czwartek, 19 października 2017

Kubańska codzienność - przyroda

Turyści przyjeżdżający na wyspę raczej nie powinni oczekiwać jakiś specjalnych doznań przyrodniczych. Owszem, jest zielono, są palmy, jest ciepło, ale wszystko to, większe, bardziej kolorowe i w lepszych kombinacjach, można spotkać na naszym kontynencie. Jeśli jednak ktoś chce pobyć trochę więcej na łonie natury to... no właśnie, raczej będzie mu ciężko.

O innym świecie, w którym się znaleźliśmy w momencie przybycia na Kubę, zdajemy sobie sprawę choćby przy temacie trekkingu. Kubańczycy nie znają bowiem takiego pojęcia, nie mają potrzeby wędrowania pośród zieleni i w związku z tym nie mają żadnej infrastruktury z tym związanej. Nie ma więc co liczyć na schroniska, zwłaszcza że na wyspie nie ma żadnych szlaków trekkerskich! Trochę nadziei pokładaliśmy w braku informacji w internecie, jednak na miejscu przekonaliśmy się, że po prostu tak jest. Mam tutaj na myśli zarówno góry Escambray pomiędzy Trinidad i Cienfuegos, jak też okolice Viňales. Przy czym region Pinar del Rio jest w pewnym sensie pionierem na wyspie, ponieważ przyciąga nie tylko fanów kubańskich cygar (to tutaj rośnie najbardziej pożądany tytoń), co również miłośników przyrody i eksplorowania okolicznych jaskiń. Niemniej chociaż codziennie po okolicach kręcą się setki osób (część z nich pieszo, część na grzbietach koni, niektórzy na rowerach), eksploracja okolic odbywa się na czuja z telefoniczną nawigacją w ręku, za pośrednictwem podpowiedzi lokalsów, lub w oparciu o zakreślone na mało dokładnej mapie ścieżki, które w żaden sposób na miejscu nie są oznaczone.

Malowniczo położona dolina Viñales
Produkcja tytoniu w okolicach Viñales
Propozycja nieoznaczonej trasy pieszej w dolinie

Planując wyjazd na Kubę warto brać pod uwagę porę roku. Wiadomo, rejon Karaibów rokrocznie nawiedzają silne zjawiska pogodowe, które mogą zarówno zepsuć wrażenia, spowodować problemy komunikacyjne, jak też wręcz stanowić zagrożenia dla życia - przykład ostatnich dni to potwierdza. W trakcie naszego wyjazdu (środek marca) słabe wrażenia przyrodnicze były prawdopodobnie spowodowane m.in. panującą tam zimą. Zimą, czyli na nasze porą suchą, ponieważ przez dwa tygodnie, tylko późnym wieczorem miewałem na sobie coś więcej, niż cieniutka i przewiewna koszula z krótkim rękawem. Trafiliśmy więc na okres już dość zmęczonej długo panującymi podwyższonymi temperaturami przyrody, która powoli zaczynała usychać. Bardzo wyraźnie było to widać w ogrodzie botanicznym niedaleko Cienfuegos. Swoją drogą jest to kolejny przykład kubańskiego niedopilnowania. Jest to bodaj miejsce z największą na Karaibach ilością pokazywanych gatunków roślin tropikalnych i subtropikalnych. Brzmi atrakcyjnie, jednak na miejscu zastajemy praktycznie brak ścieżek, czy też podpisów z czym mamy do czynienia. Ot, jakby przechodzić się po trawniku, pomiędzy lekko przyschniętymi drzewami.


Ścieżka w ogrodzie botanicznym koło Cienfuegos

Pora roku jest też istotnym elementem w trakcie planowania wycieczek do wodospadów - zwłaszcza w okolicach gór Escambray. Szczerze, niczym nie zaciekawiły. Ot, niewielkie strumienie, u podnóża których można się wykąpać w stosunkowo zimnej wodzie - cudowne doznanie przy tamtejszych warunkach pogodowych. Swoją drogą fenomenem jest popularność wodospadu El Nicho. Zdecydowanie nie popierają jej bowiem miejscowi, którzy nawet mają uknutą lokalną teorię. Według niej, w którymś z przewodników ktoś opisał ten wodospad jako ciekawy, a potem wszystkie kolejne zaczęły tą informację kopiować. Rzeczywiście, miejsce zdecydowanie poniżej średniej, tylko wymaga wykupienia biletu wstępu. Już bardziej polecam poświęcenie dodatkowej godziny na eksplorację niżej położonego koryta rzeki, z małymi, ale całkiem malowniczymi progami wodnymi. Niestety muszę ostrzec - w okolicy znajdują się węże. Tzn. myśmy znaleźli przynajmniej jednego, co dość szybko przekonało nas do odwrotu w stronę czekającej taksówki ;)


Kaskady pod parkiem wodospadu El Nicho
Alternatywą do ścieżek trekkerskich może być podróżowanie rowerem. O możliwość wynajmu warto pytać się zarówno w lokalnych biurach informacji turystycznej (bez problemu przekierują nawet na osoby prywatne), jak też hostów w noclegach. Muszę przyznać, że jeżdżąc po okolicach Cienfuegos spotkaliśmy się z życzliwym przyjęciem, gdzie czasami wymijający nas kierowcy i pasażerowie trąbili, machali i generalnie ciepło reagowali na naszą obecność. Trochę umilało nam to trudy jazdy, ponieważ miejscowe rowery zdecydowanie nie są mistrzostwem optymalności, lekkości, czy zaawansowania technicznego. W naszych cały czas walczyłem z przesuwającym się kołem (musiałem co kilka kilometrów ręcznie dokręcać śrubę mocującą koło do ramy), niedziałającą przednią przerzutką (trzeba było przestawiać ją nogą), urwaną dźwignią zmiany biegów, lub za wysokim i niemożliwym do obniżenia siodełkiem itp. To nie jest przypadek skrajny, takich historii z lokalnymi rowerami jest bowiem mnóstwo. Dlatego niektórzy decydują się na zwiedzanie wyspy na własnych, przywiezionych dwóch kołach. Rzeczywiście, po drodze spotkaliśmy kilka mniejszych i większych grupek dość zaawansowanie wyglądających rowerzystów. Jeśli myślicie o czymś podobnym - musicie przygotować się na jazdę ze wschodu na zachód. Przez cały rok na wyspie wieje bowiem wiatr dokładnie w tą stronę. Z doświadczeń własnych dodam tylko, że wiatr choć ciepły, to czasami dość silny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz