poniedziałek, 9 października 2017

Pierwsze chwile na Kubie - problemy z bagażem

Odbiór bagażu
Po pozytywnym wstępie na lotnisku nadszedł czas na etap, w którym większość zasłyszanych historii niestety okazało się prawdą. Zatłoczony terminal międzynarodowy posiada bowiem tylko dwa pasy obsługujące wszystkie loty. Tłum ludzi, niski sufit, dym papierosowy dolatujący z pobliskich toalet (tak tak, można tam palić papierosy) i brak jakichkolwiek siedzeń, powodują szybki wzrost zdenerwowania. Zwłaszcza, że na bagaże po prostu się czeka... i czeka.... i czeka... Czasami pas się uruchomi i wyleci z niego kilka hm... Nie wiem jak to nazwać, ponieważ Kubańczycy nie używają ani plecaków, ani walizek. Ich bagaż to najczęściej jakieś wnętrze grubo owinięte pościelo-podobnym materiałem i następnie mocno otoczonym folią ochronną. Co ciekawe, część z nich przyjmuje postać kilkunastu-kilogramowej kuli, która zlatując z pasa jest w stanie powalić część oczekujących - niczym kręgle. Oprócz tego, na pasie pojawiało się mnóstwo dóbr importowanych. Przylatujący z Mexico City Kubańczycy, w głównej mierze przywozili bowiem telewizory, urządzenia elektroniczne, czy przede wszystkim części do motorów i samochodów. Musicie mi uwierzyć, ale naprawdę widziałem wyjeżdżające klucze naprawcze, części silników, akumulatory (opisane jako bomba acenite de carro), czy nawet wręcz zestawy opon samochodowych!

Oczywiście nie ma co liczyć na jakiekolwiek zorganizowanie. Bagaż co jakiś czas się pojawia, po czym nagle bez jakiejkolwiek informacji okazuje się, że część bagażu wyjeżdża na tym drugim pasie. A po blisko dwóch godzinach oczekiwania okazuje się, że więcej walizek z Mexico City już nie będzie, o czym oczywiście nikt nie jest łaskaw poinformować oczekujących.

Formalności związane z zagubionym/opóźnionym bagażem
I tutaj zaczynają się schody. Oczekiwanie do okienka lost luggage polega bowiem na staniu w tłumie, w którym pierwszeństwo przysługuje wciskającym się na siłę miejscowym. Gdy już przyjdzie czas na turystów, pani z piekielnie łamanym angielskim, pobiera niezbędne dane i - gdy jej się chce - udzieli oficjalnej informacji. My musieliśmy podać adres pobytu na Kubie (dlatego pierwszą noc warto mieć zarezerwowaną przez internet - o niuansach związanych z noclegami wspomnę później), adresy w Polsce, numery rezerwacji, wizy itd. Dowiedzieliśmy się, że nasz bagaż po prostu nie doleciał naszym samolotem, chociaż plecaki leżały na wózku stojącym pod samolotem w Mexico City. Co ciekawe, nie przyleciały bagaże kilkunastu osób, wśród których - oprócz pewnej dwójki - wszyscy byli polakami. Nie o narodowość jednak tutaj chodzi, co - jak podejrzewam - o to, że wszystkimi lostami były plecaki. Walizka jednej z polek doleciała :-) 

Warto pamiętać, że w takiej sytuacji chroni nas prawo międzynarodowe, jak też regulacje europejskie. Zgodnie z nimi, obowiązkiem linii lotniczej jest jak najszybsze dostarczenie bagażu pod wskazany adres. Czyli oficjalnie powiedziano nam, że plecaki przylecą wieczorną rotacją, co finalnie jednak nie miało miejsca. Koniec końców znalazły się one na wyspie z dobowym opóźnieniem a w hotelu otrzymaliśmy je następne 24 godziny później.

Co istotne, w takiej sytuacji obowiązkiem linii lotniczej jest zwrot wszelkich kosztów (do kwoty około €1200) związanych ze skutkami opóźnienia. W naszym konkretnym przypadku, są to wszelkie koszty zakupu ciuchów, kosmetyków itp. Tutaj nie ma co się szczypać, po prostu należy iść do jakiegokolwiek sklepu i każdy zakup potwierdzać stosownym paragonem. Jak podejrzewam, nie chodzi tutaj o sklep wytwornych marek, ponieważ odszkodowanie przysługuje do pewnej sumy. Zresztą, na Kubie dobrze będzie, jeśli uda się kupić cokolwiek, ale o tym w późniejszych odcinkach.

Od siebie tylko dodam, że w trakcie procedury reklamacji, Aeroméxico poprosiło o niemal wszystkie świstki z cyframi: numer rezerwacji, numer biletu (e-ticket), numer taga bagażowego (tej naklejki umieszczanej na walizce - dlatego nie warto jej wyrzucać), skan naklejki potwierdzającej nadanie bagażu i numer zgłoszenia zaginięcia bagażu. Takie rzeczy się gubią, dlatego proponuję profilaktycznie od razu robić ich zdjęcia. Zwłaszcza formularz zgłoszenia zaginięcia bagażu, który musieliśmy później oddać przywożącemu nasze plecaki taksówkarzowi, jako potwierdzenie odbioru. Stanowcze zwrócenie uwagi, że takie potwierdzenie zostało nam zabrane i nie zostaliśmy poinformowani o przysługujących nam prawach (w tym w ogóle o zwrocie kosztów za niezbędne zakupy) spowodowały, że linia nie robiła nam już żadnych problemów. Nieco później przyszło potwierdzenie, że zostało nam przyznane odszkodowanie w wysokości $100 (wnioskowaliśmy o około $80).

Była to nasza pierwsza przygoda z niedostarczonym bagażem, dlatego po drodze popełniliśmy wiele błędów. Niektórych sytuacji nie dało się jednak rozwiązać inaczej, czego przykładem jest, kolokwialnie rzecz ujmując, wywalenie się nam planu już na samym początku podróży. Nie wiedzieliśmy bowiem kiedy bagaż zostanie nam dostarczony do hotelu, dlatego też na wszelki wypadek o jeden dzień przedłużyliśmy nasz pobyt w Hawanie. W wersji pesymistycznej stwierdziliśmy, że bagaż odbierzemy w połowie urlopu, po drodze z Viñales do Cienfuegos. Dlatego w przypadku objazdówki polecam rezerwację noclegu w tym samym miejscu na początek i na koniec podróży. Miejsce to staje się bowiem naturalną bazą na wyspie. A przytoczę tylko opowieść naszego hosta z Hawany, który wspominał, że opóźniony bagaż jest czymś wielce naturalnym - przede wszystkim w kościelnym okresie świątecznym. Jeden Rosjanin po dwóch dniach bezowocnego czekania, w końcu udał się w dalszą podróż na Jamajkę. Gdy po ponad dwóch tygodniach powrócił do Hawany okazało się, że swój bagaż zobaczy dopiero na lotnisku w Moskwie. Tak więc, przygotujcie się, już lotnisko może się bowiem stać pierwszym kontaktem z surowymi zasadami tego dziwnego dla nas świata ;)

Kradzieże na lotnisku w Hawanie
Jeśli jesteście po lekturze kilku blogowych reportaży z Kuby, być może natknęliście się na informacje o kradzieżach. My odnieśliśmy wrażenie, jakoby nie tyle kradzieże, co przeszukiwanie bagażów było niemal plagą. Znikają podobno głównie markowe ciuchy. Być może dlatego wszystkie funkcjonariuszki służb lotniskowych chodziły w wytwornych pończochach/rajstopach, dostępności których raczej nie spodziewałbym się na wyspie. Ktoś nawet wspomniał kiedyś, że po powrocie z wyspy w swoim bagażu znalazł jabłko. Wtedy postanowił zrobić rachunek sumienia i wyszło na to, że z walizki zniknęła... para używanych majtów ;)

Niestety ciężko jest mówić o zabezpieczeniu plecaków przed kradzieżą, jeśli nie bierze się pod uwagę szczelnego owinięcia folią zabezpieczającą. My jednak poczyniliśmy pewne środki ostrożności w postaci popularnych tyrtytek - plastikowych zaczepów. Kilka z nich założyliśmy w taki sposób, że niemożliwym było otwarcie plecaka bez ich rozerwania. Oczywiście zapięcie można podważać nożem itd., jednak mieliśmy nadzieję, że to głupie i bardzo wizualne zabezpieczenie spowoduje, że komuś po prostu nie będzie się chciało dobierać do akurat naszego plecaka.

Koniec końców, Dorota padła ofiarą drobnej kradzieży. Gdy otwierała dostarczone przez taksówkarza plecaki, zauważyła że układ rzeczy w środku jest nieco inny, niż oryginalnie. Tak, jakby ktoś włożył do środka rękę i próbował znaleźć coś na ślepo. Ostatecznie znalazł opakowanie z mieszanką orzechów. Dobrze, że tylko tyle :-)

Bardziej obawiałem się jednak drogi powrotnej, ponieważ procedura zgłaszania kradzieży z zagranicy jest utrudniona, zatem zachęcająca potencjalnych złodziejaszków. Na szczęście w sposób oględny w Mexico City - a w sposób całkowity w Amsterdamie - stwierdziliśmy, że nic nam nie zginęło :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz