Turyści
przyjeżdżający na wyspę raczej nie powinni oczekiwać jakiś specjalnych
doznań przyrodniczych. Owszem, jest zielono, są palmy, jest ciepło, ale
wszystko to, większe, bardziej kolorowe i w lepszych kombinacjach, można
spotkać na naszym kontynencie. Jeśli jednak ktoś chce pobyć trochę
więcej na łonie natury to... no właśnie, raczej będzie mu ciężko.
O
innym świecie, w którym się znaleźliśmy w momencie przybycia na Kubę,
zdajemy sobie sprawę choćby przy temacie trekkingu. Kubańczycy nie znają
bowiem takiego pojęcia, nie mają potrzeby wędrowania pośród zieleni i w
związku z tym nie mają żadnej infrastruktury z tym związanej. Nie ma
więc co liczyć na schroniska, zwłaszcza że na wyspie nie ma żadnych
szlaków trekkerskich! Trochę nadziei pokładaliśmy w braku informacji w
internecie, jednak na miejscu przekonaliśmy się, że po prostu tak jest.
Mam tutaj na myśli zarówno
góry Escambray
pomiędzy Trinidad i Cienfuegos, jak też okolice Viňales. Przy czym
region Pinar del Rio jest w pewnym sensie pionierem na wyspie, ponieważ
przyciąga nie tylko fanów kubańskich cygar (to tutaj rośnie najbardziej
pożądany tytoń), co również miłośników przyrody i eksplorowania
okolicznych jaskiń. Niemniej chociaż codziennie po okolicach kręcą się
setki osób (część z nich pieszo, część na grzbietach koni, niektórzy na
rowerach), eksploracja okolic odbywa się
na czuja z telefoniczną
nawigacją w ręku, za pośrednictwem podpowiedzi lokalsów, lub w oparciu o
zakreślone na mało dokładnej mapie ścieżki, które w żaden sposób na
miejscu nie są oznaczone.
|
Malowniczo położona dolina Viñales |
|
Produkcja tytoniu w okolicach Viñales |
|
Propozycja nieoznaczonej trasy pieszej w dolinie |
Planując
wyjazd na Kubę warto brać pod uwagę porę roku. Wiadomo, rejon Karaibów
rokrocznie nawiedzają silne zjawiska pogodowe, które mogą zarówno zepsuć
wrażenia, spowodować problemy komunikacyjne, jak też wręcz stanowić
zagrożenia dla życia - przykład ostatnich dni to potwierdza. W trakcie
naszego wyjazdu (środek marca) słabe wrażenia przyrodnicze były
prawdopodobnie spowodowane m.in. panującą tam zimą. Zimą, czyli na nasze
porą suchą, ponieważ przez dwa tygodnie, tylko późnym wieczorem
miewałem na sobie coś więcej, niż cieniutka i przewiewna koszula z
krótkim rękawem. Trafiliśmy więc na okres już dość zmęczonej długo
panującymi podwyższonymi temperaturami przyrody, która powoli zaczynała
usychać. Bardzo wyraźnie było to widać w
ogrodzie botanicznym niedaleko Cienfuegos.
Swoją drogą jest to kolejny przykład kubańskiego niedopilnowania. Jest
to bodaj miejsce z największą na Karaibach ilością pokazywanych gatunków
roślin tropikalnych i subtropikalnych. Brzmi atrakcyjnie, jednak na
miejscu zastajemy praktycznie brak ścieżek, czy też podpisów z czym mamy
do czynienia. Ot, jakby przechodzić się po trawniku, pomiędzy lekko
przyschniętymi drzewami.
|
Ścieżka w ogrodzie botanicznym koło Cienfuegos |
Pora
roku jest też istotnym elementem w trakcie planowania wycieczek do
wodospadów - zwłaszcza w okolicach gór Escambray. Szczerze, niczym nie
zaciekawiły. Ot, niewielkie strumienie, u podnóża których można się
wykąpać w stosunkowo zimnej wodzie - cudowne doznanie przy tamtejszych
warunkach pogodowych. Swoją drogą fenomenem jest popularność wodospadu
El Nicho.
Zdecydowanie nie popierają jej bowiem miejscowi, którzy nawet mają
uknutą lokalną teorię. Według niej, w którymś z przewodników ktoś opisał
ten wodospad jako ciekawy, a potem wszystkie kolejne zaczęły tą
informację kopiować. Rzeczywiście, miejsce zdecydowanie poniżej
średniej, tylko wymaga wykupienia biletu wstępu. Już bardziej polecam
poświęcenie dodatkowej godziny na eksplorację niżej położonego koryta
rzeki, z małymi, ale całkiem malowniczymi progami wodnymi. Niestety
muszę ostrzec - w okolicy znajdują się węże. Tzn. myśmy znaleźli
przynajmniej jednego, co dość szybko przekonało nas do odwrotu w stronę
czekającej taksówki ;)
|
Kaskady pod parkiem wodospadu El Nicho |
Alternatywą do ścieżek trekkerskich może być
podróżowanie rowerem. O możliwość wynajmu warto pytać się zarówno w
lokalnych biurach informacji turystycznej (bez problemu przekierują
nawet na osoby prywatne), jak też hostów w noclegach. Muszę przyznać, że
jeżdżąc po okolicach Cienfuegos spotkaliśmy się z życzliwym przyjęciem,
gdzie czasami wymijający nas kierowcy i pasażerowie trąbili, machali i
generalnie ciepło reagowali na naszą obecność. Trochę umilało nam to
trudy jazdy, ponieważ miejscowe rowery zdecydowanie nie są mistrzostwem
optymalności, lekkości, czy zaawansowania technicznego. W naszych cały
czas walczyłem z przesuwającym się kołem (musiałem co kilka kilometrów
ręcznie dokręcać śrubę mocującą koło do ramy), niedziałającą przednią
przerzutką (trzeba było przestawiać ją nogą), urwaną dźwignią zmiany
biegów, lub za wysokim i niemożliwym do obniżenia siodełkiem itp. To nie
jest przypadek skrajny, takich historii z lokalnymi rowerami jest
bowiem mnóstwo. Dlatego niektórzy decydują się na zwiedzanie wyspy na
własnych, przywiezionych dwóch kołach. Rzeczywiście, po drodze
spotkaliśmy kilka mniejszych i większych grupek dość zaawansowanie
wyglądających rowerzystów. Jeśli myślicie o czymś podobnym - musicie
przygotować się na jazdę ze wschodu na zachód. Przez cały rok na wyspie
wieje bowiem wiatr dokładnie w tą stronę. Z doświadczeń własnych dodam
tylko, że wiatr choć ciepły, to czasami dość silny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz