Jedną
z największych atrakcji turystycznych na wyspie są oczywiście jeżdżące
po drogach samochody. Można je podzielić na kilka grup. Pierwszą,
najciekawszą turystycznie, stanowią amerykańskie krążowniki dróg z
powojennych lat. Wciąż są one aktywnymi uczestnikami ruchu,
ponieważ ich konstrukcja zwyczajowo była wytrzymała i bardzo prosta.
Naprawa jakiejkolwiek części jest więc czynnością bardziej czasochłonną,
niż skomplikowaną. W ten sposób, przy odpowiedniej konserwacji pojazdu,
oraz mistrzostwie w domorosłych reperacjach, do jakich dochodzi
większość właścicieli samochodów na Kubie, wozy te wciąż są normalnym
widokiem na wyspie. Co ciekawe, pomimo wizualnego splendoru, elegancji i
gracji z jaką poruszają się one po drogach, najlepiej prezentują się w
metalicznie połyskujących, kanarkowych barwach. Czyli wszelkie odcienie
żółci, róże, pomarańcze, błękity, czerwienie czy żywe zielenie. Kierowcy
tak odpicowanych bryk znają wartość swojej własności i bardzo chętnie
nagabują na możliwość przejechania się po mieście w swoich kabrioletach.
Nawet jeśli nie oczekują przy tym absurdalnie wysokich stawek (choć te
też dość często się przytrafiają), to zarabiają na tyle godnie, aby po
dwóch godzinach oczekiwania/wyłapywania jednego klienta, niecałej
godziny pracy, wrócić do domu przed obiadem i całe popołudnie spędzić na
myciu i polerowaniu karoserii.
Oczywiście Kuba nie tylko świecidełkami stoi a na drodze spotkać można wiele krążowników użytkowych, którym z biegiem lat w tapicerkach pojawiło się wiele dziur, na pulpicie przestały działać wskaźniki (prędkość każdy z kierowców przecież dopasowuje do stanu drogi i własnych możliwości), zaczęło brakować klamek, czy okien... Są to pojazdy użytku codziennego, które za zadanie mają przewieźć pasażerów z punktu A do punktu B. I to robią. Nawet pomiędzy miastami, gdzie bez żadnego przemęczenia osiągają prędkość do 110 km/h. Szybciej na kubańskich drogach się nie da, więc nie przerażajcie się, jeśli któregoś ranka zamówioną taxi collectivo okaże się właśnie taki staruszek.
Drugą znaczącą grupą samochodów na Kubie, są średniaki z przedziału lat 80-90. Tutaj mamy do czynienia z totalną mieszanką samochodów z tamtejszego, bądź już nieaktualnego wtedy tzw. bloku wschodniego - Łady, Dacie, również dużo Małych fiatów, nazywanych tam El polacito. Niemniej da się wypatrzyć również sporo europejskich rupci pokroju Citroenów, Volkswagenów i innych przykładów, które śmiało mogłyby brać udział w Złombolu :-)
Ostatnią grupę stanowią pojazdy najnowsze.
Jak wspominałem wcześniej, z Viñales do Hawany jechaliśmy nowym
Peugeocikiem, czystym, wygodnym, z klimą. Kupno takiego pojazdu jest dla
właściciela dziwacznym zabiegiem, ponieważ jest to pojazd bardzo
zaawansowany technicznie, w którym nawet błaha usterka może spowodować
unieruchomienie samochodu. Tak samo jazda po pozostawiających wiele do
życzenia kubańskich drogach, jest z pewnością przeżyciem dla delikatnych
konstrukcji dzisiejszych samochodów. Niemniej na wyspie spotyka się co
jakiś czas w zasadzie nowy samochód, produkcji zarówno europejskiej, jak
też częściej azjatyckiej. Z Chin pochodzi też praktycznie każdy nowszy
autokar, który wozi turystów wycieczek zorganizowanych, lub przewoźników
pokroju wspomnianego wcześniej Viazul.
Z ciekawostek transportowych warto również wspomnieć o samochodach dużo bardziej wiekowych, niż popularne krążowniki szos. Kilkukrotnie widzieliśmy bowiem pojazdy - na oko - w klimacie lat 30. poprzedniego wieku. Co ważne - pojazdy na chodzie i codziennie wykorzystywane jako np. jeżdżąca po mieście taksówka. Z pewnością więc pobyt na Kubie jest wycieczką do świata zgoła odmiennego od naszej codzienności.
Oczywiście Kuba nie tylko świecidełkami stoi a na drodze spotkać można wiele krążowników użytkowych, którym z biegiem lat w tapicerkach pojawiło się wiele dziur, na pulpicie przestały działać wskaźniki (prędkość każdy z kierowców przecież dopasowuje do stanu drogi i własnych możliwości), zaczęło brakować klamek, czy okien... Są to pojazdy użytku codziennego, które za zadanie mają przewieźć pasażerów z punktu A do punktu B. I to robią. Nawet pomiędzy miastami, gdzie bez żadnego przemęczenia osiągają prędkość do 110 km/h. Szybciej na kubańskich drogach się nie da, więc nie przerażajcie się, jeśli któregoś ranka zamówioną taxi collectivo okaże się właśnie taki staruszek.
Takim wozem wjeżdżaliśmy do parku Topes Collantes |
Drugą znaczącą grupą samochodów na Kubie, są średniaki z przedziału lat 80-90. Tutaj mamy do czynienia z totalną mieszanką samochodów z tamtejszego, bądź już nieaktualnego wtedy tzw. bloku wschodniego - Łady, Dacie, również dużo Małych fiatów, nazywanych tam El polacito. Niemniej da się wypatrzyć również sporo europejskich rupci pokroju Citroenów, Volkswagenów i innych przykładów, które śmiało mogłyby brać udział w Złombolu :-)
Jeden z wielu El polacito napotkanych na wyspie |
Z ciekawostek transportowych warto również wspomnieć o samochodach dużo bardziej wiekowych, niż popularne krążowniki szos. Kilkukrotnie widzieliśmy bowiem pojazdy - na oko - w klimacie lat 30. poprzedniego wieku. Co ważne - pojazdy na chodzie i codziennie wykorzystywane jako np. jeżdżąca po mieście taksówka. Z pewnością więc pobyt na Kubie jest wycieczką do świata zgoła odmiennego od naszej codzienności.
Bardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSłyszałem, ze właśnie w tym kraju jeszcze można zobaczyć fajne stare samochody, ale pewnie niedługo ten trend może zaniknąć. Ja jestem zdania, że ważne jest również to, abym przede wszystkim zdał prawo jazdy w tym roku. Już nawet zapoznałem się z wpisem https://kioskpolis.pl/prawo-jazdy-2020-ile-sie-czeka-na-dokument/ i wiem ile czeka się aktualnie na dokument.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń