czwartek, 17 grudnia 2009

Komentarz po "magicznej środzie"

Ufff.... nareszcie nadszedł ten dzień! Tak sobie pomyślałem budząc się wczoraj około godziny 1100. Wreszcie odbyły się zapowiadane konferencje prasowe i teraz trzeba się szybko podłączyć do sieci, aby dowiedzieć się co na nich zostało zapowiedziane.
Ale o co chodzi? Chodzi o to, że od prawie tygodnia światek fanów lotnictwa nisko-kosztowego huczał od wszelkich plotek, domysłów i wróżenia z fusów. Nasilił się bowiem temat pierwszej bazy irlandzkiego przewoźnika Ryanair w naszej części Europy. Podobnie jak kilka miesięcy temu znów zapowiedziano konferencję prasową u jednego z kandydatów – lotnisku w podkrakowskich Balicach. Tylko że poprzednio świętowano n-tego pasażera lądującego w Krakowie, a tym razem otwarcie baz... ale na półwyspie Iberyjskim ;)
Pomijając lokalny klimat podwawelskiego grodu jeszcze ciekawiej zapowiadała się druga konferencja – zapowiedziana przez Wizzair w jednym z warszawskich hoteli. W planie miało być omówienie sytuacji w bazach tego przewoźnika w stolicy, Katowicach, Gdańsku, oraz jeszcze innym mieście. Chociaż temat był podany, na każdym forum zaczęto spekulować w najlepsze. Najbardziej rozbawiło mnie rozdawanie nowych tras dla drugiej bazowanej w Poznaniu maszyny, chociaż póki co nic nie wiadomo kiedy takowa do niej przybędzie? Pokuszono się nawet o takie zachcianki, jak technicznie prawie niemożliwe trasy pokroju Rzeszów-Londyn Luton czy krajówka łącząca Podkarpacie z Wielkopolską. Niemożliwe, ponieważ na pierwszej trasie obecny jest już Ryanair a tajemnicą poliszynela jest fakt, że te dwie linie lotnicze nie nakładają się na zajętych już kierunkach. Druga była zabawnym kontrargumentem na fakt, że opcjonalna trasa Poznań-Luton-Rzeszów-Luton-Poznań jest niemożliwa do wykonania przez jedną ekipę pokładową, której czas dziennej pracy limitowany jest przez pewne przepisy. Warto tutaj też wspomnieć, że nisko-kosztowi przewoźnicy tworzą tak swoje trasy, aby ich pracownicy zaczynali i kończyli pracę w tej samej bazie. Ale ratujący wątpliwą teorię Luton-Rzeszów kontrargument raczej jej nie wzmocnił. Tak na boku, osobiście jestem dużym zwolennikiem tras krajowych realizowanych przez tanich przewoźników. Z wielką zazdrością patrzę na sytuację w Hiszpanii (mnóstwo połączeń krajowych z Madrytu realizowanych przez Ryanair lub Vueling) czy Włoszech (podobnie tylko że na pokładach EasyJet, Ryanair i do niedawna również MyAir). Co więcej, sądzę, że trasy krajowe w Polsce nie są niemożliwe. Jednak na pierwszy rzut bardziej proponowałbym lot Kraków-Gdańsk, Gdańsk-Wrocław, czy Wrocław-Warszawa, które mają swój potencjał w ilości mieszkańców, jak też przeciwnika z jakim można łatwo wygrać w danej konkurencji (na dwóch pierwszych latał regionalny JetAir, a ostatnia jest jednym z najbardziej dochodowych lokalnych kierunków LOTu). Dodatkowe zamieszanie wśród domysłów wprowadzał również portal pasażer.com, który jeszcze w poniedziałek przy pomocy pewnych chwiejnych założeń za pewniaka do bazy Wizzaira ogłosił Rzeszów. Podchwyciły to lokalne gazety, podkręcając klimat zabójczej konkurencji między regionami na wieść o tym, że Bydgoszcz nagle ma zamiar rozdysponować pewną sumkę pieniędzy na otworzenie nowych połączeń lotniczych. Panowie – nie tak się ten interes prowadzi! Plotkarskie informacje powinny pozostać przy fotelu, przy którym się je usłyszało. Niestety rozeszły się one na cały salon fryzjerski i szczerze przeglądanie każdego forum które na chwilę zmieniły się w takowe zbiorowiska „informacji i planów zaskakujących” stało się męczące i wręcz nudne. Dlatego też wspominając moje przebudzenie się w środowe przedpołudnie czułem swoistą ulgę...
Ale co w końcu powiedziano? Jak wspomniałem wcześniej – w Krakowie świętowano otwarcie baz w hiszpańskiej Maladze i portugalskim Faro. I co z tego? :D Otóż to z tego, że cztery planowane do zbazowania samoloty w Maladze będą wykonywały loty m.in. do Krakowa i Wrocławia. Kraków kolejny raz cieszy się z ciepłego kierunku, Wrocław dziwi się ze swojego przydziału. Dziwi, ponieważ plotki o rozmowach na temat „tajemniczego” iberyjskiego kierunku pojawiły się już we wrześniu. Niemniej domysły ostatnich dni zupełnie pomijały Wrocław a tu bach – doszła jeszcze Bolonia. Z tym kierunkiem sporo zamieszania było w połowie października, kiedy to na mapie połączeń Ryanair pojawiła się kreska łącząca te dwa miasta. Niestety jakiś tydzień później system rezerwacyjny zamilkł na dobre w tej kwestii i pomyśleliśmy sobie że to był błąd informatyczny. Jednak nie :-) Szczerze informacja o Bolonii ucieszyła mnie dużo bardziej niż o Maladze. Malaga bowiem będzie kierunkiem typowo letnim – o częstotliwości lotów 2 razy w tygodniu która uniemożliwia krótki i tani wypad. Co więcej, Malaga nie daje możliwości przesiadek w miejsca, mnie interesujące. A do tego prawdopodobnie po wakacjach zostanie zawieszona, jak to zazwyczaj bywa z letnimi destynacjami. Bolonia natomiast jawnie pokazuje, że Ryanair poczuł we Wrocławiu konkurencję z okazji otwieranej tam bazy Wizzair. Zauważył, że nie jest już monopolistą i że czasy ścinania częstotliwości połączeń do niezbędnego minimum celem podwyższania cen już się skończyły. Zaczął więc powoli walczyć o wrocławski rynek otwierając konkurujący z Wizzairowym Oslo Trop (TRF) kierunek Wrocław-Oslo Rygge (RYG), a teraz na przekór istniejącej Wrocław – Bolonia Forli (FRL) trasę do swojej bazy w Bolonii (BLQ). Zapowiada się więc spora konkurencja na tych kierunkach, a dla pasażerów finalizować się to będzie w jeszcze tańszych biletach :-) Kraków natomiast w prezencie dostał trzeci włoski kierunek jakim jest popularna w Polsce Piza. I tyle – nici z bazy. Jednak na otarcie łez kolejny raz (od już przynajmniej czterech lat) zapowiedziano rychłe otwarcie pierwszej bazy Ryanair w Europie Środkowowschodniej i oczywiście Kraków jest „bardzo mocno brany pod uwagę”. W ciągu ostatnich trzech miesięcy to samo można było usłyszeć od Ryanair w stosunku do Gdańska, Bydgoszczy i Wrocławia ;)
Dużo więcej spodziewano się natomiast po konferencji Wizzair. Żadna rewolucja jednak nie nastała - linia podsumowała tylko działania podejmowane w ciągu ostatnich kilku miesięcy w naszym kraju formując je w spójny plan stania się linią przewożącą najwięcej pasażerów na Polskim rynku. W ten sposób każda z baz – Katowice, Warszawa i Gdańsk – dostały po jednym samolocie na wiosnę, Wrocław w marcu stanie się bazą dla jednej maszyny tego przewoźnika, dodatkowo Wizzair zadebiutuje na lotnisku w Łodzi. Wybór ten był poniekąd zaskakujący, gdyż linia ta posiada cztery zbazowane samoloty w pobliskiej Warszawie i bardziej spodziewałbym się rozwoju w pozostałych bazach (np. Poznań i Wrocław) niż wejścia na nowy grunt podcinając jednocześnie tym samym własne skrzydła. Ale fakt się stał – Łódź się cieszy. Cieszą się też Katowice, gdyż z nową maszyną dostały m.in. trzy świetne kierunki: Bergen w Norwegii, Madryt i Pizę. Wprawdzie Piza już na samym początku napotka na silną konkurencję ze wspomnianym wcześniej połączeniem z Krakowa. Jednak trasa do Madrytu jest pierwszą tego typu z Polski i szczerze mam dużą nadzieję, że okaże się strzałem w dziesiątkę. Wtedy otwarcie tego kierunku z innych Polskich baz będzie bardzo możliwe, a to pozwala na świetne i tanie przesiadki na loty po całym Półwyspie Iberyjskim, Maroku i Wyspach Kanaryjskich!
Niby dwie proste konferencje prasowe a tyle pisania. Emocje zaczynają wreszcie nieco opadać, jednak pojawiają się kolejne plotki i analizy. Nie można przeoczyć zwiększonego ruchu na rynku przewoźników nisko-kosztowych w Polsce. Wizzair zaczyna się okopywać i intensyfikować swoją obecność w całej Europie Środkowo-wschodniej. Przygotowuje się do nieuchronnego wejścia na ten rynek przez piekielnie agresywnego gracza, jakim jest Ryanair. Ten bada rynek bardzo skrupulatnie, gdyż męczą go koszty prowadzenia swoich baz na drogich Wyspach Brytyjskich, Irlandii czy w Niemczech. Woli przenieść swoje samoloty na tańsze południe i wschód Europy i nie zamykać intratnych i popularnych już tras. Dlatego sonduje swoje możliwości w Polsce, Słowacji, Czechach czy na Węgrzech. Jednym z najważniejszych kandydatów są Kraków i Bratysława. Kraków, który przeznaczył ze swojego budżetu znaczną kwotę na promocję wśród turystów zagranicznych, bardzo obniżył swoje stawki lotniskowe i w przeciągu niecałego roku otrzymał kilkanaście nowych połączeń. Jednak według mnie otwarcie bazy tam byłoby według mnie błędem. Prezes lotniska w Balicach, Pan Pamuła, ma bowiem ściągać turystów do Krakowa, co już osiągnął. Zgodzenie się na bazę Ryanair jest jednocześnie zgodzeniem się na kilkuletnie wydawanie pieniędzy na dopłaty i otwieranie nowych połączeń przynoszących niewiele turystów do Małopolski. No bo przecież są już bezpośrednie połączenia z najważniejszymi i najbogatszymi ośrodkami jak Paryż, Rzym, Mediolan, Berlin, Frankfurt, Dusseldorf, Barcelona, Wiedeń, Bruksela, Amsterdam, Sztokholm, Oslo, czy cała siatka z Irlandią i Wielką Brytanią. Nowe połączenia, które mogłyby być otwarte, to przede wszystkim dogodzenie mieszkańcom Małopolski w miejsca dla nich atrakcyjne turystycznie a przecież nie na to zostały przekazane fundusze. Teraz trzeba zainwestować bardziej na wschód – Moskwa, Ryga, Helsinki, Kijów, Budapeszt, Sofia... Według różnych źródeł, wczorajsza konferencja była kolejną „przy okazji”. Przecież Kraków świetnie się rozwinął w siatce połączeń Ryanair, więc jest co „świętować”. A prawdziwym celem przybycia do Krakowa jednego z ważniejszych menedżerów tej linii jest ustalanie pewnych faktów które zdecydują o ulokowaniu, bądź nie, kilku samolotów pod Wawelem. Decyzje jeszcze nie zapadły – cokolwiek nowego dowiemy się prawdopodobnie w nowym roku i kropka końcowa. Bratysława natomiast została poddana przez Wizzair. Ta była baza upadłego SkyEurope posiada sporą wyrwę w połączeniach lotniczych, którą od ostatnich kilku miesięcy bardzo intensywnie próbuje zapełnić Ryanair. Ale czy Słowacy będą chętni na dopłacanie do interesu Ryanair? Coś tam w międzyczasie przebąkuje się o pewnych szansach dla Bydgoszczy czy Rzeszowa. Linie nisko-kosztowe latają bowiem tam, gdzie mogą najwięcej zarobić. Jednak planowane dopłaty z budżetów województw Podkarpackiego czy Kujawsko-Pomorskiego wydają się być jeszcze za małe na stworzenie baz w ichniejszych lotniskach.
Zobaczymy co z tego wyjdzie. Na razie cieszę się ze zwiększenia konkurencji na naszym rynku i staram się zarażać całe moje otoczenie podróżowaniem tylko po to, aby te nowe połączenia były odpowiednio zapełnione przez pasażerów!

środa, 16 grudnia 2009

Dreamliner wreszcie w powietrzu

Boeing 787, lub inaczej „Dreamliner” („Liniowiec marzeń”) wreszcie odbył swój pierwszy lot w historii. Co to oznacza dla nas, zwykłych tambylców? Ano w zasadzie niewiele, chociaż fascynaci lotnictwa zgodnie podkreślają, że wczorajszy dzień jest jednym z istotniejszych w historii lotnictwa pasażerskiego.

A czemu tak? Pierwsze prace projektowe nad tym modelem rozpoczęły się ponad pięć lat temu. Według początkowego zamysłu, miał to być średniej wielkości samolot pasażerski przeznaczony na loty długodystansowe. Główną zaletą i wyróżnikiem „Dreamlinera” są materiały z jakich został zbudowany. Do tej pory stosowano bowiem duraluminium, który jest lekkim stopem galu z dodatkiem miedzi, manganu i magnezu. 787 w około połowie składa się natomiast z bardzo lekkich materiałów kompozytowych, w blisko 20 procentach ze wspomnianego wcześniej duraluminium, a w pozostałych z tytanu, stali i pozostałych materiałów. Kolejnym unowocześnieniem są silniki, które zaprojektowano spełniając surowe wymogi dotyczące spalania paliwa, ciężaru, technologii i wytwarzanego hałasu. I tak Dreamliner ma zużywać do 20 proc. mniej paliwa niż konkurenci i emitować do atmosfery mniej dwutlenku węgla, być lżejszym od porównywalnych maszyn, a zatem latać szybciej, dalej i taniej. Oprócz warunków ekonomicznych zwrócono też dużą uwagę na komfort podróży. Dzięki mocniejszemu kadłubowi okna mogą zostać powiększone o 65% a fotele będą najszerszymi zastosowanymi w przemyśle lotniczym. Tradycyjne rolety zastąpiono też elektrochromowanymi przesłonami, dzięki czemu będzie można przysłonić okna i jednocześnie podziwiać widoki. Boeing obiecuje też koniec z turbulencjami i redukcję hałasu o 60 proc.

Niestety nie obyło się bez problemów. Projektanci Boeinga postawili sobie zbyt wyśrubowane ramy czasowe jak na tak przełomowy model. Według pierwotnych planów, 787 powinien już od kilkunastu miesięcy latać regularnie dla kilku linii lotniczych. Jednym z najpoważniejszych problemów było oblanie testów konstrukcyjnych okolic łączenia skrzydeł z kadłubem pierwszego przewidzianego do lotu modelu. Wydłużyło to dziewiczy rejs o około pół roku, gdyż należało przeprojektować nieco model wzmacniając niektóre punkty konstrukcji. Mimo braku pewności, czy po drodze nie pojawią się kolejne „kwiatki” Boeingowi zapowiedział Dreamlinera w powietrzu jeszcze przed świętami.

I tak wczoraj, już przed godziną 1900 naszego czasu w internecie pojawiła się relacja z pierwszego rejsu. Chociaż sam start opóźnił się o około 30 minut, to fascynaci lotnictwa z zapartym tchem oglądali kołowanie na lotnisku Plain Field w stanie Waszyngton a następnie szybki start i wznoszenie. W międzyczasie, jak poinformował prowadzący relację, pobierane było mnóstwo danych telemetrycznych pozwalających na potwierdzenie założeń projektowych i sprawdzenie zachowania maszyny w normalnym locie. W taki sposób kolejna karta historii lotnictwa pasażerskiego została zapisana.


Ale dlaczego ta konstrukcja jest tak ważna również dla nas? Przede wszystkim z powodu spojrzenia w przyszłość od pierwszej fazy projektów. Latanie staje się bowiem coraz bardziej popularne, a przemysł lotniczy niestety coraz trudniejszy do realizacji. Dlatego wielu ekspertów twierdzi, że tylko najbardziej efektywne i nowoczesne maszyny będą decydować o największej opłacalności danej linii lotniczej. Najważniejszy jest koszt paliwa, gdyż, jak wiadomo, era taniej „ropy” dawno odeszła do czasów zamierzchłych. Według wyliczeń innego producenta samolotów, Airbusa, w 2008 roku na niebie latało 14 tysięcy samolotów pasażerskich mogących przewieźć ponad 100 osób. Prognozy mówią, że 20 lat później liczba ta ma się podwoić. Dlatego oprócz kosztów paliwa bardzo istotna jest uciążliwość dla okolic lotnisk oraz komfort zwiększającej się liczby podróżnych. Projektanci Dreamlinera wzięli to wszystko pod uwagę, dlatego mówi się, że kolejne modele aby nie przegrać walki o rynek w przyszłości, powinny przynajmniej utrzymać ten narzucony, dużo wyższy poziom proponowanego produktu. Miejmy nadzieję, że dzięki temu lotnictwo szybciej stanie się dużo tańsze i bardziej opłacalne. Owszem, nie dotyczy to w chwili obecnej latania nisko-kosztowego, gdyż zarówno gwiazda ostatnich kilkunastu miesięcy Airbus A380, Boeing 787, jak też projektowany Airbus A350 raczej nie są kierowane do linii lotniczych operujących na krótkich dystansach. Jednak doświadczenie wynikające z tych projektów powinno zaowocować gdy przyjdzie czas na wprowadzenie nowych modeli samolotów mieszczących do 180 pasażerów.

Z ciekawostek, w chwili obecnej Boeing ma zamówione modele u 55 różnych linii lotniczych. Pomimo kilku rezygnacji zgłaszanych zwłaszcza w ciągu ostatnich miesięcy (efekt kryzysu w branży lotniczej, oraz opóźnianych dat dostaw) na dzień dzisiejszy zamówionych jest 393 samolotów tego typu, do czego należy doliczyć 320 opcji i praw do kupna. Jako ciekawostkę dodam, że pierwszą linią Europejską goszczącą Dreamlinera w swojej flocie będzie Polski LOT, który zamówił 15 takich maszyn a kolejnych 11 ma w opcji. Optymistyczne założenia przewidują wprowadzenie tych maszyn do siatki LOTu na przełomie 2011-2012 roku, co daje przeszło 4 lata opóźnień w stosunku do pierwotnych planów. Brak 787 tłumaczy według linii skasowanie szumnie zapowiadanego w zeszłym roku połączenia do Pekinu, oraz problemy na trasach do Ameryki Północnej. Wprawdzie dziś nie wiadomo jeszcze czy LOT przy obecnej sytuacji finansowej przetrwa do 2012 roku, jednak otrzymanie Dreamlinerów oczekiwane jest jako lekarstwo na całe zło, a przede wszystkim przyczynek do solidnego rozwoju siatki intratnych połączeń dalekodystansowych a co za tym idzie, również prestiżu firmy. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Ja w każdym bądź razie nie mogę się doczekać pierwszego lądowania tej maszyny na lotnisku w Warszawie. Chętnie się przejadę ją zobaczyć i mam nadzieję kiedyś również przetestować w locie :-)

niedziela, 13 grudnia 2009

Sztuka taniego latania - niebezpieczeństwa za tym stojące

Podróżowanie traktuję w pewnym sensie jak hazard. Po pierwsze dlatego, że rzeczywiście jest to jakaś forma gry na zasadzie "kto weźmie więcej/taniej?". Po drugie, to wciąga! Jak rzeka. Po trzecie, do dziś jako tako starałem się przemilczeć na blogu, że za tą grą kryją się również pewne niebezpieczeństwa. Kilka powodów powinno pokazać więc dlaczego porównanie do hazardu wbrew pozorom jest bardzo trafione.

Polowanie na bilety. Pisałem to w bodaj pierwszej części przewodnika. Zaczyna się od tego, że kupuje się ot tak z ciekawości jeden tani bilet gdziekolwiek. Po powrocie podlicza się wszystkie wydatki wyjazdu i okazuje się, że nas na to stać. Czeka się więc na kolejną okazję. Za którymś razem, pojawiają się zachcianki aby polecieć w określone miejsce lub o określonym czasie. Gdy się okazuje, że takie bilety nie leżą na ulicy, szuka się głębiej. Po roku każda nowa promocja finalizuje się tym, że wieczorem przy kawce odlicza się kolejne minuty do północy (nowe oferty wchodzą w życie zazwyczaj o tej porze) a potem rozpoczyna przeszukiwanie systemu rezerwacyjnego wzdłuż i wszerz. Ile to już razy kląłem, że przez 4 godziny nie mogłem nic znaleźć. A bo tutaj mi godziny przesiadki nie pasowały, a tam akurat tanie ceny się rozjechały w datach... A kiedy indziej od niechcenia wynajduję Sardynię za 12 PLN. Ale pomimo tych nieprzespanych godzin pojawia się spora satysfakcja, gdy można się pochwalić swoim łupem widząc w oczach znajomych zwyczajną zazdrość ;)

Gry cenowe. Powiedzmy sobie szczerze, loty sprzedawane po 30 złotych od osoby liniom lotniczym się nie kalkulują. Więc dlaczego to robią? Bo paradoksalnie jednak im się kalkulują :D Klienci bowiem bardzo przyzwyczajają się do pewnych zachowań co ciekawie w przypadku lotnictwa opisuje jeden artykuł na serwisie www.pasazer.com (http://pasazer.com/in-4276-tvn,cnbc,w,tandemie,z,pasazercom.php)

W Polsce utarł się pogląd, że tani przewoźnik jest tańszy od tradycyjnego – co nie zawsze jest prawdą, a o czym niejednokrotnie pisaliśmy. Zarówno Lufthansa proponuje bilety za 399 zł w dwie strony, jak i LOT w podobnych cenach zabiera pasażerów na swój pokład. Przykład?


Często różnice widać już w przypadku ofert podstawowych, nie mówiąc nawet o wartościach ukrytych. Jakich? Cóż, przewoźnik liniowy (np. LOT, Lufthansa, British Airways, Air France, Iberia, etc.) w cenę biletu wlicza serwis pokładowy (przekąski na krótkich trasach lub pełne obiady na lotach międzykontynentalnych + napoje), możliwość zabrania ze sobą dużej walizki o większych limitach wagowych, możliwość darmowego przebookowania na wiele wypadków losowych etc. Taka oferta była standardem jeszcze kilkanaście lat temu. Jednak z pojawieniem się tzw. nisko kosztowych przewoźników nastąpiła pewna rewolucja. Większość z nich bowiem w cenie biletu oferuje wyłącznie przejazd z obarczonym wieloma ograniczeniami tzw. bagażem podręcznym. Jeśli chcemy jechać z dużą walizką - płacimy dodatkowo. Jeśli natomiast przekroczymy jej limit wagowy, za każdy dodatkowy kilogram płacimy zazwyczaj horrendalne stawki. Jeśli chcemy mieć pierwszeństwo wejścia na pokład, albo dodatkowe ubezpieczenie, albo transakcję zrealizować przy użyciu najpopularniejszej karty bankowej/kredytowej - płacimy. Nie wspominając już o bufecie, który nie oferuje wiele, a kosztuje dość sporo jak na polskie warunki. Z drugiej strony tzw. przewoźnicy liniowi w większość oferowanych lotów załącza przesiadki. Przykładowo aby dostać się z Rzeszowa do Londynu LOTem lub Lufthansą należy lecieć najpierw do Warszawy lub Frankfurtu. Nawet jeśli cena za oba odcinki nie jest wygórowana, to traci się czas na przesiadkę (czasami również na czekanie na połączenie), oraz dodatkowo doliczane są opłaty i podatki za lądowanie w mieście, którego nawet nie ma jak zwiedzić.
Staram się więc zwracać przede wszystkim uwagę czy z mojego miasta do celu podróży mam bezpośrednie połączenie. Po kolejne, jeśli lecę na załóżmy 3 dni, wszystkie niezbędne na ten czas rzeczy mieszczę w plecaku. Jeśli natomiast mój wyjazd obejmuje większy odcinek czasu i ciężką walizkę, to chętniej przyglądam się ofertom standardowych przewoźników i ich opcji "all inclusive".

Gry cenowe – podejście nr 2. System sprzedaży biletów w Ryanair przypomina czasami bazar w małym miasteczku. Od kilku już miesięcy wchodząc na główną stronę tego przewoźnika po oczach bije nam banner reklamowy ze świecącym napisem „promocja!!!!”. Nieco poniżej zazwyczaj wypisana jest cena załóżmy 40 PLN. Śledząc ich system sprzedaży już od ponad roku zastanawiam się jaka to promocja wiedząc, że w przeciągu miesiąca na 90% będą bilety w cenie mniejszej niż 10PLN? Sytuacja nr 2 – pojawiła się promocja z biletami w cenie 4PLN w jedną stronę. Zaglądam na listę kierunków oferowanych w tych cenach – a tam np. Londyn, Barcelona, Rzym i Dublin. Świetnie, zaczynam więc szukać na kiedy – po 20 minutach orientuję się że ich nie ma. Otóż firma ta udostępnia tylko pewną ilość biletów na danej trasie w danej cenie. Czasami ich ilość jest mniejsza niż 10. Szanse na kupno takiego biletu są niewielkie, ale reklama przyciąga uwagę! Sytuacja nr 3 – tzw. system Włoski. Jest to moja nazwa robocza wynikająca z pewnej obserwacji. Otóż szukając w sierpniu dogodnych połączeń na Sardynię zauważyłem, że jest mnóstwo tanich jak woda biletów na trasach Mediolan Bergamo-Cagliari. I tak przez większość dni w pierwszej połowie września. Natomiast w tym samym okresie nie ma ani jednego biletu powrotnego. A w drugiej połowie miesiąca - na odwrót - za bezcen można się wydostać z wyspy, natomiast lądowanie na niej jest już dość kosztownym biznesem. Ostatnio zauważyłem, że podobna metoda zaczyna pojawiać się również w ofertach Ryanair dla polskich lotnisk :( Sytuacja nr 4 - LOT zapowiadał ostatnio internetową wyprzedaż swoich biletów w cenie 50% wartości z dnia poprzedniego. Okazja wydawała się być świetna, aż do dwóch dni przed wejściem w życie tej promocji. Wtedy to bowiem najniższe ceny biletów zostały solidnie podniesione tak, że w dzień promocji można było zaoszczędzić w większości przypadków raptem kilkadziesiąt złotych.

Ważne więc, aby znać systemy rezerwacyjne i zagrywki przewoźników, bo czasami coś co się świeci, może jednak nie być tak cennym przedmiotem!

Obsługa klienta. Tanie linie lotnicze powoli nabierają formy komunikacji miejskiej. Mają być tanie, masowe i nieoferujące nic poza możliwością transportu. Zgodnie z tą właśnie ideą doliczane są wszelkie usługi ekstra czyli takie, bez których w zasadzie lot odbyć można, ale mimo wszystko czasami trzeba z nich skorzystać. Mam na myśli tutaj wymienione wcześniej bagaże, serwisy pokładowe, etc. Również obsługa klienta, która czasami stoi na bardzo niskim poziomie. Jeśli więc przykładowo w trakcie odprawy w internecie popełniony został błąd w nazwisku - płacimy. Owszem, istnieje niepisana zasada, że jeśli w dokumencie tożsamości i rezerwacji jest różnica do trzech liter, to poprawa taka jest bezpłatna. Ale aby się tego dowiedzieć należy pojechać na lotnisko i odwiedzić okienko reprezentanta danej linii lotniczej, lub zadzwonić na humorystycznie określony "Party line" - zazwyczaj zagraniczny numer telefoniczny z drogą opłatą za każdą minutę i baaaaardzo wolną obsługą. A co jeśli błąd w nazwisku jest poważniejszy, lub pomyłka nastąpiła w numerze dowodu tożsamości? Cóż, u przewoźników nisko kosztowych taka atrakcja w postaci poprawy kosztuje nawet do €100!

Cele podróży. Osoby nieobyte z tanimi liniami lotniczymi kilkukrotnie mogą się zdziwić w trakcie poznawania proponowanych przez nie tras. Bo przykładowo, czemu jakaś linia lotnicza oferuje lot z Pizy do czterdziesto-tysięcznego nikomu nic niemówiącego miasteczka Memmingen, skoro mogłaby przylecieć choć raz do dużo większych Poznania, Krakowa czy Wrocławia? Cóż, tania linia lotnicza zarabia na wielu rzeczach i najbardziej interesuje ją właśnie suma tychże zarobków. W jakiś sposób wykalkulowała więc, że bardziej jej się będzie opłacać latać właśnie tam, chociaż na taki lot będzie mniej chętnych, a ceny niższe. Paradoks? Kiedyś wytłumaczę dlaczego nie. Po kolejne, czemu w przypadku Ryanair dwa miejsca oznaczone są jako Barcelona, chociaż oddalone są od tego miasta na oko o spory kawał lądu? Otóż dlatego, że nazewnictwo lotnisk w przypadku linii nisko kosztowych jest czasami bardzo płynne. Z powodu niższych opłat lotniskowych, mniejszego prawdopodobieństwa opóźnień i kilku innych spraw, dużo chętniej latają one na małe, położone kilkadziesiąt kilometrów od docelowego miasta lotniska. Dlatego też warto dokładnie przeczytać na jakim lotnisku dana linia ląduje identyfikując go np. po trzyznakowym kodzie IATA, bo może się okazać, że do celu podróży będziemy musieli doliczyć jeszcze ponad godzinę jazdy autobusem. Przykłady? Wspomniane wcześniej Memmingen oznaczane jest czasami jako Monachium Zachód, chociaż od tamtejszego miasta jest oddalone o 100 kilometrów! Oslo-Torp od Oslo o 107, Frankfurt-Hahn od Frankfurtu 128, Barcelona-Girona od Barcelony o 75, a nawet Katowice-Pyrzowice są czasami oznaczane jako Katowice/Kraków! Jest jednak w tym jakiś plus. Jeśli ktoś nie przepada za wielkimi, rozreklamowanymi miastami, ma niepowtarzalną okazję zwiedzić bardzo urokliwe mniejsze miejscowości. Przykładowo Bergamo przy którym mieści się lotnisko Mediolan-Bergamo, Girona przy Barcelona-Girona, Treviso przy Wenecja-Treviso, czy Prestwick przy Glasgow-Prestwick.

Przesiadki. Tzw. tanie linie lotnicze oferują przelot na trasie z punktu A do punktu B. Przesiadki są oficjalnie niewskazane, aczkolwiek jednocześnie nie zakazane. Dlatego wyobraźmy sobie, że mamy zabookowane dwa loty na trasie np. Majorka-Barcelona i Barcelona-Poznań. Teraz tak, na pierwszym locie mamy opóźnienie. Nie ważne z jakiego powodu, nie ważne jak duże, ważne że nie zdążyliśmy przez to na lot Barcelona-Poznań. I tutaj pojawia się problem... Ponieważ w każdej sytuacji przewoźnik nie ma żadnej odpowiedzialności jeśli to my się spóźniliśmy na samolot i teraz na własną rękę musimy dostać się do domu. Co to oznacza? Pociąg, autokar, autostop albo samolot. Biorąc pod uwagę odległość takiej trasy, albo fakt że następny lot odbędzie się dopiero za dwa dni wychodzi, że jesteśmy w plecy dużo godzin i jeszcze więcej pieniążków (zazwyczaj grubo ponad 1000 złotych od osoby). Owszem, większość tanich linii lotniczych dość solidnie pilnuje latania o czasie, jednak na trasie powrotnej zawsze jestem jakoś wewnętrznie niespokojny do momentu, aż znajdę się na ostatnim przesiadkowym lotnisku. Bo wiem że w takiej sytuacji mam już transport do domu, co najwyżej będę musiał zapłacić za hostel w przypadku skasowania lotu...
Oczywiście zupełnie inaczej sprawa się ma w przypadku przewoźników standardowych. Załóżmy że będziemy robić lot linią Lufthansa na trasie Wrocław-Monachium-Berlin. Jeśli nasze lądowanie w Monachium będzie na tyle opóźnione, że po prostu ucieknie nam kolejny samolot, nie ma się czym przejmować. Na trasie Monachium-Berlin kursuje kilka samolotów dziennie, bardzo prawdopodobnym jest więc, że zostaniemy przebookowani na najbliższy, a w ostateczności (np. jak zależy nam na czasie) możemy nawet zrobić jeszcze większe kółko na np. trasie Monachium-Düsseldorf-Berlin. Do niczego oczywiście dopłacać w tym momencie nie musimy :-)

W przypadku podróżowania tanimi liniami lotniczymi przesiadki trzeba umieć dobrze zaplanować. Czasami tzw. "wsparcia", czyli bilety na inne loty na wypadek opóźnienia są bardzo przydatne!

Opóźnienia/odwołania. Prawo międzynarodowe mówi jasno, że jeśli opóźnienie nastąpiło z winy przewoźnika, ma on pewne zobowiązania wobec pasażera. Oczywiście podstawowym jest zapewnienie transportu w najszybszy możliwy sposób, jeśli opóźnienie jest długie - ciepły posiłek, a jeśli obejmuje noc - również nocleg na koszt linii lotniczej. Ale nie ma co się łudzić, w przypadku nisko kosztowych przewoźników zazwyczaj powód opóźnienia, lub odwołania nie jest zazwyczaj zależny od linii, która wymiguje się w ten sposób od wszelkiej odpowiedzialności. Owszem, jeśli np. przez mgłę nie mogę wrócić do domu dziś, przewoźnik zapewnia mi miejsce na najbliższym dostępnym rejsie. Ale co jeśli ten rejs odbywa się za dwa dni? Cóż, nocleg i jego koszty leżą już w naszej kwestii...

Zmiana rozkładu. Podam swój przykład. Na grudzień zarezerwowaliśmy sobie loty na trasie Wrocław - Sztokholm Skavsta - Ryga i z powrotem. Przelot Ryga-Skavsta był w godzinach 0940-0945 (wiem, śmiesznie to wygląda, ale wynika z położenia w innych strefach czasowych), natomiast Skavsta-Wrocław 1550-1740. Po pewnym czasie przyszedł do mnie mail informujący, że lot Skavsta-Wrocław został przełożony na godzinę 0700-0850, co uniemożliwiało mi wykonanie przesiadki. Oczywiście zgodnie z poprzednim punktem odpowiedzialność Ryanair w tym przypadku jest żadna. Ale co najciekawsze, w pierwszym mailu przyszła jedynie informacja o tym, że dany lot mogę wyłącznie przebookować na inną datę (lot wyłącznie liniami Ryanair), lub zaakceptować zmianę godzin. Oczywiście zgodnie z prawem międzynarodowym mam prawo do rezygnacji z lotu i zwrotu pieniążków. Jednak link umożliwiający to przyszedł kilka dni później w mailu numer dwa! Prawo oczywiście nie jest tutaj łamane, ale...

Skasowanie lotu. Na tym nasze przygody się nie skończyły! Niecały tydzień po zmianie godzin na trasie Ryga-Sztokholm okazało się, że z końcem października całkowicie zamykane jest połączenie Wrocław-Sztokholm :( Jedyną informacją jaką dostałem był mail, że "zgodnie z moim poleceniem pieniądze za bilety na tej trasie zostaną mi zwrócone na konto w ciągu tygodnia". Oczywiście nie mam prawa do żadnych roszczeń za bilety na trasie Sztokholm-Ryga, ale na szczęście kosztowały mnie one €0.01 za osobę ;) Wprawdzie prawo międzynarodowe mówi, że w przypadku skasowania połączenia przewoźnik jest zobowiązany do zapewnienia alternatywy, choćby lotu z przesiadką. Jednak znając standardy Ryanair, nie oczekuję niczego pozytywnego...
A czemu takie skasowanie nastąpiło? Nie ma co się obawiać, nie jest to praktyka zbyt częsta. W październiku następuje zmiana rozkładu z tzw. letniego na zimowy. Firma zakładała początkowo, że połączenie Wrocław-Sztokholm będzie utrzymane. Wygląda jednak na to, że w pewnym momencie znaleźli bardziej intratną trasę na którą potrzebny jest akurat samolot wykonujący nasz lot.


Szkoda, ponieważ bardzo liczyłem na wizytę w Rydze. Chociaż, jak na początku lekko to zarysowałem, wyszukiwanie ciekawych tras zaczynam powoli traktować honorowo, to samo podróżowanie nie jest już czymś obowiązkowym. Miałem ochotę się tam znaleźć, ale patrząc na liczbę wylotów odbytych i już zaplanowanych na ten rok, będzie to tylko pewna część moich planów tambylczych.

Ale nie ukrywam, zabawa z tanimi liniami lotniczymi może być niebezpieczna. Ludzi młodszych, posiadających nieco wolnego czasu i dużo ciśnienia na zwiedzenie Europy, pociągają systemy przesiadkowe i wszelkie inne metody mieszane. Jednak zawsze istnieje pewne ryzyko, że się przekombinuje, albo coś pójdzie nie po myśli, czego naturalnym następstwem będą solidne straty finansowe. Dlatego zawsze na wszelki wypadek, nawet jeśli wyjeżdżam na tylko dwa dni, mam przy sobie około 300 Euro na osobę na szybkie pokrycie kosztów takich sytuacji przypadkowych. Naczytałem się w sieci różnych nieciekawych historii. Niektórzy czując się oszukanymi zrezygnowali w ogóle z podróżowania. Inni wplatali to ryzyko w ogólny rozrachunek zysków i strat twierdząc że i tak wychodzą na plus. Oczywiście nie życząc nikomu takich przeżyć wolałem ostrzec przed zajściem różnorodnych sytuacji. Bo lepiej przegrać, ale być świadomym że coś takiego mogło się stać i dlaczego.
Chociaż z drugiej strony – kolega od trzech lat prawie cały czas jest w podróży. Jak informował kilkukrotnie, dotąd nie miał żadnych niemile wspominanych przygód z tanimi liniami lotniczymi. Jego złotym środkiem jest właśnie duża wiedza na temat lotnictwa, ciągły monitoring i porównywanie cen promocji i ofert kilku strategicznych linii lotniczych, oraz nienarażanie się na zbytnie niebezpieczeństwo przesiadkowe.

sobota, 12 grudnia 2009

Chwila przerwy zmierza ku końcowi

Dobrą informacją jest fakt, że ktoś ten blog czyta. Czyta, ponieważ dostaję ponaglenia o nowe wpisy. Złą jest to, że nie mam czasu na aktualizację :( Właśnie dlatego przez ponad miesiąc nie pojawiło się nic nowego, chociaż wydarzyło się w tym czasie naprawdę dużo. Ale spokojnie, wszystko to sobie skrzętnie notuję, zapamiętuję i w niedługiej przyszłości mam zamiar opisać.

A czym to tak bardzo jestem zajęty? Cóż, po luźnych wakacjach nadeszło kilka obowiązków. Trzeba by było wreszcie zakończyć wydłużającą się przygodę ze studiami, co oznacza końcowe egzaminy i magisterkę. Oprócz jednej pracy bardzo dużo czasu schodzi mi również na kolejnym projekcie. Ze znajomymi mamy bowiem zamiar uruchomić portal podróżniczy zajmujący się hotelarstwem, lotnictwem i koleją, która w Polsce powinna niedługo przejść niemałą rewolucję. Pierwotna wersja w sieci powinna być na dniach. Nie omieszkam o tym poinformować :-)

Nowe wpisy na blogu również niebawem!

sobota, 24 października 2009

Polowanie na darmowe bilety we wtorek


O ofertach, a czasami wręcz promocjach Ryanair dowiedzieć się można zazwyczaj na dzień przed jej wejściem w życie. Dlatego nieco zaskakującą jest dzisiejsza informacja, ale co tam, przynajmniej mamy więcej czasu na przygotowania :-)
Ale na spokojnie, bilety za darmo (czyli celem spełnienia warunków bankowych procedur za 0.01 złotego) zaczną się pojawiać w systemie rezerwacyjnym w nocy z poniedziałku na wtorek od godziny 0100 polskiego czasu. Wyprzedaż będzie trwać trzy dni, ale warto pamiętać, że rzucona będzie tylko jedna pula 500 000 biletów. Znając życie objęte będą tylko rejsy w dniach poniedziałek-czwartek i sobotę, bądź coś w tych okolicach, wyłącznie pomiędzy pierwszym i siedemnastym grudniem, oraz na wybranych trasach.
Chociaż promocja brzmi zachęcająco, przez ostatnie miesiące podobne akcje nie były czymś bardzo nadzwyczajnym. Te same trasy, pocięta siatka cen i prawie brak szans na dolecenie w jakieś fajne miejsce. Poza tym bilety na rejsy które nie wpadały w promocję, kosztowały czasami tyle, że dużo ciekawsze oferty można było znaleźć u innych przewoźników... Zobaczymy co tym razem wymyśli Ryanair :-)
Dla osób nieobeznanych ze zjawiskiem darmowych biletów i węszących jakiś haczyk polecam dział "Sztuka taniego latania", do którego linki można znaleźć w panelu po prawej stronie okna. Zwłaszcza jego pierwsza część - "Biletowe łowy", wyjaśniająca na szybko większość spraw, jakie należy mieć na uwadze.

czwartek, 22 października 2009

Promocja w Wizzair - 20% taniej na wszystkich biletach



Mieszkańcy okolic Katowic, Warszawy, Poznania, Gdańska i Wrocławia mają okazję na jeszcze tańsze podróże. Dziś weszła bowiem w życie czterodniowa promocja obniżająca o 20% ceny wszystkich biletów Wizzair na loty pomiędzy październikiem a drugą połową marca. Owszem, Wizzair nie jest linią drogą i choć nie oferują zwariowanych promocji z cenami rzędu €1 za lot, to dość łatwo można znaleźć w ich systemie rezerwacyjnym bilety nawet na weekendy nie przekraczające wartości €20.
Oto przykładowe loty, ich terminy i ceny jakie znalazłem w systemie rezerwacyjnym:

Wrocław - Londyn Luton: od 55PLN w jedną stronę


Gdańsk - Paryż Beauvais: od 71PLN w jedną stronę


Katowice - Memmingen: od 15PLN w jedną stronę


Warszawa - Oslo Torp: od 55PLN w jedną stronę


Dodatkowo wczoraj w sieci pojawiła się ciekawa informacja dotycząca tego najważniejszego na naszym niebie przewoźnika nisko kosztowego. Otóż na marzec zapowiedziana została rozbudowa jej Warszawskiej bazy, której w tym miesiącu ma być dostarczony czwarty samolot.

Rozwój bazy pozwoli węgierskiemu przewoźnikowi na rozbudowanie siatki połączeń ze stolicy. Od 28 marca przyszłego roku, Wizz Air uruchomi loty do Barcelony i Eindhoven. ...

Poza nowościami, linia zwiększy ilość lotów na już istniejących trasach: do Londynu Luton (do 21 połączeń tygodniowo), do Rzymu Fiumicino (7 połączeń tygodniowo) i Bolonii Forli (3 loty w tygodniu).
(cytat za: www.pasazer.com)


Co więcej, z systemu rezerwacyjnego wynika, że Wrocławska baza również doczeka się szybszego rozwoju, gdyż zapowiadane na lipiec nowe kierunki prawdopodobnie otwarte zostaną już pod koniec marca. Daje to świetną okazję na króki i tani wypad w cieplejsze rejony jeszcze przed sezonem wakacyjnym i jego wyższymi cenami biletów :-)

sobota, 17 października 2009

Sztuka taniego latania - spanie na lotnisku

Jednym z powodów dla których tzw. tanie linie lotnicze są rzeczywiście tańsze od standardowych przewoźników, to wykorzystanie swoich maszyn na maksimum możliwości. Dlatego też latający w takich barwach samolot może pracować nawet pomiędzy godziną szóstą rano a północą. Na trasie bezpośredniej to czasami nawet lepiej. W trakcie emigracji zarobkowej zawsze ceniłem sobie możliwość wylotu z Dublina o wczesnej godzinie porannej i bardzo późnego powrotu do Irlandii. Najzwyczajniej wydłużało mi to urlop o kilka tak cennych godzin spędzonych z rodziną czy znajomymi. Co natomiast jeśli noc przedzieli naszą zaplanowaną przesiadkę?
Nocowanie na lotnisku ma kilka powodów dla których czasami się przytrafia. Niektórzy z miejsca swojego zamieszkania na lotnisko muszą dojechać kilkadziesiąt kilometrów. Czasami połączenia lokalne i brak samochodu uniemożliwiają im dotarcie na miejsce o np. godzinie piątej rano. Czasami są to odwołania lotów, bądź przesiadki właśnie. Oczywiście niema czego się bać, lotniska nawet jeśli stoją na przysłowiowym "polu kapusty" (czyt. oddalone o kilkanaście, lub czasami kilkadziesiąt kilometrów od obsługiwanych miast) stają się potencjalnym źródłem zysku na wielu płaszczyznach. Jedną z nich jest hoteling, dlatego też na większości lądowisk w odległości załóżmy trzech kilometrów, bez problemów powinno się dać znaleźć miejsce do spania. Jednak teraz załóżmy hipotetycznie, mamy np. lot z przesiadką, przy czym do portu pośredniego przybywamy o godzinie 2300 a następną trasę zaczynamy o 0630. Cała procedura około lotniskowa (wyjście, odbiór bagaży, odnalezienie się na miejscu) + dotarcie do hotelu i załatwienie wszystkich formalności finalizuje się pojawieniem w pokoju o północy. Do tego 30 minut na prysznic i wyszykowanie do snu i... Odlatujemy o 0630, czyli na miejscu najpóźniej musimy być o 0530. Doliczmy do tego pobudkę, przyszykowanie się do wyjścia i czasami śniadanie/kawę, w całości daje nam to najwyżej 4 godziny snu. W ten sposób oczywiście w zależności od miejsca, ale zazwyczaj odciążamy nasz portfel o jakieś €30. Nie warto pieniążki te przeznaczyć na lepszy pokój albo dobry obiad w miejscu docelowym wycieczki?

Cafe Ritazza na piętrze restauracyjnym lotniska w Dublinie. Często spotykane widoki w środku nocy.
Próbowałem już różnych sposobów na spędzenie nocy na lotnisku. W Dublinie mieliśmy komfortowe fotele na piętrze restauracyjnym. W Londynie spałem w czystych ciuchach na podłodze... W Brystolu całą noc przesiedzieliśmy oglądając filmy na laptopie, a na lotnisku Mediolan-Bergamo stłoczono nas jak zbyt liczną grupkę koni na wybiegu jakieś stadniny. Za każdym z tych razów do głowy napływały nowe pomysły, dzięki czemu opracowałem ciekawy i wygodny system aby w miarę komfortowo przeczekać te kilka, czasami bardzo długich godzin.

Po co mi taki system? OK,
Dziwaczne formy łamane na lotnisku w Charleroi. Poranny ból we wszelkich stawach gwarantowany.
jeśli czekasz właśnie na ostatni lot, po którym jedziesz do domu i kładziesz się spać, to nie mam o czym pisać. Natomiast, jeśli przed Tobą lot kierujący Cię do obranego celu podróży na zwiedzenie którego masz niewiele czasu, to wierz mi, każda forma wypoczynku jest błogosławieństwem. A nawet trzy godziny jako takiego snu mogą sprawić, że większą połowę następnego dnia zamiast spędzić w hotelowym łóżku, poświęcisz na poznawanie okolicy. Bo będą na to siły! Sprawa dodatkowa to wygoda. Niejednokrotnie stawiałem się na miejscu innych podróżnych, którzy następnego ranka okropnie czuli się w ciuchach przejmujących brud z podłogi na której spali, albo przysłowiowo "połamali się" starając znaleźć możliwość przymknięcia oczu na lotniskowych siedzeniach. Mój system wypróbowała już nawet moja 48 letnia matka. Rano stwierdziła, że jedna taka noc nie przynosi jej żadnej ujmy na honorze, a dzięki temu jest rześka, jako tako wypoczęta i
Dziwaczne formy łamane - znalezione gdzieś w internecie.
podekscytowana szykującym się tambylstwem. No i oczywiście sprawa ostatnia - pieniążki. Jeśli mam płacić za nocleg z którego wykorzystam mniej niż 10 godzin, to najnormalniej mi się to nie kalkuluje. I mam tutaj na myśli zarówno hotele tuż obok lotnisk, jak również te w miejscach docelowych. Wracając z Madrytu start zaplanowano nam na godzinę 0630. We wszystkich hostelach w jakich dotychczas nocowałem nie było problemów, abym po opuszczeniu pokoju za dodatkową małą opłatą zostawił w sejfie cały swój bagaż. I tak do wieczora kiedy to odebrałem swój plecak a następnie pojechałem na lotnisko. Tam też spędziłem noc ciesząc się z zaoszczędzonych na pamiątki €12.

Czy to jest legalne? Cóż,
Chociaż lotniska są miejscami bardzo zatłoczonymi, w nocy można się czasami poczuć jak na prawdziwym odludziu. Przykładowo lotnisko w Santanderze (Hiszpania) około godziny 2200. Do końca dnia pozostały tylko trzy operacje.
w Londynie widziałem stacje kolejowe zamykane na noc. Ale w końcu to jest wielkie miasto, ze znalezieniem noclegu nie powinno więc być kłopotów. Może by zapożyczyć ten pomysł na Polski rynek celem pozbycia się problemu bezdomnych na dworcach? :-)

Na stronach internetowych niektórych lotnisk podwieszone są informacje o zakazie przebywania tam w nocy. Ale powiedzmy sobie szczerze, jeśli prowadzonych jest dużo operacji, to nie ma siły aby nie zjawił się codziennie ktoś, kto przed odlotem niema co ze sobą zrobić. Dlatego zakaz ten nawet jeśli jest wywieszony, to nie jest przestrzegany. W najgorszej wersji jest rozwiązanie z Bergamo, gdzie wszystkich oczekujących na kilka nocnych godzin tłoczy się w pewnej ciasnej przestrzeni, a po wysprzątaniu terminala (około godziny 0300) znów wypuszcza.

Sposoby. Zależy komu wygodniej. Można na kanciastym krześle kładąc ręce na kolanach i tworząc tym samym podkładkę pod głowę. Można też w podobny sposób szukać jakiejkolwiek pozycji przypominającej leżąco-opierającą. Jeśli jest się na większym lotnisku, można w całodobowej restauracji/knajpie. Niektóre McDonald's-y mają podłużne obite siedzenia, a w przypadku standardowych krzeseł, stojący obok nich stół zawsze przypomina mi sposoby na krótką drzemkę w trakcie przerwy w liceum. W Madrycie z braku jakichkolwiek siedzeń w terminalu widziałem ludzi śpiących na pasie transmisyjnym do bagaży, który umiejscowiony był przy każdym stanowisku odprawy. Mam tylko nadzieję, że nikt z nich nie obudził się później w luku bagażowym samolotu ;) Widziałem też różne modyfikacje wykorzystujące śpiwór i karimatę...
Z racji twardości podłogi karimata jest dla mnie niewystarczająca. Śpiwór nie byłby taki zły, jednak jedyny jaki posiadam, to dość obszerny i przystosowany na niskie temperatury. Jeśli więc planuję nocowanie na lotnisku, to w moim plecaku zawsze znajduje się miejsce na materac i koc. Może to zabrzmi śmiesznie, ale jest kilka istotnych powodów takiego zestawu. Materac jest niewielki i lekki. Do tego może się zginać, dzięki czemu pakuje się dużo łatwiej niż karimata. A po nadmuchaniu go na miejscu - to już same luksusy :-) Po pierwsze izoluje on od zimna i przede wszystkim nagromadzonego w ciągu dnia na podłodze brudu/kurzu. Dlatego też nie muszę się obawiać o nieczyste ubrania następnego poranka. Po kolejne, izoluje od twardości podłogi, przez co symulowany jest komfort własnego łóżka. Aczkolwiek część moich znajomych woli spać na nawet bardzo twardych podłożach - kwestia gustu. Koc podróżny to zawsze najlżejsza polarowa wersja jaką posiadam w domu. Od strony bagażu - daje się go spakować na nieskończenie wiele sposobów. Od strony wygody - daje poczucie pewnej intymności. Przykrywa od całego terminala, który staje się automatycznie "tamtym światem na zewnątrz". No i oczywiście nieco ogrzewa, dzięki czemu możliwe i komfortowe staje się spanie w koszulce. A śpiwory... cóż, widziałem kilka mogących zamiennie pełnić również rolę koca. I to chyba najlepsza opcja, ponieważ nie przepadam za formą opatulonego po czubek nosa kokona jaką daje mi mój aktualny śpiwór.

Jak się zapakować i co wziąć? W tym

Stosunek obiętościowy materaca, koca i ręczników do reszty ciuchów zabieranych na pięciodniowy letni wypad.
całym szaleństwie jest pewien szkopuł. Jeśli posiada się niewielki plecak, grubszy koc i cięższy (namiotowy) materac, to całość ta może zajmować do 1/3 wielkości bagażu i ważyć nawet do dwóch kilogramów. Ale już przy trzecim locie udało mi się to zmieścić razem z zapasem ciuchów na pięć dni. Czyli da się :-) Teraz tak, dobrze jest mieć w plecaku osobną mniejszą przegrodę, w której będzie się trzymało tylko koc i materac. Chodzi o to, żeby w momencie wypakowywania/ponownego zapakowania nie trzeba było przebijać się przez warstwę ciuchów i innych rzeczy. Jeśli takowej nie posiadamy - warto umieścić je na płasko i docisnąć do tylnej ściany plecaka. Dzięki temu będą one najbliżej pleców i poprzez wygładzenie nieco zamortyzują docisk bagażu na nosiciela. I co jeszcze można dodać? Ano bardzo wiele. Bo czemu nie postarać się o jak najmniejsze straty w sferze higieny? Ja rozumiem pewne obawy wynikające z korzystania z publicznych toalet i ichniejszych środków czystości. Ale tak szczerze, lotniskowe łazienki zazwyczaj są bardzo czyste.
Zesta kosmetyków niezbędnych na pięciodniowy wyjazd. Czemu z nich nie skorzystać w trakcie nocy na lotnisku?
A nawet jeśli nie, to lepiej się przymusić i później być czystym, niż czuć na sobie warstwę całodobowych naleciałości. Dlatego też w podróży zawsze mam ze sobą niewielki ręcznik. Dzięki temu tuż przed spaniem mogę iść do toalety, założyć świeżą bieliznę, umyć zęby, ochlapać się powyżej pasa i wytrzeć do sucha. Nie zapominam także o nasączanych różnymi środkami czyszczącymi chusteczkach. Ważą tyle co nic, nie wliczają się do limitów chemicznych (więcej o tym i o sposobach pakowania plecaka tutaj) a przydają się w każdej praktycznie sytuacji. Zawsze jako tako odświeżą twarz i pozwolą zasnąć czystym. Do listy tej można również dodać krem do rąk/twarzy i wszystko co niezbędne aby zachować komfort higieniczny. Jak więc widać, nocowanie niekoniecznie wiąże się z brudem.

Gdzie spać?
Każdy
Noclegownia na górnym piętrze lotniska Frankfurt-Hahn. Cichy i spokojny kącik izolujący od czasami przeludnionego dolnego poziomu.
terminal jest inny i innymi prawami się rządzi. W Dublinie na przykład na piętrze restauracyjnym za czasów mojej tam pracy znajdował się szereg wygodnych foteli. Sprawa fenomenalna, jednak piekielnie trudno jest potem dobudzić śpiących tam ludzi... Kontrastem jest Madryt, gdzie w starym terminalu oprócz restauracji nie spotkałem się z ani jednym krzesłem czy innym miejscem do siedzenia.
Poszukując dogodnego przyczółku staram się zawsze znaleźć jakieś miejsce ustronne. Przede wszystkim z dala od drzwi wejściowych aby uniknąć tłoku, oraz potencjalnego napływającego z każdym ich otworzeniem zimna. Po kolejne, ustronne miejsce chroni od hałasu chodzących ludzi. Ma to swój dodatkowy powód - sen jest sprawą intymną a niektórzy pewne czynności nie lubią wykonywać w miejscach bardzo publicznych. W międzyczasie staram się odkryć miejsce które pozwoliłoby mimo wszystko na nieużywanie mojego zestawu - a co najwyżej na wyciągnięcie koca. Do tego sprawdzają się jakiekolwiek siedziska, które umożliwiają przynajmniej jako takie wyciągnięcie się. Dla przykładu mogę podać rzędy obitych siedzeń lotniskowych w Reusie, które na szczęście mają podłokietniki rozstawione co
Bardzo użyteczne w spaniu siedzenia na lotnisku w Reusie.
dwa miejsca. Dodatkowym plusem może również być gniazdko z prądem w pobliżu. Bo czemu nie skorzystać z tej okazji i nie podładować swojego telefonu czy aparatu? Odstający kabel można przykryć plecakiem a jeśli będziemy spać w odległości 20 centymetrów od gniazdka, to nikt nie będzie nam przy nim grzebał. W niektórych terminalach warto zwiedzić też tzw. piętra restauracyjne. Nawet jeśli knajpy zamknięte są przez noc, można tam znaleźć jakiś cichy kąt. Niestety czasami po prostu się nie da. Takim przypadkiem jest lotnisko Bruksela-Charleroi, gdzie zamiast jak większość gnieździć się na jednoosobowych krzesłach, wolę wbrew wypisanym wcześniej zasadom rozłożyć się z materacem w głównej, wielkiej hali przy stanowiskach check-in. Też jest wygodnie...

W cenę wliczono. Zawsze się śmieję, że "w cenę noclegu w tych pół gwiazdkowych hostelach wliczona jest pobudka o godzinie czwartej rano" ;) Wynika to z faktu, że na większości lotnisk stanowiska check-in i generalnie cały terminal ożywa o tej właśnie porze. Służby więc gdzieniegdzie obowiązkowo, a w innych miejscach po prostu dobrowolnie zaczynają budzenie aby nikt nie przeszkadzał w pracy, lub spóźnił się na samolot. Jednak na wypadek gdyby ta procedura nie miała miejsca w naszym "hostelu", warto w telefonie nastawić budzik, lub w najgorszym przypadku położyć koło siebie kartkę z np. napisem "could you wake me up if it's after 0700 am please?" (czy możesz mnie obudzić jeśli jest już po siódmej rano?).

Czy to aby bezpieczne? Cóż, lotnisko jest zatłoczonym miejscem publicznym. Wiele ludzi może spowodować wiele problemów. Jednak na szczęście transport lotniczy jest tak silnie monitorowany, że niekiedy obserwowani jesteśmy na każdym kroku. Umożliwiają to przede wszystkim zastępy obsługi, jak też zainstalowane kamery. Dlatego zasypiając na lotnisku, nie obawiam się raczej o nic. Jeśli ktoś mnie będzie budził, to tylko dlatego że w czymś będę mu przeszkadzał a nie żeby mnie pobić. Tym przeszkadzaniem może być np. moja obecność w miejscu, które ma być za chwilę wyczyszczone. A przejście w inną część Terminala zawsze rozwiązuje ten problem. Oczywiście jeśli chodzi o bagaż, mam swoje sposoby na przetrzymywanie rzeczy wartościowych i dokumentów. Jednym z nich jest nieobnoszenie się z nimi. A plecak zawsze kładę tuż przy materacu, na wysokości głowy. Owszem, po drugiej stronie znajdują się również buty, jako że o wiele bardziej komfortowo czuję się śpiąc na boso. Zabranie ich jest dużo łatwiejsze niż kradzież plecaka, jednak da się przeżyć część wycieczki bez nich, bez reszty bagażu nie ;)
też miejsca, gdzie nie toleruje się spania na lotniskach. Jednym z nich jest nazwana przeze mnie "Tłuszczodajnia Grubej Berty” na lotnisku Frankfurt-Hahn. Kusi ona wygodnymi i obitymi siedziskami, jednak wszelka forma przyśnięcia jest surowo i upierdliwie tępiona. Przebywając tam w lutym tego roku na szybach widziałem nawet wyraźne informacje "This area will be closed at 2400hr. NO POSSIBILITY TO SLEEP!!".

Jeszcze kilka rad
. Owszem, spanie na lotnisku jest wyczerpujące. Ale jak już wspominałem wcześniej, moja metoda na tyle niweluje niedogodności z tym związane, że przekonują się do niej również osoby po czterdziestce. Bo powiedzmy sobie szczerze, w dawnych czasach podróże zagraniczne były prawie niemożliwe technicznie i finansowo. Teraz nadal jest ciężko, gdyż niema co marzyć o bezpośrednim połączeniu z naszego kraju (może nie wliczając w to Warszawy i Krakowa) na Teneryfę, Majorkę czy Sycylię. Takie trasy umożliwiają głównie loty z przesiadką, a połączenie atrakcyjnych cen i magii popularności nazw obranych przez nas celów podróży sprawia, że nawet moi rodzice są chętni na opisywaną metodę. Co więcej, w ten sposób podróże lotnicze zaczyna się traktować z lekkim przymrużeniem oka i dozą młodzieńczego szaleństwa. A przecież są one niby tak niebezpieczne, chirurgicznie precyzyjne i restrykcyjne. Do tego zazwyczaj z nocowaniem wiążą się przygody dodatkowe, które doskonale nadają się do anegdot późniejszych opowieści. W Madrycie np. widzieliśmy rodzinkę tak doskonale przygotowaną do spania na lotnisku, że najmłodsza córka ubrana była w piżamkę ;) W Londynie obudziła mnie para policjantów z przewieszonymi przez ramię i skierowanymi do dołu karabinami. A że spałem na podłodze to "wskazywały" one w moją stronę. Możecie sobie wyobrazić moją reakcję jak otworzyłem oczy i zaspanym wzrokiem ujrzałem ten widok? Oczywiście chodziło o to, że podłączyłem się do gniazdka z prądem, do którego nie powinienem się podłączać, a całość z bronią palną przemieniła się w sytuację humorystyczną ;) A można jeszcze wymieniać...
Ludzie w podróży ekscytują się celem, lub faktem że właśnie kończą swój wypad. Są więc zazwyczaj w świetnych humorach. Dlatego też ich zachowanie jest zgoła inne od tego, które można spotkać np. na mieście po pracy, czy w sklepie. Jeśli rozłożyłem się więc koło jakieś grupki - zawsze chętnie do nich podchodzę, witamy się, wymieniamy celem podróży, krótką opowieścią i prośbą aby czasami spoglądać na siebie nawzajem i ewentualnie obudzić o jakieś godzinie. A czasami taka wymiana zdań przeradza się w całonocną rozmowę! A późniejsze spisanie własnych adresów może zaowocować np. darmowym noclegiem w ich domu. A jeśli tamta grupka akurat jest z Włoch, Portugalii czy Chorwacji? Naprawdę, dużo bardziej wolę taką metodę kombinowaną niż lot czarterem do jakiegoś hotelu. Więcej wspomnień zostaje w pamięci, ciekawiej się takie wyjazdy zapamiętuje.
Jeśli kogoś przekonałem, lub choć co najmniej zainteresowałem do takiej formy wycieczkowania, polecam zapoznanie się z trzema miejscami w internecie:
Sztuka taniego latania - Spanie na lotnisku - opis lotnisk :: W ramach sztuki taniego latania pokusiłem się o opis lotnisk na których miałem okazję spędzić noc, lub pod tym kątem przeprowadzić obserwację jego infrastruktury. Każdy wpis poparty jest doświadczeniami własnymi i staram się aby były one aktualizowane po każdej wizycie w danym porcie lotniczym.
http://lotnictwo.net.pl/5-poszczegolne_lotniska/32-lotniska_zagraniczne/ :: link na polskojęzyczne forum fascynatów lotnictwa. W dziale tym znajdują się tematy dotyczące poszczególnych lotnisk na całym świecie. Owszem, zazwyczaj opakowane są one fotkami samolotów, ale niekiedy przytrafiają się przydatne informacje dotyczące zarówno samego terminala, jak też okolic lotniska. Poza tym nawet jeśli nie, to co szkodzi zapytać się o jakiś problem osobiście?
http://www.sleepinginairports.net/ :: strona tworzona przez wariatów dla podobnych wariatów, ale także dla normalnych ludzi mogących niekoniecznie z wyboru natrafić na zjawisko spania na lotnisku. Przez to skupia się na sytuacjach pokroju odwołania lotów i przymusu czekania na kolejne połączenie, komforcie spania przy ogromnych i zatłoczonych terminalach, czy też na niebezpieczeństwach czyhających na niektórych lotniskach. Większość z nich nie ma miejsca w przypadku podróżowania tzw. tanimi liniami lotniczymi, czy też na lokalnych lądowiskach. Jednak zawsze warto zainspirować się pomysłami zawartymi w przewodniku po tips&tricks (link), lub przeczytać/wysłać opinię na temat jednego z zamieszczonych na liście lotnisk (pod tym linkiem lista destynacji w Europie).
Dobranoc :-)

czwartek, 8 października 2009

50% taniej w LOT

Jeśli planujesz jakąś podróż na pierwszą połowę 2010 roku, to warto wstrzymać się z decyzją zakupu biletów przynajmniej do najbliższej soboty. Jak informuje nasz narodowy przewoźnik - LOT - 10. października właśnie, wyłącznie na swojej stronie internetowej przeprowadzi kampanię promocyjną, dzięki której będzie można nabyć bilety w obniżonej o 50% cenie. Oferta powinna dotyczyć zarówno lotów własnych na trasach krajowych, jak też Europejskich. Niestety jednym ze szkopułów jest fakt, że akcja ta dotyczy cen biletów z wyłączeniem podatków i opłat dodatkowych. Niemniej jednak niektóre kierunki mogą stać się bardzo atrakcyjnymi i wartymi rozważenia :-)


Szalona sobota bez drugiej połowy! Jedyna taka okazja!
Karnawał? Zakupy? Walentynki? Każdy powód jest dobry. Zaplanuj podróż na pierwszy kwartał 2010 roku i w LOT kup bilet.
Już 10 października zapłacisz tylko połowę. Skorzystaj z 50% zniżki na wszystkie loty z Polski do Europy oraz po Polsce.
Pamiętaj, sprzedaż wyłącznie w najbliższą sobotę! Znajdź swój bilet za pół ceny.
Szukaj na www.lot.com, w biurach LOT-u i w biurach podróży.

Zniżka obowiązuje na taryfę za przewóz lotniczy po Europie i Polsce, z wyłączeniem biletów w taryfie lotniczej PROMOLOT, nie dotyczy podatków i opłat dodatkowych.


Jeszcze z ostatnich donosów wynika, że bardzo warto przyglądać się poczynaniom Węgierskiego przewoźnika MALEV. Wprawdzie linia ta jest mało znana w naszym kraju i bezpośrednio lata bodaj wyłącznie do Budapesztu, jednak dzięki ciekawemu systemowi przesiadkowemu oferowała połączenia do mniej znanych, ale bardzo atrakcyjnych destynacji. Plotki niosły, że za niewielkie pieniążki można było się dostać do Zagrzebia, Splitu, Wenecji, czy Paryża. Szokiem były Amman, Damaszek i Bejrut za niewiele ponad 400 złotych! Następna promocja będzie w dniach 12-14 październik i będzie obejmować loty w terminach 12-24 październik. Jak będzie to dokładnie wyglądało... zobaczymy już w poniedziałek :-)

czwartek, 1 października 2009

Wizz Air otwiera bazę operacyjną we Wrocławiu

Plotki okazały się prawdziwe :-) Wizzair otwiera swoją kolejną bazę operacyjną właśnie we Wrocławiu. Wszelkie fora lotnicze pełne były analiz i komentarzy dotyczących tej decyzji. I ja pokuszę się o kilka.

Ale najpierw fakty. Od połowy grudnia Wizzair przylatuje do Wrocławia z trzema nowymi kierunkami. Dwa z nich - Oslo-Torp oraz Dortmund - będą realizowane przez najnowszą bazowaną w Gdańsku maszynę. Rozkład w chwili obecnej nie mówi który samolot będzie obsługiwał kolejną - Paryż Beauvais. Bez zmian natomiast pozostanie trasa z londyńskiego lotniska Luton, na której będzie latała maszyna z Poznania.

We Wrocławiu będzie stacjonował jeden samolot. Swoje operacje zacznie w połowie lipca przejmując wszystkie wcześniej wymienione, oraz sześć nowych: Eindhoven, Forli, Doncaster-Sheffield, Mediolan-Bergamo oraz Cork. Daje to w sumie dziewięć ciekawych destynacji. Co one znaczą dla Wrocławia?




Londyn-Luton (LTN). Pomniejsze lotnisko obsługujące miasto Londyn. Jednocześnie nie oznacza to że małe, gdyż w zeszłym roku obsłużono tam ponad 10 milionów pasażerów. Niezła baza przesiadkowa na kierunki wakacyjne u Ryanair (Kanary, Francja) oraz EasyJet (Majorka, Minorka, Ibiza, Portugalia oraz bardziej egzotyczne pokroju Istambuł, Tel Aviv, Ateny i Larnaka). Nie należy również zapominać o Wizzair, który oferuje loty do większości swoich lotnisk w Europie Środkowowschodniej. Wartością ukrytą jest zwiększenie częstotliwości lotów, co powinno zaowocować zmniejszeniem cen biletów na tych trasach zarówno u Wizzair, jak też u Ryanair.

Dortmund (DTM). Prawdopodobnie próba powrotu do lubianej i chętnie uczęszczanej trasy. Atutem tej destynacji są zwyczajowo bardzo tanie bilety sięgające w dół okolic 40 złotych od osoby w jedną stronę.

Paryż-Beauvais (BVA). Wprawdzie oddalony jest od centrum Paryża o ponad 80 kilometrów, większość nisko kosztowych linii lotniczych określa go mianem lotniska paryskiego. Dla Wrocławia kierunek ten to uwieńczenie kilku lat starań o uruchomienie lotów w okolice Paryża. Oprócz oczywistych walorów francuskich okolic, lotnisko oferuje ciekawy system przesiadkowy w stronę Włoch (dwa połączenia dziennie do Mediolanu, Rzymu, Pisy, Wenecji, Sardynii i Sycylii) oraz półwyspu Iberyjskiego (po dwa loty dziennie do Porto, Girony, oraz rzadziej do Madrytu, Reusu i Alicante).

Oslo-Torp (TRF). Lotnisko koło Sandefjord jest oddalone od obsługiwanego Oslo o około 120 kilometrów. Oprócz możliwości łatwego dostania się do stolicy Norwegii oferuje możliwość zwiedzenia mniej popularnych okolic pięknych Norweskich fiordów. Dzięki połączeniom Ryanair można szybko i tanio przesiąść się na loty do Niemiec (Frankfurt-Hahn, Bremen, Düsseldorf-Weeze), Wielkiej Brytanii (Londyn-Stansted, Birmingham), oraz Włoch (Mediolan-Bergamo, Rzym, Bolonia, Pisa, Sardynia). Uruchomienie tego połączenie jest naturalnym uzupełnieniem luki po wycofującej się z końcem października linii Norwegian.

Eindhoven (EIN). Eindhoven jest jednym z większych przemysłowych ośrodków Holandii. Wprawdzie kraj ten był osiągalny poprzez położone na granicy Niemiecko-Holenderskiej lotnisko Düsseldorf-Weeze, ale w tym momencie uniknie się uciążliwych dojazdów. Od strony przesiadek oferowanych jest mnóstwo lotów do Hiszpanii i Włoch (Ryanair), jak też do Pragi, Budapesztu i Sofii (Wizzair).

Forli/Bolonia (FRL). Bardzo duże zaskoczenie w zaproponowanej siatce połączeń. Forli jest bowiem małą miejscowością w północnej części Półwyspu Apenińskiego. Dzięki temu kierunkowi bardzo łatwo jest się dostać w takie miejsca, jak San Marino (65 kilometrów), wschodnie wybrzeże (Ravenna - 28 kilometrów, Rimini - 53), czy Bolonia (75 kilometrów). Około rok temu bardzo zaawansowane były plotki dotyczące otworzenia tam bazy przez Ryanair. Jednak wszystkie prace zostały wstrzymane, a baza ostatecznie znalazła się w Trapani na Sycylii. Wizzair oferuje natomiast tanie połączenia z Rumunią (Napoca, Bukareszt), oraz Bułgarią (Sofia).

Cork (ORK). Za czasów Centralwings istniało bezpośrednie połączenie Wrocław-Cork. Jednak w momencie zamknięcia tej linii lotniczej większość korzystającego z jej usług ruchu robotniczego przeniosło się na trasę z oddalonego o 100 kilometrów Shannon/Limerick. Niemniej w momencie, gdy Ryanair obciął częstotliwość tych lotów do dwóch operacji tygodniowo, możliwości szybkiego i taniego przelotu do ojczyzny zmalały prawie do zera. Cork jest atrakcyjnym i spokojnym miastem w Irlandii. Niemniej jego charakter, podobnie jak w przypadku całej zielonej wyspy, przypadnie prawdopodobnie do gustu wyłącznie fanom takowych klimatów. Zwyczajowo jest tam bowiem wietrznie, chłodno i deszczowo. Poza tym jest to bardzo solidny kierunek pracowniczy, w którym upatrywane są niemałe zyski linii lotniczej.

Doncaster-Sheffield (DSA). Kolejny kierunek stricte robotniczy. Podobnie jak w przypadku Dortmundu - wznowienie chętnie oblatywanej trasy na której jeszcze niedawno latał Wizzair.

Mediolan-Bergamo (BGY). Wprawdzie był to jeden z oczywistych kierunków, niemniej na forach wzbudził pewne zaskoczenie. A wynikało to przede wszystkim z faktu, że na trasie tej już wcześniej, bez powodzenia, próbowali swoich sił zarówno Ryanair, jak też Volareweb. Bergamo to przepiękne miasto leżące u podnóża gór. Oferuje miniaturowe metropolitarne centrum, oraz górującą nad nim starówką w Citta Alta. Nie bez powodu większość osób jest zachwycona po nawet kilkugodzinnej wizycie w Bergamo. Dodatkowo z lotniska bardzo łatwo można się dostać zarówno do Mediolanu, jak też w południowe rejony Alp. A od strony przesiadek... poemat. Lotnisko Orio Al-Serio oferuje bowiem mnóstwo zazwyczaj tanich połączeń do Hiszpanii (Barcelona-Girona, Madryt, Alicante, Santander, Saragossa, Malaga, Sewilla, etc.), krajów germańskich (Frankfurt-Hahn, Düsseldorf-Weeze, Lubeka, Oslo (Rygge oraz Torp), Sztokholm-Skavsta), jak też przede wszystkim połączeń krajowych (Sardynia, Sycylia, Rzym, Lamezia, Brindisi, Bari). Równie ciekawą propozycję posiada Wizzair oferując zazwyczaj tanie loty do swoich baz w Budapeszcie, Sofii, Bukareszcie, Napoce i Timisoarze.


Jak widać, oferta Wizzaira jest dużo ciekawsza i bardziej rozbudowana niż spekulowałem we wczorajszym poście. Bardzo istotnym jest również fakt, że bazowana we Wrocławiu maszyna będzie pracować tylko dla swojego lotniska (czyt. nie będzie tras pokroju Gdańsk-Dortmund-Lwów-Dortmund-Gdańsk). Wykorzystanie będzie również maksymalne, gdyż według rozkładu do Wrocławia z Bergamo maszyna wróci o godzinie 0025, a z Doncaster o 0130!! Niektórych pora ta może przerażać, jednak dla mnie jest to wykorzystanie do granic możliwości każdej minuty poświęconej na potencjalne tambylstwo.

Wiele osób upatruje w decyzji dotyczącej Wrocławia bardzo istotnego bodźca w dobie kryzysu. Jeszcze nie tak dawno mówiło się przecież o zakrawających na kpinę opóźnieniach spowodowanych zawirowaniami z właścicielami ziemi na której miał powstać nowy terminal. Niejednokrotnie irytowała mnie również pomniejszana liczba operacji Ryanair, oraz ostatnie bolesne przypadki utraty połączeń do Sztokholmu, Oslo, Edynburga czy Bournemouth. Wymęczające również były kolejne nieprzekazujące żadnych konkretów wiadomości, że „Ryanair przygląda się poczynaniom i poważnie rozważa założenie swojej bazy we Wrocławiu”. I tak przez ponad trzy lata! Decyzja Wizzair wydaje się być mądrą i przyszłościową. Najwyraźniej ich badania i symulacje przedstawiły spory potencjał tkwiący na Dolnym Śląsku. Dla nas klientów to dawka pewnych połączeń lotniczych, może nie za złotówkę, ale również w niewielkich cenach. Dla operatora, ustabilizowanie pozycji najważniejszej i największej taniej linii lotniczej w Europie Środkowowschodniej. Co więcej, przygotowanie gruntu w ostatnim mieście - organizatorze meczów Mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 roku, które mogą się okazać krokiem milowym zarówno dla polskiej gospodarki, jak też popularności turystycznej tychże miejsc. W momencie tym, jak wielu znawców wskazuje, Ryanair otrzymał „małego psztyczka w nos”, tracąc argument podczas prowadzenia swojej polityki wzajemnego szczucia na siebie kandydatów do potencjalnych baz. W chwili obecnej na polu pozostaje tylko Kraków i Bratysława, które owszem, generują spory ruch, niemniej nie są skore do płacenia dotacji z tytułu sprowadzenia samolotów irlandzkiego przewoźnika. Co za tym idzie, Ryanair nie może otworzyć bazy na własnych zasadach, a z powodu regulacji prawnych nie wejdzie na rynek Ukraiński. W momencie tym traci potencjalnych klientów, którzy jeszcze bardziej będą kojarzyli rynek Europy środkowowschodniej z Wizzair właśnie. Co więc się stanie? Cóż, niektórzy przepowiadają wojnę cenową, lub obrażenie się i zwinięcie zabawek z Wrocławskiej piaskownicy. Owszem, Wrocław jest lotniskiem niewielkim i nagłe uruchomienie ośmiu nowych połączeń w ciągu roku oferuje wzrost o około 1/3 generowanego aktualnie ruchu pasażerskiego na lotnisku. Jednak z drugiej strony Wrocław nie ma połączeń z taką ilością ciekawych miejsc, że jest jeszcze skąd latać nie wchodząc sobie wzajemnie w te same trasy. Mam również nadzieję, że lokalni mieszkańcy nauczyli się ostatnimi czasy, że można podróżować na krótki okres, w fajne miejsca i za niewielkie pieniądze. Między innymi temu służy ten blog właśnie. Dlatego też życzyłbym sobie, aby obie linie lotnicze współistniały na Wrocławskim lotnisku, rywalizowały ze sobą obniżając ceny, ale również osiągały na swoich trasach odpowiednie zyski. Tylko dzięki temu istniejące połączenia zostaną utrzymane, a mam nadzieję że dość szybko Wrocław otrzyma do swojej bazy drugą maszynę Wizzair.