piątek, 20 października 2017

Kubańska codzienność - sposób życia Kubańczyków

Największą wartość jaką wyniosłem z podróży na Kubę był challange dotychczasowego trybu życia. Już bowiem od pierwszej minuty, przy okazji pozostawionego w Mexico City bagażu, zetknęliśmy się z całkowicie inną - to jest właściwe słowo - codziennością. Europa, nawet nasza jej środkowa część, jest już bowiem bardzo strukturyzowana, działająca zgodnie z pewnymi normami, zasadami, planami. Wiele osób ceni Karaiby i środkową Amerykę za to, że tamtejsza rzeczywistość pozwala na dużo więcej wolności, mniej struktur i procedur. W tym klimacie narodził się kubański styl życia, o którym już na samym początku powiedział nam host noclegu w Hawanie. Tu są Karaiby. Wasz bagaż będzie, jak przyleci na Kubę i ktoś go przywiezie. Po prostu musicie czekać. U nas tak się załatwia sprawy.

I rzeczywiście, na nic stało się jechanie na lotnisko jeszcze tego samego dnia, żeby przekonać się, że wbrew obietnicom handlingu, bagaż nie przyleciał następnym rejsem. Nikt też się specjalnie tym nie przejął, bo co mogą zrobić, skoro plecaki wciąż są na kontynencie? I wtem okazało się, że przez trzy dni trzeba chodzić w tej samej koszuli, spodniach i parze majtów, które każdego wieczoru po wypraniu w szarym mydle, schły rozwieszone nieopodal wiatraka. To dość gwałtowne zetknięcie się z karaibską rzeczywistością pozwoliło nabrać nam ogromnej cierpliwości do wszystkiego, zrozumienia że rzeczywiście jak będzie, to będzie.

Kolejka przed kantorem CADECA w Hawanie

Na tej bazie okazuje się, że sprawne życie na Kubie wymaga nieprzebranych zasobów czasu. Co już być może wyłapaliście w poprzednich wpisach - aby załatwić cokolwiek, trzeba odstać w długich kolejkach. Wymiana walut? Ponad godzina w jednym z trzech kantorów w centrum miasta. Bagaż na lotnisku? W naszym przypadku 4 godziny. Wstęp do muzeum? Oj z 80 osób przed nami. Ba, nawet w bardzo cenionej Cafe Escorial w Hawanie staliśmy prawie 2 godziny, aby kupić trzy woreczki prażonej na miejscu kawy. Na szczęście opłacało się, w mojej opinii jest to jedna z najlepszych, jakie mam w swojej kolekcji.

Na szczęście kolejki da się nieco zredukować gotówką. W sposób bezpośredni - np. płacąc komuś, aby odstał w niej za nas ;) W sposób mniej bezpośredni - kupując po europejskich cenach. Jak bowiem wspomniałem, sieć sklepów Panamericana to miejsce, gdzie zarówno bez problemów dostanie się niezbędne towary, ale też nie będzie się stało w kolejkach. Powód jest oczywisty, tamtejsze towary są kosmicznie drogie dla zwykłego Kubańczyka - dostępne w zasadzie wyłącznie dla osób pracujących bezpośrednio przy turystyce. Tak samo sprawa się ma w przypadku transportu turystycznego. Korzystając z taxi collectivos nie trzeba odczekać swojego na stacji autobusowej, albo gdzieś na trasie. Samochód przyjeżdża pod wskazany adres i dowozi na zamieszczony na wizytówce. Chociaż, znów dochodzi tutaj nasza europejska mentalność. Jeśli bowiem transport jest umówiony na godzinę 9.rano, już od 5 minut przed tym czasem, my zazwyczaj siedzimy na spakowanych bagażach, czekając na samochód. Oczywiście w karaibskim mniemaniu godzina 9. oznacza od 8.30 do 11. I nawet jeśli wiemy o tym, oraz się na to godzimy, nawet bez nerwa wkładając plecaki do bagażnika chwilę przed godziną 10., to nasza mentalność wymaga, abyśmy za każdym razem byli gotowi na co najmniej 5 minut przed umówionym czasem ;)

Konieczność wybicia się ze swojego stylu życia jest zapewne dla Kubańczyków czymś ciężkim do przyjęcia. Generalnie odnoszę bowiem wrażenie, że oni po prostu nie rozumieją zjawiska turystyki. Dotyczy to zarówno czasów obecnej inwazji na kraj, jak też lat poprzednich. No bo powiedzmy sobie szczerze, lubimy chodzić wśród przyrody, leżeć na plaży, oglądać, wydawać pieniądze. Niestety wszystko z tutaj wymienionych jest na Kubie jak na lekarstwo. Dlatego władze starają się tworzyć atrakcje sztuczne, które w połączeniu z tamtejszymi kryzysami, wychodzą czasami dość humorystycznie. OK, w Varadero podobno jakość jest całkiem niezła. Dobre hotele, ładne plaże, fajna obsługa... Tylko przez jakiś czas na tamtejszy półwysep nie mieli wstępu mieszkańcy wyspy. A z wielu relacji wynika, że pięknie wyglądające, pieczołowicie wycięte i przystrojone jedzenie, po prostu nie ma smaku. Kolejną ciekawostką jest, określona jako jedna z największych atrakcji zachodniej części wyspy, Mural Prehistoria. Jest to po prostu goła, pozbawiona roślinności, w miarę pionowa część lokalnego wypiętrzenia, którą dość nieudolnie upaćkano blednącą farbą z rysunkami nawiązującymi podobno do prehistorii. Na teren tej atrakcji wchodzi się za opłatą 3 CUC, w cenie czego dostaje się wodę i... możliwość zobaczenia z bliska czegoś, co doskonale widać ze ścieżki idącej wzdłuż płotu. Marna to atrakcja a dodatkowo ten płot w pewnym momencie po prostu zanika, lub znajduje się w nim otwarta furtka. Podobnie prymitywna atrakcja turystyczna - Valle de la Prehistoria - znajduje się po drugiej stronie wyspy, niedaleko Santiago de Cuba. Zresztą co się będę rozpisywał, zobaczcie fotki z linka pod nazwą ;)

Mural Prehistoria
Pomijając rzeczywistość turystyczną, życie codzienne na Kubie nadal jest bardzo ciekawym wątkiem, na który warto zwrócić uwagę podczas swojego pobytu. Mieszkańcy żyją bowiem w dość bliskich relacjach sąsiedzkich. Dlatego dla nich ważniejsze od sytuacji na świecie jest to, co słychać u mieszkańca kamienicy kilka numerów obok. Gdy coś się dzieje, po prostu robi się obchód po znajomych i sprawa rozwiązuje się sama. Co ciekawe, mikrospołeczności te są bardzo otwarte na przybyszów. Dlatego przechodząc przez pewne okolice, nie byliśmy odprowadzani niechętnym wzrokiem ich mieszkańców. Ba, w pewnym momencie w centrum Hawany zagadał do nas jakiś późny student, który opowiadał, że jest naszym sąsiadem i widział nas dziś rano, jak wychodziliśmy z mieszkania naszego hosta. Już sam ten fakt spowodował, że facet podchodził do nas przyjaźnie i ot tak, opowiedział co jeszcze ciekawego możemy zwiedzić/zrobić dziś w mieście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz