodzenia, obywatelstwo, stanowisko pracy), dane dotyczące paszportu, czas, cel i miejsce planowanego pobytu. Zeskanowany przykład takiego formularza zamieszczam obok. Co ciekawe, jeśli nie zna się jeszcze planowanego miejsca pobytu wystarczy wpisać zwrot pokroju „Oujda hotel”. Z wypełnionym formularzem należy zgłosić się do jednego ze stanowisk odprawy paszportowej, gdzie w ciągu około dwóch minut powinniśmy odpowiedzieć na kilka standardowych pytań, po czym otrzymać w paszporcie stosowną pieczątkę i powitanie „welcome to Morocco” :-)
Formularz wjazdowy, strony 1 i 4
Na podobnie wydłużoną procedurę należy się przygotować również podczas odlotu. Nawet bowiem jeśli podróżuje się wyłącznie z bagażem podręcznym, zanim przejdzie się na strefę airside lotniska należy wcześniej zjawić się ze swoją kartą pokładową, paszportem i bagażem przy stanowisku checkin. Tam nasze karty zostaną sprawdzone i zaopatrzone w stosowną pieczątkę. Później należy przedstawić te dokumenty jeszcze raz oficerowi przepuszczającemu do strefy kontroli bezpieczeństwa, jeszcze potem znów procedura z formularzem wyjazdowym (ten sam blankiet i dane co przy wjeździe) i dopiero wtedy można przechodzić w okolice przypisanej do naszego lotu bramki.
Jeszcze tak od strony technicznej – wiza nie jest potrzebna jeśli do Maroka przyjeżdża się w celach turystycznych na łączny okres krótszy niż 90 dni. Warunkiem niezbędnym jest, aby w momencie przyjazdu do Maroka przedstawiany paszport był ważny jeszcze przez minimum pół roku. Niestety nie posiadam żadnych informacji odnośnie procedury wpuszczania do Maroka jeśli w paszporcie widnieje pieczątka Izraela. Do niektórych państw nie uda się bowiem wjechać jeśli podróżny przebywał wcześniej w tamtym kraju.
Tuż po wyjściu ze strefy airside lotniska znajduje się hala z dwiema knajpkami, informacją turystyczną oraz punktami różnych firm. Jest to między innymi poczta państwowa na której nie narażając się na łupieżczy przelicznik (bardzo podobny widzieliśmy w kilku ogólnodostępnych miejscach w Maroku) można wymienić lokalną walutę. Oprócz tego dostępnych jest kilka punktów firm wynajmujących samochody. Niestety procedury trwają tam nieco dłużej niż na dużych lotniskach europejskich a i władając jedynie angielszczyzną załatwienie kilku prostych formalności staje się niemal wyzwaniem. Lokalna informacja turystyczna niestety nie należy do zbyt kompetentnych. Na pytanie czy z lotniska da się dojechać w sposób inny niż taksówką zareagowano bowiem wykrzywioną miną i rozłożonymi rękoma. Ostatecznie nierozstrzygnięte zostało zagadnienie czy reakcja ta wynikała z braku wiedzy na temat opcji transportowych czy jednak z braku znajomości języka angielskiego?
Rzeczywiście, chociaż miasto oddalone jest od lotniska o około 15 kilometrów, to dostać się tam można wyłącznie przy użyciu tzw. grand taxi. Koszt przejazdu w jedną stronę – niezależnie od liczby wiezionych osób – to 150 Dirhamów. Jadąc na lotnisko można skorzystać z autobusów kursujących pomiędzy miastami, które akurat przejeżdżają mieszczącą się niedaleko terminala drogą N2. Z lotniska podobno też tak można, aczkolwiek przy pierwszej wizycie w Maroku woleliśmy skorzystać z droższej, choć niekoniecznie bardziej cywilizowanej formy transportu.

 

Oujda
Oujda to najważniejsze miasto we wschodniej części Maroka. W okresie dynamicznego rozkwitu liczba jego mieszkańców sięgała 700 tysięcy. Obecnie szacuje się że Wadżda liczy około 400 tysięcy mieszkańców. Na pogłębiający się kryzys w tej części Maroka próbuje się zaradzić prowadząc inwestycje mające na celu wzmożenie ruchu turystycznego w rejonie. Duże nadzieje wiąże się z budowanym przy granicy z Algierią ośrodkiem turystycznym Saïdia. Sama Oujda także przechodzi intensywną rewitalizację zabudowy miejskiej. W styczniu 2011 roku widzieliśmy ogrom prac skoncentrowanych przy niemal każdym budynku północnej części Mediny. Prace te są niezbędne ponieważ gdyby nie one, Oujda byłaby smutnym i zaniedbanym miastem o niemal zerowych walorach turystycznych.
Tak też traktowane jest to miasto w większości przewodników turystycznych. Polecane jest bowiem głównie jako jednodniowy punkt postojowy w drodze na wybrzeże lub we wschodnie części marokańskiego Atlasu. W naszym przypadku prawie wszystko co interesujące w Wadżdzie udało się zwiedzić w nieco ponad dzień. Oczywiście punktem głównym jest otoczona pozostałościami murów Medina. Na szczęście nie została ona opanowana przez punkty z kiczowatymi i nikomu niepotrzebnymi pamiątkami jakie znajdują się w miastach o bardziej rozwiniętym ruchu turystycznym. Można więc tam nabyć towary autentycznie wykorzystywane w życiu codziennym. Oczywiście zgodnie z tradycją Souków w północnej afryce, również tutaj znajduje się miejsce przerażające ludzi o słabych nerwach. Mam tutaj na myśli część rzeźniczą w której z pominięciem choćby standardów Europejskich dotyczących higieny produkcji, na ulicy sprzedaje się wszelkie mięsa i wyroby pochodzenia zwierzęcego. Miejsce trąci lekko dreszczowcem, ponieważ normalnym widokiem są tam leżące za ladą móżdżki, ozory czy też prowadzona na widoku publicznym procedura łupania czaszki kozy celem dostania się do jej wewnętrznych „dóbr”. Potrafi się to śnić po nocach, ale faktem jest że widoków takich w miejscu publicznym w Europie raczej się nie zobaczy.
Poza Mediną w Oujdzie warto znaleźć się we wszelkich miejscach publicznych, które niedawno przeszły proces rewitalizacji. Przykładowo mogą to być place Place du 16 Aout, Place 9 Juillet, plac przy Bramie Bab al Gharbi czy Place de Jeddah. Ten pierwszy stanowi północno-zachodnią bramę do Mediny z widokiem na znajdujące się obok wieże zegarową i minaret. Tuż obok jest dużo kawiarni jak też na rogu z Bulwarem Mohammeda V lokalna informacja turystyczna. Place 9 Juillet to dużych rozmiarów skwer przy którym znajduje się nowy meczet, oraz zbudowana za czasów protektoratu francuskiego katedra św. Ludwika. Chociaż budynek nie pełni już funkcji sakralnych (jest aktualnie salą widowiskową), jest to jeden z nielicznych w Maroku przykładów obecności Chrześcijańskiej. Ciekawostką są gniazda bocianów znajdujące się zarówno na wieży kościoła jak też minaretu. Przyjemny widok w połowie stycznia :-) Okolice bramy Bab al Gharbi to kolejny przyjemny skwer z porozsiewanymi tu i tam palmami oraz fontanną. Podobno miejsce to jest godne polecenia późnymi popołudniami, kiedy to znajdujące się w okolicach bramy mury otaczające Medinę mienią się wszelkimi odcieniami pomarańczy. Place de Jeddah to wystawna prostokątna konstrukcja z dwoma fontannami. Znajduje się tuż obok budynków wymiaru sprawiedliwości, jednak po zmroku sprawiało wrażenie miejsca niekoniecznie bezpiecznego.

Medina
  
 

Plac przy bramie Bab al Gharbi
   


Plac 16 sierpnia / Place Du 16 Aout
   
 

Plac 9 lipca / Place Du 9 Juillet
 
Place Jeddah


Oujda - varia
 


Nocleg
Centrum Oujdy pod tym względem jest dla mnie sporą zagadką. Jak bowiem miasto rzeczywiście nie prezentuje istotnych walorów turystycznych, co więcej – w wyniku zamknięcia granicy z Algierią nie jest miejscem postojowym na dłuższej trasie, tak znajduje się tutaj zaskakująco dużo hoteli i wszelkiej maści noclegów. Można je znaleźć kręcąc się po głównych traktach wokół Mediny i wszelkich odchodzących od nich bocznych uliczek.
Pokoje w hotelach o niewygórowanych standardach są opcją bardzo przyjazną statystycznemu polskiemu portfelowi. Niestety niewygórowany standard oznacza zazwyczaj spore wyrzeczenia. Po pierwsze hotele w Maroku raczej nie są ogrzewane. Latem ok, ale zimą wychodzenie spod prysznica do pokoju w którym panuje temperatura około 14℃ nie należy do najprzyjemniejszych. Oczywiście noc w takich warunkach spędza się pod grubymi kocami które powinny być dostępne w każdym pokoju. Punkty „taktyczne” na które zawsze należy zwracać uwagę podczas sprawdzania pokoju to przede wszystkim okna, łazienka, woda, łóżka. Okna w hotelach o niższych standardach lubią być nieszczelne co przeszkadza zarówno zimową nocą jak i letnim dniem. W łazience przede wszystkim należy zwracać uwagę na czystość wanny, zlewu jak też sprawdzić czy z kranu leci ciepła woda (nie zawsze taki „luksus” jest dostępny w każdym pokoju!). Ostatecznie łóżka wymagają również poświęcenia im kilku chwil przed decyzją o zajęciu danego pokoju, ponieważ w praktycznie każdym z naszych hoteli takowe posiadały pewne bardziej lub mniej ukryte wady.
Przebywając w Oujdzie zdecydowaliśmy się na Hotel Lillas, który znajduje się przy rue Jamal Eddine el-Afghani. Zostałem przekonany do niego po krótkiej rozmowie ze stojącym przy recepcji starszym Francuzie, który podawał się za byłego ambasadora Francji w ponad trzydziestu krajach (więcej o jego wątku w relacji z wyjazdu „Drugi kontakt z czarnym lądem”). Przekonany z jednego powodu – w ciągu 3 dób w tej części świata koniec końców okazał się on jedną z nielicznych napotkanych osób które dobrze rozumiały język angielski. Mimo wszystko w ciągu pierwszych kilku godzin spędzonych w sprawiającym wrażenie dzikiego kraju człowiek nie wyrabia w sobie jeszcze umiejętności dogadywania się „poza językami” i wybiera pierwsze lepsze wygodne dla niego rozwiązanie. Tak też było z nami chociaż zdawaliśmy sobie sprawę z co najmniej kiepskich warunków jakie ten hotel oferował. Podsumowując – jeśli szukasz czegoś taniego – mimo wszystko polecam poszukanie najpierw innych propozycji ;)
  
 

Ceny
Jeśli jest się w posiadaniu instynktu tambylcy-poszukiwacza Maroko jest opcją raczej przyjazną dla portfela nawet niezbyt zamożnej osoby. Zwłaszcza w Wadżdzie która, jak już staram się to któryś raz podkreślić, nie jest jeszcze opanowana przez zmasowany ruch turystyczny. Dlatego też u miejscowych nie wytworzył się jeszcze specyficzny trend wyciągnięcia od przybysza każdego możliwego Dirhama. Owszem, porównując pod koniec pobytu ceny jakie przyszło nam płacić za różne produkty w różnych miejscach, zauważyliśmy że kilkukrotnie byliśmy nieco naciągani. Oczywiście w 95% miejsc nie ma co liczyć na wystawione plakietki z cenami czy kasowe paragony. Niemniej miłym zaskoczeniem był fakt że nie w każdym miejscu na widok Europejczyka z plecakiem ceny były zawyżane do przynajmniej dwukrotnej normalnej wartości.
Przez pierwsze dni pobytu zarówno w Oujdzie jak i Maroku ogółem – nie ma co kombinować. Ten kraj jest bowiem pełen sprzeczności, aklimatyzacja do których wymaga około dwóch dni. Dotyczy to również kontekstu cen. Przykładowo – chcieliśmy z rana zamówić herbatę i kawę w jednej knajpie. Jeszcze nie byli oni gotowi, dlatego usadzili nas na miejscach sąsiedniej, bardziej wytwornej kawiarni. Na koniec okazało się, że rachunek został wypisany na taką samą wartość jaką byśmy zapłacili w tym tańszym miejscu. Analogicznie niższa cena za pokój hotelowy nie musi oznaczać jego gorszego standardu o czym przekonaliśmy się szukając na szybko jakiegoś hotelu w Nadorze.
Ale do konkretów. Za nocleg we wspomnianym wcześniej hotelu zapłaciliśmy 200 Dirhamów. Warto poszukać czegoś o lepszym stosunku jakości do ceny. Kolejnych 70 kosztował nas obiad (dwa niewielkie dania mięsne – Tajine i coś niezidentyfikowanego) w zwykłej jadłodajni przy Bulwarze Mohammeda V. Będąc w Medinie warto pokręcić się po straganach oferujących świeże i tanie owoce, warzywa, bakalie, makarony czy lokalne przyprawy. Przykładowo spora ilość (grubo ponad 500 gram) kasztanów jadalnych kosztowała nas 62 Dirhamy. Warto wspomnieć że w wyniku pewnego zacofania gospodarki Maroka tamtejsze uprawy prowadzone są najczęściej z pominięciem zachodnich chemicznych standardów produkcji. Daje się to wyczuć w smaku. Zachwycić potrafią zwłaszcza soki w wyciskanych owoców. Przygotowywane są one zazwyczaj na miejscu z bardzo wysoką zawartością naturalnego składnika owocowego. Piszę z bardzo wysoką, ponieważ np. sok bananowy wymaga czegoś innego aby ze zmielonej papki stał się produktem zdatnym do picia :-) Koszt dwóch szklanek takiego soku to około 20 Dirhamów. W naturalny sposób będąc w Maroku nie można odmówić sobie zielonej herbaty. Fenomen tego trunku wyróżnia się tym, że niemal połowę szklanki stanowią świeże pędy mięty. Drugim zaskoczeniem jest ilość cukru wykorzystywana do słodzenia przez arabów. Na naszych oczach szklanka siedzącego obok miejscowego była „doprawiona” siedmioma kostkami cukru! Koszt dwóch szklanek herbaty to około 20 – 30 Dirhamów. Będąc przy temacie ogólnodostępnych łakoci warto też wspomnieć o przenośnych stoiskach oferujących m.in. przygotowywane na miejscu prażony słonecznik czy zapiekane w karmelu orzechy. Dwie porcje różnych orzechów kosztuje około 10 Dirhamów, chociaż w tym przypadku podaję stawkę z Nadoru.
Jeśli chodzi o przelicznik walutowy, to 1 Dirham kosztuje około 35 groszy. Niestety na miejscu nie można wymienić praktycznie nieznanych tutaj polskich złotych. Kurs wymiany jaki był na lotniskowej poczcie państwowej to o ile dobrze pamiętam około 11,6 Dirhama za 1 Euro. Z tego co wiem był to kurs zbliżony do tego, jaki osiągnąłbym w mieście. Co istotne, prawo zabrania wwożenia i wywożenia z Maroka tamtejszej waluty. Jednak przyznam się że zarówno podczas przekraczania granicy w stronę Melilli nad Morzem Śródziemnym jak też podczas ostatecznego wylotu z Afryki nikt nie pytał się nas o posiadaną walutę.

Poza Oujdą
Oujda, jak zresztą spora część przewodników to poleca, jest przede wszystkim dobrym punktem wypadowym do zwiedzania wschodniej części Maroka. Niestety dotyczy się to wyłącznie Maroka, ponieważ nawet jeśli Oujda znajduje się raptem 13 kilometrów od Algierii, to wszystkie granice lądowe pomiędzy tymi państwami są od lat zamknięte. Szkoda, ponieważ istotną atrakcją byłaby działająca niegdyś linia kolejowa prowadząca aż do Algieru, lub stosunkowo krótka droga do Oranu.
W chwili obecnej Oujda jest końcową stacją linii kolejowej wiodącej do Tazy, Fezu, Meknes, Sidi Kacem i Rabatu.W ten sposób z Wadżdy oprócz wymienionych miast można również dojechać do Casablanki i Tangieru. Osoby podróżujące koleją w Maroku bardzo sobie chwalą nocne połączenia – zwłaszcza w sezonie letnim.
Oprócz kolei w okolicach ronda krzyżującego drogi N6 i N17 znajduje się również główny dworzec autobusowy. Autobusy prywatnych firm zaczynają tam swoje trasy do Fezu, Tazy, Berkane, Nadoru, Al Hoceimy, Tangieru czy Er Rachidii. Przykładowa trasa do Nadoru (przez Berkane) zajmuje około trzech godzin jazdy i – w zależności od firmy – kosztuje od 25 do 35 Dirhamów. Kursy odbywają się niemal co godzinę. Należy jednak uważać, ponieważ jak wspomniałem w relacji, w styczniową sobotę po godzinie 16 w Nadorze nie udało nam się złapać żadnego autobusu powrotnego. Tak samo w zamian pierwszego kursu zapowiedzianego na godzinę 4:30 rano do Oujdy wyruszyliśmy jednym z kolejnych – po niemal dwu i pół godzinnym opóźnieniu. Wchodząc na dworzec widać szereg okienek różnych firm transportowych. Niestety 99% napisów jest w języku arabskim, co uniemożliwia nawet identyfikację tras na których są one obecne. Pozostaje więc niestety szukanie swojego szczęścia wśród obecnych w okolicach autobusów „naganiaczy”. Są to zazwyczaj „ogarniający” wszystko w danym autobusie piloci. Poznać ich można po trzymanym w ręku pliku kartek i długopisie. Wystarczy podejść i głośno powiedzieć nazwę miasta do którego chce się dostać. Jeśli dany pilot nie jedzie w tamtą stronę – za uprzejmością mieszkańców wschodniego Maroka – zostaniemy prawdopodobnie przekazani do właściwej osoby. W ten sposób możemy uniknąć dodatkowych napiwków które z pewnością trzeba by było zapłacić gdybyśmy poprosili o pomoc osobę zupełnie przypadkową. Zdaję sobie sprawę, że przytoczony opis może się wydawać chaotyczny. Rzeczywistość wygląda tam jednak dokładnie w taki właśnie sposób. Początkowo może to powodować niemałe przerażenie, jednak zaprawieni tambylcy zdołają się oswoić w ciągu dwóch dni :-)
Poza Oujdą przewodniki polecają przede wszystkim znajdujące się na północy wapienne pasmo Beni-Snassen – niewysokich gór należących do pasma Atlasu Tellskiego, które oddzielają kotlinę Angad od Morza Śródziemnego. Potrzebny czas do zarezerwowania to jeden dzień krążenia przy użyciu wypożyczonego samochodu osobowego. Polecana jest trasa przez Sidi Bouhrię, Taforalt i Berkane z powrotem do Oujdy. Tutejszą atrakcję stanowią jaskinie skalne (Grottes), zwłaszcza Grota Gołębi w której odnaleziono pochodzące sprzed 80 tys. lat – jedne z najstarszych znanych fragmentów biżuterii. Fenomenalnych wrażeń dostarcza podobno Wąwóz Zegzel z potokiem tworzącym niewielkie kaskady i głębokie naturalne baseny. Nad bujną roślinnością wznoszą się niemal pionowe skalne ściany a zniszczona droga asfaltowa wije się pomiędzy skałami zmuszając prowadzącego do kilkukrotnego przekraczania potoku w bród. Trasa przez góry kończy się zjazdem w okolicach miasta Berkane. Znajduje się ono mniej więcej w połowie drogi z Oujdy do Nadoru. Jeśli kogoś mimo wszystko będzie ciągnęło w tamtą stronę, warto przynajmniej jeden dzień poświęcić w całości na przejście graniczne do hiszpańskiej eksklawy - Melilli. Jest to bardzo urocze, w zasadzie nieistniejące w świadomości polskiego turysty miasto. Bardzo wyraźna granica pomiędzy życiem w Afryce i Unii Europejskiej wzmacniana jest jeszcze faktem, że Melilla stała się w zeszłym wieku polem artystycznych popisów niejakiego Enrique Nieto. Dzięki temu uznawana jest za drugie na świecie po Barcelonie skupisko sztuki secesyjnej, której niekwestionowanym mistrzem był nauczyciel Nieto – Gaudí.
Ciekawostką na rynku turystycznym (nie mylić z podróżniczym czy też tambylczym) może być Saïdia. Już w czasach francuskiego protektoratu okolice te zaczęły być traktowane jako miejsce wypoczynkowe turystów z zagranicy. Jednak ostatnio poczynione zostały spore inwestycje z nadzieją stworzenia w okolicy popularnego zagłębia turystycznego. Miałoby ono skorzystać z doświadczeń i bliskości, jak też pełnić podobną rolę jak turystyczne obszary śródziemnomorskie Hiszpanii i Portugalii, Baleary, czy atlantyckie okolice Agadiru i Casablanki. Saïdia w tej chwili prowadzi szeroko zakrojoną kampanię promocyjną i rabatową mającą na celu wybicie się na rynku i przyciągnięcie pierwszych turystycznych tłumów. Dlatego też w tym roku na lotnisko w Oujdzie będzie można polecieć bezpośrednio na pokładach rejsów czarterowych startujących z Katowic i Warszawy. Dla chętnych wypoczynku na miejscu przygotowywana jest odnowiona infrastruktura hotelowa z basenami, polami golfowymi, centrami handlowymi i sportowymi. Poza tym Saïdia oferuje również szerokie i długie na blisko 14 kilometrów piaszczyste wybrzeże.

Wrażenia ogólne
W kontekście czasu, ułożenia wrażeń i wspomnień z wizyty w Oujdzie dochodzę do zdania że było to dla nas dobre miejsce na pierwszy kontakt z Marokiem. Za każdym razem zaznaczam, że nie trawię wyjazdów zorganizowanych w zagłębia turystyczne gdzie ani nie wypoczywam ani nie jestem w stanie zobaczyć/przeżyć czegoś tamtejszego, naturalnego. Maroko niestety staje się mocnym punktem w turystycznym świecie, przypominając - przynajmniej z opowieści - to, co swego czasu doświadczyłem w Tunezji. Oujdę póki co mimo wszystko omija turystyczne zepsucie. Owszem, podsumowując wyjazd zauważyliśmy że w kilku miejscach byliśmy finansowo potraktowani jak źródło dodatkowego zarobku. Jednak nie było to aż tak nagminne i nachalne jak w przypadku codzienności miejscowości turystycznych. Tutaj odniosłem wrażenie że ludzie jednak starają się być pomocni, chcą się pokazać z jak najlepszej strony aby być w zapamiętanym w pozytywny sposób.
Owszem z jednej strony fakt naturalności Oujdy jako miasta marokańskiego a nie turystycznego tworu może cieszyć. Nie da się jednak ukryć że osoby nieobyte z tamtejszym sposobem życia mogą być w pierwszych chwilach wręcz przerażeni otaczającą rzeczywistością. Przeraża panujący w centrum miasta gwar i ruch. Idąc zwłaszcza z wyładowanymi plecakami czuje się towarzyszący każdemu krokowi wzrok miejscowych. Miejsca bardziej zatłoczone, wąskie, ciemne lub w których jest sporo tamtejszej młodzieży powodują, że jakoś instynktownie włącza się lęk, człowiek zaczyna co chwilę sprawdzać czy wszystko ma przy sobie oraz oglądać się za siebie i na boki. Zwłaszcza po niemiłych doświadczeniach jakie mieliśmy w Tunezji, bądź byliśmy świadkami w Alicante. W pewnym momencie jednak dochodzi się do zdania, że tamte miejsca już po prostu takie są. Tłok wynika z trzystu tysięcy ludzi zamieszkujących miasto i mających swoje sprawy do załatwienia. Chaos na drogach i jakość uczestniczących w ruchu samochodów jest efektem braku wygórowanych standardów i kontroli ich utrzymania jak np. w Unii Europejskiej. Taka rzeczywistość...
Życie codzienne w tej części Maroka pokazuje sporo skrajności. Opisuję tutaj bowiem sytuacje z nierealnych dla nas standardów co nie oznacza że tak jest wszędzie. Zdziwić się można że na ulicy co chwila widać pucybutów albo osoby sprzedające papierosy na sztuki. Z drugiej jednak strony ich głównymi klientami zazwyczaj są przesiadujący w kawiarniach mężczyźni. Miejsca te od południa są zatłoczone a ceny herbat i innych tamtejszych dóbr są porównywalne do tego co mamy w Polsce. Czy więc rzeczywiście Maroko jest krajem biednych ludzi? Drugi kontrast jaki mnie poważnie zdziwił to sytuacja w drodze do Nadoru. Siedząca naprzeciw dziewczyna – wygląd jak to młoda kobieta z tradycyjnej rodziny w kraju muzułmańskim. Jednak w ciągu kilkudziesięciu minut obserwacji zauważyłem że z tego rozklekotanego środka transportu pomiędzy chaotycznymi i biednymi miastami jedzie osoba będąca właścicielem takiego zestawu podręcznej elektroniki, na którą nawet ja – początkujący ale pracujący na pełen etat informatyk z bogatszego kraju Europejskiego, przy moich potrzebach, zaplanowanych inwestycjach i możliwościach – nie jestem w stanie sobie pozwolić! Kilka godzin później zadałem sobie pytanie czy to ma w ogóle jakiekolwiek znaczenie? Porównanie przyszło mi do głowy przechadzając się po niedawno odnowionej części miasta. Po raz kolejny bowiem zauważyłem, że istotną wadą tamtejszych ludzi jest brak konsekwencji. Przykładowo miejsca świeżo odremontowane na początku robią piorunujące wrażenie. Jednak przy kolejnym spojrzeniu uderza brak dbałości nawet o coś, co wydawać by się mogło wyróżnia się pozytywnie na tle innych rzeczy. Odremontowane place potrafią bowiem być brudne. Krawężniki przy nowych chodnikach nierówne. Budynki w kilku miejscach niewykończone. Porównując choćby remonty prowadzone w Polsce – jeśli w chodniku pojawia się jakiś otwór prowadzący do podziemnej instalacji – przed oddaniem pracownicy lepiej lub gorzej starają się aby ten otwór jak najmniej ingerował w całość chodnika. Tam uderza kompletna „olewka”, gdyż zawory potrafią wystawać kilka centymetrów ponad ziemię a otwory w płytach chodnikowych wycinane są bez ładu i składu z zazwyczaj dużym zapasem. Oczywiście przy wykończeniu nie ma co liczyć aby wycięte płyty były wyrównane – dobrze jeśli w ogóle są podsypane podkładem. Wiem, dziwaczne to porównanie, ale dokładnie wtedy uzmysłowiłem sobie jak wygląda tamtejsze życie codzienne. Wystarczyłoby bowiem nieco więcej zadbać o to co dobre bądź odnowione i my – cywilizacja Europejska – mielibyśmy od kogo się uczyć i co podziwiać. A tak... no cóż, przede wszystkim zupełnie inny świat. Ale może to i dobrze? Jak bowiem wspomniałem w relacji z wyjazdu – pobyt w Maroku był dla nas czasem stresującym, ale tak mocno skupiającym myśli na „tu i teraz”, że w ogóle nie mieliśmy wtedy okazji pomyśleć o tym, że te kilka tysięcy kilometrów dalej jest zima, mamy pracę, dom i codzienną, poukładaną w porównaniu do tego co widzieliśmy na miejscu rzeczywistość.


Adresy kontaktowe i informacje dodatkowe

Stacja kolejowa
pl. de l'Unité Africaine
www.oncf.ma (niestety strona internetowa tylko w języku  francuskim)
Pociągi kursują na trasie Oujda, Fez, Meknes, Rabat, Casablanca
Główny dworzec autobusowy
(Gare Routiére)
Rondo przy zbiegu dróg N6 i N17

Przewoźnicy obecni na trasie Oujda-Nador
- Rif Lines (GSM: 06 61 36 10 83)
- Voyages Almeria

CTM
(państwowe przedsiębiorstwo autobusowe)
Autobusy odjeżdżają spod garażu firmy przy Boulevard Omar Errifi lub sprzed biura firmy na Rue Sidi Brahim.
+212 536 682047
Strona internetowa jest niedostępna.

Hotel Lillas
Rue Jamal Eddine el-Afghani
+212 536 680840
Tuż obok znajduje się Hotel Al-Fajr. Bulevard Mohammed Derfouti.tel. +212 536 702293.

Hotel Angad
(wspomniany w przewodniku jako miejsce o doskonałym stosunku ceny do jakości)
Rue Ramdane el-Gadhi
+212 536 691451

Przewodniki
Podczas szybkiego przeszukania oferty EMPiKowej większość dostępnych przewodników wspominała jedynie że okolice Oujdy są miejscem mało interesującym pod względem turystycznym, lub w ogóle milczała na temat wschodniego Maroka. Jedynym jakie pokusiło się na opis tej części kraju było wydawnictwo Bezdroża. Jego książka z 2010 roku "Maroko - W labiryncie orientalnych medyn" pod autorstwem Krzysztofa Bzowskiego zamiast na kolorowe zdjęcia i obrazki postawiła na aktualne informacje praktyczne, zbierane przez - wydawać by się mogło - nisko-kosztowego freaka w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Rzeczywiście, w przypadku Oujdy, Nadoru czy Melilli pozycja ta przedstawiła kilka nieocenionych wręcz podpowiedzi bardzo ułatwiających radzenie sobie na miejscu. Wydawnictwo to polecam bez najmniejszego zastanowienia. Nabyć je można za 50 złotych w sieciach EMPiK, lub bezpośrednio u wydawcy.
ksiegarnia@bezdroza.com.pl
www.bezdroza.pl

Serwisy podróżnicze/turystyczne

Visit Morocco
Strona w bardzo przekoloryzowany sposób zachwalająca Maroko jako miejsce do odwiedzin z serii "luxurious 5* hotel". Może stanowić źródło pewnych bardzo ogólnych i podstawowych informacji. Wprawdzie pomija zagadnienie Oujdy, jednak posiada specjalną podstronę o kurorcie Saidia.
www.visitmorocco.com

Na Końcu Świata
Karta Maroka w serwisie Koniec Świata. Kolejne źródło podstawowych informacji od zapalonych podróżników i osób przebywających na miejscu co najmniej kilka miesięcy.
www.koniecswiata.net

piątek, 21 października 2011

Ryanair otwiera bazę w Polsce!

OK, stało się. Po szumnych wtorkowych artykułach na prawie każdym lotniczo zorientowanym serwisie internetowym można było odnieść wrażenie że w Polsce nie ma nic innego oprócz Ryanair. Euforia pojawiła się po konferencji prasowej gdzie linia zapowiedziała że chciałaby latać do Modlina. Tak naprawdę to do wersji znanych już od przynajmniej trzech lat dorzucone w tym tygodniu zostały bardziej lub mniej konkretne liczby (lub dokładniej życzenia co do ich ewentualnej wartości) oraz mapka opcjonalnych połączeń która miejscami wyglądała jak efekt losowo porozkładanych na kontynencie kropek i linii łączących je z Warszawą. Jednak jakoś prawie każdy z serwisów zapomniał o sprawie kluczowej - sama linia potwierdziła że nie ma jeszcze nawet zakończonych negocjacji co do kształtu umowy z Modlinem. Czyli w wariancie pesymistycznym może z tego nawet nic nie wyjść, co nie przeszkodziło większości portali aby o bazie pisać w trybie niemal dokonanym ;)

Niespodzianką natomiast okazał się następny dzień. W euforii Modlina przeoczono bowiem gdzieś informacje o zaplanowanej na środę konferencji prasowej we Wrocławiu. Pierwsze przecieki o niej pojawiły się w weekend - happy berzdej - w moje urodziny ;) Niedługo później w konspiracji moje źródełka po obu zainteresowanych stronach wylały garść szczegółów i na kilka dni przed faktem wiedziałem czego należy się spodziewać. Okazało się bowiem że bez rozgłosu, jasno, szybko i konkretnie dogadano się z Ryanair i na mapie przewoźnika pierwsza czerwona kropka w Polsce została umieszczona właśnie we Wrocławiu. W środowy poranek koleżanka napisała do mnie maila że się właśnie dowiedziała, ale sama nie wie czy wbrew większości warto Wrocławiowi gratulować? W jakimś sensie podzielam jej obawy...

Każdy kto obserwuje rynek lotniczy wie co bowiem oznacza Ryanair. Jest to linia strasznie zaborcza, dążąca do zmonopolizowania rynku co osiąga wprowadzając zazwyczaj na pole bitwy bardzo silne armaty bojowe. Wszystko to jeśli tylko widzi w swoim działaniu jakiś dalszy zysk, bądź ot tak akurat chce. W ten sposób dostaje się każdemu. Przykładowo - od dwóch lat Wizz Air nie ma spokoju w Gdańsku, Poznaniu czy na Litwie. Ryanair wzmaga tam konkurencję swoimi nowymi kierunkami. Gdy Wizz osiadł z jednym samolotem w Wilnie, chociaż Ryanair posiada bazę w niedalekim Kownie - otworzył również kilka połączeń do Wilna. Warto wspomnieć, że prawie każde było pośrednim lub bezpośrednim duplikatem wcześniejszej trasy konkurenta. W styczniu tego roku polecieliśmy do Oujdy tylko dlatego, że na tym kierunku z Charleroi (jednej z większych baz Ryanair) za dobrze radził sobie czarterowy Jet4you. Z jednej strony fajnie - konkurencja obniża ceny a my mieliśmy okazję pierwszy raz znaleźć się w Maroku. Niemniej niewiele przewoźników jest w stanie podjąć się walki i wygrać z wyniszczającą konkurencją preferowaną przez linię z Irlandii. Koniec końców przeciwnik sobie odpuszcza, co zazwyczaj doprowadza do monopolu i dalszym efekcie - dyktatem warunków przez Ryanair.

Tego właśnie obawiam się w przypadku otwierania w Polsce baz Ryanair. Zeszłoroczny przykład Wrocławia pokazał jakie tego mogą być skutki. Imponujący wzrost w liczbie rotacji i otwieraniu atrakcyjnych kierunków spowodował mnóstwo tanich biletów i świetnych możliwości przesiadkowych. Niemniej tylko przez pół roku. Później nastała bardzo chuda zima - skasowano całą Hiszpanię, z bodaj dwunastu tygodniowo lotów do Włoch pozostały dwa do Bergamo, wyleciał i tak marny pod względem częstotliwości Hahn i Weeze. Częściowo winna za ten stan rzeczy jest zmiana w strukturze (także własnościowej) Wizz Air, częściowo zepsucie dość wiarygodnego planu stabilnego rozwoju siatki zafundowane przez konkurencję ze strony Ryanair. Trochę boję się że powtórka z rozrywki będzie teraz znów we Wrocławiu a w niedalekiej przyszłości również na innych lotniskach.

Na potwierdzenie obaw nie trzeba długo czekać. Ryanair przy okazji bazowania jednego ze swoich samolotów zapowiedział uruchomienie lotów m.in. do Malmö i Beauvais. Znawcy lokalnego rynku wiedzą że strzałem w dziesiątkę okazało się niedawne uruchomienie przez SAS połączenia do Kopenhagi (teraz niemal siedem rotacji tygodniowo). Ryanair do Kopenhagi nie lata, ale przy różnicy cenowej rzędu minimum 250 złotych część z pasażerów będzie wolała nadłożyć nieco czasu i drogi aby przez most przeprawić się z Malmö prosto do Kopenhagi. Beauvais to jeszcze bardziej wysublimowany kwiek wbity Wizz Air. Rejsy ustawiono bowiem we wtorki, czwartki i soboty. W opublikowanym na chwilę przed konferencją rozkładem lotów Wizz Air z Wrocławia okazuje się, że przewoźnik ten na to samo lotnisko chce latać w niedzielę i znów w czwartek. Cóż, historia pokazała już dwukrotnie kto jest bardziej skłonny do zmiany terminu lotów aby nie kursować na to samo lotnisko w ten sam dzień. Tylko że teraz dla Wizz Air-a nie będzie to takie łatwe zadanie. Przewoźnik ten maszyną z Wrocławia operuje bowiem na lotach z Dortmundu do Łodzi, Oslo-Torp do Rygi i Eindhoven do Belgradu. Żonglerka godzinami lotów i częstotliwościami rejsów jest więc utrudniona i w tym przypadku nie obejdzie się bez gruntownej przebudowy całego rozkładu dla Wrocławia.

Do czego zmierzam w dzisiejszym wpisie, to są obawy na próby monopolizacji rynku w Polsce przez Ryanair. Wiadomo że już sama obecność tego przewoźnika na danej trasie jest dla innych linii piekielnym zagrożeniem. Nawet jeśli godziny lotów są mniej atrakcyjne a w końcowym rozrachunku ceny za bilet droższe, to już sama legenda otaczająca Ryanair umiejscawia ją niestety na pozycji dominującej. Dlatego o wiele trudniej w takiej sytuacji będzie skłonić do przylotu innych przewoźników. Mowa tutaj zarówno o potencjalnych nowych samolotach Wizz Air, jak też innych liniach dowożących do swoich hubów. Pomijając Warszawę, bardzo trudno bowiem o obecność na polskich lotniskach innych przewoźników nisko-kosztowych typu Vueling (choćby baza w Amsterdamie czy Tuluzie), easyJet (Belfast, Edynburg, Szwajcaria, Lyon, Rzym), Air France (nisko-kosztowa baza w Marsylii), airberlin, Germanwings, że o sieciowych sąsiadach typu Finnair, Austrian, KLM, British Airways czy airBaltic nie wspomnę.

Natomiast co do Wrocławia, to wczoraj pojawił się rozkład pracy przeznaczonej pod bazę maszyny. Chociaż doszło sześć nowych tras - trzeba przyznać że bardzo atrakcyjnych jak na siatkę z Polski - to Ryanair nic się nie zmienił w polityce częstotliwości. Oprócz Beauvis i Malmö wszystkie kierunki będą realizowane na dwóch lotach w tygodniu. Jest to w jakiś sposób zrozumiałe, w końcu Bournemouth zostało zdjęte z rozkładu ponad dwa lata temu, Treviso z Warszawy i Katowic okazało się mało zadowalające dla Wizz Air a Kreta i Malta to kierunki stricte wakacyjne i pochłaniające sporo czasu pracy maszyny. Jednak najbardziej zabolało mnie w tym wszystkim pozostawienie słabej częstotliwości na trasach do portów "przesiadkowych" typu Charleroi, Bergamo czy Bolonia. Jednak w tej kwestii nieco lepiej wypada polityka Wizz Air który przy rozbudowie baz inwestuje przede wszystkim w oferowanie na otwartych już trasach a zdecydowanie fajniej wygląda to u easyJet airberlin czy Vueling.

Oczywiście co do Ryanair, nie należy się smucić z jego obecności w Polsce. W końcu to ta linia bardzo mocno wpłynęła na rozwój świadomości lotniczej w naszym kraju. Może nieco wypaczonej świadomości, jednak nie da się podważyć że teraz latamy dużo więcej, drożej i w coraz to bardziej wyszukane miejsca. Warto jednak pamiętać że im więcej konkurencji na solidnych fundamentach bytowych ma Ryanair, tym lepiej dla siatki połączeń danego lotniska i cen biletów. Warto więc dbać o mniejszych przewoźników obecnych w naszych okolicach, ponieważ niejednokrotnie już się zdarzało że ich oferta była w jakiś sposób bardziej atrakcyjna. Warto więc szukać i w trakcie wymyślania kolejnych celów podróży nie kierować się wyłącznie opcją Ryanair.

czwartek, 15 września 2011

Po powrocie z Gruzji

Wprawdzie pierwszy wypad na kontynent Azjatycki zakończył się nam równo tydzień temu, jednak sprawy z nim związane będę się ciągnęły pewnie jeszcze przez kolejnych kilkanaście dni. Raz że sprawy formalne typu fotki (dopiero dziś skończyłem wrzucać na Panoramio obrobione i wybrane zdjęcia), czy oczywiście relacja na blogu której będzie można się spodziewać za jakiś czas. Dwa że na miejscu nawiązało się kilka znajomości które warto by było rozwinąć czymś więcej niż "pingującym" mailem. Trzy że wyjazd trzeba podliczyć finansowo co przy podwójnym przeliczniku, kilku wymianach walut i mnóstwie zakupów opisywanych nieznanym w Europie pismem - jest wyzwaniem niełatwym. Do kosztów niestety będzie trzeba doliczyć telefon który został ostatniego dnia gdzieś w Tbilisi i nawet jeśli uda się go zlokalizować, to odzyskanie zajmie zapewne jakiś czas...
Tak czy siak, wróciliśmy, zmęczeni, lekko zaziębieni, ale bardzo bardzo usatysfakcjonowani. Wyjazd wywarł na nas duże wrażenie. Sporo było improwizacji, część planów znów była tworzona w biegu a inna okazała się zbyt ambitna i musieliśmy ratować się życzliwością Gruzinów. Na to na szczęście zawsze można liczyć dzięki czemu wyjazd jest jeszcze milej wspominany. Oczywiście nie omieszkam napisać za jakiś czas obszerną relację i przewodnik. Jednak już teraz mogę z pełną świadomością polecić wyjazd do Gruzji każdemu, kto lubi eksperymentować i cieszyć się urlopem w sposób inny niż błogie lenistwo na plaży czy przyhotelowym basenie. My już przed zakończeniem pobytu stwierdziliśmy że zarówno Zakaukazie, jak też Gruzja jest dopisywana do listy "do odwiedzenia w przyszłości" i z pewnością za jakiś czas zaczniemy procedurę poszukiwania okazji cenowych aby znów dostać się w tamte rejony.

czwartek, 25 sierpnia 2011

Mapka wyjazdów - nowy element na blogu

Przyglądając się sieci internetowej na przestrzeni ostatnich kilku lat bardzo łatwo można odnieść wrażenie że Google jest na najlepszej drodze do realnego urzeczywistnienia kilku anarchistycznych wizji świata przyszłości. Ogromna sieć, globalna baza danych inwigilująca i wiedząca wszystko o wszystkich oraz brak możliwości wyrwania się poza jej system. Może i tak będzie, ale póki co ten informatyczny gigant zdobywa sobie kolejnych fanów (monopolizując raz po raz kolejne części internetu) za pomocą fantastycznych i piekielnie funkcjonalnych aplikacji. Jedną z nich jest Google Maps - doskonale znana chyba każdemu planującemu jakiekolwiek poruszanie się po nieznanym terenie.
Oprócz zwykłej mapy czy programu GoogleEarth, do sieci udostępniony też został rozbudowany interfejs sterujący (tzw. "API"), dzięki czemu mapy można wykorzystać do niezliczonej ilości pomysłów - choćby na cele serwisu Panoramio. Z systemem tym zetknąłem się jakieś dwa lata temu przyuczając się do programowania stron www. Efektem tego była m.in. mapka umiejscowiona w prawym górnym rogu bloga. Przedstawiała ona miejsca odwiedzone, trasy lotów i krótkie opisy. Dużą jej wadą była wielkość, dlatego już na samym początku postanowiłem przenieść ją gdzieś indziej. System był prawie gotowy, ale od roku jakoś nie mogłem się zabrać za jego wykończenie i przeniesienie. Ot taki tam brak weny ;)
Wpisem tym chciałem poinformować, że mapka została wreszcie przeniesiona. Znajduje się na specjalnej podstronie (link tutaj) a jej dotychczasowe miejsce zostało zastąpione elementem stałym. Sama mapka stała się przy okazji fajną prezentacją zawartości tego bloga. Wystarczyło bowiem odpowiednio skatalogować dane, aby były one pogrupowane w konkretne wyjazdy. Do tego prosta sztuczka pozwala na łączenie wyjazdów/wpisów z materiałami zamieszczonymi na tym blogu. Dlatego np. wybrane miasta informują o zamieszczonym przewodniku, a wyjazdy o napisanej relacji. Całość została również rozszerzona o linki kierujące do odpowiednich grup zdjęć umieszczonych na moim profilu w serwisie Panoramio.
Aby dostać się do zestawu informacji związanych z danym miejscem, wystarczy kliknąć jego ikonę na mapie. Opcjonalnie pod mapą znajduje się mały pasek, którego kliknięcie spowoduje pojawienie się opcji dodatkowych. Jest to warstwa wyświetleń umożliwiająca ukrycie wybranych punktów (np. linie z lotami, albo ikony z lotniskami). Drugą opcją jest lista zdefiniowanych wyjazdów rozwinięcie których pokazuje podsumowanie dotyczące m.in. odbytych przy jego okazji lotów, odwiedzonych miejsc, etc. Przy każdym miejscu znajdują się linki do blogowych materiałów opisujących dany punkt. Kliknięcie na nazwie powoduje wyświetlenie na samej mapie dymka z informacjami.Ot taki bajer, który według mnie w fajny sposób wizualnie przedstawia zakres treści z tego bloga. 
Oczywiście ilość zawartych informacji powoduje że gdzieś tam mogą się pojawiać jeszcze drobne błędy. Postaram się je naprawiać w miarę wykrywania. Poza tym założenie jest takie, aby cała aplikacja była aktualizowana na bieżąco, tak aby warto było do niej zaglądać co jakiś czas. Mam nadzieję że do czegoś będzie Wam ona przydatna. Dla mnie to fajny trening znajomości GoogleMaps API - taki tam element dodatkowy który może kiedyś się przyda w pracy zawodowej :-)