środa, 18 października 2017

Kubańska codzienność - mapy i orientacja w terenie

W dzisiejszych czasach telefon służy nie tylko jako urządzenie do kontaktu, co także źródło nawigacji. Przy odrobinie przygotowań można wcześniej pobrać do trybu offline dane dotyczące całego zwiedzanego miasta i nawet bez konieczności podłączenia do internetu, móc wyszukiwać adres z dokładnością do numeru budynku.

Niestety nie na Kubie. Przynajmniej w kontekście przepopularnej aplikacji map Google. Jak się bowiem okazuje, nie da się pobrać offline obszarów Kuby, co prawdopodobnie wynika z jakiś regulacji prawnych. Dlatego fanom nawigacji telefonicznej polecam poszukanie jakieś innej aplikacji, która pozwala na odnajdowanie się bez konieczności pobierania danych z internetu (jak wspomniałem wcześniej, na miejscu sieć działa piekielnie wolno i jest droga).

Aplikacji takich jest kilka. My znaleźliśmy maps.me, która umożliwia pobieranie stosunkowo dokładnych danych całego kraju. Testy na tydzień przed wyjazdem (żeby na miejscu nie okazało się, że aplikacja jest ciężka w obsłudze, lub nie posiada jakiś niezbędnych funkcjonalności) zakończyły się pozytywnie, co otworzyło w głowie pewną furtkę, że nie tylko wszystko co dobre, to Google ;) Z plusów warto wspomnieć o bezproblemowym wyszukiwaniu adresów i rozbudowanej bazie tras - włącznie ze ścieżkami pieszymi pośród terenów zielonych. Dalsze testy tego wątku wykazały, że Mapy Google świetnie sprawdzają się w miastach, jednak w przypadku tras plenerowych przegrywają na całej szerokości. Ważna to informacja, zwłaszcza przy trekkingu w okolicach Viñales. Z minusów najbardziej denerwował sposób nawigacji. Mianowicie słaby silnik śledzenia ruchu palcem, przez co czasami mapa zaczęła uciekać kilkadziesiąt kilometrów poza interesujący nas obszar. Problemem jest też zasobożerność. Podczas nawigowania, w trakcie jazdy na rowerze i ciągle włączonym ekranie, bateria padła mi po chyba dwóch godzinach. Przy mapach google wysysanie baterii trwa 2-3 razy dłużej. Pomimo tych niedociągnięć aplikacja sprawdzała się całkiem nieźle i możemy ją polecić, jako punkt startowy. Alternatywnie polecam także - w mojej opinii - nieco lepszą przy trasach trekkerskich OsmAnd. Przy czym ta aplikacja ma niestety ograniczenia - za darmo można pobrać dane tylko kilku pierwszych interesujących nas obszarów.

Nawigacja w centrum miast odbywa się nieco inaczej, niż w Europie. Pewne trudności ze znalezieniem konkretnego numeru obchodzi się podając pomiędzy jakimi poprzecznymi ulicami znajduje się szukane miejsce. Pamiętam też, gdy mieszkańcy próbowali nakierować nas na sklep, gdzie być może znajdziemy olejek do opalania (nasz znajdował się w jeszcze niedostarczonym bagażu). Określali oni to mianem Galiano y Animas, co w ostatecznym rozrachunku okazało się określeniem skrzyżowania wskazanych ulic (brak użycia słowa calle - ulica). W tym przypadku mieliśmy problem z dokładniejszą informacją - czy to jest mały sklep, apteka, supermarket, jak powiedzieć że chodzi o olejek na poparzenie od słońca. Gdy jednak szukacie czegoś konkretnego, ze znaną nazwą - jest dużo prościej. Wystarczy, że będziecie wyglądać na odrobinę zgubionych - możecie być pewni, że po niecałej minucie ktoś znajdzie się obok Was z zapytaniem czy może jakoś pomóc. Może to być nawet osoba przesiadująca w kawiarni po przeciwnej stronie ulicy. Specjalnie do Was podejdzie, słysząc nazwę wskaże Wam kierunek i wróci z powrotem do swoich spraw. Bez odprowadzania Was na miejsce i oczekiwania za to zapłaty, co ma często miejsce w np. krajach Afryki Północnej ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz